Tu miejsce na labirynt…: Powróżyć? Kanadyjczyk prawdę powie… [Zaum „Divination” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Trzy lata to sporo! A tyle właśnie kazał nam czekać na swój nowym album kanadyjski doommetalowy zespół Zaum. Jeszcze do niedawna formalnie był duetem, teraz do podstawowego składu oficjalnie dołączyła grająca na saggacie (wyjaśnienie w tekście) Nawal Doucette. Wraz z zaproszonymi do studia gośćmi nagrali materiał, który ukazał się na płycie zatytułowanej „Divination”.
Tu miejsce na labirynt…: Powróżyć? Kanadyjczyk prawdę powie… [Zaum „Divination” - recenzja]Trzy lata to sporo! A tyle właśnie kazał nam czekać na swój nowym album kanadyjski doommetalowy zespół Zaum. Jeszcze do niedawna formalnie był duetem, teraz do podstawowego składu oficjalnie dołączyła grająca na saggacie (wyjaśnienie w tekście) Nawal Doucette. Wraz z zaproszonymi do studia gośćmi nagrali materiał, który ukazał się na płycie zatytułowanej „Divination”.
Zaum ‹Divination›W składzie | Kyle McDonald, Chris Lewis, Nawal Doucette, Olive Bestvater, Cliff Doucette, Laura Marr, John Jerome, Darcy Spidle, Claude Doiron, Shane Mazerolle, Marc Thieriault |
Utwory | | CD1 | | 1) Relic | 18:26 | 2) Pantheon | 08:47 | 3) Procession | 13:57 |
Moncton to liczące sobie nieco ponad sto tysięcy mieszkańców miasto położone we wschodniej części Kanady, nad brzegiem Atlantyku, w prowincji Nowy Brunszwik. Od prawie dwudziestu lat jego muzyczną scenę współtworzą wokalista i multiinstrumentalista Kyle Alexander McDonald oraz perkusista Chris(topher) Lewis. Przewinęli się oni przez kilka zespołów, których nazwy niewiele jednak mówią chyba nawet najbardziej zagorzałym wielbicielom północnoamerykańskiego rocka: Cop Shades, Pervert, Red Rum, The Woods, Shevil, John Jerome & The Congregation, Hope, Manlord, Mighty Trust Crusher, Mood Cadillac, Iron Giant czy Konjurer. Szerszy rozgłos udało im się zdobyć dopiero niedawno, gdy postanowili działać razem pod szyldem Zaum. Grupę tę powołali do życia – jako duet – w 2013 roku. Stylistycznie miała ona stanowić mieszankę psychodelicznego doom metalu z muzyką orientalną. Stąd chociażby wykorzystanie do nagrań takich instrumentów, jak bliskowschodnio-północnoafrykański saggat, indyjski esraj (względnie dilruba), turecko-perski saz, aborygeński didgeridoo, chiński sanxian czy też drumla i flet bambusowy. Debiut płytowy formacji miał miejsce pięć lat temu – wtedy ukazał się krążek „Oracles”. Rok później światło dzienne ujrzał, dzielony na pół ze stonermetalowym Shooting Guns, longplay „Himalaya to Mesopotamia”, a po kolejnych kilkunastu miesiącach drugi pełnowymiarowy materiał, czyli „ Eidolon” (2016). Jak więc widać, w pierwszych latach działalności Zaum Kyle i Chris bardzo regularnie dostarczali swoim wielbicielom nową muzykę; tym bardziej mogła dziwić przedłużająca się cisza, jaka zapadła po publikacji poprzedniego wydawnictwa. Widać potrzebowali trochę dłuższego odpoczynku i przewietrzenia umysłu. W końcu jednak padło hasło: wchodzimy do studia! Jako pierwsi w listopadzie ubiegłego roku zaszyli się w nim, wybierając Studio LaClasse w malutkim miasteczku Memramcock (niedaleko Moncton), liderzy grupy, którzy zarejestrowali tylko ścieżki gitary basowej i perkusji. Pozostałe instrumenty i wokale nagrano natomiast w styczniu i lutym tego roku w dobrze znanym McDonaldowi i Lewisowi Superbob Studios w ich rodzinnym mieście. Potem jeszcze tylko materiał zmiksowano, poddano masteringowi – i można było tłoczyć płyty. Ostatecznie album „Divination” – w wersji kompaktowej, winylowej, ale także kasetowej – trafił do sprzedaży 10 maja nakładem francuskiej wytwórni Listenable Records, której siedziba znajduje się w położonym nad kanałem La Manche miasteczku Wimereux. Co ciekawe, oficjalnie Zaum przestał być duetem o rozrósł się do tria. Trzecim muzykiem podstawowego składu stała się Nawal Doucette, grająca na… saggacie. Instrument ten ma zresztą różne nazwy, na płycie został opisany jako „finger cymbals”; w rzeczywistości są to dwa mosiężne talerzyki (przypominające wyglądem zminiaturyzowane talerze perkusyjne), które zakłada się na palce. Wśród gości znaleźli się zarówno starzy znajomi – na przykład John Jerome (piła śpiewająca) i Marc Thieriault (flet bambusowy, didgeridoo) – jak i nowi artyści, między innymi skrzypaczka i wokalistka Olive Bestvater, wiolonczelistka