„Wilk” w owczej skórze [„Mało prawdopodobny morderca” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Rok temu szwedzka prokuratura uznała, że śledztwo w sprawie zabójstwa Olofa Palmego zostało oficjalnie zakończone. Jednocześnie wskazano najbardziej prawdopodobnego zamachowca. Postawić go przed sądem i dowieść winy jednak już nie można. Dlaczego? I czy to rzeczywiście on zastrzelił premiera Kraju Trzech Koron – dowiecie się z doskonałego miniserialu Netflixa… „Mało prawdopodobny morderca”.
„Wilk” w owczej skórze [„Mało prawdopodobny morderca” - recenzja]Rok temu szwedzka prokuratura uznała, że śledztwo w sprawie zabójstwa Olofa Palmego zostało oficjalnie zakończone. Jednocześnie wskazano najbardziej prawdopodobnego zamachowca. Postawić go przed sądem i dowieść winy jednak już nie można. Dlaczego? I czy to rzeczywiście on zastrzelił premiera Kraju Trzech Koron – dowiecie się z doskonałego miniserialu Netflixa… „Mało prawdopodobny morderca”.
‹Mało prawdopodobny morderca›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Mało prawdopodobny morderca | Tytuł oryginalny | Den osannolika mördaren | Dystrybutor | Netflix | Data premiery | 5 listopada 2021 | Reżyseria | Charlotte Brändström, Simon Kaijser | Zdjęcia | Aril Wretblad | Scenariusz | Wilhelm Behrman, Thomas Pettersson, Niklas Rockström | Obsada | Robert Gustafsson, Eva Melander, Björn Bentsson, Fredrik Gunnarsson, Peter Andersson, Peter Viitanen, Cilla Thorell | Rok produkcji | 2021 | Kraj produkcji | Szwecja | Liczba odcinków | 5 | Czas trwania odcinka | 228 min | Gatunek | dramat, kryminał, psychologiczny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Temat zamachu na socjaldemokratycznego premiera Szwecji Olofa Palmego, do którego doszło w piątek 28 lutego 1986 roku (blisko czterdzieści minut przed północą), powraca co jakiś czas w różnych formach. Zajmowali się nim beletryści, jak chociażby Leif GW Persson w swojej „ Trylogii policyjnej” (2002-2007), i liczni dziennikarze śledczy – vide podążający tropem wyznaczonym przez autora cyklu „Millennium” Stiega Larssona Jan Stocklassa (by pozostać jedynie przy dziełach, jakie doczekały się polskich wydań). W tym samym co druga z wymienionych pozycji ukazała się także książka Thomasa Petterssona – i to ona właśnie stała się podstawą mającego światową premierę na początku listopada (na platformie Netflix) miniserialu „Mało prawdopodobny morderca”. Pettersson przez lata badał sprawę zamachu; dokładnie przyglądał się śledztwu policyjnemu i rozprawiał z kolejnymi – mniej lub bardziej wiarygodnymi – wersjami. Na koniec uznał, że z wielkim prawdopodobieństwem człowiekiem, który feralnego wieczoru, a właściwie już nocy, oddał dwa strzały w plecy premiera, był Stig Engström, potocznie nazywany – od miejsca zatrudnienia – „Skandia Man”. Dwa lata później – dokładnie stało się to 10 czerwca 2020 roku – prokurator Krister Petersson podczas konferencji prasowej oznajmił, że również zdaniem szwedzkich służb Engström jest głównym podejrzanym. Niestety, niemożliwe już było postawienie go przed sądem, albowiem niemal dokładnie dwadzieścia lat wcześniej popełnił on samobójstwo, zabierając jedną z najbardziej intrygujących tajemnic w dziejach dwudziestowiecznej Szwecji do grobu. Kiedy po konferencji Kristera Peterssona Netflix postanowił nakręcić film opowiadający o tym konkretnym wątku trwającego trzydzieści cztery lata śledztwa, wyznaczeni do napisania scenariusza pisarze – Wilhelm Behrman i Niklas Rockström (obaj odpowiedzialni za serial „Kalifat”, a ten drugi także za „Alexa. Brudnego glinę”) – sięgnęli właśnie po książkę Thomasa Petterssona. Historię, doprowadzoną aż do czerwca ubiegłego roku, rozpisano na pięć odcinków, a jej przeniesieniem na „mały ekran” zajęli się urodzona w Paryżu, ale wykształcona w Stanach Zjednoczonych Charlotte Brändström (między innymi pojedyncze odcinki „ Wallandera”, „Johana Falka” i „Wiedźmina”) oraz znacznie mniej od niej doświadczony Simon Kaijser. Oprócz wątku stricte kryminalnego autorzy uwypuklili także inne: „Mało prawdopodobny morderca” jest bowiem zarówno dramatem psychologicznym, jak i – chociaż w mniejszym stopniu – opowieścią o życiu politycznym Szwecji po drugiej wojnie światowej. Ktoś mógłby się zastanawiać, czy wspominając już w drugim akapicie o Stigu Engströmie