Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Bear the Mammoth
‹Yamadori›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułYamadori
Wykonawca / KompozytorBear the Mammoth
Data wydania28 czerwca 2014
NośnikWinyl
Czas trwania46:58
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ben Sharpe, James Kershaw, Stephen Evans, Chris Lobo
Utwory
Winyl1
1) Cloverlea02:39
2) What’s Yours Was Mine is Never Leaving07:47
3) The Bonding Leech08:47
4) Glycine08:45
5) Hieronymus Bosch09:42
6) Molly09:20
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Smutek i zaduma
[Bear the Mammoth „Yamadori” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyka z Antypodów rzadko dociera do Polski. Jeszcze rzadziej któremuś z zespołów udaje się zdobyć nad Wisłą większą popularność. Kwartetowi Bear the Mammoth także się to nie uda. Głównie dlatego, że z punktu widzenia rozgłośni radiowych grają muzykę boleśnie niekomercyjną. Ale choćby z tego powodu – mimo że daleko mu do arcydzieła – warto posłuchać ich debiutanckiego krążka – „Yamadori”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Smutek i zaduma
[Bear the Mammoth „Yamadori” - recenzja]

Muzyka z Antypodów rzadko dociera do Polski. Jeszcze rzadziej któremuś z zespołów udaje się zdobyć nad Wisłą większą popularność. Kwartetowi Bear the Mammoth także się to nie uda. Głównie dlatego, że z punktu widzenia rozgłośni radiowych grają muzykę boleśnie niekomercyjną. Ale choćby z tego powodu – mimo że daleko mu do arcydzieła – warto posłuchać ich debiutanckiego krążka – „Yamadori”.

Bear the Mammoth
‹Yamadori›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułYamadori
Wykonawca / KompozytorBear the Mammoth
Data wydania28 czerwca 2014
NośnikWinyl
Czas trwania46:58
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ben Sharpe, James Kershaw, Stephen Evans, Chris Lobo
Utwory
Winyl1
1) Cloverlea02:39
2) What’s Yours Was Mine is Never Leaving07:47
3) The Bonding Leech08:47
4) Glycine08:45
5) Hieronymus Bosch09:42
6) Molly09:20
Wyszukaj / Kup
Kiedy przed pięciu lat w Melbourne zakładali zespół, byli absolutnymi debiutantami, bez jakiegokolwiek doświadczenia w branży muzycznej. A to o tyle istotne, że od samego początku postanowili grać muzykę niekomercyjną, wymagającą dużego wyrobienia artystycznego – i od słuchaczy, i od samych jej twórców. W skład formacji, która przyjęła nazwę Bear the Mammoth, weszli: gitarzyści Ben Sharpe i James Kershaw, basista Stephen Evans oraz bębniarz Chris Lobo. Pierwsze kroki okazały się niezwykle trudne; dość powiedzieć, że dopiero po trzech latach działalności, w maju 2012 roku, zdołali wydać własnym sumptem pierwszą płytkę – zawierającą trzy utwory EP-kę „In Absence”. Do nagrania jednego z kawałków, „Moonquake”, zaprosili związanego z australijskim środowiskiem jazzowym klawiszowca Jamesa Hirschfelda, który idealnie wpisał się w postrockową formułę grupy. Niestety, była to tylko efemeryczna przygoda. A szkoda, ponieważ z poszerzonym instrumentarium muzyka Bear the Mammoth mogłaby nabrać jeszcze większego rozmachu, przestrzeni i mocy.
Rok później światło dzienne ujrzała kolejna EP-ka Australijczyków, tym razem jednak dzielona z dwoma innymi zespołami rodem z Melbourne, Xenograft i Kettlespider, w efekcie czego znalazł się na niej zaledwie jeden kawałek grupy kierowanej przez Stephena Evansa („Sea Caesar”). W tym czasie Bear the Mammoth zamknęło się już w Soundpark Studios w Northcote, jednej z dzielnic na przedmieściach stolicy stanu Wiktoria, aby zarejestrować materiał na pierwszy w dziejach kapeli krążek „pełnometrażowy”. Album, opatrzony japońskim tytułem „Yamadori”, trafił do sprzedaży pod koniec czerwca tego roku; na jego publikację muzycy ponownie wyłożyli prywatne pieniądze. Czy im się zwrócą – to zupełnie inna sprawa. Płyta, trwająca czterdzieści siedem minut (a więc, jak na współczesne standardy, niezbyt długa), zawiera sześć kompozycji, choć na upartego można by stwierdzić, że jest ich jedna mniej, ponieważ dwie pierwsze są ze sobą ściśle połączone. Ale skoro członkowie Bear the Mammoth zdecydowali się nadać im odrębne tytuły, tracków ostatecznie jest więcej.
