Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Pop Workshop
‹Vol. 1›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułVol. 1
Wykonawca / KompozytorPop Workshop
Data wydania1973
Wydawca Grammofnverket
NośnikWinyl
Czas trwania41:56
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
Winyl1
1) Point of Junction07:24
2) Hanging Loose05:28
3) Perforated Mind03:57
4) Sentience05:54
5) Equinox05:20
6) The Last Pharaoh05:24
7) Equivalent in Nature04:52
8) Perfect Touchdown03:33
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Zapomniane arcydzieło (nie tylko polskiego) jazz-rocka

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj międzynarodowy (w tym i polski) septet Pop Workshop.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Zapomniane arcydzieło (nie tylko polskiego) jazz-rocka

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj międzynarodowy (w tym i polski) septet Pop Workshop.

Pop Workshop
‹Vol. 1›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułVol. 1
Wykonawca / KompozytorPop Workshop
Data wydania1973
Wydawca Grammofnverket
NośnikWinyl
Czas trwania41:56
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
Winyl1
1) Point of Junction07:24
2) Hanging Loose05:28
3) Perforated Mind03:57
4) Sentience05:54
5) Equinox05:20
6) The Last Pharaoh05:24
7) Equivalent in Nature04:52
8) Perfect Touchdown03:33
Wyszukaj / Kup
Kto wie, czy ten właśnie album nie jest najwybitniejszym z zapomnianych dzieł nagranych przed laty przez polskich jazzmanów. Kto bowiem dzisiaj pamięta formację Pop Workshop? Kto wie, że grali w niej dwaj wielcy polscy jazzmani: Włodzimierz Gulgowski i Zbigniew Namysłowski? Jedynym usprawiedliwieniem tej niewiedzy bądź – mówiąc delikatniej – nieświadomości może być fakt, że ta okazjonalna grupa funkcjonowała w pierwszej połowie lat 70. XX wieku (a więc ponad cztery dekady temu) w… Szwecji. Nagrała wówczas dwie płyty, które po latach nie tylko należy, ale wręcz TRZEBA przypomnieć. Dlaczego? Ponieważ reprezentują one poziom, do którego nawet dzisiaj wielu zasłużonym wykonawcom trudno byłoby się zbliżyć. Pianista Włodzimierz Gulgowski urodził się w lutym 1944 roku w Łodzi. Po maturze rozpoczął studia w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w klasie fortepianu. Jednym z pierwszych zespołów jazzowych, w których grał, byli New Orleans Stompers, często zwani również Warszawskimi Stompersami. Z nimi dokonał pierwszych profesjonalnych nagrań radiowych; w ich szeregach poznał także – starszego od siebie o pięć lat – niezwykle zdolnego saksofonistę Zbigniewa Namysłowskiego, z którym zresztą niebawem związał się artystycznie.
Gdy w 1963 roku Namysłowski powołał do życia swój Quartet, znalazło się w nim miejsce – obok kontrabasisty Tadeusza Wójcika i perkusisty Czesława Bartkowskiego – także dla Włodzimierza Gulgowskiego. To właśnie ten skład rok później nagrał dla wytwórni Decca płytę „Lola” – jedno z najlepszych polskich wydawnictw jazzowych tamtej epoki, które przyniosło światową sławę wszystkim uczestniczącym w jego realizacji muzykom. Niestety, współpraca kwartetu nie trwała długo; w 1965 roku Gulgowski zdecydował się bowiem na emigrację – wyjechał do Szwecji, która stała się jego drugą (a z czasem pewnie i tą ważniejszą, czyli pierwszą) ojczyzną. Początki nie były łatwe; polski pianista z mozołem budował swoją pozycję, aż – zaskakująco szybko, bo już w następnej dekadzie – zapracował sobie na status artysty niemal legendarnego. Drogę ku wielkiej karierze w Skandynawii otworzył mu działający w latach 1973-1974 projekt Pop Workshop, do udziału w którym Włodek (tak skracano w Szwecji trudne do wymówienia imię Gulgowskiego) zaprosił swego starego przyjaciela z Polski, czyli… Zbigniewa Namysłowskiego. Dla Namysłowskiego był to zresztą bardzo pracowity okres. W lutym 1973 roku zarejestrował w studiu utwory, które ujrzały światło dzienne na fenomenalnym – jednym z najlepszych w karierze saksofonisty – albumie „Winobranie”, by następnie przenieść się do Sztokholmu i wziąć udział w pracach nad „Vol. 1”.
