Tu miejsce na labirynt…: Egzotyczne miejsce na Ziemi [Maisha „There is a Place” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W poprzednim tygodniu była Cykada, dzisiaj – Maisha. Czyli kolejny zespół reprezentujący jazzowy underground londyński. Również kolejny złożony z muzyków wywodzących się z różnych regionów świata, co znajduje zresztą odbicie w jego twórczości. Dla lubiących podróże geograficzne i transcendentalne bliższa znajomość z albumem „There is a Place” będzie nadzwyczaj ważnym przeżyciem kulturalnym.
Tu miejsce na labirynt…: Egzotyczne miejsce na Ziemi [Maisha „There is a Place” - recenzja]W poprzednim tygodniu była Cykada, dzisiaj – Maisha. Czyli kolejny zespół reprezentujący jazzowy underground londyński. Również kolejny złożony z muzyków wywodzących się z różnych regionów świata, co znajduje zresztą odbicie w jego twórczości. Dla lubiących podróże geograficzne i transcendentalne bliższa znajomość z albumem „There is a Place” będzie nadzwyczaj ważnym przeżyciem kulturalnym.
Maisha ‹There is a Place›W składzie | Nubya Garcia, Shirley Tetteh, Amané Suganami, Twm Dylan, Jake Long, Tim Doyle, Yahael Camara-Onono, Axel Kaner-Lindstrom, Johanna Burnheart, Barbara Bartz, Madi Aafke Luimstra, Tom Oldfield, Maria Zofia Osuchowska |
Utwory | | CD1 | | 1) Osiris | 11:49 | 2) Azure | 09:49 | 3) Eaglehurst / The Palace | 08:00 | 4) Kaa | 10:23 | 5) There is a Place | 04:37 |
Gdy obiecuję – słowa dotrzymuję! Dlatego też kilka dni po dokładnej analizie debiutanckiego albumu formacji Cykada („ Cykada”) zapraszam Was do przyjrzenia się kolejnej płycie powstałej dokładnie w tym samym środowisku – młodych muzyków jazzowych z artystycznego „podziemia” Londynu. Obie grupy świetnie się znają i nierzadko ze sobą współpracują. Więcej nawet! Obowiązki perkusjonisty w Maishy pełni Tim Doyle (również w Don Kipper), współlider Cykady; drugim wspólnym mianownikiem jest natomiast trębacz Axel Kaner-Lindstrom. Do reszty składu jeszcze powrócimy… Teraz cofnijmy się kilka lat wstecz. Na pomysł powołania do życia zespołu wpadł w 2015 roku perkusista Jake Long. Rok później Maisha zadebiutowała półgodzinną koncertową EP-ką (tak oficjalnie zakwalifikowano wydawnictwo) „Welcome to a New Welcome”. Jak się okazało, pomysł chwycił, co automatycznie przedłużyło żywot kapeli. Z czego najbardziej zadowoleni powinni być słuchacze. W sierpniu 2017 roku muzycy weszli do londyńskiego studia Soup i zarejestrowali materiał, który piętnaście miesięcy później – swoją drogą ciekawe dlaczego tak późno? – ujrzał światło dzienne nakładem niezależnej wytwórni Brownswood Recordings. Nadano mu tytuł „There is a Place”, ozdabiając przy okazji doskonałą, fantazyjną okładką autorstwa urodzonej w Nowym Jorku, ale na co dzień mieszkającej w teksańskim Austin ilustratorki Divyi Srinivasan (tu ukrywającej się pod pseudonimem Divya Scialo). Nieczęsto, wbrew pozorom, zdarza się, aby grafika na obwolucie płyty tak idealnie oddawała charakter zawartej na niej muzyki. I na dodatek kapitalnie nawiązywała do płyt artystów, którzy posłużyli instrumentalistom z Maishy za inspiracje. O jakich wykonawców chodzi? O takich pionierów spiritual jazzu z lat 60. i 70. ubiegłego wieku, jak Alice Coltrane, Pharoah Sanders czy Sun Ra Arkestra. Jeśli ich znacie i lubicie – z miejsca zostaniecie urzeczeni dokonaniami Maishy! „There is a Place” ukazało się jednocześnie na kompakcie i winylu; co ważne dla wielbicieli „czarnych krążków”, materiał zawarty na drugim z nośników nie musiał być okrajany. W swym podstawowym składzie Maisha to septet. Poza wspomnianymi już wcześniej Longiem i Doyle’em (Kaner-Lindstrom wymieniony został w gronie gości) tworzą go jeszcze: saksofonistka i flecistka Nubya Garcia (związana także z zespołem Nérija), gitarzystka Shirley Tetteh, pianista Amané Suganami, kontrabasista Twm Dylan (nie, do imienia nie wkradł się błąd!) oraz drugi perkusjonista Yahael Camara-Onono. Istotna jest jednak również lista gości, którzy