Koncert marzeń: Guns N’RosesDziś w Krakowie wystąpi Slash, wspierany wokalnie przez Mylesa Kennedy’ego i kolegów z formacji The Conspirators. Z tej okazji pomarzymy nieco o tym, że Axl Rose przeprosi się z kudłatym gitarzystą i ruszą w trasę koncertową pod starym szyldem Guns N’Roses i jak taki show mógłby wyglądać.
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek WalewskiKoncert marzeń: Guns N’RosesDziś w Krakowie wystąpi Slash, wspierany wokalnie przez Mylesa Kennedy’ego i kolegów z formacji The Conspirators. Z tej okazji pomarzymy nieco o tym, że Axl Rose przeprosi się z kudłatym gitarzystą i ruszą w trasę koncertową pod starym szyldem Guns N’Roses i jak taki show mógłby wyglądać. Welcome To The Jungle Jacek Walewski: Chyba trudno o lepszy początek koncertu Gunsów. Pi: Dziwne, że Slash nie rozpoczyna tym kawałkiem swoich koncertów, ale może chce zaznaczyć, że to nie cover band Gunsów, a jego własna trasa? W każdym razie po jego wysłuchaniu nabiera się prawdziwego apetytu na destrukcję. Polecam też klip do tego kawałka, by pośmiać się z młodziutkiego Axla i jego natapirowanej fryzury. It’s So Easy Jacek Walewski: Pamiętam wywiad z Larsem Ulrichem, w którym wspominał, że właśnie przez „It’s So Easy” zakochał się w twórczości Gunsów i wokalu Axla. Późniejsza trasa grupy z Metalliką zdaje się potwierdzać jego uwielbienie. I trudno dziwić się małemu Duńczykowi. Śmiem twierdzić, że to najjaśniejszy fragment debiutu zespołu. Pi: Tam są same jasne punkty! Na koncercie w Polsce Slash raczej nie sięgnie po tę kompozycję, chociażby dlatego, że jako jedna z nielicznych z początku kariery, jest autorstwa nie jego i Axla, a Duffa McKagana. Think About You Jacek Walewski: Axl namawia do zdrowego egoizmu, którego jemu akurat nigdy nie brakowało. Pi: Kolejny dowód na to, że „Appetite for Destruction” najeżony jest samymi hitami. A co do tego egoizmu, to nie wyszedł on Rose’owi na zdrowie. Slash, który spokorniał nagrywa kolejne płyty, jeździ w trasy i odnosi sukcesy, natomiast Axl najpierw półtorej dekady męczył się z nagraniem płyty, a teraz udaje, że nagrywa kolejną. Spóźnia się na koncerty i tylko irytuje fanów. Jacek Walewski: Oj, on irytował fanów i spóźniał się na koncerty sporo wcześniej… Pi: Ale wcześniej był megagwiazdą, a teraz jest upadłą megagwiazdą. Street Of Dreams Jacek Walewski: Narażę się teraz wielu konserwatywnym fanom zespołu. Uważam, że „Chinese Democracy” to album nie tylko bardzo dobry, co lepszy od którejkolwiek z obu części „Use Your Illusion”, na których numery wspaniałe sąsiadują ze słabymi. Ostatnia jak dotąd płyta Gunsów jest zaś wydawnictwem równym, spójnym i który świetnie się słucha. Ballada „Street Of Dreams” nie jest może klasykiem na miarę „November Rain”, ale niewiele mu ustępuje. Pi: Narazisz się przede wszystkim mi. „Chinese…” byłby albumem całkiem przyjemnym, gdyby Axl nie uparł się, by nagrać go pod legendarnym szyldem. Z Guns N’Roses nie ma on bowiem nic wspólnego. Brakuje mu tego polotu, jaki cechowały nawet te słabsze krążki zespołu. A już na pewno nie dorównuje „Use Your Illusion"! Zgodzę się, że nie wszystkie numery na tym dwuczęściowym wydawnictwie porywały w równym stopniu, ale zawsze porywały! Na „Chinese Democracy” zdarzają się mielizny nie do przeskoczenia. Akurat „Street of Dreams” jest jednym z lepszych reprezentantów całości, ale, jak wspomniałeś, nie dorównuje balladom Axla i spółki z przeszłości. Jacek