Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ridley Scott
‹Królestwo niebieskie›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrólestwo niebieskie
Tytuł oryginalnyKingdom of Heaven
Dystrybutor CinePix
Data premiery6 maja 2005
ReżyseriaRidley Scott
ZdjęciaJohn Mathieson
Scenariusz
ObsadaOrlando Bloom, Eva Green, Liam Neeson, Jeremy Irons, Nikolaj Coster-Waldau, Brendan Gleeson, Edward Norton, Michael Sheen, David Thewlis
MuzykaHarry Gregson-Williams
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiMaroko, USA
WWW
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Nie dla nas, nie dla nas, Panie…
[Ridley Scott „Królestwo niebieskie” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 »

Marcin T.P. Łuczyński

Nie dla nas, nie dla nas, Panie…
[Ridley Scott „Królestwo niebieskie” - recenzja]

Ruch pielgrzymkowy nasilił się w XI stuleciu, co miało związek z ogólnym wówczas ożywieniem religijnym zachodniego chrześcijaństwa, a także z energiczną akcją mnichów klunackich, którzy organizowali pielgrzymki do wspomnianego w cytacie grobu św. Jakuba z Compostelli i do Palestyny. Do Jerozolimy wyruszały całe rzesze pątników różnego stanu: możni feudałowie, duchowni z różnych pozycji w hierarchii, a także biedota. Dla przykładu: w latach 1064 – 1065 pobożną wędrówkę do Ziemi Świętej odbyła grupa z Niemiec, prowadzona przez biskupa bamberskiego Guntera, licząca około 12 tysięcy mężczyzn i kobiet. Zwykle takie grupy liczyły do tysiąca osób, wyruszające czasem aż z dalekiej Skandynawii (w 1034 roku stawił się w Jerozolimie jeden z najsłynniejszych wikingów Harald Hardrade (Okrutny), późniejszy król Norwegii).
Pielgrzymki często były pokutą za ciężkie grzechy (za zabójstwa, za przemoc i gwałt stosowane przez możnych panów podczas różnych wojen czy zatargów). Z czasem stało się to wręcz zjawiskiem społeczno-religijnym tak mocno osadzonym w kulturze i świadomości, że nawet wielkim bohaterom przypisywano nawiedzenie Ziemi Świętej – jak choćby Królowi Arturowi czy Karolowi Wielkiemu, a nawet Robin Hoodowi.
Podobnie w krew wchodziło pojęcie świętej wojny, kłócącej się z Ewangelią i wyraźnymi nakazami Jezusa Chrystusa unikania przemocy. Wojnę z poganami uznano za konieczną i sprawiedliwą, jeśli była prowadzona w obronie Kościoła i dla odparcia jego wrogów. Z czasem nawet ta granica została przekroczona, co wynikało ze ścisłych związków i współdziałania Kościoła z monarchią, władzy religijnej z władzą świecką. Wszystkie wojny zaborcze wobec Sasów, Słowian czy Awarów były uznawane za dobro wyświadczane chrześcijaństwu. Gdzieś w IX wieku wojna staje się uznaną przez Kościół metodą ekspansji chrześcijaństwa, a ci, którzy polegli w walce z „poganami”, to męczennicy wiary. To owocuje energicznymi działaniami przeciwko najazdom Normanów i Węgrów, a XI wieku – reconquistą w Hiszpanii, która ma odzyskać ziemie zagarnięte przez Saracenów. Wtedy właśnie wykształca się obyczaj święcenia sztandarów bojowych czy błogosławienia broni, w kościelną ceremonię rozrasta się obrzęd pasowania na rycerza. Powstaje etos chrześcijańskiego wojownika.
Przestaje być również ewenementem to, że papieże prowadzą wojny. XI-wieczne papiestwo toczyło zmagania o uwolnienie się spod zależności wobec cesarza (określa się to mianem „sporu o inwestyturę”), a nawet próbowało zdobyć władzę zwierzchnią nad chrześcijańskim światem. Namiestnicy Kościoła albo sami, jak Leon IX, prowadzili wojny, albo patronowali im, jak Aleksander II. Ziemie odbierane „niewiernym” stawały się własnością Kościoła, którą faktyczni zdobywcy obejmowali we władanie jako „lenno św. Piotra”.
