Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ridley Scott
‹Królestwo niebieskie›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrólestwo niebieskie
Tytuł oryginalnyKingdom of Heaven
Dystrybutor CinePix
Data premiery6 maja 2005
ReżyseriaRidley Scott
ZdjęciaJohn Mathieson
Scenariusz
ObsadaOrlando Bloom, Eva Green, Liam Neeson, Jeremy Irons, Nikolaj Coster-Waldau, Brendan Gleeson, Edward Norton, Michael Sheen, David Thewlis
MuzykaHarry Gregson-Williams
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiMaroko, USA
WWW
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Nie dla nas, nie dla nas, Panie…
[Ridley Scott „Królestwo niebieskie” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4

Marcin T.P. Łuczyński

Nie dla nas, nie dla nas, Panie…
[Ridley Scott „Królestwo niebieskie” - recenzja]

Taki początek jest zresztą symptomatyczny dla całości kreacji tej postaci, bo dalej Balian wyrasta nagle na rycerza (jego ranny ojciec sam go na niego pasuje), feudała, jednego z najprzedniejszych wojów wspomnianego Trędowatego Króla. W dodatku, ni z stąd, ni zowąd staje się domorosłym strategiem, obliczającym zasięg rażenia katapult, sugerującym ruchy wojsk. No i okazuje się, że jest piśmienny. Momentami ten rozkwit charakteru młodego rycerza jest pokazany w sposób doprawdy przesadzony – on jeden, patrząc na piaszczystą, suchą ziemię swych włości, wpada na genialną iście myśl: żeby ona rozkwitła, potrzebuje wody, a żeby mieć wodę, trzeba wykopać studnię. Pokazano to tak, jakby podobny wniosek wymagał przebłysku geniuszu i nikt inny na to nie wpadł, zanim zza morza nie przybył dziedzic. Owa nachalność sprawiła, że przestałem patrzeć na tę scenę dosłownie, a zacząłem doszukiwać się w niej czegoś na kształt symbolu: oto młode serce, spragnione pokuty, a jednocześnie szlachetne (Balian darowuje wolność słudze pokonanego pana, oddaje mu również zdobytego konia), zjawia się na ojcowiźnie i robi wszystko, by okazać się godnym następcą; nie przewraca mu się w głowie od nagle otrzymanych godności i tytułów, kopie ową studnię razem z innymi, nie bacząc na pył brudzący koszulę; wysiłek jest nagrodzony, woda wypływa, a gdy już jest po wszystkim, pan włości ramię w ramię ze swoimi robotnikami wraca z pola do domu. Ot, taka sobie wcielona równość synów „Królestwa Niebieskiego”, o której roiła biedota, gdy wyruszała z Europy.
Muszę przyznać, że Orlando Bloom wyszedł z tej roli w miarę obronną ręką. Świetnie pasował na Legolasa we „Władcy pierścieni”, ale ten sam styl gry w „Piratach Karaibów”, gdzie wystąpił jako Will Turner, już tylko drażnił. Tutaj ilość prezentowanej przezeń egzaltacji na centymetr kwadratowy filmu utrzymuje się na poziomie w miarę bezpiecznym dla widza, wystarczającym, by uwypuklić niewątpliwy zamiar zawarcia w filmie elementów idealistycznych (chociaż nawet to ma stosowną kontrę, bo pada tam zdanie „Królestwo Jerozolimskie nie potrzebuje błędnych rycerzy”).
• • •
Jeśli chodzi o pozostałe kreacje aktorskie, to uwagę zwraca król Baldwin IV, niewątpliwie jedna z najciekawszych postaci w filmie. Wprawdzie kreuje ją Edward Norton, niemniej świadczy o tym tylko jego głos i oczy wyzierające spod srebrnej maski, która chroni przed spojrzeniami postronnych zniekształconą trądem twarz. Ani razu aktora tak naprawdę nie widać – nawet gdy umiera i jego siostra Sybilla zdejmuje mu maskę, ukazują się pod nią ohydnie zmienione rysy. A jednak ten słaby i dogasający król ma swoją charyzmę i autorytet, które dobrze widać, gdy prowadzi wojska pod siedzibę Renalda z Chatillon, by ukarać go za złamanie rozejmu.
A propos słonia – wspomniany warchoł odgrywany przez Brendana Gleesona wespół z Guidonem z Lustignan (w tej roli Marton Csokas) to właściwie jedyne czarne charaktery w filmie. Niewątpliwie obaj są winni ostatecznego upadku Królestwa Jerozolimskiego. Pierwszy z nich regularnie łamał ustanowiony z Saladynem rozejm, napadając na kupieckie karawany. Drugi, tyleż urodziwy, co nieudolny i głupi mąż siostry króla, Syblli, otrzymał z jej rąk koronę i już jako król powiódł krzyżowców ku zagładzie. O ile w przypadku Renalda próbowano stworzyć coś na kształt charakterologicznego usprawiedliwienia (w scenie napadu na obóz siostry Saladyna Renald mówi sam do siebie, choć bardziej do widza: „Jestem, jaki jestem – ktoś musi być”), o tyle Guidonowi nie dano już żadnych forów – apogeum był okrutny mord dokonany przezeń na posłańcu Saladyna.
