Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mel Gibson
‹Apocalypto›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułApocalypto
Dystrybutor Monolith
Data premiery29 grudnia 2006
ReżyseriaMel Gibson
ZdjęciaDean Semler
Scenariusz
ObsadaRudy Youngblood, Dalia Hernandez, Jonathan Brewer, Morris Birdyellowhead, Carlos Emilio Baez, Raoul Trujillo
MuzykaJames Horner
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
WWW
Gatunekdramat, historyczny, przygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Moleskine: Film o biegnących ludziach
[Mel Gibson „Apocalypto” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Nowe superwidowisko Mela Gibsona rozpada się na trzy wyraźne i niestety zbyt odrębne akty, jednak w podsumowaniu „Apocalypto” ogląda się z wielkim „ach” na ustach. Uwagę zwraca umiejętne wplecienie najnowszych technik cyfrowych do produkcji obrazu.

Dominik Herman

Moleskine: Film o biegnących ludziach
[Mel Gibson „Apocalypto” - recenzja]

Nowe superwidowisko Mela Gibsona rozpada się na trzy wyraźne i niestety zbyt odrębne akty, jednak w podsumowaniu „Apocalypto” ogląda się z wielkim „ach” na ustach. Uwagę zwraca umiejętne wplecienie najnowszych technik cyfrowych do produkcji obrazu.

Mel Gibson
‹Apocalypto›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułApocalypto
Dystrybutor Monolith
Data premiery29 grudnia 2006
ReżyseriaMel Gibson
ZdjęciaDean Semler
Scenariusz
ObsadaRudy Youngblood, Dalia Hernandez, Jonathan Brewer, Morris Birdyellowhead, Carlos Emilio Baez, Raoul Trujillo
MuzykaJames Horner
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
WWW
Gatunekdramat, historyczny, przygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Oglądając film spodziewam się nie tylko dobrego scenariusza, zaangażowanych aktorów i mistrzowskiej reżyserii. Film nie porusza wyłącznie myśli, skłaniając do dyskusji o znaczeniu zawartego w opowieści przesłania, lecz również oddziałuje na wrażliwe zmysły wzroku i słuchu. Będąc fotografem, podczas seansu automatycznie włącza mi się to zawodowe zboczenie, nakazujące bacznie przyglądać się plastyce obrazu, oceniać pracę kamery, dobór optyki do konkretnej sceny, rodzaj oświetlenia, montaż by w końcu analizować wpływ tych środków wizualnych na samą opowieść. Od lat słuchając muzyki filmowej ostatnio przestaję być wzruszony kolejną ścieżką dźwiękową, łapiąc się na zatrważającym odczuciu, że wszystko już było – jednak czasem trafi się autentyczna, pochłaniająca uwagę perełka, którą warto zaciekawić innych. Mimo zainteresowania przede wszystkim tymi warstwami filmu, które uznawane za techniczne bywają traktowane gorzej od efektów pracy głównych postaci na planie, staram się odbierać i recenzować ukończone dzieło jako całość, absolutnie ułomną bez sprawnie zrealizowanego któregokolwiek z elementów. Moja przygoda z pisaniem o kinie sięga bodaj ośmiu lat wstecz do czasów kiedy współtworzyłem serwis DVD’mension, mając również kilkukrotny epizodyczny wkład w zawartość magazynu Esensja. Różne okoliczności sprawiły, że przez ostatnie miesiące i lata byłem głównie biernym widzem, toteż tym bardziej cieszę się z powrotu do recenzowania na łamach Esensji. Chciałbym jednocześnie zachęcić i zaprosić czytelników do kontaktu i aktywnej wymiany opinii o przedstawianych filmach na moim blogu http://24mm.org/moleskine

