Kiedyś musi w końcu przyjść taka chwila, gdy najlepszy nawet pisarz będzie przeżywał lekkie zachwianie formy. Szwedzkiej autorce kryminałów Camilli Läckberg przytrafiło się to za czwartym podejściem. „Ofiara losu” – kolejna odsłona mrocznych jak muzyka Sisters of Mercy przygód Patrika Hedströma, komisarza policji z prowincjonalnego Tanumshede – to, jak do tej pory, najsłabsza część cyklu.
Zbrodniarz podany na tacy
[Camilla Läckberg „Ofiara losu” - recenzja]
Kiedyś musi w końcu przyjść taka chwila, gdy najlepszy nawet pisarz będzie przeżywał lekkie zachwianie formy. Szwedzkiej autorce kryminałów Camilli Läckberg przytrafiło się to za czwartym podejściem. „Ofiara losu” – kolejna odsłona mrocznych jak muzyka Sisters of Mercy przygód Patrika Hedströma, komisarza policji z prowincjonalnego Tanumshede – to, jak do tej pory, najsłabsza część cyklu.
Camilla Läckberg
‹Ofiara losu›
Głównymi bohaterami kryminałów Camilli Läckberg są komisarz Patrik Hedström (z posterunku policji w Tanumshede nieopodal Fjällbacki) oraz jego partnerka życiowa – choć ten stan rzeczy akurat zmienia się na kartach „Ofiary losu” (2006) – Erika Falck. A przynajmniej tak cała seria jest reklamowana przez wydawców – zarówno w Szwecji, jak i w Polsce. Tymczasem począwszy od drugiego tomu, czyli „
Kaznodziei”, na pierwszoplanową postać cyklu wyrósł Patrik. Panna Falck zaś, która walnie przyczyniła się do rozwikłania zagadki zbrodni popełnionej na swojej przyjaciółce z lat szkolnych, Alexandrze Wijkner, co Läckberg przedstawiła w debiutanckiej „
Księżniczce z lodu” (2002), w następnych powieściach została przez autorkę odsunięta na zdecydowanie dalszy plan. To odstawienie na boczny tor równało się z jednoczesnym sprowadzeniem Eriki do roli matki i gospodyni domowej, która jedynie w czasie wolnym, a ma go teraz z racji obowiązków rodzinnych coraz mniej, sięga po pióro, by napisać kolejną biografię albo oparty na faktach reportaż detektywistyczny. Słowem – koszmar feministek! Bo nie dość, że kobieta utalentowana i z ambicjami dała się zamknąć w czterech ścianach, to na dodatek nauczyła się jeszcze czerpać radość z tego, że do jej podstawowych zajęć należą opieka nad niespełna roczną córeczką i zaspokajanie zachcianek wiecznie zagonionego partnera. Mimo wszystko trochę szkoda, że tak właśnie się stało, ponieważ Falck wnosiła dużo ożywienia i na tle niejednokrotnie schematycznych działań policji reprezentowała przyjemnie nieortodoksyjny punkt widzenia. W „
Kaznodziei” (2004) i „
Kamieniarzu” (2005) zdarzało jej się jeszcze od czasu do czasu służyć Hedströmowi radą, w „Ofierze losu” zajmuje się już tylko planowaniem ślubu i wesela oraz wspieraniem swojej młodszej siostry Anny, która po zakończonych dramatem przejściach z mężem zamieszkała z dziećmi w domu Eriki.
