Tu miejsce na labirynt…: Szaleństwo, w którym czai się metoda [Igra Staklenih Perli The Next Generation „Apokaliptus” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Po ponad ćwierćwieczu od rozpadu serbska grupa Igra Staklenih Perli postanowiła w 2011 roku wznowić działalność. Muzycy zagrali dwa koncerty, po czym skłóceni postanowili się rozstać. Nie na długo jednak – wkrótce objawiły się bowiem dwie nowe kapele noszące tę samą historyczną nazwę. Jedna, dla odróżnienia, dopisała sobie formułkę „The Next Generation”. I to właśnie ona pierwsza weszła do studia i nagrała album z premierowym materiałem, zatytułowany „Apokaliptus”.
Tu miejsce na labirynt…: Szaleństwo, w którym czai się metoda [Igra Staklenih Perli The Next Generation „Apokaliptus” - recenzja]Po ponad ćwierćwieczu od rozpadu serbska grupa Igra Staklenih Perli postanowiła w 2011 roku wznowić działalność. Muzycy zagrali dwa koncerty, po czym skłóceni postanowili się rozstać. Nie na długo jednak – wkrótce objawiły się bowiem dwie nowe kapele noszące tę samą historyczną nazwę. Jedna, dla odróżnienia, dopisała sobie formułkę „The Next Generation”. I to właśnie ona pierwsza weszła do studia i nagrała album z premierowym materiałem, zatytułowany „Apokaliptus”.
Igra Staklenih Perli The Next Generation ‹Apokaliptus›Utwory | | CD1 | | 1) Second Moon Rising | 01:36 | 2) Wake Up! | 06:30 | 3) Scorpio Moon | 05:53 | 4) Moon Over Bosnia | 05:26 | 5) Run, Run, Run | 09:04 | 6) Nothing | 06:12 | 7) 2012 | 06:23 | 8) Segment A | 05:52 | 9) Putovanje u plavo | 06:35 | 10) Aum Hare Aum | 08:59 | 11) Blissfully Insane | 04:01 |
W latach 70. XX wieku rock jugosłowiański cieszył się w Polsce sporą popularnością. I trudno się temu dziwić, skoro działające na Bałkanach kapele bez żadnych przeszkód mogły czerpać inspiracje z Zachodu i tym samym otwierać się na nowe trendy w muzyce, które nad Wisłę docierały najczęściej ze sporym opóźnieniem, nierzadko właśnie via Belgrad czy Budapeszt. Dyktator Jugosławii Josip Broz-Tito, przez wiele lat skonfliktowany ze Związkiem Radzieckim, nie zabraniał – w przeciwieństwie do władz innych „krajów demokracji ludowej” – wydawać w kraju płyt zachodnich grup rockowych; zespoły jugosłowiańskie z kolei mogły wyjeżdżać na koncerty za „żelazną kurtynę”. Wszystko to wpłynęło nie tylko na wzrost zainteresowania rodzimą muzyką młodzieżową, ale przede wszystkim na podniesienie poziomu wykonawców. W każdej republice rodziły się, jak grzyby po deszczu, kapele, które w szybkim tempie zdobywały status kultowych. Macedonia mogła się pochwalić formacją Den Za Den, Słowenia – Buldožerem, zaś Bośnia – Bijelo Dugme (w którym pierwsze kroki muzyczne stawiał Goran Bregović), Dilvje Jagode i Indexi; Chorwatów dumą napawały Parni Valjak, Fire, Time, Atomsko Sklonište i Spektar, Serbów natomiast – Pop Mašina, Smak, Zebra, YU Grupa, Kornelyans. I belgradzka Igra Staklenih Perli, która swą nazwę zawdzięczała opublikowanej w czasie drugiej wojny światowej ostatniej powieści niemieckiego prozaika Hermanna Hessego „Gra szklanych paciorków” (1943). Kapela powstała w stolicy Serbii w 1976 roku, a w jej skład weszło początkowo trzech szkolnych kolegów: gitarzysta Vojkan Rakić, klawiszowiec Zoran Lakić oraz perkusjonalista Predrag Vuković; wkrótce dołączyli do nich jeszcze basista Draško Nikodijević (nazywany przez kolegów Drakulą) oraz bębniarz Dragan Šoć. Już pierwsze koncerty przyniosły muzykom spory rozgłos. Bo też nawet w otwartej na świat Jugosławii mało kto grał tak awangardową muzykę, kojarzącą się głównie z krautrockiem (vide Can i najwcześniejsze dokonania Tangerine Dream), psychodelią (Pink Floyd w składzie z Sydem Barrettem) i space rockiem spod znaku Hawkwind i Gong (z okresu gdy na gitarze grał tam Steve Hillage). Igra Staklenih Perli szybko zyskała status zespołu kultowego. Umocniły go dwa opublikowane po kilku latach działalności albumy: „Igra Staklenih Perli” (1979) oraz „Vrt svetlosti” (1980). Na drugim krążku zabrakło już Nikodijevicia, którego krótko przed wejściem do studia zastąpił Slobodan Trbojević; z kolei po wydaniu płyty odszedł