Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Edigey
‹Morderca szuka drogi›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMorderca szuka drogi
Data wydania26 sierpnia 2010
Autor
Wydawca LTW
SeriaZ pistoletem
ISBN978-83-7565-122-5
Format206s. 130×195mm
Cena20,40
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

PRL w kryminale: Z Placu Czerwonego nad Balaton
[Jerzy Edigey „Morderca szuka drogi” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jerzy Edigey ma na koncie kilka książek, których akcja nie rozgrywa się w Polsce (ale na przykład w Skandynawii), ma też kilka takich, w których Polska jest tylko jedną z aren wydarzeń (i to wcale nie tą najistotniejszą). Do nich należą chociażby powiązane postacią węgierskiego pułkownika służby bezpieczeństwa Istvana Zrinyiego „Spotkamy się w Matrózcsárda” oraz – omawiana dzisiaj – „Morderca szuka drogi”.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Z Placu Czerwonego nad Balaton
[Jerzy Edigey „Morderca szuka drogi” - recenzja]

Jerzy Edigey ma na koncie kilka książek, których akcja nie rozgrywa się w Polsce (ale na przykład w Skandynawii), ma też kilka takich, w których Polska jest tylko jedną z aren wydarzeń (i to wcale nie tą najistotniejszą). Do nich należą chociażby powiązane postacią węgierskiego pułkownika służby bezpieczeństwa Istvana Zrinyiego „Spotkamy się w Matrózcsárda” oraz – omawiana dzisiaj – „Morderca szuka drogi”.

