Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

The Cosmic Dead
‹EasterFaust›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEasterFaust
Wykonawca / KompozytorThe Cosmic Dead
Data wydania6 marca 2014
Wydawca Sound of Cobra
NośnikWinyl
Czas trwania41:58
Gatunekrock
EAN2090503970540
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
James T. McKay, Omar Aborida, Lewis Cook, Julian Dicken
Utwory
Winyl1
1) EasterFaust, Part 122:32
2) EasterFaust, Part 219:26
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Glasgow w centrum Kosmosu
[The Cosmic Dead „EasterFaust” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jest ich dwóch, a nawet… czterech. I nie ma w tym żadnej sprzeczności. Szkockiej formacji The Cosmic Dead od początku istnienia ton nadaje bowiem dwóch muzyków – gitarzysta James T. McKay oraz perkusista Julien Dicken – którzy na różnych etapach działalności dobierają sobie współpracowników. W efekcie zespół na każdej płycie występuje jako kwartet. „EasterFaust” nie jest wyjątkiem.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Glasgow w centrum Kosmosu
[The Cosmic Dead „EasterFaust” - recenzja]

Jest ich dwóch, a nawet… czterech. I nie ma w tym żadnej sprzeczności. Szkockiej formacji The Cosmic Dead od początku istnienia ton nadaje bowiem dwóch muzyków – gitarzysta James T. McKay oraz perkusista Julien Dicken – którzy na różnych etapach działalności dobierają sobie współpracowników. W efekcie zespół na każdej płycie występuje jako kwartet. „EasterFaust” nie jest wyjątkiem.