Niespełna trzyminutowy „Cloverlea” pełni w zasadzie funkcję ambientowej introdukcji; modulowane dźwięki gitar Sharpe’a i Kershawa mają za zadanie wprowadzić słuchacza w odpowiedni klimat. Z czasem atmosfera nieco gęstnieje, a gdy do pracy zespołowej na dobre włącza się perkusista, oznacza to płynne przejście do utworu drugiego – „What’s Yours Was Mine is Never Leaving”. Ta, licząca sobie prawie osiem minut, kompozycja składa się z kilku odrębnych części, w których zespół proponuje nam podróż przez swoje muzyczne fascynacje. Zaczynamy więc od brzmień niemal postpunkowych, z niepokojącą, mroczną linią basu Evansa; następnie przeskakujemy do świata progresywnego metalu, z potężnie brzmiącymi gitarami i mocną perkusją Lobo; później czeka nas dwuminutowa eksploracja niezwykle „atmosferycznych” regionów postrockowych, by w finale odwiedzić na krótko szufladkę z rockiem progresywnym. Dzieje się tu naprawdę sporo, co w sumie dziwić nie powinno, ponieważ muzycy od początku kariery deklarują zamiłowanie do wyżej wymienionych gatunków.
„The Bonding Leech” rozwija się bardzo wolno; z uśpienia zostajemy wyrwani dopiero w drugiej części numeru, kiedy zespół przyspiesza, a przestrzenne brzmienia gitar nabierają niemal symfonicznego rozmachu. Na zakończenie Sharpe i Kershaw pozwalają sobie nawet na generowanie czysto noise’owego zgiełku. Od specyficznych efektów rozpoczyna się również „Glycine” – kto wie, czy nie najlepszy, najbardziej melodyjny i dzięki temu zapadający w pamięć na znacznie dłużej kawałek na „Yamadori”. Decydują o tym przede wszystkim nastrojowe partie gitar i bijąca od niego pozytywna energia. W podobnym klimacie utrzymany jest „Hieronymus Bosch” – jednak tylko do pewnego momentu; przychodzi bowiem chwila, w której Bear the Mammoth zdradzają swoją kolejną muzyczną fascynację – tym razem jazz-rockiem (gitarowe zagrywki i zmiany rytmiczne z miejsca przywołują na myśl współczesnych klasyków fusion). Chociaż i tutaj – w dalszej części – pojawiają się fragmenty rodem z rocka progresywnego. Widać, Australijczykom bardzo zależało na tym, aby pozacierać międzygatunkowe granice – i to im się udało.
Album wieńczy ponad dziewięciominutowa „Molly”. Nie najdłuższy to, co prawda, ale bezsprzecznie najważniejszy utwór na krążku, udanie podsumowujący to wszystko, co dane nam było usłyszeć wcześniej. Są w nim i postrockowa zaduma (z obowiązkowymi ostinatami i tremolami gitar), i progresywna dalekosiężność (z pełnymi przestrzeni partiami solowymi). Są momenty uspokojenia i natarcia. Są smutek i moc. Na pewno nie można muzykom z Antypodów odmówić wyobraźni i wiary we własne siły; można im natomiast zarzucić pewną jednostajność w budowaniu kolejnych kompozycji. Niby ta powtarzalność sekwencji wpisana jest w przynależność gatunkową ich muzyki, ale chociażby bogatsze instrumentarium pozwoliłoby wycisnąć z tych utworów znacznie więcej. Co nie zmienia faktu, że „Yamadori” ma pełne prawo przypaść do gustu fanom takich formacji, jak Russian Circles, Explosions in the Sky czy Lights & Motion.
koniec
7 sierpnia 2014
Skład:
Ben Sharpe – gitara
James Kershaw – gitara
Stephen Evans – gitara basowa
Chris Lobo – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.