Jerzy Edigey
‹Morderca szuka drogi›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMorderca szuka drogi
Data wydania26 sierpnia 2010
Autor
Wydawca LTW
SeriaZ pistoletem
ISBN978-83-7565-122-5
Format206s. 130×195mm
Cena20,40
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
„Głos Pracy” nie był szczególnie prestiżową gazetą spośród wszystkich publikowanych w czasach Polski Ludowej. A jednak zaliczał się do grona tych, które nie miały większego problemu z codziennym upłynnieniem swojego nakładu. Nie zawdzięczał tego jednak wybitnym artykułom czy nadzwyczaj celnej publicystyce, lecz drukowanym na jego łamach kryminalnym powieściom w odcinkach. To właśnie sprawiało, że wydawana przez trzydzieści lat gazeta (od 1951 do 1981 roku) bez problemu utrzymywała się na rynku. Kres jej istnieniu położyły przemiany społeczno-polityczne, jakie zaszły w kraju na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Najpierw w wyniku porozumień sierpniowych zlikwidowano Centralną Radę Związków Zawodowych, która była formalnym wydawcą „Głosu Pracy”, a po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku zawieszono jego wydawanie, podobnie zresztą jak innych pism poza „Rzeczpospolitą”. Kiedy po paru tygodniach stopniowo zaczęto je przywracać, tego konkretnego dziennika już wśród nich nie było.
Do tego czasu jednak, głównie w latach 70., „Głos Pracy” opublikował sporo „gazetowców”, które w swojej epoce nie doczekały się wydań książkowych. Jednym z nich była powieść Jerzego Edigeya (1913-1983) „Morderca szuka drogi”, którą można uznać za luźną kontynuację „Spotkamy się w Matrózcsárda” (1971), w czasach PRL-u też drukowanego jedynie na łamach prasy. Swą kolejną historię kryminalną Edigey napisał jesienią 1975 roku podczas pobytu w Zakopanem; „Głos Pracy” rozpoczął jej publikację natomiast w lutym roku następnego. Był to dla warszawskiego pisarza całkiem niezły okres w karierze literackiej, znaczony tak udanymi pozycjami, jak „Strzał na dansingu” (1975), „Walizka z milionami” (1975) czy „Dzieje jednego pistoletu” (1976), które wcześniej ukazały się w prasie jako „Gang morderców”. Na ich tle „Morderca szuka drogi” wypada rzeczywiście nieco słabiej, co może poniekąd tłumaczyć, dlaczego w połowie lat 70. nie przybrał postaci książkowej.
Choć akurat otwarcie powieści wyszło Edigeyowi nadzwyczajnie! Gdyby potrafił ten poziom utrzymać do finału, mielibyśmy do czynienia z jedną z jego najlepszych książek. Historia zaczyna się w… Moskwie, niedaleko od Placu Czerwonego i Kremla, w szacownych murach Galerii Trietiakowskiej. Pewnego letniego dnia do portiera pilnującego drzwi wejściowych zgłasza się malarz Iwan Wołkow, który oświadcza, że ma zgodę dyrektora placówki Mikołaja Bojanowa na wykonanie kopii kilku akwarel Marca Chagalla. Portier nie ma wprawdzie nazwiska kopisty na swojej liście, ale to żaden problem. Wołkow dzwoni do Bojanowa – swojego starego przyjaciela z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i studiów w Leningradzie – i uzyskuje potwierdzenie otrzymanej wcześniej zgody. Później tak samo załatwia sprawę z Natalią Markową, pracownicą galerii pełniącą dyżur w sali z obrazami słynnego żydowskiego malarza. W obu przypadkach dyrektor dzwoni do podwładnych ze swojego gabinetu, mając obok siebie przyjaciela Wołkowa. Portier i Markowa, na co dzień nie mający żadnej styczności z władzą zwierzchnią, nie znają nawet głosu szefa, więc nie mają też powodu być podejrzliwi.
Od tego momentu Iwan codziennie przez dwa tygodnie pojawia się w galerii, by w tym czasie wykonać kopie sześciu obrazów. Dopiero gdy definitywnie kończy pracę i znika, Natalia Markowa dochodzi do wniosku, że coś jest nie tak z jednym obrazów – na tekturze znajduje się bowiem plamka, której tam wcześniej nie było. Informuje przełożonego i dopiero wtedy cała sprawa wychodzi na jaw. Bojanow nie zna bowiem żadnego Wołkowa: z nikim takim nie bronił Leningradu przed Niemcami ani nie studiował. To rodzi podejrzenia, o których dyrektor Galerii Trietiakowskiej natychmiast informuje milicję. Generał Aleksy Odojewski (swoją drogą ciekawe, czy nazwisko radzieckiego funkcjonariusza miało być prztyczkiem w nos danym rodzimej cenzurze? – bo przecież tak właśnie nazywał się znany polski pisarz, który parę lat wcześniej wyjechał na Zachód i osiadł w zachodnich Niemczech, by przyjąć posadę szefa działu kulturalno-literackiego Radia Wolna Europa) wzywa do swego gabinetu pułkownika Michała Sierpuchowa i to jemu powierza zadanie rozwiązania zagadki, ten z kolei bierze sobie do pomocy młodego, trochę narwanego, ale ambitnego i zdolnego porucznika Wasyla Karsawina.
Przeprowadzone po zamknięciu muzeum specjalistyczne badania wykazują, że na ścianach galerii wiszą obecnie nie prawdziwe dzieła Chagalla, lecz ich kopie. Mamy więc do czynienia nie tylko ze sprytnym oszustwem, ale również pomysłową i brawurową kradzieżą. Sierpuchow nie ma wątpliwości, że dokonaną na zlecenie kogoś spoza Związku Radzieckiego. Bo jeśli już kraść obrazy takiego mistrza, to po to, by sprzedać je któremuś z kolekcjonerów w Europie Zachodniej bądź którejś z Ameryk. Trzeba więc jak najszybciej powiadomić służby graniczne, aby uniemożliwić wywóz oryginałów. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że dzięki spostrzegawczości Markowej udało się tak szybko odkryć podmianę. W Moskwie zaczynają się poszukiwania Iwana Wołkowa, który najprawdopodobniej wcale tak się nie nazywa. Ale w tej chwili jest on jedyną nicią, która może doprowadzić milicję do kłębka, a więc do człowieka, który zlecił i opłacił wykonanie kopii i kradzież oryginałów Chagalla.
Tyle że pułkownik Sierpuchow – oficer z wielkim doświadczeniem w tropieniu wszelkiej maści pasożytów społecznych – nie wierzy w to, iż kiedykolwiek uda im się dopaść malarza-kopistę. Nie dlatego wcale, że moskiewskiej milicji brakuje zdolnych funkcjonariuszy, ale z tego powodu, że w interesie zleceniodawcy jest poprzecinać wszystkie nici. Nie jest więc zaskoczony, gdy następnego dnia na obrzeżach miasta zostaje znalezione zmasakrowane ciało niejakiego Prokopa Kramskoja – podrzędnego malarza rodem z Leningradu. Natalia Markowa rozpoznaje w nim Wołkowa. Teraz tym bardziej konieczne wydaje się zatrzymanie złodzieja, zanim ten przekroczy granicę. Ale to się nie udaje. Radzieccy milicjanci są zawsze krok za nim. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że uciekając z Kraju Rad w kierunku Europy Zachodniej, najkrótsza droga z Moskwy wiodła przez Polskę, a na wsparcie peerelowskiej Milicji Obywatelskiej towarzysze z Kremla zawsze przecież mogą liczyć. I tym sposobem akcja niebawem przenosi się najpierw do Warszawy, a niedługo potem – przez (Czecho)Słowację do Budapesztu i nad Balaton. Przy okazji na plan pierwszy, obok Sierpuchowa i Karsawina, wybijają się podpułkownik MO Stefan Kowalczyk oraz – znany z powieści „Spotkamy się w Matrózcsárda” – pułkownik węgierskiej służby bezpieczeństwa Istvan Zrinyi.
Jak widać, Jerzy Edigey niczego nie żałował czytelnikom. Akcja mająca na celu ujęcie mordercy Kramskoja i złodzieja obrazów Chagalla zatacza potężne koło; w śledztwo zostaje nawet wciągnięty Interpol. Co ciekawe, prawie do ostatniego rozdziału funkcjonariusze trzech krajów komunistycznych (na moment pojawia się także słowacki przyjaciel Kowalczyka, major Frantisek Mihaliczka – taką właśnie formę zapisu imienia i nazwiska stosuje autor książki) nie bardzo wiedzą, kogo w rzeczywistości ścigają. Na pewno człowieka bezwzględnego i przebiegłego, świetnie przygotowanego do zaplanowanej akcji, inteligentnie reagującego na nieprzewidziane sytuacje, wreszcie posługującego się kilkoma tożsamościami, spośród których – mowa tu jedynie o tych, które znane są służbom – najprawdopodobniej żadna nie jest prawdziwa. Sierpuchow, Zrinyi i Kowalczyk depczą mu cały czas po piętach, lecz do ostatniej chwili nie mogą mieć pewności, że go dorwą oraz że zdołają udowodnić mu winę. Dlaczego „Morderca szuka drogi” nie został wydany w formie książkowej w drugiej połowie lat 70. – nie jestem w stanie dociec ani rozumieć. Nie jest to przecież wcale zła powieść. Zdarzało się, że na półki księgarskie trafiały bardziej wstydliwe pod względem jakości artystycznej teksty Edigeya. Dobrze chociaż, że niemal trzydzieści pięć lat po jej prasowej publikacji znalazła się oficyna, która postanowiła ocalić „Mordercę…” od zapomnienia.
koniec
1 września 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.