Walewski: Dlaczego Axl miałby nagrywać pod innym szyldem? I które numery na „Chinese…” są aż tak słabe, by nazywać je „mieliznami"? Znane są już w historii muzyki przykłady na to, że grupa może sprawnie funkcjonować bez współzałożyciela i obecna inkarnacja Gunsów tego dowodzi. A właściwie miała szanse dowodzić właśnie w okresie wydania tej płyty. Kwestią na osobną dyskusję jest to, czy Axl pociągnie historię zespołu dalej, ponieważ sądząc po ostatnich występach kapeli jego forma jako wokalisty jest… Hmm, pomińmy ją milczeniem. Pi: Niestety o wiele powszechniejszym zjawiskiem jest to, kiedy ten jeden ostatni założyciel zespołu, który stara się utrzymać nazwę nie potrafi ani udźwignąc legendy, ani zaproponować nowej jakości. W tym wypadku mamy jedno i drugie. Też nie uważam tego albumu za specjalnie spójny, biorąc pod uwagę, że słyszymy na nim muzyków, którzy od lat nie byli już w teamie (patrz: Buckethead). Civil War Pi: Proszę bardzo – początek „Use Your Illusion II” i od razu potwierdzenie moich słów. Jacek Walewski: Połączenie ballady z rockowym dynamitem. Szkoda, że całość płyty nie dorównywała temu utworowi. Patience Jacek Walewski: Jeden z najbardziej kontrowersyjnych numerów zespołu. Aż dziwne, że tak gniewny tekst zobrazowano tak delikatnymi dźwiękami. Pi: Trzy akustyczne gitary i śpiew Rose’a – oto doskonały pokaz tego, jak wszechstronnym zespołem byli Gunsi (byli, bo dzisiejszy skład traktuję już jedynie jako cover band, choć muszę przyznać, że Axl, jak już dotrze na koncert, radzi sobie na nim nad wyraz dobrze). One in a Million Pi: A skoro jesteśmy przy kontrowersyjnych tekstach, to chyba ten z „One ina a Million” lokuje się w gunsowej czołówce, jako ten, który można śmiało nazwać rasistowskim. Ponieważ jednak nie przejąłem się niesławną deklaracją, że zespół nie będzie grał, m.in. dla Polaków (choć ostatecznie, jak wiemy, zagrał), nie mam większego problemu także z odbiorem tego kawałka. Jacek Walewski: Przykład na to, że ascetyczne ballady wychodziły zespołowi nawet lepiej niż pompatyczne hymny pokroju „November Rain”. Coma Jacek Walewski: O ile do obu części „Use Your Illusion” mam mieszane odczucia, „Coma” stanowi jeden z najjaśniejszych momentów „jedynki”. Chyba kiedyś sam przygotuję na własne potrzeby składankę z najlepszymi numerami z tej muzycznej dylogii. Pi: Guns N’Roses w klimatach progresywnych? Zawsze robiła na mnie wrażenie ta imitacja bicia ludzkiego serca, a także odgłos echokardiografu. Better Jacek Walewski: O swoim stanowisku co do „Chinese…” już napisałem. „Better” pokazało, że Guns nawet bez Slasha mogą napisać ognisty gitarowy kawałek idealny do zagrania na stadionie. Pi: Tyle tylko, że Slash takie numery wymyśla na kacu przed śniadaniem, choć zgodzę się, że „Better” to jeden z najlepszych momentów „Chinese Democracy”. Catcher in the Rye Jacek Walewski: Kolejny świetny spokojniejszy numer na „Chinese…”. Pi: Takie są właśnie te lepsze momenty ostatniej płyty Gunsów. Niestety w moim odczuciu na „Use Your Illusion” zaliczane byłyby do tych średniaków, o których mówiliśmy. I.R.S. Jacek Walewski: Lekko rapowany refren tego utworu chodził mi po głowie przez długi czas po odsłuchaniu „Chinese…”. Pi: Tylko czy to jeszcze Guns N’Roses? Każdy kolejny numer z „Chinese…” w naszym zestawieniu utwierdza mnie w przekonaniu, że to powinna być solowa płyta Axla. Jacek Walewski: Tylko dlatego, że zmienił lekko styl