Wielki Ranking komiksów ThorgalaEsensja KomiksWielki Ranking komiksów ThorgalaKonrad Wągrowski „Ofiara” promowana była jako ostatnia cześć serii o Thorgalu. Deklaracje pożegnania się z Thorgalem były szczere jedynie ze strony Van Hamme’a. Wkrótce pojawiła się przecież kontunacja z Yvesem Sente jako scenarzystą oraz serie odpryskowe. Ale jednak „Ofiara” w momencie powstawania miała być zamknięciem serii. Cykl zatacza wielką pętlę i kończy się tam, gdzie wszystko się zaczęło – w wiosce wikingów. Czyżby więc godne zwieńczenie? Nie do końca, bo jednak te wspomnienia to jedynie ornamenty, za którymi nie idzie fabuła godna końca tak epickiej opowieści. Całość jest dość kameralna, a fabuła, typowa dla mitologii wyprawa w poszukiwaniu Eliksiru Życia (or compatible), raczej błaha i przewidywalna. Gdy pamięta się hece, jakie działy się wiele lat temu w Południowej Ameryce, gdy się wspomni, jak wiele światów i zaświatów przebył Thorgal, na jakie próby był wystawiany – ma się wrażenie, że „Ofiara” to jednak jedynie chęć dociągnięcia w prosty sposób fabuły do jakiegoś miejsca, które można uznać za zakończenie. Bez fanfar, ale niestety też bez wzruszeń. Konrad Wągrowski Tom „Trzy siostry Minkelsönn” otwierający odpryskowy cykl „Thorgal: Młodzieńcze lata” przenosi nas – niespodzianka! – do czasów młodości słynnego wikinga. Wiecie, perypetie w ogólniaku, pierwsze używki, odkrywanie uroków erotyki na szkolnych wycieczkach, te sprawy… Opowiadanie o młodzieńczych latach pewnego wikinga z gwiazd ma jakiś sens. Tym niemniej wszyscy chyba się zgodzą, że przesłanki dla powstania tego cyklu są dosyć ewidentnie finansowe. Z jednej strony wiadomo, że życie w wikińskiej wiosce łatwe nie jest i potencjał do przygód istnieje. Jednocześnie jednak późniejsze losy Thorgala są dość wyraźnie określone i tak naprawdę nie ma tu wielkiego pola do popisu dla scenarzystów. Wiadomo, że musi się pojawić Aaricia, wiadomo, że Gandalf Szalony i jego syn Björn miłością do „Gwiezdnego dziecka” pałać nie będą, wiadomo też, że przygody muszą zamykać się jednak w ramach nordyckiego świata, a bohaterowie dotrwają do dorosłości. Szkoda jednak, że Yann idzie po linii najmniejszego oporu i kreśli oczywiste antagonizmy. Po jednej stronie Thorgal i zakochana Aaricia, po drugiej Björn i Gandalf. Czemu nie można było tego jakoś skomplikować, nadać odcieni szarości? Dorzućmy do tego jeszcze trend, że Thorgal, nawet nastoletni, budzi grzeszne myśli u wszystkich napotkanych kobiet i będziemy mieli taką małą kopię dawnych pomysłów Jeana Van Hamme’a, tylko w wersji wojownika z gładką jeszcze buzią. Zaletą „Trzech sióstr Minkelsönn” są natomiast rysunki Surżenki. Rosyjski grafik doskonale wywiązuje się ze swej roli – z jednej strony celnie ilustruje surowy klimat dalekiej północy, z drugiej bardzo udanie kopiuje styl Rosińskiego, jednocześnie będąc przejrzystym, dobrze odmładzając bohaterów, nie stwarzając problemów, by rozpoznawać ich fizjonomię. Sebastian Chosiński Ci, którzy wiernie towarzyszą Thorgalowi od końca lat 70. ubiegłego wieku, bez względu na poziom nowych komiksów, zrobią wszystko, aby dołączyć je do swojej, całkiem już pokaźnej, kolekcji, bądź – w najgorszym dla wydawcy przypadku – przynajmniej zapoznać się z ich zawartością. Tak też jest z „Okiem Odyna” drugim tomem spin-offowej serii Thorgalowej „Młodzieńcze lata”, której tomy regularnie nie zachwycają czytelników, chociaż uczciwie należy przyznać, że wcale nie były gorsze od wydawanych w ostatnich latach tomów głównej serii , o innych spin-offach nawet nie wspominając. Podejrzenia fanów, że za wymyślaniem kolejnych cyklów eksplorujących uniwersum stworzone przez Jeana Van Hamme’a i Grzegorza Rosińskiego stoją nade wszystko względy natury finansowej, są więc najprawdopodobniej najbliższe prawdy. Zdolność Thorgala do wzbudzania z jednej strony uczuć macierzyńskich, z drugiej natomiast – chuci i pożądania