W rzeczywistości Saladyn „darował go zdrowiem”, bo było mu na rękę to, że na czele Franków pozostawał tak nieudolny, głupi i niezdecydowany władca, który więcej czynił szkody, niż pożytku (z podobnych względów w pewnym momencie II Wojny Światowej alianci przestali rozważać możliwość dokonania zamachu na Hitlera i odmawiali poparcia dla wszelkich przedsięwzięć tego typu podejmowanych przez niemiecką opozycję). A co do Renalda, jego los był taki, jak w filmie – marny.
Armie klonów pojawiały się już w Ziemi Świętej
Armie klonów pojawiały się już w Ziemi Świętej
Warto wspomnieć jeszcze Tyberiusza (w tej roli Jeremy Irons), który należał do grupy rycerzy wiernych królowi, podobnie jak jego przyjaciel, ojciec Balina, Godfrey. Nie wahał się karać tych, którzy łamali królewskie nakazy (vide scena z powieszeniem templariuszy) i był właściwie jedyną podporą monarchy w jego dążeniach do utrzymania pokoju. Mam wrażenie, że odpowiadał on historycznej postaci Rajmunda z Trypolisu, choć przeczyłaby temu jego odmowa udziału w walkach prowadzonych przez Guidona po objęciu tronu – ani jego, ani Baliana nie ma w bitwie na Rogach Hattin, podczas gdy to fatalna w skutkach propozycja Rajmunda, dotycząca rozbicia obozu, pogrzebała szanse zwycięstwa wycieńczonych i pozbawionych wody Franków.
• • •
W tej chmarze mniej lub bardziej urodziwych i honorowych mężów widoczna jest tylko jedna kobieta: Sybilla, siostra króla, żona Guidona. O jej urodzie nie będę się rozpisywał, wszak „de gustibus…”, niemniej w filmie możemy obejrzeć jej dwa wyjątkowe dokonania: wyjątkowo wyprany z chemii i namiętności romans z Balianem i wyjątkowo głupią decyzję koronowania Guidona na króla. Muszę przyznać, że dawno już nie widziałem tak doskonale bezbarwnej kobiecej roli – sam nie wiem, czy to za przyczyną niezbyt udanej aktorskiej kreacji, czy raczej czasów i kultury, w których znaczące, władcze kobiety, z wpływami sięgającymi choć trochę poza harem i „robótki”, nie zdarzały się zbyt często. Nawet w królewskich rodach.
• • •
O tym, które wzgórze jerozolimskie będzie doznawać kultu jako Golgota, zadecydowała matka cesarza Konstantyna, święta Helena, w roku 326. To ona, wedle tradycji, odszukała szczątki Krzyża Świętego (legendę o tym pięknie zobrazował Piero della Francesca w kościele Św. Franciszka w Arezzo). Owe szczątki zostały wbudowane w relikwiarz (mający oczywiście kształt krzyża), pokryty złotem i klejnotami. Wojska krzyżowców nosiły tę relikwię ze sobą, w jej blasku tocząc bój. W filmie jest on pięknie ukazany, jaśniejący w słońcu, tyle że… jest on pełnowymiarowy. Tymczasem istnieje wiele świadectw, że podczas bitwy na rogach Hattin próbowano ów krzyż zakopać (podam jedno, z „Turniejów Bożych” Pierre’a Barreta i Jean-Noela Gurganda: „[…] Obrońcy Prawdziwego Krzyża chcą iść w ślad za nim. Na chwilę odcinają się od reszty swej armii. […] Wre zażarta walka. To wojna w wojnie. Zrzucony z konia biskup Lyddy pragnie zakopać świętą relikwię. Kładzie koło siebie wielki krzyż z sykomory, gdzie wśród rubinów i szmaragdów spoczywa inkrustowany odłamek krzyża, na którym przed tysiącem lat umarł Bóg wcielony w człowieka. Biskup drapie paznokciami rozpaloną ziemię, wyrywa palce spod czarnych kamieni, lecz żłobi tylko śmiesznie małą bruzdę. […] Sam Błękitny Wilk z okrzykiem tryumfu zawładnął Prawdziwym Krzyżem i wlecze go za koniem.”)
Brak mi wiedzy na temat rzeczywistych rozmiarów tego szczególnego krzyża. Tak na chłopski rozum, wnioskując po kilku przypisach w książce „Hatting 1187”, wydaje mi się, że był porównywalny do tych, które są noszone podczas procesji – w książce czytamy: „Podczas ważnych wypraw wojennych dzierżył go patriarcha Jerozolimy, bądź inny wysoki rangą duchowny”. Stąd też mam wrażenie, że w filmie srodze przesadzono, ukazując pełnowymiarowy, prowadzony na jakimś powozie krzyż. Niemniej, widok tego krucyfiksu na czele licznej jak mrowie armii jest imponujący.