nie spojleruję. Nic z tych rzeczy! Serial zaczyna się właśnie od sceny, w której widzimy idących ulicą Sveavagän (po seansie kinowym) Lisbeth i Olofa Palme i podchodzącego do nich od tyłu Engströma. Mężczyzna wyciąga broń – to, jak się później dowiadujemy, Magnum 357 – i strzela do niespodziewającego się ataku premiera. A potem ucieka w Tunnelgatan i wbiega po schodach na ulicę prostopadłą do Sveavagän. Widzimy jego twarz (a w zasadzie twarz aktora Roberta Gustafssona), a kilka minut później dowiadujemy się również, gdzie pracuje (siedziba przedsiębiorstwa ubezpieczeniowego Skandia mieści się bardzo blisko miejsca zamachu), jak ma na imię i jak się nazywa. On sam zresztą nie ukrywa, że w momencie tragedii był tam obecny, że wszystko widział na własne oczy. Ba! już następnego dnia, dzwoniąc do redakcji jednej z gazet sztokholmskich, Engström zaczyna tworzyć własną legendę – człowieka, który udzielał pierwszej pomocy umierającemu Palmemu, a następnie próbował pomóc policjantom ścigającym zabójcę. Wielkie zamieszanie, jakie zapanowało na rogu Sveavagän i Tunnelgatan, miało być też przyczyną tego, że niektórzy świadkowie jego właśnie opisywali – oczywiście niezgodnie z prawdą – jako zamachowca. W ten sposób Stig buduje sobie alibi na wypadek, gdyby rzeczywiście zaczęto go wiązać ze śmiercią premiera. Ale z drugiej strony jest żądnym rozgłosu mitomanem, więc komunikując się z mediami, dokładne kolejne warstwy narracji. Jego opowieść obrasta szczegółami, które łatwo byłoby zweryfikować jako kłamstwa, gdyby tylko ktoś się tym zajął. Dlaczego tego nie zrobiono? Można to wyjaśnić tylko ogromnym szokiem, jaki udzielił się również policjantom, oraz gigantycznymi bałaganem i chaosem, jakie panowały w pierwszych dniach dochodzenia. Mimo to znajduje się policjant – wiekowy już Arne Irvell (w tej roli Peter Andersson, czyli perwersyjny Nils Bjurman z filmowego „Millennium”) – który właśnie „Skandia Mana” typuje na zabójcę i zaczyna go rozpracowywać. Ta teoria nie pasuje jednak do politycznych kalkulacji. Szefostwo Irvella, nie wierząc do końca w sprawstwo „samotnego wilka”, woli szukać spiskowców wśród Jugosłowian, Afrykanerów, Hindusów, Kurdów, skrajnych prawicowców, a nawet podejrzewać CIA. Engström tymczasem, a mijają lata od zamachu, przygląda się tym policyjnym „tańcom na lodzie” i od czasu do czasu przypomina o swoim „bohaterstwie” w wywiadach prasowych. Z czasem jednak popada w coraz większe zapomnienie, co jest, jeśli wierzyć autorom serialu, największą dla niego karą. I tu dotykamy ważnych aspektów psychologicznych. Dzieło Brändström i Kaijsera nie jest bowiem wcale filmem o Olofie Palme; jego głównym – można nawet powiedzieć, że tytułowym – bohaterem jest Stig Engström, o którego smutnym, pozbawionym głębszego sensu i nadziei na lepszą przyszłość życiu dowiadujemy się z kolejnych odcinków całkiem sporo. Wyłania się z nich portret człowieka ambitnego, ale pozbawionego talentu. Człowieka, który od czasów studiów był pośmiewiskiem kolegów. Który podatny był na sugestie otoczenia, a poglądy, chcąc przypodobać się innym, zmieniał jak kameleon. Podstawowym pytaniem, jakie pojawia się w „Mało prawdopodobnym mordercy”, jest nie „kto zabił?” (bo to wiemy od pierwszej sceny), ale „dlaczego?”. Co pchnęło go do tego, by pozbawić życia premiera? Przy okazji pojawiają się też odpowiedzi na inne istotne dla znawców tematu zagadnienia. Problem w tym, że nie można ich już zweryfikować. Ci, którzy jeszcze żyją (i zostali zresztą pokazani w filmie), jak eksżona Stiga czy też córka jego najbliższego znajomego, nie chcą mówić – i to nawet dwadzieścia lat po śmierci Engströma. Pomimo to, dotarłszy do finału, widz ma poczucie, że poznał prawdę. I to w dużo większym stopniu niż w przypadku słynnego dzieła Olivera Stone’a na temat zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Co jednak nie oznacza, że szwedzka produkcja jest dziełem na miarę „JFK” (1991). O nie! To, było nie było, film kameralny, bez scen zapierających dech w piersiach i widowiskowych rekonstrukcji. Inaczej zresztą być nie mogło, skoro przedstawiono w nim najmniej chyba sensacyjną teorię zamachu na Palmego. Najistotniejsze jednak, że miniserial Brändström i Kaijsera trzyma w napięciu do ostatniej minuty i to pomimo tego, że od początku znamy zabójcę. 
|