u kobiet, które spotyka na swej drodze, jest zadziwiająca. O ile to pierwsze można jeszcze zrozumieć i wytłumaczyć, o tyle to drugie zaczyna graniczyć z jakąś perwersją. Rola scenarzysty nie jest łatwa. Yann wymyślając najbardziej nawet fantazyjne fabuły, cały czas musi pamiętać o tym, by nie naruszać fundamentów uniwersum przez lata z mozołem tworzonego przez Jeana Van Hamme’a. Coraz lepiej natomiast prezentują się rysunki Romana Surżenko, choć od Rosjanina nie oczekuje się nic ponad to, by udanie kopiował styl Grzegorza Rosińskiego; więcej nawet, źle zostałoby zapewne przyjęte, gdyby próbował cokolwiek zmieniać. Mając tego świadomość, Surżenko idealnie wpisuje się w plastyczny kanon „Thorgala”, nieźle radząc sobie zarówno ze śnieżnymi i lodowymi otwartymi przestrzeniami, jak i scenami rozgrywającymi się w zamkniętych pomieszczeniach. Konrad Wągrowski „Giganci” to przedostatni tom mini cyklu Throgalowskiego, opowiadającego losy niejakiego Shaigana Bezlitosnego. Czyli Thorgala w swym alternatywnym wcieleniu. Jak pamiętamy, wiking, pragnąc użyć swej nieustannie nękanej wyrokami losu i bogów rodzinie, opuścił ją i wytarł swe imię z boskiej księgi – przy okazji wycierając też własne wspomnienia. Wykorzystała to skwapliwie Kriss de Valnor, przekonując Thorgala, że tak naprawdę jest okrutnym Shaiganem, jej partnerem w rozbojach i łożu. „Giganci” są tomem, w którym następuje Thorgalowe przebudzenie. Zaczyna się ten album całkiem obiecująco – do Shaiganowej twierdzy przybywa w charakterze wojennego jeńca stary znajomy Thorgala – książe Galatorn. On, rzecz jasna, wie, kim jest w rzeczywistości Shaigan i nie waha się tą wiedzą z Throgalem podzielić. I mogło być pięknie – przebudzenie, ucieczka, walka, odkrywanie własnego ja – taka „Tożsamość Bourne′a” tylko w krainie wikingów. Twórcy jednak wybrali inną drogę i zupełnie odczapistycznie kazali Thorgalowi odzyskiwać swe wspomnienia, wykonując pewne zupełnie oderwane od całej fabuły zlecenie bogów, wrzucając go w krainę mitycznych, baśniowych tytułowych gigantów i tworząc mimowolnie parodię jednej z podróży Guliwera. Szkoda, zwłaszcza, że rysunki również tego albumu za bardzo nie ratują. Na osłodę naprawdę niezłe kilkanaście pierwszych plansz, jeszcze w twierdzy Shaigana. Sebastian Chosiński To prawda, że spin-offy „Thorgala”, jak i sama seria główna, otrzymują w ostatnich latach co najwyżej średnie oceny. Dotyczyło to także „Młodzieńczych lat”, których dwa początkowe tomy grzeszyły naiwnością i schematyzmem. Ale tom trzeci – zatytułowany „Runa” – prezentuje się nie gorzej niż wiele klasycznych odsłon cyklu. Czytając „Runę” trudno pozbyć się wrażenia, że stanowi ona prawdziwy przedsmak tego, co Jean Van Hamme – oczywiście z wydatną pomocą Grzegorza Rosińskiego – przedstawił przed laty w „Zdradzonej czarodziejce”. Nie ma wątpliwości, że tym albumem Yann i Surżenko wkroczyli na właściwą drogę, której końcem – a tak naprawdę jedynie kolejnym początkiem – musi być przykucie głównego bohatera do morskiej skały przez Gandalfa Szalonego. Nie tylko w warstwie fabularnej, ale także graficznej można dostrzec znaczący progres. Surżenko z biegiem czasu coraz bardziej wgryza się w świat wykreowany niegdyś przez Grzegorza Rosińskiego. Idąc tropem polskiego rysownika, stawia na skrajny realizm w przedstawieniu rzeczywistości; nawiązania do klasyki serii są widoczne tym bardziej, że po raz kolejny zostajemy zaproszeni do osady Gandalfa i na dodatek możemy podziwiać jego nalaną, brodatą twarz. Jedyne za co można zganić Rosjanina, to zaskakująca statyczność scen walki. Niewiele w nich dynamiki. Gdy dochodzi do walki na miecze, nie sypią się iskry. Wszystko to powoduje zaś, że nawet w najbardziej dramatycznych scenach nie widać grozy sytuacji. Ale może i to uda się poprawić w kolejnych tomach. Najważniejsze na razie jest to, że „Młodzieńcze lata” ratują honor wszystkich Thorgalowych