Ojcem chrzestnym i formalnym liderem Pop Workshop był Gulgowski, ale Namysłowskiemu powierzył on równorzędną swojej rolę. Co widoczne jest chociażby w tym, że panowie podzielili się po równo kompozycjami – cztery z zawartych na płycie utwory są autorstwa pianisty, cztery saksofonisty. Poza Polakami w składzie grupy znaleźli się muzycy (głównie sesyjni) szwedzcy bądź w Skandynawii mieszkający. Na gitarze zagrał Janne Schaffer (rocznik 1945), wcześniej udzielający się w takich formacjach z pogranicza rocka i jazzu, jak Opus III („Opus III and Friends”, 1970), Svenska Löd AB („Hörselmat”, 1971), Baltik („Baltik”, 1973) czy Ablution („Ablution”, 1974). Za bębnami zasiadł przyjaciel Schaffera, Ola Brunkert (urodzony w 1946, a zmarły w 2008 roku na Majorce), który karierę zaczynał w bluesowym Slim’s Blues Gang („The Blues Ain’t Strange”, 1970), by później wspierać swoim talentem kilkudziesięciu innych wykonawców (nierzadko razem z Jannem). Rolę basisty powierzono Stefanowi Brolundowi (rocznik 1947), który – oprócz Pop Workshop – przez wiele lat grał (wraz z Brunkertem i Schafferem) w zespole Hörselmat, powstałym na gruzach Svenska Löd AB. Skład uzupełnili jeszcze dwaj perkusjonaliści: pochodzący z Sierra Leone Ahmadu Jarr (biologiczny ojciec piosenkarki Neneh Cherry) oraz Amerykanin Ed Thigpen, który – zanim przeprowadził się na stałe do Europy (zmarł przed pięcioma laty w Kopenhadze) – w ojczyźnie nagrywał z takimi tuzami jazzu, jak Ella Fitzgerald, Oscar Peterson oraz Bud Powell.
Jak więc widać, Pop Workshop nosiło wszelkie znamiona supergrupy. I taką też – będącą wypadkową talentów wszystkich artystów – grało muzykę. Album zatytułowany „Vol. 1” (to dowód na to, że Gulgowski od razu zakładał, że nie będzie to projekt jednorazowy) ukazał się w 1973 roku nakładem wytwórni Grammofonverket. Trwał czterdzieści dwie minuty, a znalazło się na nim osiem utworów. Na początku umieszczono porywającą kompozycję Namysłowskiego „Point of Junction”. Pierwsze jej minuty to klasyczne, jak na tamte czasy, fusion spod znaku Weather Report, znaczone zadziorną gitarą Schaffera oraz subtelnymi dźwiękami fortepianu elektrycznego Gulgowskiego w tle. Z czasem grupa nabiera jednak tempa, a jej muzyka staje się coraz bardziej rockowa (słychać to nawet w partii solowej saksofonu altowego Namysłowskiego), choć z typowym dla funku groove’em, słyszalnym zwłaszcza w sekwencjach gitarowych. „Hanging Loose” to numer Gulgowskiego, który proponuje rozpisaną na dwa instrumenty solowe – saksofon i fortepian elektryczny – leniwie snującą się melodię, której smaczków dodają gitara i perkusjonalia. W dalszej części na plan pierwszy wybija się Namysłowski, którego solówka bliska jest stylistyce jazzu improwizowanego; w tle zaś towarzyszy mu rasowa jazzrockowa sekcja rytmiczna, czyli Stefan Brolund i Ola Brunkert. W stonowanym finale natomiast możemy odnaleźć zarówno wpływy funku, jak i muzyki latynoamerykańskiej.
