Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gaia
‹All in Green›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAll in Green
Wykonawca / KompozytorGaia
Data wydania1982
NośnikWinyl
Czas trwania46:08
Gatunekfolk, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Manuela Schmitz, Wolfgang Riedel, Peter Mohr, Wojciech Waglewski
Utwory
Winyl1
1) O Orinoco / All in Green10:54
2) Hope [Dedicated to Osjan]11:53
3) Pekoe14:44
4) Formentera Lady08:39
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Waglewskiego życie przed Voo Voo i na „wygnaniu”

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj zachodnioniemiecka (z niewielką pomocą polską) formacja Gaia.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Waglewskiego życie przed Voo Voo i na „wygnaniu”

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj zachodnioniemiecka (z niewielką pomocą polską) formacja Gaia.

Gaia
‹All in Green›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAll in Green
Wykonawca / KompozytorGaia
Data wydania1982
NośnikWinyl
Czas trwania46:08
Gatunekfolk, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Manuela Schmitz, Wolfgang Riedel, Peter Mohr, Wojciech Waglewski
Utwory
Winyl1
1) O Orinoco / All in Green10:54
2) Hope [Dedicated to Osjan]11:53
3) Pekoe14:44
4) Formentera Lady08:39
Wyszukaj / Kup
Czy ktokolwiek w naszym kraju – poza Wojciechem Waglewskim, liderem Voo Voo – pamięta jeszcze zachodnioniemiecką hipisowską formację Gaia? Nikt? Nic dziwnego! Wszak pozostawiła ona po sobie tylko jeden album, na dodatek wydany własnym sumptem, a więc w bardzo niewielkim nakładzie. A co ma z tym zespołem wspólnego Waglewski? Otóż dane mu było zagrać na jego debiutanckiej – i zarazem pożegnalnej – płycie. Jak do tego doszło – wyjaśnimy w dalszym ciągu tekstu. Początki grupy sięgają 1972 roku, kiedy to w leżącym nieopodal granicy z Belgią nadreńskim Akwizgranie powołano do życia progresywno-folkowy kwartet Gurnemanz. W jego składzie znaleźli się: grający na gitarach (akustycznej i elektrycznej) oraz sitarze Wolfgang Riedel, wokalistka i flecistka Manuela Schmitz, basista i cytrzysta Siegfried Bushuven oraz śpiewający lutnista Lukas Wolfgang Scheel. Bogate i egzotyczne instrumentarium sprawiało, że muzyka zespołu wymykała się wszelkim klasyfikacjom. Młodzi Niemcy czerpali inspiracje zarówno z krautrocka, jak i folku; nierzadko sięgali też do muzyki klasycznej (głównie dawnej). W tamtym czasie w Niemczech podobnych eksperymentatorów nie brakowało; tą drogą podążali chociażby tacy wykonawcy, jak duety Flute & Voice i Emtidi czy też grupy Bröselmaschine, Ougenweide i Parzival.
To chyba nie przypadek, że żadni z wyżej wymienionych twórców nie odnieśli światowego sukcesu. Ba! do dzisiaj o ich istnieniu wiedzą tylko najbardziej zagorzali wielbiciele niemieckiej muzyki progresywno-folkowej z pierwszej połowy lat 70. XX wieku. Po kilku miesiącach działalności grupa Gurnemanz wydała debiutancki album, który nosił tytuł „Fair Margaret and Sweet William”. Sami zapłacili za jego wytłoczenie, w efekcie do sprzedaży trafiło ponoć zaledwie… pięćdziesiąt egzemplarzy, które sprzedano na koncertach. To czyni z debiutu Niemców nader rzadkiego „białego kruka”. Gdyby nie kompaktowa reedycja sprzed siedmiu lat (nakładem Garden of Delights) płyta zniknęłaby zupełnie ze świadomości fanów. Trzy lata po „Fair Margaret…” światło dzienne ujrzał krążek „Spielmannskinder”, w nagraniu którego wspomogli zespół dwaj dodatkowi artyści: skrzypek Michael Rausch oraz harfista John Cremer. I ta płyta – ponownie wydana za własne pieniądze – przepadła na rynku. Niewielki ślad pozostawiła po sobie natomiast trzecia produkcja zespołu, czyli „No Rays of Noise” z 1977 roku, którą opublikowała jedna z niemieckich filii EMI, a po prawie trzech dekadach przypomniała firma Garden of Delights (z wieloma koncertowymi bonusami). Niestety, dla grupy z Akwizgranu był to już tylko łabędzi śpiew. Niebawem Gurnemanz przeszło do historii.
Ale to nie oznacza, że wszyscy muzycy zawiesili instrumenty na „kołku”. Manuela Schmitz i Wolfgang Riedel postanowili działać dalej, tyle że pod nowym szyldem – Gaia. Pod koniec lat 70. skład uzupełnił jeszcze perkusjonalista Peter Mohr. We trójkę koncertowali po Niemczech i właśnie w trakcie wojaży po ojczyźnie ich drogi przecięły się z polską formacją Osjan. I z Wojciechem Waglewskim, który był wówczas gitarzystą grupy kierowanej przez Jacka Ostaszewskiego. Waglewski zaczął karierę muzyczną jako nastolatek pod koniec lat 60. – najpierw w zespole Fatum (w którym zastąpił Dariusza Kozakiewicza), potem w RH- (gdzie grał ze Zbigniewem Hołdysem), Zen i Nirwanie; przewinął się przez Bemibek, pojawił się – jako muzyk sesyjny – na płytach Urszuli Sipińskiej, Andrzeja i Elizy, Zbigniewa Wodeckiego, Krystyny Prońko. Na krótko musiał zrezygnować z grania, gdy został wcielony do wojska, a kiedy opuścił szeregi armii – jak sam wspominał po latach – „zaplątał się w Osjan”. Z nowymi kolegami dużo koncertował w Europie Zachodniej, przez kilka lat prowadził nawet warsztaty muzyczne w holenderskim Utrechcie. Skąd do Akwizgranu wcale nie było tak daleko. Kiedy więc otrzymał od Wolfganga i Manueli propozycję udania się z nimi w trasę, wyraził zgodę. Nie odmówił także, gdy poproszono go, aby wspomógł Gaię podczas nagrania płyty.
