Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Joachim Mencel Quintet
‹Artisena›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułArtisena
Wykonawca / KompozytorJoachim Mencel Quintet
Data wydania13 kwietnia 2018
Wydawca For Tune
NośnikCD
Gatunekfolk, jazz, klasyczna
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Tańczcie po albumu kres!
[Joachim Mencel Quintet „Artisena” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Pierwotnie płyta ta miała wyglądać zupełnie inaczej. Cykl skomponowanych przez Joachima Mencla utworów inspirowanych polskimi tańcami tradycyjnymi miał mieć stricte jazzowe oblicze. Kiedy wszystko było już gotowe, pianista zmienił zdanie i przearanżować je na kwintet o wyraźnie etnicznym zabarwieniu. W efekcie „Artisena” ukazała się w serii folkowej (a nie jazzowej) wydawnictwa For Tune.

Sebastian Chosiński

Tańczcie po albumu kres!
[Joachim Mencel Quintet „Artisena” - recenzja]

Pierwotnie płyta ta miała wyglądać zupełnie inaczej. Cykl skomponowanych przez Joachima Mencla utworów inspirowanych polskimi tańcami tradycyjnymi miał mieć stricte jazzowe oblicze. Kiedy wszystko było już gotowe, pianista zmienił zdanie i przearanżować je na kwintet o wyraźnie etnicznym zabarwieniu. W efekcie „Artisena” ukazała się w serii folkowej (a nie jazzowej) wydawnictwa For Tune.

