Jak zwykle ostatniego dnia miesiąca zapraszamy do zapoznania się z pakietem krótkich recenzji książkowych.
Esensja czyta: Styczeń 2015
[ - recenzja]
Jak zwykle ostatniego dnia miesiąca zapraszamy do zapoznania się z pakietem krótkich recenzji książkowych.
Lubię książki, w których jakimś tematem jest geografia, topografia, mapy, analizy jak miejsce wpływa na tych, którzy je zamieszkują – i tak właśnie chciałem postrzegać „Inne przestrzenie, inne miejsca. Mapy i terytoria”. Zwłaszcza, że w notce odredakcyjnej czytamy „Książka jest zbiorem esejów mieszczących się w pojemnej formule: antropologia przestrzeni. Zakres poruszanych tematów też wyglądał interesująco: geografia powieści Cervantesa, spojrzenie na Zakopane i Tatry, Wenecja, Stambuł, Lublin, przedmieścia. Niestety, eseje napisane są językiem rozprawy naukowej, zupełnie nie nadającym się dla laików. Oto losowa próbka: „Obecność świata”, okolica, jak „bliskość” określa Heidegger, wydaje się wyraźna na obu krańcach relacji muzyk-utwór-odbiorca. Dynamika tej relacji polega na tym, że nie jesteśmy w stanie wychwycić jej granic. Świat, zmaterializowany w konkretnej przestrzeni zostaje doświadczony „oswojony” przez artystę. Jeśli Was to nie odstrasza, możecie czytać. Mnie odstraszyło.
Tytuł polskiej wersji książki może wydawać się nieco mylący, Gribbin bowiem wcale nie stawia popularnego kota, ani tym bardziej eksperymentu z jego udziałem, w centrum przedstawianych wydarzeń. Nie ma też mowy o tym, czy sam Schrödinger był w jakikolwiek sposób kotami zainteresowany (aczkolwiek patrząc na jego bogate życie osobiste można odnieść wrażenie, że raczej nie miał na nie czasu). Zamiast tego dostajemy do rąk pełnoprawną i ciekawie napisaną biografię Erwina Schrödingera, w której rozdziały przybliżające nam jego losy przeplatają się z bardziej ogólnym wprowadzaniem nas w świat fizyki kwantowej i jej ewolucji, jaka dokonała się na przestrzeni XX wieku. Dla mnie była to powtórka z rozrywki poznanej w
„Teorii kwantowej” i
„Higgsie” Baggota, jednak Gribbinowi udało się mnie zaciekawić – głównie dzięki zręcznemu trzymaniu się głównego tematu. Jeżeli nawet doświadczamy tutaj pewnych obszernych dygresji na tematy około-Schrödingerowe, to są one w pełni uzasadnione jego osiągnięciami i karierą naukową.
Autorka (i tłumaczka) z książki na książkę się coraz bardziej wyrabia, dopychając fabułę akcją, wisielczym humorem i nietuzinkowymi, barwnymi opisami. Dzięki temu „Wiernych wrogów” czyta się po prostu świetnie, bo nie dość, że postaci są pełnokrwiste, to jeszcze ich perypetie są opisane z odpowiednim pazurem, a uśmiech nie schodzi podczas lektury z twarzy. Jest jednak jedno, i to dość poważne, ale – niechlujne wydanie. Wydawnictwo tak się spieszyło na zeszłoroczny Pyrkon, że pogubiło w tekście trochę literek, a niekiedy nawet całych wyrazów, a także nadzwyczaj hojną ręką sypnęło wykrzynikami. W efekcie zdania rzeczywiście wykrzyczane przez bohaterów toną wśród mrowia tych wypowiedzianych zwykłym tonem, ale czemuś opatrzonych jednym, dwoma czy nawet trzema wykrzynikami. Maniera jest zwyczajnie męcząca, wkurzająca i po części psuje przyjemność płynącą z lektury. Ponoć później był puszczony na rynek poprawiony dodruk, ale nie miałem go w ręku, to i nie wiem, czym może się różnić…
Mocno ambiwalentna w odbiorze książka. Pełna ożywczych idei związanych z tytułowymi „wynalazkami” ewolucji w rodzaju DNA, fotostyntezy, ruchu, wzroku czy rozmnażania płciowego. Nick Lane potrafi zainteresować, ale jednocześnie jego – biochemika – perspektywa prowadzi czasem do zawyżenia poziomu narracji, przez co z przymiotnika „popularnonaukowa” zostaje tylko drugi człon. Świadczy to oczywiście o wysokim poziomie szczegółowości, ale jednocześnie dla czytelnika spodziewającego się biologicznego odpowiednika chociażby takiej „Freakonomii” „Największe wynalazki ewolucji” będą sporym rozczarowaniem. Jednak nawet ci z odbiorców, którzy nie przebiją się przez wszystkie warstwy problematyki dotyczącej np. istoty fotosyntezy, ominąwszy techniczne szczegóły pozostaną z bogatymi koncepcjami na bardziej ogólnym poziomie, jak w fascynującym rozdziale dotyczącym początków życia. Warto też zaznaczyć, że sposób opowiadania co prawda dopuszcza pewien luz, ale zdecydowanie częściej przebija z niego naukowość. Być może coś zginęło w tłumaczeniu, bo opinie anglojęzycznych czytelników są w tym akurat względzie znacznie bardziej entuzjastyczne.