Rakić, a na jego miejsce przyjęto Ivana Pajevicia. Zmiany te zapoczątkowały powolny rozpad zespołu, który coraz rzadziej można było ujrzeć na koncertach, nie pojawiały się też nowe nagrania. Dogorywanie trwało do 1985 roku, kiedy to odbył się ostatni występ w Belgradzie. Po rozwiązaniu formacji muzycy nie wykazywali się szczególną aktywnością. Nikodijević założył grupę The White Rabbit Band, która pod koniec lat 80., gdy lider wyemigrował za Ocean do Stanów Zjednoczonych, zmieniła nazwę na White Rabbit Cult. I pewnie pamięć o zespole z czasem by przygasła, gdyby na początku następnej dekady nie objawił się niespodziewanie jego wielki fan – Niemiec Thomas Werner, właściciel niszowej wytwórni płytowej Kalemegdan Disk, który zaczął wydawać zapomniane nagrania Serbów. W 1991 roku ukazały się: koncertowy album „Soft Explosion Live” (zawierający nagrania sprzed 13 lat z występu w Belgradzie) oraz kompilacja „Inner Flow” (na którą trafiły odrzuty z różnych sesji z lat 1976-1979); dwa lata później Werner opublikował kolejną koncertówkę z archiwaliami – „Drives” (z czterema utworami nagranymi jeszcze w 1977 roku). Wydawałoby się, że nie ma lepszego momentu na powrót niż ten; nic z tego jednak nie wyszło. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Minęło kilkanaście kolejnych lat i Igra Staklenih Perli odrodziła się z inicjatywy trzech muzyków: Nikodijevicia, Lakicia i Vukovicia, którzy do wspólnej podróży muzycznej zaprosili jeszcze młodszych niemal o pokolenie: gitarzystę Ivana Stankovicia i perkusistę Sinistera Borga. Po dwóch występach w belgradzkim klubie „Žica” odżyły jednak stare urazy i zespół rozpadł się, choć nie przestał istnieć; wręcz przeciwnie – z jednego składu narodziły się teraz dwa. Lakić dogadał się z innymi byłymi członkami formacji (Rakiciem, Trbojeviciem, Šociem) i zdecydował się kontynuować karierę pod starą nazwą, z kolei Nikodijević i Vuković przeciągnęli na swoją stronę Stankovicia, do nazwy zaś dorzucili – wzorem producentów serialu „Star Trek” – formułkę „The Next Generation”. W sierpniu i wrześniu ubiegłego roku druga z grup weszła do belgradzkiego studia nagraniowego „Digimedia”, a efektem jej prac okazał się – wydany w połowie listopada – album „Apokaliptus”, na którym, poza trzema wymienionymi powyżej muzykami, usłyszeć można również: perkusistę Dejana Utvara (niegdyś w garażowych zespołach Kazna Za Uši, Del Arno Band, Eyesburn, Presing, Partibrejkers, Lira Vega, dzisiaj dodatkowo w indierockowym Autoparku), klawiszowca i wokalistę Ljubomira Djukicia (z kultowej w latach 80. XX wieku nowofalowej i post-punkowej formacji Električni Orgazam) oraz wokalistkę Spomenkę Milić. Na płycie znalazło się 11 utworów trwających w sumie ponad godzinę. Starych fanów nie powinno to dziwić; Igra Staklenih Perli zawsze przecież miała ciągotki do rozbudowanych kompozycji (vide „Igrač”, „Vrt svetlosti”, „Soft Explosion”, „Mushroom”, „Quadrant D”, „Inner Flow”, „Warriors” czy „Drives”) i dwie takie, liczące sobie około dziewięciu minut, trafiły także na „Apokaliptusa”. Płytę otwiera najkrótsze na krążku, prawdziwie kosmiczne „Second Moon Rising” – instrumentalne intro, zagrane na syntezatorach, notabene idealnie wprowadzające w klimat całości. Zaraz po nim następuje dynamiczne, choć przez większość czasu utrzymane jednak w niezbyt szybkim tempie „Wake Up!”, w którym pobrzmiewają dalekie echa krautrocka z początku lat 70. ubiegłego wieku. Podobnie jak Igra Staklenih Perli The Next Generation grali ówcześni wielcy niemieckiej awangardowej sceny rockowej – Can, Amon Düül II, Xhol Caravan. Tutaj mamy i domieszkę hard rocka (słychać to zwłaszcza w refrenie wykrzyczanym na tle ostrej gitary i potężnie brzmiącej sekcji rytmicznej), i elementy muzyki orientalnej (gitara stylizowana na sitar), i bluesa (rytmika). W „Scorpio Moon” odbywamy podróż w nieco inny rejon muzycznego świata. Niski tembr głosu Stankovicia może kojarzyć się i z Andrew Eldritchem z The Sisters of Mercy, i z Carlem McCoyem z Fields of the Nephilim; kto zechce, usłyszy też pewnie – a może przede wszystkim – wpływy Petera