Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zobaczyć konwent i nie umrzeć, cz. 1

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Paweł Pluta

Zobaczyć konwent i nie umrzeć, cz. 1

W ten czy inny sposób stajemy w końcu przed bramą, furtką, drzwiami lub szlabanem, za którym odbywa się nasza wyczekana impreza. Czas teraz na zadanie następne.
Jak się dostać na konwent?
Pierwsze, co widzi przybysz, to bramka wejściowa. Jest to stół, za którym siedzi jeden lub więcej organizatorów starających się jakoś opanować turbulencje w tłoczącym się przez drzwi strumieniu ludzi.
Do akredytacji, bo tak się nazywa operacja, na którą oczekują stojący w kolejce, potrzebne może być kilka rzeczy, które warto mieć ze sobą. Przede wszystkim jakiś w miarę normalny dowód tożsamości. Najprościej dowód osobisty lub legitymacja szkolna, jeżeli ktoś jeszcze nie ma. Przy czym w tym drugim przypadku może się także przydać zgoda rodziców na uczestnictwo, jako że nosiciel legitymacji bywa też zwykle niepełnoletni.
Drugą rzeczą, której nie zaszkodzi mieć przy sobie, jest dowód wpłaty. Oczywiście jeżeli się wcześniej imprezę opłaciło, ale, jak mówiłem, jest to rozsądny zwyczaj, więc załóżmy, że tak istotnie było. Przydatność potwierdzenia wpłaty jest chyba oczywista. Co prawda organizatorzy raczej mają odpowiednie informacje zapisane, ale pomyłki i opóźnienia się zdarzają, szczególnie, jeżeli wpłata nastąpiła tuż przed konwentem.
Kiedy już wszystko się w papierach zgadza, konwentowicz dostaje informator z regulaminem, planem budynku i różnymi innymi ciekawostkami, oraz program imprezy i identyfikator. Ten ostatni to rzecz ważna, ponieważ dzięki niemu można się po terenie w ogóle poruszać. To kwestia bezpieczeństwa, nie sposób przecież zapamiętać kilku setek ludzi i wyłapywać tylko na tej podstawie obcych. Człowiek bez identyfikatora po prostu nie ma prawa przebywać na konwencie.
Nie po to jednak przyjeżdżamy nań, aby zaraz identyfikator gubić czy, co gorsza, wyrzucać, więc możemy przystąpić do dalszego ciągu.
Co robić na konwencie?
Oczywiście – korzystać z programu. Pierwszy dzień zazwyczaj jest jeszcze dość senny, najczęściej jest to tylko piątkowe popołudnie, ale zawsze coś się znajdzie. Typowym głównym dniem jest sobota – zajęta od rana, zwykle od okolic godziny dziesiątej, aż do wieczora, bywa że poźnego. Niedziela z kolei znowu jest krótsza, ponieważ od południa uczestnicy rozjeżdżają się do domów.
Jak z programu korzystać, chyba nie ma sensu tłumaczyć – rzecz jest dość intuicyjna. Po prostu trzeba iść, oglądąć, słuchać i uczestniczyć. Szczegóły pozostawiam dla drugiej części, ale myślę, że i bez niej każdy sobie jakoś poradzi. Wspomnę jednak o kwestiach bardziej przyziemnych. Przez te dwa czy trzy dni trzeba mianowicie coś jeść, a – poza przypadkami wyjątkowo zdeterminowanych graczy – również spać.
Z jedzeniem nie ma większego problemu. Prawie zawsze gdzieś w okolicy jest chociaż bufet, a i do poważniejszych resturacji dostać się nietrudno. Ostatecznie można zamówić jakąś pizzę czy coś w tym rodzaju. Byle tylko nie zapomnieć się i nie opamiętać środku nocy, już po zamknięciu wszystkiego. Cóż, czasem trzeba odżałować godzinę w środku dnia, przerwy obiadowe w programie są stosowane niezbyt często.
Nieco trudniejszą kwestią jest nocleg. Im ciemniej się robi, tym jaśniej staje przed oczami następne pytanie.
Jak przetrwać noc na konwencie?
Praktycznie zawsze można spać w śpiworze gdzieś na podłodze specjalnie do tego przeznaczonej sali, jest to jednak rozwiązanie tym mniej pociągające, im uczestnik starszy. Nie oszukujmy się, po przekroczeniu dwudziestki człowiek coraz bardziej ceni sobie wygody, a mniej marzy o spędzeniu nocy z głową na karabinie. Dlatego też organizatorzy zwykle przewidują miejsca w różnego rodzaju hotelach. Często są to na przykład puste akademiki. Wybierają takie z niewysokimi cenami, ale zwykle pokoje są przyzwoite. Oczywiście każdy może też załatwiać te sprawy na własną rękę, aczkolwiek warto się trzymać razem z innymi także nocą, przecież i w hotelu można, jeżeli ktoś zechce, kontynuować to, co się robiło cały dzień.
Tu jednak wrócę jeszcze do kwestii zgłoszeń i przedpłat. Otóż hotele mają to do siebie, że liczba miejsc jest w nich ograniczona, toteż warto wcześniej zarezerwować sobie miejsce. A dokładniej, warto poprosić o nie organizatorów, którzy zwykle pośredniczą w tej operacji, mogąc uzgodnić zniżkowe ceny. Formularze zgłoszeń mają odpowiednie pola do ustalania takich kwestii, jak rodzaj pokoju czy liczba noclegów, a nawet wybór współspaczy, dzięki czemu nie trzeba biegać po pokojach w poszukiwaniu kolegów lub, co gorsza, w szerokim tych słów znaczeniu, żony lub męża.
Cóż, każda noc jednak mija, potem następny dzień, następna noc i wreszcie przychodzi ostatni dzień imprezy z ostatnią kwestią.
Jak wrócić z konwentu?
Sprawa wygląda na prostą i w gruncie rzeczy taka jest istotnie. Warto tylko pamiętać, że pociągi to nie są miejskie autobusy i nie ma co zakładać, że jakiś się trafi akurat o tej godzinie, o której dotrzemy na dworzec. Zaś ogranizatorzy konwentu rozkład jazdy niekoniecznie będą mieli przy sobie. Najlepiej jeszcze w domu sprawdzić, chociaż w przybliżeniu, możliwości powrotu, aby potem nie biegać bez sensu po obcym mieście, tracąc czas potrzebny na korzystanie z imprezy.
I drugi, chyba nawet ważniejszy szczegół. Jak wspomniałem, na konwencie są księgarnie i inne sklepy, a w trakcie jego trwania chadza się do restauracji, barów i ogólnie rzecz biorąc – wydaje pieniądze. Doradzałbym wydzielenie sobie żelaznego ich zapasu, lub wręcz kupienie od razu biletu powrotnego. A planującym płacenie kartą przypominam, że jeszcze nie każdy dworzec został wyposażony w urządzenia umożliwiające takie ekstrawagancje. No i z bankomatami czasem różnie bywa.
Ale to już są w gruncie rzeczy drobiazgi. Komuś, kto przetrwał cały swój pierwszy konwent, byle pociąg już nie straszny. Za to w wagonie może przyjść refeksja.
Co jeszcze warto wiedzieć o konwencie?
koniec
« 1 2
31 stycznia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

Pamiątka z historii
— Paweł Pluta

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

My też mamy Makoare
— Paweł Pluta

El Polcon mexicano
— Paweł Pluta

Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta

Elektryczne stosy
— Paweł Pluta

Przejście przez cień
— Paweł Pluta

Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.