Gunsów? Idąc tym tropem fani Metalliki powinni domagać się od zespołu zmiany szyldu w okresie „Load”, a potem „St. Anger, zaś Depeche Mode musieliby zmienić nazwę w czasie sesji nagraniowej „Violator”. Że nie wspomnę o takich artystach jak David Bowie, John Zorn i Mike Patton czy grupy System of a Down, Rammstein, Swans, Einstürzende Neubauten, Neurosis, albo nasz rodzimy Behemoth, które w swoich dyskografiach przeszły co najmniej parę wolt stylistycznych. Tego typu lista to zresztą dobry pretekst do osobnego artykułu… Pi: Po prostu wydaje mi się, że w Gunsach Axl był od słownej demolki i robienia zamieszania, a od muzyki przede wszystkim Slash (nawet jeśli grał cudze kompozycje, robił to z taką pasją, że brzmiały, jakby były jego). A co do wymienionych przez ciebie zespołów, to u nich zmiany stylu wynikały z rozwoju i poszukiwań, a nie efektu tego, że przez 16 lat Rose wymieniał muzyków jak rękawiczki i ostatecznie zebrał co miał na jednym CD. Jacek Walewski: Ech, przenieśmy tą dyskusje na inny tekst… Live and Let Die Pi: Guns N’Roses mieli rękę do coverów. Choć bardzo lubię oryginał Paula McCartney’a, to nie wiem, czy Axl, Slash i reszta nie poradziła sobie z nim lepiej. Szkoda, że kudłaty gitarzysta już po niego nie sięga na koncertach. Jacek Walewski: Czy jest ktoś na sali, kto oprze się przynajmniej tupaniu przy energicznym przyspieszeniu w okolicach refrenu? November Rain Jacek Walewski: Najbardziej monumentalna i chyba też nazbyt patetyczna ballada Gunsów, która jednak przeszła do historii rocka. Początek mnie akurat… nudzi. Nie to co solówka gitarowa wieńcząca całość! W szkole średniej męcząc się przy podstawowych akordach gry na wiośle, marzyłem, by potrafić grać tak jak Slash… Pi: I co, udało się? Jacek Walewski: Hmm, wiesz po paru miesiącach prób doszedłem do wniosku, że lepiej przysłużę się światu pisząc o muzyce, a nie ją grając… Pi: Dla mnie „November Rain” jest genialny i wkurza mnie, jak w komercyjnych stacjach radiowych puszczają ten numer i kiedy dochodzimy do wybuchowego końca, to go zagadują reklamami czopków na hemoroidy. You Could Be Mine Jacek Walewski: „Use Your Illusion II” dopadł syndrom drugiej części. Znalazły się tu numery dużo słabsze niż z „jedynki”. Wyjątkiem jest właśnie właśnie „You Could Be Mine”, który to numer śmiało może konkurować z petardami z debiutu grupy. Pi: Nie zgadzam się! A wspomniany wyżej „Civil War” i czekający w kolejce „Knockin’ on Heaven’s Door"! Co zaś się tyczy samego „You Could Be Mine”, to na zawsze będzie mi się już kojarzył w „Terminatorem 2”, którego pilotował i z Arnim, który namierza Axla na koncercie w klipie. Jacek Walewski: Wspomniane przez Ciebie numery to perełki, ale reszta jest moim zdaniem… średnia. Czekam na lincz w komentarzach. Pi: Po prostu te najbardziej znane rozkładają na łopatki, a reszta, choć nie jest tak nośna, to jednak trzyma bardzo wysoki poziom. Sympathy for the Devil Jacek Walewski: O ile „Pukanie do nieba bram” Gunsom udało się ukraść Dylanowi, to już ten numer nadal kojarzy się ze Stonesami. Co nie przeszkadzało go namiętnie grać na koncertach Axlowi i spółce. Nie ma się czemu dziwić. W końcu to twórcy „Appetite…” zastąpili Micka Jaggera i jego kolegów w roli bad boyów rocka. Pi: Ten numer przeszedł do historii przede wszystkim dlatego, że jest ostatnim nagraniem Gunsów ze Slashem na pokładzie. Do tego promował genialny „Wywiad z wampirem”. Wszystko to sprawia, że