Nawet jeżeli istnieje gorzka paralela pomiędzy zwiastującym upadek cywilizacji Majów finałem „Apocalypto” a współczesnymi czasami, o której przeczytałem w jednej recenzji, to nie wzbudziła we mnie większego poruszenia. Nie bardzo się też przejmuję sprawą zgodności fikcji filmowej z badaniami historycznymi i archeologicznymi. Wystarczy mi przekonanie, że rzeczywistość została odwzorowana w sposób właściwy dla ram całej opowieści oraz że tło uwiarygodnia rozgrywające się wydarzenia. W końcu bowiem poszedłem do kina po przygodę, a nie na lekcję historii Majów. Domniemana brutalność, stawiana gdzieniegdzie jako zarzut „Apocalypto” i generalnie twórczości Gibsona jako takiej? Cóż, w żadnej co bardziej krwawej scenie nie odczułem ani przesady, ani chęci wprowadzenia taniego chwytu mającego pozornie wzbogacić przekaz płynący z ekranu. Ten film to przede wszystkim świetnie zaaranżowane widowisko, atrakcyjne dla mnie za sprawą przynależności do ulubionego nurtu opowieści o biegnących ludziach, którym kibicuję do końca. Tym lepiej, że rozgrywa się praktycznie w całości w dzikiej dżungli. „Apocalypto” stawiam na jednej półce z klasykami gatunku: tuż obok „Ostatniego Mohikanina” i „Predatora”, blisko „Gladiatora” czy „Walecznego Serca”.
Film otwiera scena, w której za dzikim tapirem – no właśnie – biegnie grupa środkowowschodnich Indian z ojcem głównego protagonisty na czele. Wprowadzenie to jest jakże podobne do wstępu z filmu Manna z 1992 roku, czego nie mam Gibsonowi za złe, bowiem tak po prostu ma być w tym gatunku. Następnie, po kilku ujęciach definiujących relacje pomiędzy postaciami opowieści (ponownie, podobna scena u Manna), na scenę wkracza antagonista z pomagierami. Po obowiązkowej walce pozostali przy życiu Majowie z początku filmu wpadają w niewolę i są transportowani przez dżunglę w nieznane miejsce, które okazuje się być starożytnym miastem Indian z olbrzymim targiem, piramidami, kapłanami odprawiającymi rytualne mordy i całą masą zgnilizny pochodzącej z rozkładających się ciał nieszczęśników z wydartymi sercami i odciętymi głowami. Jest tu poczyniony pewien rys relacji pomiędzy warstwami społecznymi Majów, ciekawy, ale na szczęście nie zanalizowany dogłębnie – po prostu nakreślony doskonałą pracą kamery. Bohaterowi, nazywanemu Łapą Jaguara, udaje się ujść z życiem z krwawego rytuału, po czym rozpoczyna się kolejna gonitwa, w której stawką jest życie ciężarnej żony i syna protagonisty. W finale staje on naprzeciw głównego przeciwnika i oczywiście zwycięża, choć następujący zaraz po walce epilog ma gorzki wydźwięk, również bardzo właściwy gatunkowi filmów o biegnących ludziach – tak oto kończy się pewna epoka dziejów. Nie zamierzam namawiać do oglądania „Apocalypto” ze względu na wyszukany scenariusz. Opowieść nie jest ani lepsza, ani gorsza od innych, istnieje jednak coś, co sprawia, że chłonąłem film jak bibułka wodę: maestria w warstwie wizualnej.