Nadmorskie miasteczka Fjällbacka i Tanumshede, choć to zapadła prowincja, należą – jak już mieliśmy okazję przekonać się wcześniej – do najniebezpieczniejszych w całej Szwecji. Ilość grasujących tam seryjnych morderców i psychopatów na metr kwadratowy dosłownie zatrważa i mrozi krew w żyłach. I choć Patrik Hedström wraz ze swoimi kompanami z komisariatu – przede wszystkim z Martinem Molinem, w mniejszym zaś stopniu z Bertilem Mellbergiem (komendantem posterunku) i Göstą Flygare (zapalonym golfistą, marzącym jedynie o tym, by znaleźć się już na emeryturze) – stara się, jak tylko potrafi, zmniejszyć ich pogłowie, wciąż pojawiają się nowi. Nie inaczej jest i tym razem. Wszystko zaczyna się pewnego wiosennego dnia od, zdawałoby się, nieszczęśliwego wypadku samochodowego, w którym ginie niejaka Marit Kaspersen. Niemłoda już kobieta, rozwódka, która odkryła w sobie lesbijskie inklinacje, po kolejnej kłótni z kochanką, pragnącą ujawnić światu – a zwłaszcza nastoletniej córce Marit, Sofie – łączącą ich zażyłość, wsiadła za kierownicę i zjechawszy po zboczu, uderzyła prosto w drzewo, przypłacając to życiem. Wstępne oględziny miejsca zdarzenia wskazują na to, że kobieta była pod wpływem alkoholu. Jest to jednak o tyle dziwne, że – jak zgodnie stwierdzają partnerka i córka denatki – Kaspersen nie brała napojów wyskokowych do ust. Kolejne wątpliwości pojawiają się po sekcji zwłok, która wykazuje, że w jamie ustnej i przełyku Marit są pewne urazy, a wokół ust dziwne zasinienia. Czyżby więc ktoś siłą napoił ją wódką? Jeżeli tak właśnie się stało, oznacza to tyle, że policja w Tanumshede ma do czynienia nie z wypadkiem, ale z popełnioną z premedytacją zbrodnią. Hedströmowi nie daje zresztą spokoju jeszcze jeden drobiazg znaleziony w rozbitym wozie, który kompletnie nie pasuje do obrazu całego zdarzenia – kartka wyrwana ze starej książki. Pozostawiona jak jakiś znak.
Okoliczni mieszkańcy szybko jednak zapominają o nieszczęśliwym zdarzeniu, którego efektem była śmierć Marit. A wszystko to za sprawą niebywałej atrakcji, która w tym samym czasie nawiedza Tanumshede. Otóż w miasteczku pojawia się ekipa telewizyjna realizująca cieszący się wielką popularnością reality-show, nazwany adekwatnie do zainteresowań jego uczestników i miejsca, w którym ma on być kręcony – „Fucking Tanum”. Wraz z grupą realizatorów programu pojawia się również mający czuwać nad stanem psychicznym jego głównych bohaterów psycholog Lars Kruse, którego żona Hanna zostaje nową pracownicą komisariatu i tym samym koleżanką Patrika. Kobieta, mniej więcej czterdziestoletnia, od pierwszej chwili robi na Hedströmie bardzo dobre wrażenie. Ma nie tylko spore doświadczenie, co wynika z jej curriculum vitae, ale również charyzmę i urok osobisty. Na dodatek od razu z wielkim zaangażowaniem rzuca się w wir codziennej pracy, czego nie można przecież powiedzieć ani o komendancie Mellbergu, ani wiekowym już Flygare. Tymczasem na brak zajęć miejscowi stróże prawa narzekać nie mogą; obecność bohaterów „Fucking Tanum” działa bowiem jak katalizator wszelakich problemów, włącznie z tymi najpoważniejszymi. Pewnej nocy po suto zakrapianej imprezie dochodzi do ostrej sprzeczki między uczestnikami programu, natomiast następnego dnia rano pracownik zakładu oczyszczania miasta znajduje w kontenerze na śmieci nagie ciało Lillemor Persson, z powodu swego wyglądu i sporych rozmiarów silikonowych piersi wszystkim oglądającym reality-show znanej jako Barbie. Śmierć telewizyjnej gwiazdeczki wzbudza niezdrowe zainteresowanie szwedzkich brukowców, które starają się wyciągać na światło dzienne wszystkie dotąd głęboko skrywane tajemnice dziewczyny. Także tę, że była sierotą i że w swoim pamiętniku zapisała krótko przed śmiercią, iż poznała w Tanumshede człowieka, który „wzbudził w niej niepokój”.