odbieram go na innej płaszczyźnie, niż oryginał Rolling Stonesów. Dlatego też nie mam zamiaru porównywać tych wersji. Obie wgniatają w fotel (polecam jeszcze polską odsłonę tego utworu w wykonaniu Kobranocki). Don’t Cry Jacek Walewski: Nie wiem jak Gunsi to robili i dlaczego nie potrafią dokonać tego współczesne zespoły rockowe. Mówię oczywiście o umiejętności pisania motywów, które od razu zapadają w pamięci słuchacza. Pi: Pierwszą kasetę Guns N’Roses kupiłem właśnie dla tej piosenki. I nie ma znaczenia, że nazywała się „Ballads”, miała jakąś dziwną okładkę i z oryginalnymi wydwanictwami nie miała wiele wspólnego. Takie były czasy. Nightrain Jacek Walewski: Subtelne i z klasą zwrócenie uwagi publice, że koncert powoli dobiega końca i trzeba śpieszyć się na ostatni nocny pociąg. Pi: I biorąc pod uwagę ostatnie zawirowania w PKP, na pendolino bym nie liczył (prędzej drezynę, ale naładowni energią z koncertu, myślę, że spokojnie starczy sił na podróż nawet do Gdańska) Sweet Child O’Mine Jacek Walewski: Główny riff to chyba jeden z najbardziej charakterystycznych motywów muzycznych przełomu lat 80. i 90. Komercyjny strzał w dziesiątkę i przepustka Gunsów do lepszego świata. Pi: Piosenka wciąż jest często puszczana w rockowych stacjach radiowych, a większość zestawień typu „najlepszy riff wszech czasów” nie mogą się bez niego obejść (chociażby te robione przez „Rolling Stone”, „Guitar World” i „Q”) Paradise City Jacek Walewski: Idealny numer na jesień i zimę! Tekst przypomina nam bowiem jaki świat potrafi być piękny, gdy za oknami widzimy zieloną trawę i roznegliżowane dziewczyny. Pi: Kolejny utwór wszech czasów Gunsów, który jest obowiązkowym elementem każdego zestawienia z najlepszymi rockowymi petardami, solówkami, riffami i czym tam jeszcze. Knockin’ on Heaven’s Door Jacek Walewski: Gdyby zrobić sondę i zapytać przeciętnego Kowalskiego lub Smitha, kto napisał ten numer większość osób wskaże Gunsów. Czytelnicy Esensji zapewne wiedzą jednak, że pod tym utworem podpisał się Bob Dylan. To jednak Slash z kolegami wypromowali te charakterystyczne ułożenie nut na tyle skutecznie, że dziś wszyscy autorstwo przypisują właśnie im. Pi: Przyznam, że ja również przeżyłem kiedyś szok, że to nie ich autorska piosenka. Ale Bon Dylan tak ma, że jego utwory lepiej sprawdzają się w cudzych wersjach (patrz „All Along the Watchtower” Jimiego Hendrixa). Wracając do „Knockin’…”, to na zawsze będę polecał wersję koncertową z 1992 roku z Wembley. Oto obraz kwintesencji tego, co działo się w czasie występów zespołu. Z drugiej strony edycji studyjnej też nic nie brakuje (rozbrajający jest zwłaszcza fragment z telefonem). 20 listopada 2014 |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.
więcej »Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Rammstein
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Slayer
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Iron Maiden
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Linkin Park
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Black Sabbath
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Metallica
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Magia i Miecz: Z niewielką pomocą zagranicznych publikacji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Od kompozycji był przede wszystkim Slash? Litości. Autor tego stwierdzenia chyba nie wie ile dla tego zespołu zrobił Izzy Stradlin