Nie chodzi nawet o rozmach produkcji, choć nie można zaprzeczyć, że jest ona majestatyczna. Istotny był pomysł na uchwycenie obrazu. Reżyser Mel Gibson i twórca zdjęć Dean Semler zrobili najlepiej wyglądający przebierany film akcji od czasów „Gladiatora”. Wizualny trick w dynamicznych scenach w obrazie Ridleya Scotta polegał na ustawieniu krótkiego czasu migawki filmującej kamery, co dawało wrażenie „zamrażania” ruchu i pozwalało dojrzeć niekiedy nawet pojedyncze grudki ziemi wylatujące w powietrze spod kół rydwanów czy te charakterystyczne „chlasty” krwi z zadawanych ran. Zabiegi techniczne zostały dodatkowo wsparte procesem tonowania kolorów, zwanym fachowo „color grading”, mającym wspomóc emocjonalny odbiór całości dzieła. „Apocalypto” został w przeważającej części nakręcony w technice cyfrowej przy użyciu kamer Panavision Genesis i, na szczęście dla filmu, zupełnie nie widać, że nośnik nie jest tradycyjny. Obraz nie został odczuwalnie podkolorowany, pomimo łatwości korekcji, jaką zapewnia cyfrowa domena. Dużą płynność ruchu uzyskano dzięki co najmniej dwukrotnemu zwiększeniu częstości rejestracji obrazu z 24 klatek na sekundę do około 50 klatek. Pożytek z takiej techniki filmowania widać już od pierwszych scen, od wspomnianego polowania na tapira – obraz wydaje się bardziej naturalny, „ciągły” i śledzony bezpośrednio okiem widza, a nie sztucznym okiem kamery. Wiele fragmentów to ujęcia kręcone z autentycznym pietyzmem. W pamięci mam teraz te sceny w mieście Majów, które nie tylko przyczyniają się do rozwoju akcji, ale również dzięki przemyślanym kątom ustawienia kamery i jej ruchowi (nie oznacza to bynajmniej przekombinowania formy!) najzwyczajniej w świecie potrafią odebrać dech w piersiach. Rytuał poprzedzający zaćmienie słońca nie byłby nawet w połowie tak ekscytujący bez tej zdjęciowej wirtuozerii twórców. Co tu dużo mówić, to trzeba obejrzeć!
Jeszcze dwa słowa o muzyce. Organicznie nie trawię dokonań Jamesa Hornera z ostatnich powiedzmy 10 lat, który w kopiowaniu samego siebie w kolejnych filmach osiągnął mało chwalebne mistrzostwo. W pewnym momencie doszło do tego, że „twórczość” kompozytora wyczuwałem z dużego dystansu i nie mogłem zdzierżyć słuchania tych samych oklepanych nut podczas seansu – np. „Gniewu oceanu” Petersena. W „Apocalypto” udało mu się nie powtórzyć błędów przeszłości i choć trudno jest mówić o zupełnie świeżej i oryginalnej ścieżce dźwiękowej, to trzeba przyznać, że Horner dobrze odnajduje się w takich plemiennych, dzikich sceneriach. Słuchanie muzyki z tego filmu bez filmu może okazać się nieco bolesnym doświadczeniem, jednak podczas seansu w kinie dźwięki celnie dopełniają wolne przestrzenie meksykańskiej dżungli.
Zachęcam do dyskusji na stronie http://24mm.org/moleskine/2007/01/apocalypto/
koniec
24 stycznia 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Na brzegu morza
— Marcin Łuczyński

Z tego cyklu

Patos w ryzach
— Dominik Herman

Przesłanie poszło w las
— Dominik Herman

Dwie kreski koki
— Dominik Herman

Czy patrzysz uważnie?
— Dominik Herman

Wysmakowane ciasteczka
— Dominik Herman

Portret mordercy
— Dominik Herman

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Grudzień 2016 (6)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Jarosław Robak

Pasja Gibsona
— Anna Draniewicz

"Pasja" znaczy cierpienie
— Marcin Łuczyński

Mad Max z hrabią Monte Christo męczą Chrystusa!
— Jacek Łaszcz

Tegoż autora

Wrogowie publiczni: Profesjonalizm i pasja
— Dominik Herman

Odtwórz to jeszcze raz, Sam
— Dominik Herman

Krótko o filmach: Kwiecień 2002
— Michał Chaciński, Artur Długosz, Dominik Herman, Eryk Remiezowicz

Czysta przyjemność
— Dominik Herman

Helikopter obroniony
— Dominik Herman

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.