Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alcest
‹Shelter›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułShelter
Wykonawca / KompozytorAlcest
Data wydania17 stycznia 2014
Wydawca Prophecy
NośnikCD
Czas trwania45:36
Gatunekrock
EAN884388714328
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Stéphane (Neige) Paut, Jean (Winterhalter) Deflandre, Billie Lindahl, Neil Halstead, Hildur Ársælsdóttir, Maria Huld Markan Sigfúsdóttir, Edda Rún Ólafsdóttir, Sólrún Sumarliðadóttir, Birgir Jón Birgisson
Utwory
CD1
1) Wings01:32
2) Opale04:56
3) La Nuit Marche avec Moi04:58
4) Voix Sereines06:44
5) L’Éveil des Muses06:49
6) Shelter05:29
7) Away05:02
8) Délivrance10:06
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Z Piekła do Nieba
[Alcest „Shelter” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdyby nie francuski wokal, można by pomyśleć, że to kolejny album Sigur Rós. W każdym razie na to wskazywałoby miejsce nagrania, nazwisko realizatora dźwięku, nawet współpracowniczki z żeńskiego kwartetu smyczkowego amiina (sic!). A jednak nie! Album „Shelter” wyszedł spod ręki Neige’a – lidera w zamierzchłych czasach kojarzonego z black metalem zespołu Alcest.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Z Piekła do Nieba
[Alcest „Shelter” - recenzja]

Gdyby nie francuski wokal, można by pomyśleć, że to kolejny album Sigur Rós. W każdym razie na to wskazywałoby miejsce nagrania, nazwisko realizatora dźwięku, nawet współpracowniczki z żeńskiego kwartetu smyczkowego amiina (sic!). A jednak nie! Album „Shelter” wyszedł spod ręki Neige’a – lidera w zamierzchłych czasach kojarzonego z black metalem zespołu Alcest.