W swej „Bibliotece XXI wieku” Stanisław Lem zapisał recenzję nieistniejącej (w naszym świecie) książki „One Human Minute”. Miało być to dzieło opisujące, co w danej minucie robią ludzie na całym świecie. Dzieło tworzące swego rodzaju migawkowe zdjęcie całej ludzkości w danej chwil, podsumowujące obraz całej cywilizacji. „Zegar światowy” ma być właśnie realizacją tego pomysłu, ale – i to jest główne rozczarowanie – tekst nie powstał w oparciu o szeroki ogólnoświatowy research, ale o… prosty program napisany w Pythonie. Jego autor („autor”?) zostaje przedstawiony słowami: „Nick Montfort jest pisarzem realizującym utwory literackie na poszczególne platformy programistyczne i sprzętowe” i to chyba wyjaśnia wszystko. Jest to więc swego rodzaju literacki performance, z prawdziwą literaturą nie mający nic wspólnego (co ciekawe, tłumaczenie nie polegało na przełożeniu kolejnych stronic książki, ale na przepisaniu programu, który wygenerował polską wersję – co nie było trudne, bo program to bardzo nieskomplikowany. Niby „Zegar światowy” to zabawa pokazująca ogólną banalność naszej egzystencji w danej chwili, ale książki nie da się czytać bez bólu zębów. Lektura równie zajmująca, jak czytanie książki telefonicznej. Ale tam przynajmniej można pośmiać się z niektórych nazwisk.
Nie każdemu było dane zwiedzić Pałac Prezydencki, wiec lektura wydanej przez Kancelarię Prezydenta RP książki Michała Rusinka może być dla młodych czytelników świetnym sposobem na przyjrzenie się wnętrzom i historii tego budynku. Oczywiście w przypadku „Pałacu Prezydenckiego dla dzieci” najważniejsze są walory edukacyjne, ale trzeba przyznać, że autor zadbał o to, żeby tekst był nie tylko zrozumiały, ale również interesujący dla maluchów. Przede wszystkim znakomitym pomysłem było uczynienie przewodnikiem po Pałacu Prezydenckim ożywionego kamiennego lwa, którego można podziwiać przy wejściu do budynku, gdyż już dzięki temu opowieść zyskuje aurę niezwykłości. Poza tym przybliżając historię i wygląd Pałacu Prezydenckiego Michał Rusinek nie przytłacza czytelników nadmiarem faktów, natomiast stara się przyciągnąć uwagę dzieci poprzez przywołanie w opowieści osób, które mogą być im znane skądinąd – na przykład Fryderyka Chopina, który koncertował tutaj w wieku ośmiu lat, czy Jerzego Owsiaka, który wykonał witraże do Kaplicy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę młody wiek potencjalnych czytelników, to również zrozumiałe jest wyeksponowanie na kartach książki obecnej pary prezydenckiej kosztem ich poprzedników, gdyż przecież dla dziesięciolatka czy młodszego dziecka czasy prezydentury Lecha Wałęsy czy Aleksandra Kwaśniewskiego to zamierzchła przeszłość. Dla młodych czytelników równie ważne jak interesujący tekst jest to, że za sprawą znakomitych ilustracji Joanny Rusinek mogą się poczuć, jakby naprawdę znaleźli się wewnątrz Pałacu Prezydenckiego i wraz ze swoim niezwykłym przewodnikiem byli świadkami opisywanych scen.
Gdyby to była amerykańska biografia, kolejność musiałaby być inna. Najpierw problemy, zmagania, wzloty i upadki, a na koniec wielki sukces jako zwieńczenie kariery. Ale życie trenera Huberta Wagnera nie było biografią amerykańską. Jego trenerska kariera przebiegała zupełnie odwrotnie – już wkrótce po zostaniu szkoleniowcem polskiej reprezentacji siatkarskiej przyszły te największe sukcesy – mistrzostwo świata w 1974 roku i mistrzostwo olimpijskie w roku 1976. A potem już nigdy tak dobrze nie było – były próby, porażki, były pewne sukcesy, ale gdy zaczyna się z takiego pułapu, to przecież żadne pomniejsze osiągnięcie już nie cieszy. I staje się ta biografia (pisana też w części przez rodzonego syna) ciekawego człowieka, a bardzo trudnym charakterze opowieścią o życiu, w którym próbuje się jakoś nawiązać do chwil chwały. I nigdy więcej już tego spełnienia nie da się osiągnąć, i jedyne co może czekać bohatera to przedwczesna śmierć. Gorzka to biografia, mówiąca wiele i o samym bohaterze, i o polskim sporcie w latach 70. i 80. i o trudnych relacjach rodzinnych. Ale z pewnością dla wielu czytelników najciekawsza będzie opowieść o tych największych sukcesach – rozpisana szczegółowo na kolejne dramatyczne mecze historia wielkiego triumfu. Czyta się to doskonale, niczym najlepszy thriller – którym zresztą mecze polskiej reprezentacji siatkarskiej z pewnością były.
mało esensja czyta