Utwór trzeci, czyli „Perforated Mind”, również wyszedł spod ręki pianisty. Mimo to wiodącym instrumentem jest gitara elektryczna. Schaffer gra tutaj swoje najbardziej rockowe (chociaż wciąż z funkowym zacięciem) solo; gdy kończy, jego partię kontynuuje i rozwija raz na syntezatorze, to znów na fortepianie elektrycznym Gulgowski. Od sekwencji ostatniego z wymienionych instrumentów zaczyna się również ostatnia kompozycja na stronie A – „Sentience”. Początek zaś wcale nie zapowiada tego, co słyszymy później. A dalej pojawia się spora porcja jazzrockowego czadu z absolutnie genialną solówką Namysłowskiego na saksofonie. Po przełożeniu winylowego krążka na drugą stronę otrzymujemy na otwarcie numer pana Zbigniewa – „Equinox”. To porywający elektryczny funk, któremu feelingu przydają partie gitar i przeszkadzajek, a uwagę nade wszystko przykuwa solo saksofonisty (z dodanym efektem wah-wah). Gulgowski staje się natomiast mistrzem drugiego planu – wyczarowywane przez niego na fortepianie elektrycznym mocno niepokojące dźwięki dodają utworowi smaku i wzniosłości. W „The Last Pharaoh” do głosu dochodzi przede wszystkim nostalgia, słyszalna w partiach wszystkich instrumentów. Namysłowski (kompozytor tego numeru) i Gulgowski długo budują odpowiedni klimat – głównie po to, by w kilkudziesięciosekundowym zakończeniu, dla kontrastu, uderzyć z całą mocą. Solo saksofonu ponownie przekracza granice fusion, by odważnie wkroczyć na poletko free jazzu.
Ostatnią z kompozycji Namysłowskiego na „Vol. 1” jest porażające wręcz pięknem „Equivalent in Nature”. Na progresywno-jazzrockowym tle nasz mistrz instrumentów dętych gra na flecie partię, która jest w stanie rozedrzeć chyba każde serce. Słychać w niej echa polskiej muzyki ludowej, które obecne były również na nagranym nieco wcześniej, wspomnianym już, „Winobraniu”. Wsłuchując się w ten kawałek, nie sposób też nie wychwycić porywającej solówki Jannego Schaffera, dzięki której całość nabiera progresywnego posmaku. Ostatnie słowo na płycie należy do Gulgowskiego; jego utwór ją otworzył i jego zamyka. „Perfect Touchdown” pełen jest zgiełków wygenerowanych dzięki różnego rodzaju efektom – fuzz-boksowi (fortepian elektryczny) i wah-wah (saksofon). Efekt jest taki, że ta i bez tego bardzo dynamiczna kompozycja aż skrzy się energią. A jej zakończenie, w którym saksofon, fortepian i gitara grają unisono, wprost powala na kolana potęgą funkowego groove’u. Takie właśnie numery czynią z „Vol. 1” arcydzieło światowego jazzu; płytę, która pod wieloma względami wyprzedziła swój czas. Nie powinien nas więc dziwić fakt, że na drugim albumie Pop Workshop – „Song of the Pterodactyl” (1974) – pojawił się sam Anthony Williams, legendarny perkusista Milesa Davisa. Że Michał Urbaniak, startujący właśnie do wielkiej kariery za Oceanem, ściągnął Włodzimierza Gulgowskiego do Stanów Zjednoczonych, by wspomógł go przy pracy nad płytą „Fusion III” (1975). Że efektem udziału Namysłowskiego w tym projekcie będzie kolejny fenomenalny krążek saksofonisty – „Kujaviak Goes Funky” (1975). Ale o tym przeczytacie za tydzień.
koniec
9 maja 2015
Skład:
Zbigniew Namysłowski – saksofon altowy, flet (7)
Włodzimierz Gulgowski – syntezatory, fortepian elektryczny
Janne Schaffer – gitara elektryczna
Stefan Brolund – gitara basowa
Ola Brunkert – perkusja
Ahmadu Jarr – instrumenty perkusyjne
Ed Thigpen – instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.