Prowadzący jednocześnie dwa dochodzenia Patrik stara się nie lekceważyć żadnego z nich; nie da się jednak ukryć, że – choćby z racji medialnego nagłośnienia – priorytetem staje się jak najszybsze rozwiązanie tajemnicy zabójstwa Barbie, na co szczególnie naciskają władze gminy. Hedströma gryzą więc wyrzuty sumienia, że nie jest w stanie odpowiednio dużo czasu poświęcić śledztwu w sprawie śmierci Marit. I nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyby nie nagłe olśnienie, a raczej mgliste wspomnienie z przeszłości, sprzed kilku lat, kiedy to podczas konferencji policyjnej w Halmstad pewien komisarz z Borås opowiadał o nierozwiązanej zbrodni w dużym stopniu przypominającej przypadek Kaspersen. Patrik chwyta się tych podobieństw jak tonący brzytwy i wkrótce okazuje się, że i tym razem nie zawodzi go nie tylko pamięć, ale przede wszystkim intuicja. Od tego momentu śledztwo nabiera rozpędu, wykraczając daleko poza granice niewielkiej nadmorskiej gminy. Rozwiązanie zagadki, a raczej obu powiązanych ze sobą zagadek, jak w przypadku zdecydowanej większości skandynawskich kryminałów, jest zaskakujące. Ale czy na pewno aż tak bardzo, jak mogłoby być?… Nie tym razem, niestety. Konstruując fabułę „Ofiary losu”, Läckberg w kilku miejscach wyraźnie poszła na skróty. Praktycznie za każdym razem, kiedy w trakcie śledztwa Patrik dociera do muru i niewiele brakuje, aby rozbił sobie o niego głowę, objawia się ktoś – raz jest to Sofie Kaspersen, innym znów razem komisarz Jan Gradenius z Borås albo katolicki ksiądz Silvio Mancini z Nyköpingu – kto podrzuca mu kolejny trop, kierując tym samym dochodzenie na właściwe tory. W wielu momentach Hedström jest zaskakująco bezradny, co samo w sobie nie musi przecież być wadą; problem w tym, że w chwilach jego słabości nie pojawia się nikt, kto mógłby przejąć na własne barki przytłaczający go ciężar. Dopiero w końcówce pisarka pozwala zabłysnąć Göście Flygare, który przeżywa wreszcie swoje pięć minut i pomaga młodszemu koledze po fachu postawić kropkę nad i.
Poprzednie odsłony cyklu Camilli Läckberg wciągały czytelnika w niezwykle mroczny świat bohaterów z powikłaną przeszłością i niezbyt przejrzystą psychiką. Tym razem niby jest podobnie, z tą jednak różnicą, że autorka robi wszystko, aby do opowiadanej historii wpuścić trochę światła. Stąd wątki rodzącej się sympatii pomiędzy Anną a Danem, dawnym kochankiem Eriki, oraz niezbyt udanego romansu Mellberga z poznaną na wiejskiej zabawie w Munkedal Rose-Marie; wreszcie – zdecydowanie nazbyt szczegółowe – opisy przygotowań do zamążpójścia panny Falck, które niebezpiecznie ciągną „Ofiarę losu” w kierunku opowieści spod znaku harlequina. Czyta się tę powieść wciąż nieźle, ale nie ma już tego dreszczyku emocji, który towarzyszył lekturze wcześniejszych części: „
Księżniczki z lodu”, „
Kaznodziei” i „
Kamieniarza”. Na dodatek mniej więcej od połowy książki może Wam zacząć towarzyszyć denerwujące wrażenie, że wiecie już, kto okaże się mordercą. I prawdopodobnie w zdecydowanej większości przypadków Wasze przypuszczenia okażą się trafne.
Nie do końca w temacie, ale muzyka Sisters of Mercy naprawdę jest mroczna???