Z krzyżem wiąże się jeszcze jedna scena filmu. Saladyn, który na pytanie Balina: „Ile warta jest Jerozolima?”, odpowiada: „Nic”, by zaraz potem dodać tryumfalnie: „Wszystko”, wkracza do zdobytego miasta, do jego pałaców i świątyń. Zauważa przewrócony z ołtarza, leżący na podłodze krucyfiks. Zatrzymuje się, z namaszczeniem go podnosi i stawia na właściwym miejscu. Wprawdzie wizja Arabów w tym filmie jest niezwykle grzeczna i uładzona, niemniej trudno tę akurat scenę uważać za kolejną cegiełkę do ich pomnika. Jest to raczej cześć dla niezwykłego i – jak świadczą zapisy źródłowe – wspaniałomyślnego niejednokrotnie wodza, który potrafił zachować rozsądek w morzu otaczającego go fanatyzmu, skutecznie zwalczać wroga i nie szafować krwią swych żołnierzy. Dobrze, że taka scena się w tym filmie znalazła.
• • •
„Królestwo Niebieskie” paradoksalnie nie jest wizją realnych zmagań europejskiego rycerstwa z napierającym nań światem arabskim (mimo, że krwistość bitew mogłaby o tym świadczyć). Przede wszystkim to obraz walki o podtrzymanie nie istniejącego raju, tego czegoś, czego nie da się stworzyć na ziemi. Zbyt wiele tu górnolotnej filozofii, zbyt wiele prób wcielania ideałów, by taki wniosek był nieuprawniony. Jest to wizja głęboko humanistyczna, bo Balian, wygłaszając przemowę do ludu Jerozolimy tuż przed oblężeniem, stwierdza, że Królestwo Niebieskie jest w ludziach i to ich trzeba bronić, a nie murów. W tym uniesieniu pokazuje poddanym, że mogą być tacy, jak on – szybko pasuje będących na podorędziu chłopów na rycerzy. Mimo egzaltacji Baliana, jest to jedna z lepszych scen w tym filmie – może dlatego, że współgra ze zdrowym rozsądkiem patrzenia na honor, godności i męstwo.
Realia były zaś takie, że Balian dostał się do Jerozolimy za zgodą szykującego się do oblężenia Saladyna, ponieważ chciał wydostać stamtąd swoją żonę (obiecał, że spędzi tam tylko jedną noc). Został, ponieważ mieszkańcy przebłagali go, by nie zostawiał ich na pastwę losu (usprawiedliwił się przed Saladynem, który wspaniałomyślnie mu przebaczył i zapewnił jego żonie eskortę).
• • •
Na sam koniec jeszcze tylko drobna uwaga co do muzyki. Otóż momentami sprawia ona wrażenie wiernej wprost kopii ścieżki dźwiękowej z „Trzynastego wojownika” – można w trakcie seansu raz po raz nucić sobie dalszy ciąg. Trochę to denerwujące, choć oczywiście nie brak w niej motywów melodyjnych bardzo charakterystycznych dla Wschodu.
Reasumując: nie polecam „Królestwa niebieskiego”, by poznawać historię wojen krzyżowych, lecz po to, by do tej nauki nabrać apetytu – to dobry początek. Wprawdzie do paru rzeczy się tu przyczepiłem (czego nie zrobiłem li tylko po to, by ta recenzja nie była monotonna), niemniej per saldo film wychodzi na plus i warto go obejrzeć. Choćby tylko po to, by po raz kolejny się przekonać, że wredna ludzka natura potrafi pogrzebać każdy szlachetny zamiar, nawet jeśli jest nim marzenie o raju na ziemi, kołaczące się w głowach kilku błędnych rycerzy.
P.S. Wprawdzie jest to recenzja filmu, niemniej pozwolę sobie drobnym wtrętem polecić książkę Piotra Biziuka „Hattin 1187”, wydaną przez „Bellonę” w znanej serii „Historyczne bitwy” (recenzje innych pozycji tej serii „Esensja” zamieszczała całkiem niedawno). Prezentuje ona – bazując na takich monumentach traktujących o temacie krucjat, jak „Dzieje wypraw krzyżowych” Stevena Runcimana czy „Rycerze w habitach” Edwarda Potkowskiego – bardzo ciekawą syntezę zarówno samego zjawiska parcia Europy na Wschód, jak i okoliczności tej wielkiej bitwy, która przekreśliła szanse na stworzenie chrześcijańskiego imperium „pośród pogan”. Szczególnie polecam lekturę książki, zanim pójdzie się do kina na „Królestwo niebieskie” – film jest wtedy bardzo wartościowym i efektownym uzupełnieniem. Choć ma to również złą stronę – widać wszystkie braki i przeinaczenia. Ale to też ma swoją wartość.
koniec
« 1 2 3 4
18 maja 2005
Bibliografia
  1. „Rycerze w habitach” Edward Potkowski
  2. „Hattin 1187” Piotr Biziuk
  3. „Historia krucjat” Praca zbiorowa pod redakcją Jonathana Riley-Smitha
  4. Wikipedia (pl.wikipedia.org)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Bohaterów brak
— Tomasz Kujawski

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.