Sielankowa ponurość [Markus Dietrich, Pavel Strnad „Misja Sputnik” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To film, z którym można mieć problem. Po pierwsze: jego bohaterami są dzieci, ale temat, który podejmuje, jest rodem ze świata dorosłych. Po drugie: przedstawia czasy schyłkowej NRD w sposób krytyczny, lecz jednocześnie, poprzez swój sielankowy klimat, może zostać odebrany jako obraz odwołujący się do tak zwanej „ostalgii”. O jakim dziele mowa? Wchodzącej właśnie do polskich kin „Misji Sputnik” Markusa Dietricha.
Sielankowa ponurość [Markus Dietrich, Pavel Strnad „Misja Sputnik” - recenzja]To film, z którym można mieć problem. Po pierwsze: jego bohaterami są dzieci, ale temat, który podejmuje, jest rodem ze świata dorosłych. Po drugie: przedstawia czasy schyłkowej NRD w sposób krytyczny, lecz jednocześnie, poprzez swój sielankowy klimat, może zostać odebrany jako obraz odwołujący się do tak zwanej „ostalgii”. O jakim dziele mowa? Wchodzącej właśnie do polskich kin „Misji Sputnik” Markusa Dietricha.
Markus Dietrich, Pavel Strnad ‹Misja Sputnik›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Misja Sputnik | Tytuł oryginalny | Sputnik | Dystrybutor | Vivarto | Data premiery | 5 września 2014 | Reżyseria | Markus Dietrich, Pavel Strnad | Zdjęcia | Philipp Kirsamer | Scenariusz | Markus Dietrich | Obsada | Flora Thiemann, Finn Fiebig, Luca Johannsen, Emil von Schönfels, Devid Striesow, Yvonne Catterfeld, Maxim Mehmet, Ursula Werner | Rok produkcji | 2013 | Kraj produkcji | Belgia, Czechy, Niemcy | Czas trwania | 90 min | WWW | Polska strona | Gatunek | przygodowy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
„Ostalgia” to pojęcie, które narodziło się w latach 90. ubiegłego wieku z połączenia dwóch niemieckich słów: „ost” (wschód) oraz „nostalgie” (nostalgie). Kryje się pod nim, wcale nie tak rzadkie wśród obecnych pięćdziesięcio-, sześćdziesięcio- (i jeszcze starszych) -latków, wychowanych w Niemieckiej Republice Demokratycznej, zjawisko tęsknoty za czasami komunizmu. Za „małą stabilizacją” z epoki Ericha Honeckera i Willego Stopha. Za osłonami socjalnymi i w miarę równym podziałem dóbr (niekoniecznie wystarczającym, ale odbieranym przez ogół społeczeństwa jako sprawiedliwy). Za spokojem społecznym, nad którym „czuwali” aparatczycy SED (czyli Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec) oraz wszechobecni funkcjonariusze Stasi (to jest Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego). Zjawisko to stało się na tyle silne we wschodnich landach zjednoczonych Niemiec, że znalazło nawet swoje odzwierciedlenie w kinematografii; wystarczy wspomnieć o „Słonecznej Alei” (1999) Leandera Haußmanna czy „Good bye, Lenin!” (2003) Wolfganga Beckera. Niejako na drugim biegunie pojawiły się obrazy próbujące zdemitologizować NRD, ukazać przeżarty do szpiku kości totalitaryzmem jej system polityczny, jak chociażby „Życie na podsłuchu” (2006) Floriana Henckel von Donnersmarcka czy „ Barbara” (2012) Christiana Petzolda. Nakręcona w koprodukcji z Czechami i Belgami „Misja Sputnik” lokuje się gdzieś pośrodku. To kinowy debiut, urodzonego w 1979 roku w podberlińskim Strausbergu, Markusa Dietricha. Wcześniej zrealizował on jedynie kilka krótkometrażówek – i być może właśnie z tego powodu, nie do końca ufając jego reżyserskim zdolnościom, czescy producenci postawili u boku Niemca, jako oficjalnego współreżysera, Pavela Strnada. „Misja Sputnik” uznana została przez niemieckich krytyków filmowych za najlepszy krajowy obraz dla dzieci nakręcony w ubiegłym roku, co sugerowałoby, że mamy do czynienia jeśli nie z dziełem wybitnym, to przynajmniej bardzo przyzwoitym. Lecz i co do tego można mieć pewne wątpliwości. Bo choć projekt Dietricha, w dużym stopniu oparty na jego wspomnieniach z dzieciństwa, może się podobać, to jednak ma też kilka poważnych mankamentów. Akcja „Sputnika” rozgrywa się w ciągu kilku listopadowych dni 1989 roku. Tak się składa, że są to jednocześnie ostatnie dni przed obaleniem muru berlińskiego, które to wydarzenie – w pewnym uproszczeniu – otworzyło drogę do zjednoczenia Niemiec. Był to okres dla komunistycznych władz państwa wschodnioniemieckiego wyjątkowo trudny. Po przełomie politycznym w Polsce także mieszkańcy NRD domagali się zmian, a kiedy trafili na opór SED, zaczęli masowo uciekać, nielegalnie przekraczając mniej strzeżone granice z Czechosłowacją bądź Polską. Widząc, co się dzieje, Erich Honecker postanowił rozpocząć wielką ofensywę propagandową, której głównym punktem były, odbywające się w Berlinie (wschodnim) 7 października 1989 