Granice nauki: Wyprawa dziesięciu tysięcyArtur Szrejter
Artur SzrejterGranice nauki: Wyprawa dziesięciu tysięcyTyssafernes wysłał przodem silny oddział konnych, by obsadzili urwisko, górujące nad przełęczą, którą musieli iść Grecy. Sam, z resztą wojsk, spokojnie czekał na tyłach Hellenów. Chejrisofos na szczęście zorientował się w sytuacji, po czym dostrzegł wyjście - wysłał Ksenofonta z peltastami i trzystoma hoplitami, by zdobył szczyt panujący nad urwiskiem, na którym usadowili się Persowie. Zaczął się wtedy swoisty wyścig - kto pierwszy dotrze na szczyt: Ksenofont czy Persowie z urwiska. Zwyciężył Grek, przez co Persowie musieli zdjąć straże z przełęczy, zaś Tyssafernes obszedł się smakiem. W tym właśnie miejscu Grecy ostatecznie pożegnali się z tym nienawidzącym ich satrapą - weszli w Góry Karduchów. Według opisu Ksenofonta Karduchowie byli bardzo szybcy i zwinni, nie mogli natomiast stanąć do otwartej walki z hoplitami, gdyż nie używali pancerzy ani nie umieli tworzyć szyku zdolnego przeciwstawić się falandze. Za to ich główna broń, łuki, siała spustoszenie w greckich szeregach. Łuki Karduchów miały trzy łokcie (łokieć - ok. 30 cm) długości, przy naciąganiu cięciwy Karduchowie przyciskali lewą stopą dolny kraniec łuku do ziemi, gdyż inaczej nie byliby go w stanie obsłużyć. Strzały miały dwa łokcie długości i przebijały jednocześnie tarczę i zbroję grecką. Strzały te były zbierane przez Kreteńczyków i ponownie wykorzystywane. Karduchowie okazali się niezwykle groźnymi przeciwnikami, bo jakkolwiek nie byli w stanie powstrzymać ataku falangi, woleli zginąć, niż oddać choćby piędź ziemi. Umacniali się na szczytach górujących nad dolinami, którymi wędrowali Grecy, skąd razili ich strzałami i kamieniami. Dlatego Ksenofont wykorzystał taktykę już wcześniej sprawdzoną na terenie perskich wzgórz - prowadził boczną kolumnę, która oczyszczała w krwawych walkach szczyty, po czym dawała głównej kolumnie znak, że droga wolna. Najcięższą przeprawą okazało się pokonanie przełęczy, która stanowiła jedyną bramę ku północy. Od jeńca Grecy dowiedzieli się, że przełęcz została umocniona. W tej sytuacji Chejrisofos z głównymi siłami miał zamarkować atak na przełęcz, zaś Ksenofont z dwoma tysiącami ochotników musiał przedrzeć się górami i zaatakować przejście z drugiej strony. Ta próba się nie powiodła, gdyż Ksenofont napotkał na swej drodze kilka oddziałów Karduchów, z którymi walczył przez cały dzień. Dopiero nocą zdobył pierwsze ze wzgórz na drodze do przełęczy. Okazało się jednak, że Karduchowie umocnili następne trzy szczyty, oddzielające Ksenofonta od przełęczy. W zażartych walkach Ksenofont zdobywał górę po górze, na każdej też zostawiał mały garnizon, by Karduchowie nie wrócili na opuszczone szczyty. Dotarł wreszcie do przełęczy i ją też oczyścił z górali. Dzięki temu główne siły pokonały górską bramę i znalazły się na drodze wiodącej ku Armenii. Nie był to jednak koniec kłopotów z Karduchami. Grecy dotarli do rwącej rzeki Kentrites, stanowiącej granicę między Górami Karduchów a satrapią Armenii. Próbowali się przez nią przeprawić, ale zostali zasypani pociskami z obu brzegów - po stronie armeńskiej stały perskie wojska (Ksenofont wymienia jeźdźców oraz pieszych z włóczniami i plecionkowymi tarczami; twierdzi, że byli to najemnicy armeńscy, mardyjscy i chaldejscy), zaś od strony gór zgrupowały się wielkie zastępy żądnych odwetu Karduchów. Na szczęście kilku żołnierzy odkryło niedaleki bród. Chejrisofos z Ksenofontem ustalili, że naczelny strateg wraz ze strażą przednią przeprawi się brodem, zaś Ksenofont będzie osłaniał resztę wojska od strony karduskiej. Gdy Chejrisofos z awangardą rozpoczął przeprawę, Ksenofont z ariergardą przebiegł wzdłuż brzegu i zamarkował przeprawę w innym miejscu. W takiej sytuacji wojska armeńskie wycofały się znad brzegu, bojąc się zamknięcia między oboma oddziałami Greków. Wtedy Ksenofont natychmiast zawrócił, ustawił falangę i uderzył na zbiegających z gór Karduchów. Rozbił ich w mgnieniu oka, po czym błyskawicznie wprowadził swoich żołnierzy na bród. Karduchowie zaczęli zawracać, ale bezpieczeństwa ariergardy skutecznie strzegli procarze i łucznicy, przezornie ustawieni przez Chejrisofosa na środku przeprawy. Hellenowie