Sesja odbyła się w sierpniu 1982 roku w studiu Tuba w miasteczku Odenthal niedaleko Kolonii. Zarejestrowany wówczas materiał kilka miesięcy później ukazał się na winylowym krążku (znów własnym sumptem, w czym Riedel i Schmitz mieli już spore doświadczenie) pod tytułem „All in Green”. Praca musiała być o tyle ciekawa, że muzycy otoczyli się masą egzotycznych instrumentów, jak afrykańska mbira (zanza), indonezyjski metalofon, a do tego sporym zestawem perkusjonaliów. Zadaniem Polaka było natomiast nagranie ścieżek gitary dwunastostrunowej – i zrobił to w dwóch (na cztery) utworach. Co ciekawe, jeden z nich został nawet przez Niemców zadedykowany macierzystej formacji Waglewskiego – Osjanowi („Hope”). Płytę otwiera jedenastominutowa, dwuczęściowa kompozycja „O Orinoco / All in Green”. Czego można po niej oczekiwać? W części pierwszej witają nas śpiewające egzotyczne ptaki, których miejsce z czasem zastępuje gitara akustyczna Wolfganga (z przeszkadzajkami w tle) i eteryczny wokal Manueli. Muzycznie mamy do czynienia z klasyczną world music, tyle że w dużej mierze improwizowaną (co uznać można za kolejny wspólny mianownik łączący Gaię i Osjan). W części drugiej robi się bardziej energetycznie, a na plan pierwszy wybija się flet Schmitz, który do spółki z gitarą akustyczną odpowiada za stworzenie pięknego etnicznego nastroju.
„Hope” ma prawdziwie folkowy początek. Snuje się powoli, transowo – muzycy kładą nacisk przede wszystkim na klimat, a ten świetnie się nadaje do kontemplacji na łonie natury. Kiedy rozlegają się dźwięki gitary dwunastostrunowej, z miejsca pachnie Osjanem. Cóż, Waglewski, jak słychać, już wtedy miał swój własny, łatwo rozpoznawalny styl (subtelnie dynamiczny). Świetnie wypada zwłaszcza jego duet z grającą na flecie Manuelą Schmitz. Naszego rodaka słychać jeszcze w kompozycji zatytułowanej „Pekoe”, której jednak początkowo ton nadają głównie perkusjonalia i flet. Manuela z wdziękiem wyczarowuje nastrojowe melodie, przydając im mocy, w czym zresztą wspomaga ją Wolfgang, a w dalszej części również Wojciech. Końcówka należy już przede wszystkim do Riedela oraz – dwojącego i trojącego się – Petera Mohra. Płytę zamyka cover King Crimson, skomponowana przez Roberta Frippa (z tekstem Petera Sinfielda) przepiękna ballada „Formentera Lady”, w oryginale otwierająca album „Islands” (1971). Różnice pomiędzy oryginałem a przeróbką są dwie: po pierwsze – zamiast głosu męskiego (Boz Burrell) mamy żeński (Manuela Schmitz), po drugie – w miejsce instrumentacji typowo jazzrockowej mamy progresywno-folkową. Poza tym Niemcy starali się z pietyzmem oddać klimat kompozycji Brytyjczyków.
„All in Green” świata nie zawojowało. Inaczej zresztą być nie mogło. Płyta nie miała żadnego potencjału komercyjnego – to raz, poza tym był to chyba najgorszy czas na promowanie podobnej muzyki – to dwa. Początek lat 80. XX wieku to inwazja heavy metalu i nowej fali; rock progresywny od kilku już lat był w odwrocie, a na ekologicznych hipisów, którymi byli członkowie Gai, patrzono z takim samym zdziwieniem, jak na dinozaury (gdyby nagle pojawiły się na ulicach miast). Płyta niemieckiego tria (wspomaganego przez Waglewskiego) była z zupełnie innej epoki. Musiała popaść w zapomnienie. Co z czasem spotkało również Wolfganga, Manuelę i Petera. Zupełnie odmiennie potoczyły się artystyczne losy Polaka, który dopiero teraz zaczął przebijać się do szerszej świadomości słuchaczy nad Wisłą. Oprócz Osjanu zaangażował się w projekt Zbigniewa Hołdysa „I Ching” (1984), potem stał się cząstką grupy Morawski-Waglewski-Nowicki-Hołdys (1985), by wreszcie stworzyć Voo Voo (w 1985 roku). Ciekawe czy sam pamięta swój udział w „All in Green”?
koniec
14 listopada 2015
Skład:
Manuela Schmitz – śpiew, flet, mbira, metalofon, instrumenty perkusyjne
Wolfgang Riedel – gitara akustyczna, instrumenty perkusyjne, darbuka
Peter Mohr – konga, bongosy, talerze perkusyjne, gong, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Wojciech Waglewski – gitara dwunastostrunowa (2,3)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.