roku, uroczyste obchody czterdziestolecia powstania Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Miały być pokazem siły i jedności partii komunistycznej, ale bardziej przypominały stypę; w efekcie niespełna dwa tygodnie później dotychczasowy przywódca SED i przewodniczący Rady Państwa w jednym został odsunięty od sprawowanych urzędów i zastąpiony przez młodszego o pokolenie i już nie tak bardzo twardogłowego (chociaż umoczonego w nieprawości władzy) Egona Krenza. Wiatr zmian omiótł nie tylko Berlin, ale dotarł również na prowincję – do położonego niedaleko stolicy miasteczka Malkow (można podejrzewać, że pod tą fikcyjną nazwą Markus Dietrich ukrył swój rodzinny Strausberg). Większość mieszkańców, odpowiednio zindoktrynowanych, nie wierzy jednak w to, by w rzeczywistości coś miało się zmienić. Dlatego niektórzy, jak wujek głównej bohaterki, Mike (w tej roli Jacob Matschenz), marzy o wyjeździe na Zachód; stara się o zgodę na emigrację już od dawna, aż w końcu ją otrzymuje. Ale pod warunkiem, że zniknie dosłownie z godziny na godzinę; najpóźniej do wieczora ma przekroczyć granicę NRD. Ta wiadomość wstrząsa dziesięcioletnią Frederike Bode (gra ją młodziutka Flora Li Thiemann, mająca już za sobą występ w „Szczęściu” Doris Dörrie), dla której wujek Mike był kimś znacznie więcej niż krewnym, był najbliższym przyjacielem, podzielającym jej fascynację lotami kosmicznymi. To właśnie do spółki z Mikiem i dwoma kolegami ze szkoły, Jonathanem Rheinhardtem (Luca Johanssen) i Fabianem Schwartzem (Finn Fiebig), Rika konstruowała sputnika, mając nadzieję, że uda się go wynieść w kosmos balonem. Bez wujka szanse na dokończenie prac są niewielkie. Dlatego też dziewczynka, oglądając w telewizji kolejny odcinek „Star Treka”, wpada na pomysł, aby skonstruować maszynę, dzięki której możliwe będzie teleportowanie mężczyzny z Berlina Zachodniego do Malkow. Do tego celu dzieciaki potrzebują jednak odpowiedniego sprzętu; próba jego zakupu zwraca natomiast uwagę miejscowego komendanta policji (Volkspolizei), wyjątkowo ciętego na niesubordynowaną Rikę Maudera (został on obdarzony twarzą Devida Striesowa, znanego między innymi z „Upadku” i „ Fałszerzy”), który najchętniej wpakowałby dziesięciolatkę (i całą jej rodzinę) za kratki. „Misja Sputnik” jest przede wszystkim filmem dla dzieci. Chciałoby się dodać: niemieckich dzieci. I to na dodatek głównie tych z dawnej NRD. Które dzięki opowieściom swoich rodziców, względnie dziadków, są w stanie zrozumieć – bardzo istotne w tym przypadku – tło historyczne i obyczajowe fabuły. Jeśli nad tym aspektem obrazu przejdziemy mimo, co pozostanie? Opowieść o nieco zwariowanych dziesięciolatkach, które próbują urzeczywistnić marzenie rodem z filmów science fiction. Pomysł – fajny. Problem w tym jednak, że Dietrich nie potrafił do końca zdecydować się, jaki film chce nakręcić. Jak na przygodowy, przygód szkolnych urwisów jest tu zdecydowanie za mało. Z kolei wątek fantastycznonaukowy jest tak zagmatwany, że dorosły widz może się w pewnych jego aspektach pogubić, a co dopiero oglądające „Sputnika” dziecko. Najciekawsze jest natomiast to, co młodych prawdopodobnie interesować będzie najmniej (albo nawet wcale), czyli portret małomiasteczkowej społeczności kraju, który właśnie chyli się ku upadkowi, nic przy tym nie tracąc z opresyjności. Mamy więc sielankowy obraz mieszkańców Malkow, spotykających się po pracy w prowadzonej przez rodziców głównej bohaterki gospodzie, która pełni tak naprawdę funkcję centrum rozrywkowego, kulturalnego i politycznego. Odbywają się w niej nawet spotkania lokalnej komórki SED, do której, jak można sądzić, należy większość dorosłych. Z drugiej jednak strony niemal wszyscy, jak jeden mąż (oczywiście z wyjątkiem wiernego idei Maudera), dają się ponieść euforii nadchodzących wielkimi krokami przemian. Młody Markus mógł to postrzegać w ten sposób, ale dorosły Dietrich powinien pokazać to na ekranie w bardziej przekonujący sposób. Inna sprawa, że trochę trudno uwierzyć, iż nagle 90 procent – jeśli nie więcej – mieszkańców Malkow okazuje się zakamuflowanymi przeciwnikami komunizmu. Odkładając na bok zastrzeżenia, jest przynajmniej jeszcze jeden powód, dla którego warto obejrzeć „Misję Sputnik” – po to, by uzmysłowić sobie, że w naszym, polskim, baraku, wstrząsanym od czasu do czasu niepokojami społecznymi, żyło się jednak weselej.
|
Akurat w to, że "nagle 90 procent – jeśli nie więcej – mieszkańców Malkow okazuje się zakamuflowanymi przeciwnikami komunizmu" jestem w stanie uwierzyć. W Polsce po 1989 też miały miejsce podobne "cudowne" nawrócenia.