The Cosmic Dead
‹EasterFaust›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEasterFaust
Wykonawca / KompozytorThe Cosmic Dead
Data wydania6 marca 2014
Wydawca Sound of Cobra
NośnikWinyl
Czas trwania41:58
Gatunekrock
EAN2090503970540
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
James T. McKay, Omar Aborida, Lewis Cook, Julian Dicken
Utwory
Winyl1
1) EasterFaust, Part 122:32
2) EasterFaust, Part 219:26
Wyszukaj / Kup
Powstali na początku 2010 roku w Glasgow. Choć wsłuchując się w ich muzykę, prędzej można by ich przypisać do któregoś z miast niemieckich. Jeśli bowiem chodzi o inspiracje muzyczne, to Szkotom znacznie bliżej jest do krautrocka i zachodnioniemieckiej psychodelii z początków lat 70. ubiegłego wieku, niż chociażby brytyjskiego jazz-rocka ze sceny Canterbury. W czym utwierdza słuchaczy praktycznie każda kolejna płyta zespołu, na której znajdujemy dźwięki, jakich nie powstydziliby się wykonawcy pokroju Fausta, Can, Guru Guru czy Amon Düül 2. Pomysłodawcą powołania do życia The Cosmic Dead był grający na perkusji Julian Dicken, wcześniej zajmujący się przede wszystkim grafiką; do dzisiaj zresztą jest on współwłaścicielem firmy Moonshake Design, która zajmuje się projektowaniem okładek płyt, logotypów, plakatów, ilustracji oraz nadruków na t-shirty. Jego najbliższym współpracownikiem został gitarzysta (i wokalista) James T. McKay, z którym Julian tworzy nienaruszalne jądro formacji po dziś dzień.
Zmieniali się natomiast pozostali muzycy – basiści i klawiszowcy (obsługujący syntezatory). Początkowo z Dickenem i McKayem grali Josh Longton (bas) i Joseph Quimby (syntezator), których następnie zastąpili odpowiednio Omar Aborida (wcześniej w stonerrockowej kapeli Low Sonic Drift, z którą w 2009 roku nagrał album „Shadow of the Titan”) oraz Evan Meikle; wkrótce na miejsce tego ostatniego przyjęty został Lewis Cook. Pomiędzy 2011 a 2013 rokiem grupa wydała pięć krążków studyjnych („Psychonaut”, 2011; „The Cosmic Dead”, 2011; „The Exalted King”, 2012; „Orbiting Salvation”, 2013; „Inner Sanctum”, 2013) oraz dwa koncertowe („Cozmik Live Aktion, Vol. 1”, 2012; „Live at the Note”, 2013). Ta pracowitość może zaskakiwać, ale nie powinniśmy zapominać o tym, że jest ona w dużej mierze skutkiem dwóch czynników. Po pierwsze: Szkoci grają głównie muzykę improwizowaną, swoje nagrania najczęściej realizują „na setkę”; po drugie: nierzadko publikują ją w formie albumów internetowych, które dopiero po jakimś czasie, jeśli znajdą się chętni wydawcy i nabywcy, przybierają postać klasycznych płyt kompaktowych.
To oczywiście w żaden sposób nie umniejsza jakości ich produkcji. Można przecież pracować nad materiałem przez kilka lat i spłodzić artystyczny koszmarek i równie dobrze można wejść do studia z biegu, wszystko nagrać w ciągu kilkudziesięciu minut, potem w ciągu paru godzin nieco to obrobić i ofiarować światu prawdziwe arcydzieło. Co prawda, to ostatnie jeszcze się Szkotom nie udało, ale każda kolejna ich płyta znajduje wiernych odbiorców. Głównie dlatego, że The Cosmic Dead znalazło swoją niszę, a ich twórczość ujmuje brakiem wykoncypowania i potężnym ładunkiem emocji. Najnowszy album – „EasterFaust” – zarejestrowany został w sierpniu ubiegłego roku w studiu mieszczącym się w malowniczo położonej nad brzegiem morza wsi Kyle of Lochalsh (około stu kilometrów na zachód od Inverness). Wydała go natomiast (w marcu 2014 roku) berlińska – i to też nie przypadek, że właśnie w Niemczech Szkoci mają najwięcej wielbicieli – wytwórnia Sound of Cobra, która specjalizuje się w muzyce psychodelicznej, space i noise rocku oraz free jazzie.
„EasterFaust” zawiera dwa rozbudowane, trwające każdy – w przybliżeniu – po dwadzieścia minut, utwory. Co akurat nikogo nie powinno dziwić, ponieważ dotychczas, z wyjątkiem albumu „Psychonaut”, tak długie kompozycje były wizytówką zespołu. Można się zresztą zastanawiać, czy w tym przypadku nie mamy tak naprawdę do czynienia z jednym czterdziestominutowym kawałkiem, który z przyczyn pozaartystycznych podzielony został na dwie części, aby możliwym stało się umieszczenie go na płycie winylowej. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że nawet w warstwie instrumentalnej stanowią one zwartą całość. „EasterFaust, Part 1” zaczyna się od monumentalnego, przywołanego z wyciszenia, pochodu basu Omara Aboridy, wokół którego z czasem owijają się dźwięki gitary Jamesa T. McKaya i syntezatorów Lewisa Cooka (choć nie tylko, w pewnym momencie bowiem można usłyszeć tony fortepianu). Te dwa instrumenty traktowane są zresztą na równi i z taką samą regularnością wykorzystywane do popisów solowych. Mimo że z klasycznymi solówkami w przypadku The Cosmic Dead nie mamy do czynienia zbyt często.
Po długim, prawie ośmiominutowym wstępie, zespół nagle przyspiesza – sekcja rytmiczna włącza kolejny bieg, a McKay urządza sobie wycieczkę w świat niczym nieskrępowanego noise’u; towarzyszy mu psychodeliczna partia basu i oszczędnie serwowane dźwięki klawiszy. Gdy pod koniec czternastej minuty utworu dochodzi jeszcze wokal, mamy do czynienia z kolejną stylistyczną woltą. Mroczny, schowany za instrumentami głos (czy też głosy) przywodzi na myśl rock gotycki z lat 80. ubiegłego wieku. Nie trwa to jednak długo, wkrótce postpunkowe klimaty ustępują miejsca szalonej improwizacji, która nieubłaganie prowadzi do ekstremalnej kulminacji. W „EasterFaust, Part 2” – po chwili przerwy – Szkoci kontynuują swoją muzyczną podróż. Tym razem zaczynają z górnego C – od potężnej dawki gitarowego i syntezatorowego zgiełku. Nie ma wątpliwości, że ten fragment jest czystym performance’em. Natura ma jednak to do siebie, że po każdej burzy następuje uspokojenie; na dobrze skrojonej płycie musi być podobnie. Przychodzi więc moment, gdy The Cosmic Dead wciskają hamulec i skupiają się na budowaniu klimatu.
Co z tego wynika? To, że palmę pierwszeństwa ponownie przejmuje Aborida, biorąc wszystko w karby i narzucając reszcie zespołu jednostajny, pulsujący rytm. W dalekim tle z czasem pojawiają się „plamy” gitarowe i syntezatorowe – zrazu nieśmiałe, później coraz odważniejsze. Po kilku minutach płynnie przechodzą w potężną psychodeliczną ścianę dźwięku, która tyleż może kojarzyć się ze space, co i krautrockiem. I tak jest już, z krótką przerwą na zaczerpnięcie oddechu, do samego finału. Z jednej strony inspiracje Szkotów wydają się oczywiste i wspomnieliśmy o nich już we wstępie tekstu, z drugiej jednak – muzycy z Glasgow chętnie szukają natchnienia w gatunkach, które z psychodelią (i pokrewnymi jej stylami) niewiele mają wspólnego, jak chociażby post-punk (w warstwie rytmicznej) czy rock gotycki (w wokalnej). Pewne jest, że żadne granice dla nich nie istnieją. Ale też, idąc na żywioł, The Cosmic Dead dbają o to, aby ich muzyka nie rozmyła się w magmie. Każdy nowy element służy nie tylko udowodnieniu, jacy to jesteśmy wspaniali i jak bogatą mamy wyobraźnię; ma on urozmaicić i wzbogacić brzmienie i dzięki temu – być może – otworzyć się na nowych słuchaczy.
koniec
29 lipca 2014
Skład:
James T. McKay – gitara, głos
Omar Aborida – gitara basowa
Lewis Cook – syntezatory, głos
Julian Dicken – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Wpływ tykwy na rozwój światowej muzyki
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Będący wirtuozem kory Dawda Jobarteh przybył do Europy z Gambii. Duńczyk Stefan Pasborg to z kolei jazzman, którego fascynują rytmy afrykańskie. Mieszkając w Kopenhadze, prędzej czy później – musieli się spotkać. Po kilku latach od wydania albumu „Duo” odnowili współpracę, by pograć razem „na żywo”. Efektem tego stał się najnowszy krążek tego niezwykłego jazzowo-folkowo-rockowego duetu – „Live in Turku”.

więcej »

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.