spin-offów. Wojciech Gołąbowski Po kilku nieudanych albumach Van Hamme wrócił do lepszej formy. Scenariusz „Barbarzyńcy” umiejętnie został rozpisany na wiele osób, choć część z nich występuje w historii jedynie epizodycznie… ale jako ważne tło akcji, tam, gdzie jest to przydatne. Kilka elementów historii nie zostało jednak w pełni wykorzystane. Jolan i Louve tak przecież jak i ich ojciec demonstrują swoje umiejętności… ale tylko talent strzelecki Aegirssona jest doceniony i następnie wykorzystywany. Czyżby „sztuczki” dzieci zostały przez Rzymian zlekceważone? Dziwne byłoby takie zachowanie… Niewątpliwym plusem jest za to nieprzewidywalność (przynajmniej w niektórych momentach) rozwoju akcji. Album nie kończy się happy endem, co bardzo cieszyło i pozwalało z optymizmem oczekiwać części kolejnej. Jeśli zaś chodzi o grafikę, to nurtuje pytanie dlaczego Thorgal – w przeciwieństwie do reszty swej rodziny – jest coraz młodszy? Wojciech Gołąbowski Thorgal z rodziną (która ostatnio bardzo się rozrosła) pożegnał „swoją” wyspę, udając się w nieznane. Po burzy trafia na wyspę… a my i tym razem otrzymujemy dawkę mitologii – nie germańskiej, jak do tej pory – lecz… hmm… bo ja wiem? Mieszkańcy wyspy stylizowani są na Hellenów, ale… Z jednej strony „Arachnea” opowiada dość klasyczną historię, typową dla Thorgalowego cyklu: główny bohater z bronią w ręku robi wszystko by uratować niewiastę. Nie do końca jednak: to jednak owa niewiasta będzie musiała uratować bohatera, to nie bohater z niewiastą splotą się w miłosnym uścisku i odpłyną w siną dal. Nie da się jednak pochwalić scenarzysty – poza innowacjami, wymienionymi powyżej, niewiele ciekawego w tej kwestii miał do powiedzenia. Zakończenie ponownie z lekka kiczowate (bo cóż można powiedzieć o Thorgalu wołającym „Aaricio, ukochana, nareszcie Cię odnalazłem”). Ponadto problemem staje się chyba dla scenarzysty zbyt duża liczba bohaterów, którzy w historyjce mają przecież brać aktywny udział – co zresztą stało się bolączką późniejszych tomów całego cyklu. Marcin Herman Po 28 tomach serii „Thorgal” wreszcie zaczął dorastać wraz czytelnikami. Kluczowe postacie są bardziej moralnie niejednoznaczne. W komiksie pojawia się również więcej niż dotychczas akcentów erotycznych. „Kriss de Valnor” to album pełen akcji. Autorzy właściwie ani na jedną chwilę nie pozwalają czytelnikowi na złapanie oddechu. Narracyjnie „Kriss de Valnor” jest bez zarzutu, choć nie można nie zauważyć pewnych kalek z innych komiksów tego rysownika. Na przykład scena biczowania uginającej się pod ciężarem kosza z rudą srebra Aaricii jest jakby żywcem wyjęta ze „Szninkla”. Pod względem rysunku „Kriss de Valnor” prezentuje się znacznie lepiej niż poprzednie tomy serii. Widać, że Rosiński odżył po „Zemście hrabiego Skarbka”. Niestety rysy twarzy postaci, głównie Thorgala, Aaricii i Kriss nie są już tak delikatne i precyzyjne jak niegdyś. Prawdopodobnie powodem jest to, że w wielu miejscach Rosiński zrezygnował ze szkicowania ołówkiem na rzecz rysowania bezpośrednio tuszem. A może ręka lub oko już nie te? Po raz pierwszy na szczerą pochwałę zasługują kolory w wykonaniu Grazy. Tym razem nie są już tak cukierowo-kontrastowe, ale bardziej stonowane, bliższe tym nanoszonym pierwotnie przez samego Rosińskiego. Wojciech Gołąbowski Nie wiem, kto pierwszy wpadł na ten pomysł, niemniej moda na opisywanie przygód bohaterów z lat ich młodości zapanowała na dobre. Mamy więc animowanych młodych Toma i Jerry′ego, sfilmowane przygody młodego Indiany Jonesa i wiele innych, mniej lub bardziej udanych produkcji. Podobnie Jean Van Hamme postanowił opowiedzieć co nieco o młodości Thorgala. W roku 1984 światło dzienne ujrzał album „Gwiezdne dziecko”. Pięć lat i siedem albumów później, scenarzysta postanowił wrócić do swego pomysłu, tym razem ujawniając przygody młodej Aaricii, późniejszej żony bohatera i matki jego dzieci. Pomysł pomysłem, ważny