Laura Marr, grający na esraju, sazie i syntezatorach Cliff(ord J.) Doucette oraz śpiewający w jednym utworze Shane Mazerolle (niegdyś w thrashmetalowym Earth A.D.). A to jeszcze wcale nie wszyscy… Muzycy Zaum z założenia tworzą długie kompozycje i z definicji nie wydają płyt dłuższych niż czterdzieści-pięćdziesiąt minut. Tak, aby ten sam materiał zmieścił się zarówno na kompakcie, jak i na winylu. Na album „Oracles” trafiły cztery kompozycje, na „ Eidolon” zaś tylko dwie. Można by więc zadać – w formie zagadki – pytanie, ile powinno znaleźć się na „Divination”? Muzycy wybrali rozwiązanie pośrednie i zdecydowali się na trzy. Za to oczywiście odpowiednio rozbudowane. Na pierwszy ogień rzucili ponad osiemnastominutowy utwór „Relic”. Z czego mniej więcej jedną trzecią zajmuje w nim oparta na klimatyczno-niepokojących syntezatorach introdukcja, którą dodatkowo wzbogacają żeńska wokaliza Olive Bestvater oraz instrumenty orientalizujące (plus piła śpiewająca). A potem… potem, czyli na początku szóstej minuty, zaczyna się właściwa część numeru i zarazem całej płyty. To znaczy, że Zaum przypomina w końcu o swoim doommetalowym rodowodzie; pojawiają się więc przesterowane gitary i potężna perkusja oraz wpisujący się w nastrój śpiew Shane’a Mazerolle’a. I tak jest już niemal do samego końca: wolno, ciężko, majestatycznie! By jednak nie zanudzić słuchacza na śmierć, muzycy nie zapominają o smaczkach: głos McDonalda ewoluuje z czasem do niemal histeryczno-wściekłego krzyku, a całości dopełnia jeszcze drumla Darcy’ego Spidle’a. Najkrótszy ze wszystkich trzech „Pantheon” otwiera delikatna gitara Claude’a Doirona i pojawiający się w tle natchniony głos Kyle’a. Tym razem jednak nie musimy czekać tak długo, jak w przypadku „Relic”, na pojawienie się klasycznej wersji Zaum. Już po kilkudziesięciu sekundach zespół wskakuje na właściwe dla siebie tory. Choć mimo wszystko podąża nieco innym szlakiem, stawiając głównie na budowanie nastroju funeralno-postapokaliptycznego. Cóż, na pewno nie jest to muzyka, która sprawdziłaby się podczas romantycznej kolacji przy świecach, mimo że klimatu jej nie brakuje. Zwłaszcza kiedy – w końcówce – pojawiają się smyczki: skrzypce Bestvater i wiolonczela Laury Marr. Ostatnią minutę muzycy przeznaczają zaś na wyciszenie emocji. Czy potrzebnie… …skoro zamykający zestaw „Procession” i tak rozbucha je na nowo? Z drugiej strony jednak, gdy mamy do czynienia z tak bezkompromisową muzyką, te kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund oddechu zawsze się przydaje. Tym bardziej że w ostatnim utworze na płycie Kanadyjczycy stają się jeszcze bardziej bezkompromisowi i bezlitości. Początek sprawia zaś, że kolana dosłownie się uginają pod ciężarem dźwięków zarzuconych słuchaczowi na barki. Bo nie dość, że Kyle i Chris zabawiają się w sonicznych kowali, to na dodatek dzieła zniszczenia dopełniają grające unisono z gitarami niezwykle przenikliwe skrzypce (gdyby kiedyś z jakiegoś powodu Sophie Trudeau nie mogła zagrać na koncertach bądź płycie Godspeed You! Black Emperor, artyści z Montrealu mogą spokojnie poprosić o pomoc Olive) oraz potężny, sprawiający wrażenie wszechmocnego głos McDonalda. W drugiej części zespół spuszcza nieco z tonu, pozwala wykazać się gościom (vide flet bambusowy Marka Thieriaulta, ponownie skrzypce), ale finał rezerwuje dla siebie, wychodząc zapewne z założenia, że ostatnie akordy nie powinny pozostawiać złudzeń co do tego, z jakim zespołem mamy do czynienia. A z jakim? Wydaje się, że wciąż „na dorobku”. Ale w trochę innym, niż zazwyczaj, znaczeniu tego pojęcia. Czyli takim zespołem, który ma większy potencjał niż to, co obecnie prezentuje. Który stać na jeszcze lepsze jakościowo płyty, bardziej zróżnicowane i intrygujące. Wiązałoby się to zapewne z pewną zmianą stylistyczną, jaka musiałaby się dokonać, ale kto wie, może za dwa, trzy lata Kyle i Chris dojdą do podobnego wniosku i zaskoczą nas na wydawnictwie. Skład: Kyle McDonald – śpiew, gitara basowa, sitar, syntezatory, muzyka i słowa Chris Lewis – perkusja Nawal Doucette – saggat Gościnnie: Olive Bestvater – skrzypce, śpiew Cliff Doucette – esraj, saz, syntezatory, moonglide, dzwonki Laura Marr – wiolonczela John Jerome – piła śpiewająca Darcy Spidle – drumla Claude Doiron – gitara elektryczna Shane Mazerolle – śpiew (1) Marc Thieriault – flet bambusowy, didgeridoo
|