Nie dziwi zatem, że gdy możliwość bezpiecznego odbywania pielgrzymek do Ziemi Świętej ustała wskutek działań Turków Seldżuckich, którzy nie tylko napadali na pielgrzymów, ale uciskali również miejscowych chrześcijan, w Europie coraz bardziej narastały wrogie wobec islamu nastroje i idea walki mieczem w obronie wiary nie budziła żadnych kontrowersji czy sprzeciwów. Toteż, kiedy nadeszła pora, odzew na wezwanie do walki zbrojnej o odzyskanie tych miejsc był bardzo duży. Z pojedynczej wyprawy wyrodził się on w masowych ruch, silny nad wyraz w XII i XIII wieku, a w chrześcijaństwie łacińskim utrzymujący się w zasadzie do końca średniowiecza.
• • •
27 listopada 1095 roku papież Urban II ogłosił w Clermont plan wyprawy, której celem było uwolnienie ziem chrześcijańskich na Wschodzie spod władania Turków Seldżuckich. Aby uzyskać duży odzew, obiecał uczestnikom bezkarność i opiekę Kościoła (w tej liczbie odpuszczenie grzechów i nagrodę w niebie).
Zabawny błąd charakteryzatorów – Liam Neeson ucharakteryzowany na Elfa do „Władcy pierścieni”
Zabawny błąd charakteryzatorów – Liam Neeson ucharakteryzowany na Elfa do „Władcy pierścieni”
Na odzew nie trzeba było długo czekać. W końcu 1096 roku pod murami Konstantynopola, imponującej stolicy Wschodniego Imperium, Cesarstwa Bizantyjskiego, zgromadziły się liczne oddziały rycerstwa. Rycerzy francuskich przywiódł Hugo z Vermandois, brat króla Francji. Dwaj inni możni feudałowie, książę dolnolotaryński Gotfryd z Bouillon i jego brat Baldwin z Boulogne przyprowadzili dużą, dobrze uzbrojoną i wyekwipowaną armię rycerstwa Lotaryngii i Walonii. W roku 1097, w kwietniu przybył do stolicy nad Bosforem do niedawna groźny przeciwnik Bizantyńczyków, Boemund z Tarentu, doświadczony żołnierz i dobry dowódca, wiodąc małą wprawdzie, ale bitną, doskonale wyćwiczoną i zdyscyplinowaną armię włoskich Normanów, znanych awanturników. Zaraz po nim przybył pod Konstantynopol hrabia Tuluzy, spokrewniony z rodem królów Aragonu Rajmund z Saint-Gilles wraz z dużą armią rycerzy południowej Francji. Razem z nim podróżował legat papieski Ademar z Monteil, biskup Le Puy. Na końcu wreszcie dotarli na miejsce zgrupowania rycerze z północnej Francji i Flandrii. Razem z nimi przybyły oddziały konne i piesze wojsk Anglii, Szkocji i Brabancji. Na ich czele stali: Robert książę Normandii, Stefan z Blois, jego szwagier, oraz kuzyn obu, Robert hrabia Flandrii.
Liczebność tej armii nie jest dziś łatwa do ustalenia. Relacje współczesnych tym wydarzeniom kronikarzy są częstokroć fantastyczne i przesadzone – padają w ich świadectwach porównania do szarańczy, ziaren piasku morskiego czy gwiazd na niebie. Mateusz z Edessy ocenił siłę wojsk chrześcijańskich na pół miliona. Fulcher z Chartres, uczestnik pierwszej krucjaty, podał liczbę 600 tysięcy ludzi. Podobnie szacował Albert z Akwizgranu. Ekkehard, opat z Aury, konfrontując relacje uczestników tej wyprawy, oszacował liczebność wojsk na 300 tysięcy. Rajmund z Aguilers, również uczestnik i kronikarz wyprawy, podał estymację najostrożniejszą: 100 tysięcy ludzi. Ta liczba jest najbliższa prawdy, dziś przyjmuje się, że od jesieni 1096 roku do lata 1097 z różnych stron Europy Zachodniej dotarło w granice Cesarstwa Bizantyjskiego od 60 do 100 tysięcy ludzi.