znaleźli się w Armenii. Przyjazny z początku wicesatrapa Armenii, Tiribadzos, postanowił nie wypuszczać Greków ze swej satrapii i urządzić zasadzkę na przełęczy, prowadzącej ku północnym górom. Tym razem Chejrisofos nawet nie musiał stosować specjalnych forteli - wystarczyli wysłani przodem peltaści. Rozbili w krótkim boju Armeńczyków, zdobyli perskie tabory, a nawet osobisty namiot Tiribadzosa z przebogatym wyposażeniem. Znów potwierdzona została siła peltastów, działających bez wspomagania ciężkozbrojnych. W kraju górskiego plemienia Chalibów Grecy jeszcze raz zastosowali taktykę z Gór Karduchów - nocnymi wypadami zajmowali szczyty, dzięki czemu oczyszczali z wrogów przełęcze i doliny. Nie kusili się natomiast, mimo głodu, na zdobywanie szczególnie silnie umocnionych warowni tego ludu. Chalibowie byli znacznie lepiej uzbrojeni od Karduchów: nosili metalowe hełmy i nagolenice, zaś ich zbroje sporządzone były z długich lnianych koszul, na których, zamiast łusek, umieszczano warstwy splecionych sznurków. Jako broni używali piętnastołokciowych włóczni i długich noży, którymi obcinali głowy pokonanym przeciwnikom. Idąc do boju, tańczyli i śpiewali. Sąsiadami Chalibów byli Taochowie, lud prymitywniejszy i gorzej uzbrojony (Ksenofont pisze tylko o plecionkowych tarczach), za to całkowicie gardzący śmiercią. Kiedy Grecy zdobyli jedną z ich wsi, wszyscy mieszkańcy popełnili zbiorowe samobójstwo, skacząc w przepaść. Zupełnie inaczej potoczyły się stosunki z następnym ludem - Makronami. Wojownicy tego plemienia, uzbrojeni w tarcze i włócznie, ubrani zaś w zbroje z "włosia” (zapewne chodziło o wełnę), próbowali zaatakować Greków, ale jeden z Dziesięciu Tysięcy (który nie był rodowitym Hellenem, ale nieznanego pochodzenia byłym niewolnikiem z Aten) ze zdziwieniem rozpoznał ich mowę - znał ją jako dziecko! Okazało się, że jest Makronem - dzięki jego mediacjom Grecy zostali gościnnie przyjęci. Ostatnia z wartych wspomnienia walk Hellenów przynosi nam zarazem informację, ilu Greków przeżyło wędrówkę ku Morzu Czarnemu. Za krajem Makronów Grecy napotkali, zgrupowanych na szczycie góry, Kolchów (chodzi o Południowych Kolchów, krewnych mieszkańców Kolchidy, na których Jazon zdobył legendarne Złote Runo). Za radą Ksenofonta podzielono hoplitów na oddzielne lochosy, z których każdy miał utworzyć niezależną kolumnę, dzięki czemu szyk falangi miał się nie łamać podczas ataku na szczyt. Peltastów także podzielono na trzy kolumny - dwie szły na flankach, trzecia w samym środku. Widząc atak, Kolchowie rozdzielili się na dwie grupy, które samodzielnie zaatakowały skrzydła greckie. Wtedy „środkowi” peltaści wdarli się między grupy Kolchów i zaczęli je spychać na zbocza góry. Kolchowie nie wytrzymali naporu i podali tyły. Ksenofont opisuje, że przed atakiem utworzono osiemdziesiąt stuosobowych lochosów hoplitów, zaś każda grupa peltastów liczyła po sześciuset zbrojnych. Daje to w sumie ok. 9800 ludzi. Niewiadomą pozostaje, czy w skład peltastów weszli łucznicy, gimneci i procarze - jeśli nie, liczbę Greków należy zwiększyć o ok. 1000 osób. Wynikałoby z takiego obliczenia, że w czasie całej wyprawy Hellenowie stracili zaledwie ok. 1000 żołnierzy (przypominam: po rozdzieleniu armii Cyrusa w Myriandos było ich 11700, potem zaś zdezerterowało 300 peltastów). Jeśli taka jest prawda, czyn byłby to zaiste godzien wspominania w legendach. Na tym kończy się opowieść o pierwszych Europejczykach, którzy ruszyli na podbój Wschodu. Warto o nich pamiętać, jako o tych, którzy dali przykład Wielkiemu Aleksandrowi. grudzień 1996 - kwiecień 1997 Pierwodruk: DRAGON Hobby, 1/99 Magazyn historyczny miłośników gier strategicznych, historii i modelarstwa |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Odpowiedź na ripostę
— Grog
Replika dotycząca recenzji mojej książki
— Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz
U progu genowej (r)ewolucji
— Grog
Wirtualny fandom
— Andrzej Zimniak
Dziwna kraina świadomości
— Grog
Miłe końca (poznawania genomu) początki, część 2
— Grog
Wzajemne przenikanie
— Grog
Miłe końca (poznawania genomu) początki
— Grog
Tylko podobieństwa i aż analogie
— Grog
Kosmologia kwantowo-teologiczna albo teologia kwantowo-kosmologiczna - czyli dociekanie Boga
— Grog