Joachim Mencel Quintet
‹Artisena›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułArtisena
Wykonawca / KompozytorJoachim Mencel Quintet
Data wydania13 kwietnia 2018
Wydawca For Tune
NośnikCD
Gatunekfolk, jazz, klasyczna
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
W skupiającej się na folku i etno „zielonej” serii wydawnictwa For Tune nie brakuje albumów wykonawców, którzy postanowili połączyć jazz, klasykę i polską muzykę ludową. Część z nich zachwaliliśmy już – i to jak najbardziej zasłużenie – na łamach „Esensji” (vide „Inspired by Lutosławski” Grażyny Auguścik, „Na skrzyżowaniu rzek” Kwartetu Pałuckiego, „Czôczkò” Dominika Strycharskiego czy „Stwórco łaskawy” Marii Pomianowskiej); o części – jak na przykład o „Folk Five” Irka Wojtczaka, „Mazurkach” Marcina Maseckiego lub „The Voice of Suka” wspomnianej już Pomianowskiej – nie mieliśmy wprawdzie okazji pisać, ale na pewno nie dlatego, że ustępowały poziomem od tych projektów, które doczekały się recenzji. Dzisiaj do grona tych pierwszych – zauważonych i docenionych – dołącza najnowsze dzieło pianisty Joachima Mencla (i jego Kwintetu) – „Artisena” (z biegiem czasu tytuł płyty stał się nazwą całego zespołu).
Joachim Mencel to jedna z najważniejszych postaci polskiego jazzu (i nie tylko) ostatniego ćwierćwiecza. Jest absolwentem prestiżowego Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Ale to oczywiście o niczym jeszcze nie musi świadczyć; najważniejsze, że za pianistą stoją konkretne osiągnięcia artystyczne. Od 1992 roku (współ)lideruje on formacji New Life’m, z którą jako wokaliści współpracowali między innymi Mieczysław Szcześniak, Ewa Uryga i Natalia Niemen; akompaniował Andrzejowi Cudzichowi („Simple Way”, 1997) i świętej pamięci Januszowi Muniakowi („Contemplation”, 2015); nagrywał z amerykańskim klarnecistą Bradem Terrym; wydał kilka płyt solowych („Silent Way of Miles D.”, 1994; „Song for Sonny”, 1995; „Krakovians”, 2007) oraz pod szyldami jmTrio („Interludium”, 2004) i El Greco („Sing Cuckoo”, 2013). Skomponował kantatę „Miłość mi wszystko wyjaśniła” (2006) do wierszy Karola Wojtyły i oratorium „Transitus” (2010) o życiu świętego Franciszka z Asyżu.
Z tej krótkiej – i tym samym niepełnej – wyliczanki jasno wynika, że Mencel nie boi się wyzwań artystycznych. Ba! że sam ich szuka. Takim wyzwaniem stało się skomponowanie, wzorem Fryderyka Chopina, cyklu utworów inspirowanych polskimi tańcami tradycyjnymi. W wersji pierwotnej miały one – jak twierdzi autor – bardzo jazzowe oblicze, zostały bowiem zaaranżowane na nonet z pięcioosobową sekcją dętą. Dopiero później Mencel doszedł do wniosku, że chciałby jednak nadać im bardziej tradycyjny, ludowy charakter. W efekcie zupełnie zrezygnował z dęciaków i – co jeszcze ciekawsze – postanowił zastąpić je… lirą korbową, na której specjalnie w tym celu nauczył się grać. By wzmocnić folkową nogę Kwintetu, zaprosił do współpracy skrzypaczkę Weronikę Plutecką, która miała stanowić przeciwwagę dla jazzowej sekcji rytmicznej złożonej z kontrabasisty Pawła Wszołka i perkusisty Szymona Madeja; skład uzupełnił jeszcze, znany z wielu projektów (około)jazzowych, gitarzysta Szymon Mika.
Sesja nagraniowa odbyła się w grudniu 2015 roku – tuż przed Bożym Narodzeniem – w studiu Zbigniewa Preisnera w Niepołomicach. Jak więc widać, materiał ten dość długo czekał na publikację. Ciekawe z jakiego powodu? Bo na pewno nie dlatego, że nie zasługiwał na wydanie… Truizmem będzie stwierdzenie, że nie jest łatwo wejść w „garnitur” (względnie „buty”) Chopina, tym większe należą się Menclowi brawa za odwagę. Najważniejsza jednak i tak pozostaje kwestia tego, czy sprostał zadaniu, jakie sam przed sobą postawił. By tę kwestię rozstrzygnąć, przyjrzymy się teraz bliżej godzinnemu materiałowi zebranemu na „Artisenie”. Płytę otwiera i zamyka „Polonez” – w pierwszym przypadek mollowy, w drugim durowy – i zapewne jest to jak najbardziej świadomie użyta przez kompozytora klamra. Menclowi chodziło o to, aby rozpocząć i zakończyć dostojnie i nastrojowo, może nie od razu z patosem, ale za to nadzwyczaj godnie. A który ze staropolskich tańców lepiej by się do tego nadawał? W „Polonezie a-moll” od pierwszych sekund wybija się, o dziwo, nie sztandarowy instrument lidera, lecz lira korbowa, w pewnym momencie grająca nawet unisono ze skrzypcami. Na fortepian musimy poczekać kilka minut, a zanim go słyszymy, otrzymujemy jeszcze subtelną partię gitary, kreatywnie rozwijającą motyw wprowadzony we wstępie przez hurdy-gurdy. Swoją drogą w dalszej części podejmują go jeszcze skrzypaczka, a potem pianista.
„Polonez a-moll” to najpiękniejszy fragment płyty. Ale wcale nie oznacza, że w dalszym ciągu jest już na „Artisenie” tylko gorzej. Tym bardziej że zaprezentowana w otwierającym akapit zdaniu ocena jest czysto subiektywna i najmniej odnosi się do kunsztu kompozytorskiego Mencla czy wirtuozerii artystycznej całego zespołu. Kto woli żywsze tematy, temu zdecydowanie bardziej przypadnie do gustu chociażby „Oberek G-dur” (z dwoma obliczami – jazzowym i ludowym – fortepianu oraz duetem skrzypiec i liry korbowej) bądź „Krakowiak F-dur”, w którym na tle synkopowanego rytmu najpierw rozwija się partia gitary, a następnie rozbrzmiewa solo fortepianu. Oba utwory rozdziela sennie delikatny „Kujawiak f-moll”, idealnie oddający pierwotny charakter tego tańca – z jednej strony nastrojowy, z drugiej zalotny. Chcąc podkreślić jego podstawowe przeznaczenie, Mencel-pianista nawiązuje z gitarzystą dialog, w którym obaj czarują siebie nawzajem (i przy okazji słuchaczy) eterycznymi dźwiękami. Delikatności nie brakuje również „Mazurkowi d-moll”, który ponownie otwiera ludowy motyw zagrany nieśpiesznie na lirze korbowej solo. Kiedy do lidera dołącza reszta zespołu, klimat wcale się nie zmienia. Dopiero, zgodnie z zasadami tego tańca, w drugiej części pojawia się inne metrum, a rolę instrumentu wiodącego przejmują skrzypce.
Zapowiadając płytę, Joachim Mencel nie ukrywał, że postanowił zmierzyć się nie tylko z tradycją stricte polską, ale również z muzyką mniejszości narodowych zamieszkujących nasz kraj do 1939 roku. Stąd pojawienie się w repertuarze Kwintetu „Kołomyjki bb-moll” (tańca ukraińskiego i rumuńskiego) oraz „Czardasza c-moll” (wywodzącego się z Węgier, ale na ziemiach polskich rozpowszechnionego przez Romów). Pierwszy z utworów, dynamiczny, z podkręcanym przez cały czas tempem, zagrany został na jazzowo, a momentami wręcz jazzrockowo (dzięki rozbudowanej partii gitary), drugi z kolei tylko początkowo niesie ukojenie, ponieważ im bliżej końca, tym większa energia rozpiera zespół. Spróbujcie dotrzymać mu kroku! Po takiej dawce emocji konieczne wydaje się więc złagodzenie brzmienia. Stąd ten wspomniany już wcześniej, pełen dostojeństwa „Polonez D-dur”, z jazzowo zaaranżowanymi fortepianem i gitarą. Pomysł Mencla na „Artisenę”, choć na pewno ryzykowny, zwieńczony został pełnym artystycznym sukcesem – powstała płyta klasyczna z urodzenia, jazzowa z ducha i ludowa (etniczna) z racji zainteresowań lidera. Choć wciąż mam nadzieję, że kompozytor kiedyś jeszcze powróci do swego pierwotnego pomysłu i nagra ten materiał ponownie – w nonecie! Z dęciakami!
koniec
28 czerwca 2018

Komentarze

28 VI 2018   13:47:21

Całkiem ładne.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.