Alcest
‹Shelter›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułShelter
Wykonawca / KompozytorAlcest
Data wydania17 stycznia 2014
Wydawca Prophecy
NośnikCD
Czas trwania45:36
Gatunekrock
EAN884388714328
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Stéphane (Neige) Paut, Jean (Winterhalter) Deflandre, Billie Lindahl, Neil Halstead, Hildur Ársælsdóttir, Maria Huld Markan Sigfúsdóttir, Edda Rún Ólafsdóttir, Sólrún Sumarliðadóttir, Birgir Jón Birgisson
Utwory
CD1
1) Wings01:32
2) Opale04:56
3) La Nuit Marche avec Moi04:58
4) Voix Sereines06:44
5) L’Éveil des Muses06:49
6) Shelter05:29
7) Away05:02
8) Délivrance10:06
Wyszukaj / Kup
Jeśli ukrywającemu się po pseudonimem Neige liderowi formacji Alcest, Stéphane’owi Pautowi, zdarza się wracać myślami do początków swojej kariery artystycznej, musi przeżywać niezłą „zagwozdkę” i pewnie niejeden raz sam sobie zadaje pytanie: „Czy ten nastoletni chłopak, który prawie półtora dekady temu tworzył zespół to na pewno byłem ja?”. Droga, jaką w tym czasie przeszedł, zawiodła go bowiem – niemal dosłownie – z Piekła do Nieba. Paut przyszedł na świat w 1985 roku w Langwedocji na południu Francji, w niewielkiej miejscowości Bagnois-sur-Cèze. Rock interesował go od wczesnej młodości – i to ten najbardziej ekstremalny, w blackmetalowym wydaniu. Mając lat piętnaście, założył swoją pierwszą grupę; stanął na jej czele jako wokalista i perkusista, przyjmując „imię” Neige. Żywot pierwszego wcielenia Alcest był krótki; pozostało po nim jedynie kilka nagrań wydanych na demonstracyjnej EP-ce „Tristesse Hivernale” (2001). Kiedy dwaj koledzy Stéphane’a zrezygnowali z gry, on załapał się do lokalnego rywala – pochodzącej z Avignonu formacji Peste Noire. Nagrał z nimi cztery pierwsze dema (miedzy 2001 a 2005 rokiem), po czym odszedł, aby skupić się swoich własnych projektach.
W tym czasie rozkręcił już zespół Amesoeurs, do którego ściągnął perkusistę Winterhaltera, aby samemu móc poświęcić się grze na gitarach; reaktywował również Alcest, który był de facto projektem solowym, jedynie w studiu wspomaganym przez zaproszonych muzyków. Obu grupom Neige nadał odmienny od Peste Noire charakter – wychodząc od atmosferycznego black metalu, dorzucił doń wpływy post-rocka i ambientu. W 2009 roku, po nagraniu EP-ki „Ruines Humaines” (2006) i albumu „Amesoeurs” (2009), opuścił pierwszy ze składów. To samo uczynił zresztą Winterhalter, który skupił się na graniu w pokrewnym stylistycznie Les Discrets (Neige często dołączał do nich na koncertach). W tym czasie rozpędu nabierało Alcest. Debiutancką EP-kę „Le Secret” (2005) oraz pierwszy pełnometrażowy krążek „Souvenirs d’un autre monde” (2007) Stéphane zrealizował praktycznie w pojedynkę, nie tylko śpiewając, ale nagrywając również wszystkie partie instrumentalne. W stworzeniu dwóch kolejnych albumów – „Écailles de Lune” (2010) i „Les voyages de l’Âme” (2012) – wspomógł go już Winterhalter. Muzyka grupy stopniowo ewoluowała ku coraz bardziej klimatycznej, nostalgicznej i natchnionej. Pautowi zależało na tym, aby każda kolejna płyta była nie tylko dojrzalsza, ale i bogatsza brzmieniowo, dlatego gdy zabrał się do pracy nad „Shelter”, postanowił nawiązać współpracę z legendarnym islandzkim dźwiękowcem Birgirem Jónem Birgissonem.
Macierzysta wytwórnia Alcest – niemieckie Prophecy – wyraziła zgodę i muzycy udali się na wyspę. Studio Sundlaugin znajduje się na obrzeżach miasteczka Mosfellsbær niedaleko wodospadu Álafoss w południowo-zachodniej części Islandii i jest własnością muzyków Sigur Rós. Birgir Jón Birgisson też wybił się głównie dzięki współpracy z tymi klasykami post-rocka i ambientu. Jakby tego było mało, do udziału w nagraniach zaproszono żeński kwartet smyczkowy amiina (tak! z małej litery), który parokrotnie wspomagał swym talentem kapelę prowadzoną przez „Jónsiego” Birgissona. Wielbiciele charakterystycznego brzmienia Alcest mogli się więc zacząć obawiać, czy przypadkiem to, co znajdzie się na najnowszej produkcji duetu, nie będzie wiernopoddańczym naśladownictwem stylu Sigur Rós. Po pierwszym odsłuchu „Shelter” wszelkie niepokoje można już jednak było odrzucić na bok – Neige pozostał sobą, choć oczywiście miejsce, w którym nagrywał płytę, okazało się mieć na niego przemożny wpływ. Tyle że w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Podstawowe wydanie albumu zawiera osiem kompozycji; do edycji limitowanej dorzucono drugi krążek z jednym tylko numerem – śpiewanym przez Szwedkę Billie Lindahl „Into the Waves”.
Krążek otwiera stylizowane na pieśń oratoryjną „Wings”, które faktycznie jest introdukcją do drugiego w kolejności kawałka, znanego z singla i promocyjnego teledysku, „Opale”. We wstępie na plan pierwszy wybija się przede wszystkim chóralna wokaliza Lindahl wspomaganej przez Neige’a, w tym drugim mamy już natomiast do czynienia z pełnym instrumentarium. Paut z jednej strony buduje swoją gitarą prawdziwą ścianę dźwięku, z drugiej – nieśmiałym, wycofanym głosem snuje nostalgiczną opowieść o miłości. W obu przypadkach dba o nadzwyczajną wręcz melodykę i pełen tęsknoty klimat. W podobnej stylistyce utrzymane są zresztą także pozostałe utwory, które również urzekają pięknem, podkreślanym wpadającymi w ucho, niebanalnymi melodiami wyczarowywanymi przez grającego na gitarze lidera. W „La Nuit Marche avec Moi” sięga on po raz pierwszy, ale nie ostatni, po gitarę akustyczną; podobnie jest w optymistycznym, skrzącym się barwami słonecznego poranka „Voix Sereines”. Oprócz typowej dla post-rocka i shoegaze’u ściany dźwięku Neige dba też w nich o dodatkowe smaczki – dlatego, oprócz powtarzanych na okrągło motywów gitary, mamy chórki i smyczki, które przydają kompozycjom przestrzeni i nieomal symfonicznego rozmachu.
„L’Éveil des Muses” zaczyna się ponownie bardzo spokojnie, ale od pierwszych sekund utworu podskórnie narasta w nim moc; finał, zachowując przez cały czas melodyjność, wprowadza słuchaczy już w nieco inny świat, roztaczając przed nimi wizję ciągnących się kilometrami pustych przestrzeni widzianych z lotu ptaka. W tytułowym „Shelter” nowym elementem jest dźwięk dzwonków, w „Away” natomiast – wokal zaproszonego do studia Neila Halsteada, na co dzień lidera Slowdive, jednej z czołowych formacji nurtu shoegaze. Piosenka śpiewana przez Brytyjczyka w duecie z Francuzem zahacza o pop, ale jest to pop wyjątkowo szlachetny, natchniony i eteryczny. Opus magnum albumu stanowi zamykający go dziesięciominutowy „Délivrance” – monumentalny i majestatyczny, ale jednocześnie lekki i baśniowy, tyleż niepokojący, co wywołujący błogość. To niezwykłe, że tyle przeróżnych emocji kryje się w jednym zaledwie numerze. Swoje cegiełki dokładają tu i panie z amiiny, i ponownie odpowiadająca za chórki Billie Lindahl. Wrażenie nie byłoby jednak aż tak wielkie, gdyby nie chwytające za serce partie gitary Neige’a, który raz jeszcze udowadnia, że choć nie jest – i pewnie nigdy nie będzie – mistrzem solówek, to piękne tła były, są i będą jego specjalnością.
Fani dawnego Alcest mogą poczuć się „Shelter” nieco zawiedzeni. Na swoim czwartym albumie zespół zerwał bowiem ostatnie nici wiążące go z odległą blackmetalową przeszłością. O ile też nagrywając poprzedni krążek, „Les voyages de l’Âme”, Neige i Winterhalter jak najbardziej świadomie stanęli na artystycznym rozdrożu, tak teraz ostatecznie zdecydowali, w którą stronę chcą pójść. Wybór studia nagraniowego i producenta jedynie to podkreślił. Czy warto było? Wielbiciele post-rocka i shoegaze’u na pewno odpowiedzą, że – tak! Ponieważ tym sposobem zyskali jeszcze jeden zespół, który będzie spełniał ich najskrytsze i najbardziej liryczne marzenia. Nieco spłycając: trudno byłoby w 2014 roku wyobrazić sobie muzykę rockową będącą lepszym tłem do romantycznej kolacji przy świecach. Inna sprawa, że utwory z „Shelter” znakomicie sprawdzają się również grane na żywo, o czym mogli przekonać się uczestnicy styczniowego koncertu grupy w warszawskiej Hydrozagadce oraz lipcowego występu w ramach Castle Party w Bolkowie, gdzie Francuzi dosłownie zauroczyli publikę. Jedno jest pewne – ich najnowsze kompozycje niesamowicie wciągają, zapierając dech urokliwymi melodiami i poddanymi swoistym parafrazom odniesieniami do muzyki klasycznej.
koniec
24 lipca 2014
Skład:
Neige – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna, gitara basowa, dzwonki, instrumenty perkusyjne
Winterhalter – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Billie Lindahl – chórek (1,2,5,8)
Neil Halstead – śpiew (7)
Hildur Ársælsdóttir – skrzypce
María Huld Markan Sigfúsdóttir – skrzypce
Edda Rún Ólafsdóttir – altówka
Sólrún Sumarliðadóttir – wiolonczela
Birgir Jón Birgisson – aranżacje

