Choć mogłoby się wydawać, że na swoich płytach Maria Pomianowska eksploruje wciąż te same rejony muzyczne, wykorzystując do tego przede wszystkim konstruowane przez siebie staropolskie fidele kolanowe – wcale tak nie jest. Na każdym kolejnym albumie odkrywa dla współczesnego słuchacza zapomniane fragmenty przeszłości. Na „Dance of Suka” sięga po utwory muzyki dawnej, powstałe na pograniczu twórczości dworskiej i ludowej.
Tańczmy po przeszłości kres
[Maria Pomianowska & Friends „Dance of Suka” - recenzja]
Choć mogłoby się wydawać, że na swoich płytach Maria Pomianowska eksploruje wciąż te same rejony muzyczne, wykorzystując do tego przede wszystkim konstruowane przez siebie staropolskie fidele kolanowe – wcale tak nie jest. Na każdym kolejnym albumie odkrywa dla współczesnego słuchacza zapomniane fragmenty przeszłości. Na „Dance of Suka” sięga po utwory muzyki dawnej, powstałe na pograniczu twórczości dworskiej i ludowej.
Maria Pomianowska & Friends
‹Dance of Suka›
Utwory | |
CD1 | |
1) Oberek pandemiczny | 05:12 |
2) Dance II | 04:17 |
3) Rondeau fi, Maris de vostre amour | 02:51 |
4) Praesulis eminemciam | 02:19 |
5) Moja pani matko / Mother of Mine | 05:41 |
6) Lamento di Tristano & la Rotta | 04:44 |
7) Poloness serra | 05:35 |
8) Tourdion | 03:48 |
9) Dance IX | 04:48 |
10) Wyrwany | 05:25 |
11) Dance XI | 01:56 |
12) Dzikość / Wildness | 05:34 |
Pandemia koronawirusa w bardzo różny sposób wpływała na ludzi, w tym również artystów. Jedni popadali w marazm i izolowali się od świata i społeczeństwa, inni wykorzystywali nagłe „zamrożenie” życia koncertowego, zamykając się w studiach koncertowych i pracując nad nowymi materiałami. Tak zrobiła chociażby Maria Pomianowska, która w czerwcu 2020 roku zarejestrowała dwie płyty. W piaseczyńskim studiu Brzmi Dobrze nagrane zostały utwory, które jeszcze w tym samym roku ukazały się na albumie „Sukotherapy”; natomiast w warszawskich Dwóch Domach powstał longplay „Dance of Suka”, który na premierę musiał poczekać jednak długie cztery lata. Oba krążki ukazały się nakładem wytwórni For Tune Records, z którą profesor Pomianowska współpracuje już od lat (czego dowodem takie wydawnictwa, jak „
Warszawa – Dakar”, „
Stwórco łaskawy”, „
Na skrzyżowaniu rzek”).
Jako że albumy „Sukotherapy” i „Dance of Suka” powstały w tym samym czasie, Maria Pomianowska skorzystała podczas pracy nad nimi z pomocy tych samych przyjaciół, którymi okazali się wiolonczelistka Karolina Hulbój, kontrabasista Sebastian Wypych oraz dwaj perkusjoniści Wojciech Lubertowicz (znany także z wydanego w tym roku przez For Tune „
Wandering Songs” Weroniki Grozdew) i pochodzący z irańskiego Kurdystanu Arad Emamgholi („
Forbidden Archaeology (Opus 1,1)” Teatru Tworzenia Jarosława Pijarowskiego). Jak podkreśla sama liderka projektu, która zagrała na sukach biłgorajskiej i mieleckiej oraz fideli płockiej, jej najnowsze dzieło to kontynuacja wydanej przed ośmioma laty płyty „The Voice of Suka”. Owszem, kontynuacja, ale zarejestrowana z zupełnie nowymi muzykami.