mają na „There is a Place” naprawdę dużo do powiedzenia. Zwłaszcza zaś kwartet smyczkowy w składzie: Johanna Burnheart i Barbara Bartz (skrzypce), Madi Aafke Luimstra (altówka) oraz Tom Oldfield (wiolonczela). A jeśli uważnie wytężycie słuch, dotrą do Waszych uszu również – głównie w utworze przedostatnim – kojące dźwięki harfy, na której gra nasza rodaczka Maria Zofia Osuchowska. Znacie już całą formację. Teraz czas przejść do zawartości albumu. Na „There is a Place” trafiło pięć kompozycji, w tym cztery rozbudowane. Choć akurat w światku jazzowym utwór trwający osiem, dziesięć czy dwanaście minut nie jest niczym szczególnie zaskakującym. Zwłaszcza jeżeli na dodatek sporo się w nim dzieje. Jak na przykład w otwierającym płytę Maishy „Osiris”, który zaczyna się od dynamicznej intonacji, w której najważniejsi instrumentaliści – z powodzi dźwięków można wyłowić flet, fortepian i sekcję rytmiczną – starają się znaleźć wspólny język, by następnie zgodnie podążyć w obranym przez wszystkich kierunku. Ten wielowątkowy numer zbudowany jest na kontrastach: po fragmentach stonowanych i delikatnych pojawiają się sekwencje zagrane ze sporym rozmachem i mocą (głównie za sprawą odzywających się unisono dęciaków). Oprócz tego istotne są także smaczki aranżacyjne, czy to pod postacią fortepianu elektrycznego (Wurlitzera), kwartetu smyczkowego, czy też podwojonych perkusjonaliów. Wszystko to służy podkreśleniu bogactwa brzmień oferowanych przez Maishę i jednocześnie świetnie koresponduje z klasyką spiritual jazzu, której przedstawiciele z jednej strony odważnie nawiązywali do world music (przysłuchajcie się końcówce „Ozyrysa”!), z drugiej – nie stronili od freejazzowych improwizacji. Za to drugie biorą się tutaj przede wszystkim panie – Shirley Tetteh i Nubya Garcia (na saksofonie). Drugi w kolejności „Azure” zaczyna się lirycznie – od duetu fletu (wzmocnionego pogłosem) z fortepianem. Rozbudowana sekcja rytmiczna (do tradycyjnej perkusji dochodzą perkusjonalia) dba natomiast o transowość przekazu. Dopiero w drugiej części grupa zmienia nieco narrację i najpierw przenosi się w hardbopowe lata 60., by pod koniec – dzięki smyczkom – po raz kolejny przywołać ducha muzyki etnicznej (w wydaniu orientalnym). Ośmiominutowy „Eaglehurst / The Palace” też skrzy się wieloma barwami: nie brakuje w nim zarówno dynamicznych improwizacji (ponownie saksofon i gitara), jak i szamańskiego afrobeatu, który z kolei płynnie przechodzi w taneczno-estradowy easy listening. Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani, że warto poświęcić czas Maishy – ostatnich wątpliwości powinniście pozbyć się przy kompozycji zatytułowanej „Kaa” (i to nie tylko dlatego, że udział w jej powstaniu miała polska harfistka rodem z Radomia). W niej także dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy. Bo jak inaczej określić zawartość utworu, którego wykonawca dokonuje fuzji muzyki latynoamerykańskiej z jazzem improwizowanym (vide dęciaki), do smaku dodając roztańczone perkusjonalia oraz subtelnie dialogujące flet i fortepian elektryczny? To pytanie retoryczne… Na finał londyńczycy wybrali numer tytułowy – najkrótszy i najbardziej odległy od świata jazzu. Pojawiają się w nim jedynie instrumenty akustyczne (flet, fortepian, smyczki, harfa), całość zostaje zaś rozpięta pomiędzy modern creative a world music, co daje nadzwyczaj urokliwy i zwiewny efekt. Oj, kłania się Alice Coltrane, kłania! W czym nie ma oczywiście nic złego. Wszak jeśli się uczyć, to właśnie od najlepszych – pionierów, nie epigonów. Skład: Nubya Garcia – saksofon, flet Shirley Tetteh – gitara elektryczna Amané Suganami – fortepian, fortepian elektryczny Twm Dylan – kontrabas Jake Long – perkusja Tim Doyle – instrumenty perkusyjne Yahael Camara-Onono – instrumenty perkusyjne
Gościnnie: Axel Kaner-Lindstrom – trąbka Johanna Burnheart – skrzypce Barbara Bartz – skrzypce Madi Aafke Luimstra – altówka Tom Oldfield – wiolonczela Maria Zofia Osuchowska – harfa
|