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Radość dzieciństwa i smutek starości
Sebastian Chosiński

21 VI 2024

Mogliście jeszcze nie słyszeć o angielskim trębaczu Stevenie Nicholsie. Jest młody i dopiero debiutuje. Ale na pewno warto już teraz zwrócić uwagę na jego album „From Dust”, aby później nie być zaskoczonym. A tym bardziej, żeby za parę lat nie wyrzucać sobie, iż przegapiliście moment, w którym artysta ten po raz pierwszy wyciągnął do Was rękę.

więcej »

Artystka nieobojętna
Sebastian Chosiński

20 VI 2024

Rok 2024 będzie należał do łotewskiej, chociaż od lat mieszkającej w Amsterdamie, wokalistki i pianistki Līvy Dumpe. W maju ukazała się płyta grupy Flatland Prayer z jej udziałem; w listopadzie usłyszymy ją na albumie big bandu Kika Sprangers Large Ensemble, a może jeszcze przed grudniem pojawi się także krążek Meander Trio. Mało? To na dokładkę mamy jeszcze jej debiut solowy – nagrany w międzynarodowym składzie longplay „Tālskatis”.

więcej »

Trzech solistów w łódce, nie licząc sekcji rytmicznej
Sebastian Chosiński

18 VI 2024

Po trzech płytach nagranych w ojczystej Hiszpanii i z rodakami w składzie flecista Fernando Brox postanowił wybrać się do Bazylei, aby skompletować zupełnie nowy zespół. A że to szwajcarskie miasto jest jednym z głównych w Europie ośrodków przyciągających jazzmanów z całego świata, powstała międzynarodowa grupa, której album – „From Within” – mieni się najróżniejszymi barwami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Free ponad wszystko!
— Sebastian Chosiński

Kopenhaska dekonstrukcja Manhattanu
— Sebastian Chosiński

Poezja otwieranych drzwi percepcji
— Sebastian Chosiński

Podróż w nieznane
— Sebastian Chosiński

Od gitarowego brudu do morskich głębin
— Sebastian Chosiński

Od free jazzu do hard rocka
— Sebastian Chosiński

Zimowy lament w cieniu Jupitera
— Sebastian Chosiński

Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
— Sebastian Chosiński

W cieniu Purpurowego Słońca
— Sebastian Chosiński

Mroczne zaułki Malmö
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.