Twórczość Marii Pomianowskiej biegnie bardzo różnymi ścieżkami. Artystka znana jest na świecie jako propagatorka muzyki etnicznej Dalekiego Wschodu (od tego w zasadzie zaczynała swoją karierę), ale w kolejnych latach coraz głębiej zanurzała się w muzykę polską – i to zarówno tę klasyczną, jak i ludową, które ostatecznie zaczęła ze sobą łączyć. Najwyraźniej słychać to na krążkach „Chopin na 5 kontynentach” (2010), „U źródeł muzyki Chopina” (2010), „Tekla Bądarzewska – Zapomniany dźwięk” (2012) czy „
Moniuszko z 1000 i jednej nocy” (2019). Nie inaczej jest i w tym przypadku. Dziewięć na dwanaście kompozycji zawartych na „Dance of Suka” to dzieła sprzed wieków – od XIII po XVII. Tylko dwa utwory, stworzone zresztą przez samą Pomianowską (chodzi o „Oberek pandemiczny” i „Dzikość / Wildness”), powstały współcześnie, lecz w formie i treści przypominają (nie są jednak ich dokładnym odzwierciedleniem, raczej wariacjami na ich temat) te historyczne.
W efekcie powstała fascynująca płyta, która łączy w sobie różne gatunki: od dworskiej muzyki klasycznej, poprzez folklor ludowy, aż po współczesny jazz (słyszalny głównie w partiach sekcji dętej – preparowanego kontrabasu Wypycha i bębnów obręczowych Lubertowicza). Album otwiera utwór powstały, co sugeruje już sam tytuł – „Oberek pandemiczny” – w czasach izolacji. Nie ma w nim jednak ani odrobiny depresyjnego marazmu, jest za to energia dosłownie rozsadzająca muzyków. To stylizowana na klasyczny oberek roztańczona kompozycja, która potrafiłaby chyba poderwać do zabawy nawet najbardziej zatwardziałego przeciwnika tego rodzaju aktywności ruchowej. Wartością dodaną staje się natomiast krótka, ale nadzwyczaj intensywna, solówka perkusjonisty, po której następuje kolejny zmasowany atak instrumentów smyczkowych. Gdyby członkom zespołu Pomianowskiej podmienić instrumenty, dać do ręki gitary i rozstawić przed Lubertowiczem rockowy zestaw perkusyjny – obawiam się, że swoją mocą podczas koncertu zmietliby z widowni wszystkich tam zasiadających.
„Dance II” to anonimowa kompozycja pochodząca z XVII wieku (takich jest na płycie najwięcej, bo aż połowa). To klasyczny przykład dworskiej muzyki tanecznej, z przepięknym, choć smutnym motywem przewodnim, okraszonym solową partią wiolonczeli. „Rondeau fi, Maris de vostre amour” to jeden z dwóch utworów dawnych, których autorzy są znani. W tym przypadku jest nim wykształcony przez cystersów trzynastowieczny francuski truwer Adam de la Halle (zwany Garbusem). Stworzył on nastrojową pieśń (my poznajemy ją oczywiście w wersji instrumentalnej), o uroku której decydują przede wszystkim zwiewne dźwięki fideli kolanowych, na których gra liderka. Z kolei „Praesulis eminemciam” wyszła spod ręki żyjącego w XV wieku zapomnianego polskiego kompozytora Piotra z Grudziądza, którego twórczość została odkryta – za sprawą czeskiego muzykologa z praskiego Uniwersytetu Karola Jaromíra Černego – dopiero w połowie lat 70. ubiegłego wieku. Ta podniosła pieśń powstała ku chwale ówczesnego papieża Marcina V, którego pontyfikat przypadł na lata 1417-1431, kiedy to Kościół katolicki borykał się wciąż ze skutkami schizmy zachodniej. Pomianowska i jej przyjaciele z jednej strony oddali patetyczny charakter dzieła, ale z drugiej dołożyli od siebie jak najbardziej współczesną, nawiązującą do folkloru zadziorność.