Murphy’ego z Bauhaus. To nie przypadek, o czym dodatkowo przekonują: ponure, depresyjne tło klawiszowe i jazgotliwe, wywodzące się z rocka gotyckiego gitary – znać, że Djukić i Utvar przed laty uczyli się fachu w kapelach o mocno niezależnej proweniencji. Podobnie rzecz się ma z „Moon Over Bosnia”. Klasyczna post-punkowa motoryka styka się w tym numerze z materią psychodeliczną i spacerockową, której zresztą z biegiem czasu ustępuje miejsca, dzięki czemu w końcówce dochodzą do głosu „kwasowe” klimaty rodem z Hawkwind. Alternatywą zabarwione jest też najdłuższe na płycie „Run, Run, Run”, choć i ten kawałek wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom – po gotycko-punkowej introdukcji następuje bowiem rozbudowana, w dużym stopniu improwizowana, część środkowa, w której główne role grają psychodeliczne syntezatory i transowo brzmiące instrumenty perkusyjne, w finale zaś oba wątki opowieści splatają się w zaskakującą, żywiołową całość. „Nothing” to w zasadzie ciąg dalszy tej samej historii, z tą różnicą, że wtręty gotyckie zostają przełamane fragmentami niemal żywcem wyjętymi z dokonań wczesnego… Black Sabbath. Jest w tym spora doza szaleństwa, ważne jednak, że Nikodijeviciowi i Vukoviciowi udaje się trzymać wszystko w ryzach. Że nie przekraczają granicy, poza którą mielibyśmy już tylko mało strawną „sztukę dla sztuki”. Klasyczną space-rockową formę, pomijając oczywiście wokal, przybrał utwór „2012” – zwraca w nim uwagę przede wszystkim gitarowa solówka Ivana Stankovicia, udanie przebijająca się na plan pierwszy przez ścianę dźwięku budowaną przez klawisze i sekcję rytmiczną. Instrumentalny „Segment A” sprawia natomiast wrażenie niewiele znaczącego wypełniacza; gdyby tej właśnie kompozycji zabrakło na płycie, nic by „Apokaliptus” nie stracił. Sporą ciekawostką dla dawnych wielbicieli zespołu może być natomiast nowa wersja znanego z debiutanckiego krążka utworu „Putovanje u plavo” (w którym wykorzystano nawet tekst Hermanna Hessego). To najbardziej reprezentatywny na całym albumie przykład krautrockowej psychodelii, z idealnie oddanym nastrojem niepokoju, który cechował niemal całą twórczość autora „Wilka stepowego”, i doskonale budowanym napięciem. I choć tak naprawdę niewiele różni się on od oryginału sprzed 34 lat, to jednak brzmi teraz znacznie przestrzenniej i potężniej. Kapitalne wrażenie pozostawia po sobie także dziewięciominutowe, hipnotyczne „Aum Hare Aum”, którego klimat konsekwentnie budowany jest od pierwszych sekund na transowym rytmie wybijanym przez bębenki Predraga Vukovicia i całej masie intrygujących dźwięków w tle (począwszy od gitary, poprzez syntezatory, aż po przeraźliwe wycie psa); swoje dokładają również zniewalające chórki w refrenie. To jeden z tych numerów, które długo nie dają zapomnieć o sobie. Które mogą wrócić w bezsenną noc i zburzyć wszelki spokój. „Blissfully Insane” to z kolei, nie licząc introdukcji, najkrótsza kompozycja na „Apokaliptusie”. Oparta na syntezatorach i przetworzonym elektronicznie głosie wokalisty (co zbliża ją do eksperymentalno-synthpopowych produkcji The Legendary Pink Dots), udanie spełnia swoje zadanie – wyciszając emocje, prowadzi do finiszu ponad godzinnej, niekiedy szalonej, innym znów razem obezwładniającej smutkiem i nostalgią muzycznej podróży, w którą zabrali nas muzycy z Belgradu. Igra Staklenih Perli The Next Generation wysoko zawiesiła poprzeczkę; ciekawe czy drugiej z kapel, kierowanej przez Zorana Lakicia, uda się zbliżyć do tego poziomu. Bo wznieść się ponad będzie bardzo trudno. Do legalnego pobrania: tutaj. Skład:- Ivan Stanković – gitara, śpiew
- Draško Nikodijević – gitara basowa, śpiew, instrumenty klawiszowe, sample
- Predrag Vuković – instrumenty perkusyjne, śpiew
Gościnnie:- Spomenka Milić – śpiew
- Ljubomir Djukić – instrumenty klawiszowe, śpiew
- Dejan Utvar – perkusja
|
Ale umówmy się - płytom oryginalnej Igry to ten album nie podskoczy. Ocena to góra 60%, bo skoro TO ma 80, to debiut ma mieć ile - 120% ?
Druga sprawa, nadużywasz zwrotu "kapela". Zespół, grupa... Kapela to u szwagra na wiosce na weselu przygrywa.