Inna sprawa, że nie wszyscy byli żołnierzami. Wielu rycerzom towarzyszyły rodziny; zabierali żony, dzieci. Ponadto nie sposób zapomnieć, że wokół wojska – jak to we wszystkich średniowiecznych armiach – obracało się mnóstwo ludzi pełniących wobec niego role pomocnicze: kowale, rymarze, płatnerze, cieśle, a także inni rzemieślnicy, którzy byli potrzebni czy to w czasie przemarszu, czy przy organizowaniu postojów, czy w oblężeniach i zdobywaniu miast (np. do robienia podkopów pod murami). Sporą grupę stanowili różnej maści służący i pachołkowie (każdy rycerz miał co najmniej jednego), którzy dbali o ekwipunek swego pana, o ich rumaki bojowe i podjezdki. No i, last but not least, trzeba pamiętać o dużej grupie różnej rangi duchowieństwa, począwszy od możnych biskupów i prałatów, którzy z racji bycia feudalnymi panami, wyruszali na czele własnych oddziałów, poprzez zwykłych ubogich księży, skończywszy na klerykach czy zbiegłych z klasztorów mnichach. Ich rola nie ograniczała się bynajmniej do posługi duchowej – wielu, wbrew wyraźnym zakazom prawa kościelnego, brało chętnie udział w walce i nie rezygnowali oni bynajmniej z przynależnych zwycięzcom owoców.
Dość powiedzieć, że Aleksy I Komnenos, cesarz Bizancjum, nie spodziewał się tak licznej armii, mimo iż sam się o nią prosił. Cesarstwo, które objął swym władaniem, upadało pod naporem niszczycielskich najazdów Węgrów, Normanów, Pieczyngów i Turków Seldżuckich, którzy zajęli włości cesarstwa w Azji Mniejszej, docierając aż do brzegów Dardaneli i Bosforu. Państwo osłabione walkami dynastycznymi, kryzysem gospodarczym, tudzież rebeliami podbitych wcześniej ludów, mogło nie wytrzymać dalszego parcia Turków.
Bizancjum opierało swą siłę militarną na wojskach najemnych, zaciąganych głównie we Francji, Anglii i Niemczech. Stąd też, w obliczu zagrożenia, cesarz Aleksy zabiegał o nowe oddziały z Europy Zachodniej. Wysłał z początkiem marca 1095 roku swoich posłów do Piacenzy, prosząc papieża Urbana II o pomoc w walce z Seldżukami. Zamiast spodziewanych paru tysięcy rycerstwa, na jego ziemie runęła prawdziwa lawina, niosąc ze sobą różnej maści bandytów, awanturników, zbójów i każdego, kto podążał za szlachetnymi panami, głodny zdobyczy i bezkarnego mordowania, w dodatku nagradzanego odpuszczeniem grzechów i życiem wiecznym. Dwór cesarstwa z przerażeniem patrzył, jak przez jego ziemie przewala się fala nieokrzesanych prostaków, ludzi wiarołomnych i niewiarygodnie wręcz chciwych, porównywanych bez większej przesady do hordy barbarzyńskiej.
Obawy władców Bizancjum wobec tych ludzi, którzy pożądliwie rozglądali się po przepięknym Konstantynopolu, kapiącym od kosztownych dzieł sztuki i iście baśniowych skarbów Wschodu, jednocześnie z pogardą odnoszących się do Greków, ustrojonych, uszminkowanych arystokratów z obsypanych klejnotami szatach, otoczonych niewolnikami i eunuchami – miały się ziścić, ale dopiero w roku 1204. Póki co, przystąpiono do przeprawy przez morze, którą Aleksy skwapliwie zorganizował, chcąc się pozbyć tej niepewnej masy ludzi ze swoich ziem.
To był początek rozumianych pod maksymą „gesta Dei per Francos” „czynów Boga zdziałanych za pośrednictwem Franków”; tak rozpoczynał się nowy rozdział w dziejach Europy i Bliskiego Wschodu, czas masowych, zbrojnych wypraw, których celem było uwolnienie Ziemi Świętej i innych ziem chrześcijańskich na Wschodzie spod pogańskiego jarzma. A przynajmniej celem formalnym.
• • •
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Bohaterów brak
— Tomasz Kujawski

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.