jest efekt. Opowieści o dzieciach czy świecie widzianym oczami dziecka wikingów, pozwalają na bezkarne wykorzystanie bogatej mitologii norydckiej. Szersze niż ma to miejsce w przygodach dorosłych bohaterów, bo któż uwierzy opowieści dziecka… Na kartach albumu pojawiają się więc niksy, złośliwe demony wprowadzające ludzi w pułapki oraz zapomniany bóg-poeta Vigrid. Jest to też doskonała okazja na omówienie zwyczajów wikingów, od których przecież dorośli bohaterowie starają się trzymać jak najdalej. Mamy tutaj ognisty pogrzeb wojownika, decyzje koronacyjne Althingu czy holmgang – sąd Odyna. Z reguły komiksy o małych dziewczynkach kierowane są do małych dziewczynek. „Aaricia” kierowana jest głównie do fanów sagi w każdym wieku. Polecić można ją także wszystkim zainteresowanym wierzeniami wikingów. Konrad Wągrowski Thorgal bez Thorgala? Czy to w ogóle ma rację bytu? Cóż, przecież był świetny „Alinoe”. Ale to jednak zupełnie inny przypadek – bo „Alinoe” był bardzo wyjątkowy nie tylko ze względu na nieobecność Thorgala, ale przede wszystkim ze względu na swoją horrorową konwencję. „Piętno wygnańców” natomiast konwencją nie zaskakuje, raczej poza brakiem głównego bohatera fabuła komiksu idzie utartym torem. Znów mamy rodzinę Thorgala mieszkającą wśród wikingów, znów ich odmienność dla niektórych jest irytująca, znów Aaricię i dzieci spotka wielka krzywda i niesprawiedliwość. A w tle Thorgal jako Shaigan Bezlitosny i chyba odczuwalne już zmęczenie twórców własnym pomysłem. Bo, powiedzmy sobie szczerze, koncepcja z Shaiganem nigdy za dobrze w komiksach nie odpaliła i ma się wrażenie, że van Hamme próbuję się z niej jak najszybciej wykręcić. Poza tym „Piętno wygnańców” nie nudzi, Jolan ze swym przygodnym partnerem Darkiem są nawet całkiem aktywni, w komiksie dużo się dzieje, ale z drugiej strony ileż można oglądać kolejne krzywdy spadające na biedną Aaricię? |
Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
10 komiksowych zaraz, wirusów i pandemii
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kadr, który…: Czy te oczy mogą kłamać?
— Paweł Ciołkiewicz
Siedem wspaniałych: Lista mocno subiektywna
— Marcin Knyszyński
Kadr, który…: Ani Thorgal, ani Shaigan
— Marcin Osuch
Kadr, który…: Bohater sponiewierany (ale nie za mocno)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Przeżyjmy wszystko jeszcze raz
— Sebastian Chosiński
Gdy jedni giną, innych pożera… miłość
— Sebastian Chosiński
Dylematy moralne królowej
— Sebastian Chosiński
Zdradzona wojowniczka
— Sebastian Chosiński
Louve jak Tarzan
— Sebastian Chosiński
Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch
Krótko o komiksach: Coś tu nie wyszło
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Śladami Kajka i Kokosza
— Marcin Osuch
Hrabia Monte Skarbek
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Ten Polak to wspaniały zawodnik!
— Konrad Wągrowski
Jest lepiej, a przynajmniej ładnie
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Krótko o komiksach: Opowieść kompletna
— Marcin Osuch
Klasycznie i od nowa
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Legendarna Historia Polski: Umarł król, niech żyje król!
— Marcin Osuch
Najlepsze komiksy 2023 roku według czytelników Esensji
— Esensja Komiks
Antologia poświęcona Tadeuszowi Baranowskiemu - konkurs
— Esensja Komiks
KOMIKSoTEKA podczas Komiksowej Warszawy
— Esensja Komiks
Najlepsze komiksy 2022 roku
— Esensja Komiks
Komiks Roku 2022 – nominacje
— Esensja Komiks
Spotkania autorskie podczas „Niech żyje komiks!”
— Esensja Komiks
Najlepsze komiksy 2021 roku
— Esensja Komiks
Najlepsze komiksy 2021 – nominacje
— Esensja Komiks
Najlepsze komiksy 2020 roku
— Esensja Komiks
Komiks roku 2020 - nominacje
— Esensja Komiks
Ale ranking horrorów to lipa straszna. Jakiś jełop się spiął widzę jak wam wygarnąłem dyletanctwo. Haha. Ranking Horrorów tylko do szamba się nadaje, jest do kitu zwyczajnie.