„Moja pani matko / Mother of Mine” to kolejny siedemnastowieczny anonim i zarazem jeszcze jeden dostojny utwór dworski, który z czasem nabiera mocno rzewnego charakteru. By go urozmaicić, kwintet decyduje się na wprowadzenie w części środkowej improwizacji, o której jazzowe inklinacje dbają muzycy sekcji rytmicznej. „Lamento di Tristano & la Rotta” powstał natomiast trzy wieki wcześniej. Co zapowiada tytuł, jest to następna pieśń elegijna. Ale w wykonaniu zespołu Marii Pomianowskiej tylko do pewnego momentu; w części drugiej bowiem muzycy znacząco podkręcają tempo i grają z dużo większą niż wcześniej – chciałoby się dorzucić: rockową – mocą. Za sprawą „Poloness serra” wracamy do XVII wieku. Przez całą ponad pięciominutową kompozycję przenikają się w niej dwa podstawowe wątki: powłóczyście noatslgiczny i skoczno-taneczny. Jakby muzycy chcieli podkreślić dwoistość ówczesnego świata, pogrążonego w tamtym stuleciu – nie tylko w przypadku I Rzeczypospolitej – w niekończących się wojnach.
Szesnastowieczny „Tourdion” to bez wątpienia kompozycja pochodząca z Francji – rzewna, kontemplacyjna, ale okraszona również fragmentem bardzo dynamicznym, w którym mamy do czynienia z rozpędzonymi smyczkami. W zakończeniu jednak kwintet powraca do punktu wyjścia, aby odpowiednio wprowadzić słuchaczy do późniejszego o wiek „Dance IX”. Choć zachowano jego taneczną istotę, przydano mu trochę niepokojącego charakteru. W efekcie wyszedł z tego utwór nastrojowy, utrzymany w wolnym tempie, więc tym samym skłaniający do zadumy. Z tego samego okresu pochodzi „Wyrwany”. Jeśli byłby to jego oryginalny tytuł, byłbym szczerze zaskoczony wyobraźnią autora. Jeżeli okazałoby się, że nie jest – pochwaliłbym tego, kto mu go nadał za właściwe oddanie jego zróżnicowanej natury. Zespół przechodzi tu bowiem płynnie od melodii stonowanej, by nie rzec rzewnej, do energetycznego tańca. Pląsać można także przy „Dance XI”, chociaż w tym przypadku należałoby zwracać już bardzo dużą uwagę na właściwie stawiane kroki, jest to bowiem kolejny utwór ze zbioru dworskich.
Płytę zamyka druga z kompozycji Marii Pomianowskiej. Po „Dzikości / Wildness” – w przeciwieństwie do otwierającego album „Oberka pandemicznego” – znać jednak, że powstała współcześnie. Choć oczywiście zespół wykorzystuje dokładnie te same instrumenty. Więcej tu nawiązań do jazzu, więcej motoryczności, pojawia się nawet część improwizowana na bazie głównego motywu. Jakby na przekór czasom, w których powstały te nagrania, zespół postanowił pożegnać się ze słuchaczami mocnym, niosącym nadzieję akcentem. „Dance of Suka” to przykład wydawnictwa, które duchem zakorzenione jest w wiekach dawnych, ale formą i treścią nawiązuje do muzyki naszych czasów. To nie jest ramotka, która może zainteresować jedynie koneserów twórczości klasycznej (nic im oczywiście nie odbierając) – to płyta, która będzie potrafiła urzec pięknem i poderwać do zabawy także tych, którzy na co dzień gustują w zupełnie innych gatunkach.
Skład:
Maria Pomianowska – suka biłgorajska, suka mielecka, fidel płocka, muzyka (1,12)
Karolina Hulbój – wiolonczela, wspak
Sebastian Wypych – kontrabas
Arad Emamgholi – daf
Wojciech Lubertowicz – bębny obręczowe