Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Granice nauki: Wyprawa dziesięciu tysięcy

Esensja.pl
Esensja.pl
Artur Szrejter
« 1 4 5 6 7 8 »

Artur Szrejter

Granice nauki: Wyprawa dziesięciu tysięcy

Ariajos, Tyssafernes i Grecy ruszyli nie na zachód, ale na wschód, by wzdłuż Tygrysu dostać się do północnej Mezopotamii, stamtąd zaś do Kapadocji, skąd już prosta droga wiodła na wybrzeża egejskie. Tyssafernes, jak się zdaje, nieprzypadkowo wybrał tę marszrutę - po pierwsze chciał wciągnąć Hellenów jak najgłębiej na terytorium perskie, po drugie zaś nad Tygrysem leżały tzw. Wsie Parysatydy, rozległe majątki należące bezpośrednio do Parysatis, matki Cyrusa i jednocześnie zapiekłej przeciwniczki Tyssafernesa. Otóż satrapa ten pozwolił Grekom na nieskrępowaną grabież tych majątków - nie mógł dosięgnąć starej królowej bezpośrednio, więc zemścił się na jej własności.
W parę dni później naczelny wódz Greków, Klearch, postanowił wyjaśnić wszelkie nieporozumienia i skierował do Tyssafernesa propozycję: Hellenowie, w zamian za żołd, mieli przejść pod komendę karyjskiego satrapy i tłumić bunty Egipcjan oraz dzikich plemion małoazjatyckich: Pizydów i Myzyjczyków. Na tę propozycję Tyssafernes odpowiedział pozytywnie, po czym na następny wieczór zaprosił do swego obozu wszystkich wodzów greckich dla uzgodnienia szczegółów umowy.
I rzeczywiście, Hellenowie zawierzyli satrapie. W gościnę do niego udało się pięciu strategów (Klearch, Proksenos Beota, Menon Tessalczyk, Agias Arkadyjczyk i Sokrates Achaj) oraz dwudziestu lochagów z nieuzbrojonymi pocztami przybocznych. Ale, jak należało przypuszczać, Tyssafernes nie dotrzymał rozejmu - lochagowie i żołnierze zostali zabici, zaś strategowie uwięzieni. Odesłano ich do króla, który czterech z nich ściął (co uważano za śmierć honorową), zaś Menona poddano długotrwałym torturom. Dlaczego właśnie jego tak nieprzyjemnie wyróżniono? Otóż, od chwili klęski pod Kunaksą, Menon potajemnie znosił się z Tyssafernesem, chcąc kosztem Klearcha objąć główne przywództwo wśród Greków. Satrapa z początku przychylnie przyjmował zabiegi Menona, ale potem nie okazał mu litości - to samo Wielki Król, kierujący się zasadą, że zdrajca też nie będzie wierny nowemu panu.
Tak więc Grecy pozostali bez naczelnych wodzów, ci zaś którzy przeżyli, okazali się mało znaczącymi osobowościami, nie potrafiącymi poderwać do walki wojska, przerażonego rzezią strategów.
Wtedy właśnie na scenę wkroczył Ksenofont. Wcześniej nie miał określonego stanowiska w armii. Nie był zwykłym żołnierzem, tylko kimś w rodzaju bezfunkcyjnego oficera sztabowego w oddziale swego przyjaciela, Proksenosa Beoty.
W nocy po zabójstwie strategów, Ksenofont miał sen, który odczytał jako zachętę ze strony Zeusa do stanowczego działania. Jeszcze tej samej nocy zebrał lochagów podległych Proksenosowi i, opowiedziawszy im o śnie, stwierdził, że trzeba tchnąć w żołnierzy ducha walki, wybrać nowych wodzów i bez pomocy Persów spróbować dotrzeć do ojczyzny. Ksenofont musiał być znakomitym mówcą, skoro od razu przekonał lochagów do swego zdania - wybrali go swym strategiem, po czym zwołali ogólny wiec pozostałych lochagów. Na wiecu tym Ksenofont powtórzył swą mowę i rzeczywiście udało mu się poderwać Hellenów do czynu.
Wybrano pięciu nowych strategów: na miejsce Klearcha - Timasjona Dardanejczyka; na miejsce Sokratesa - Ksantiklesa Achaja; na miejsce Agiasa - Kleanora Arkadyjczyka; na miejsce Menona - Filesjosa Achaja, zaś na miejsce Proksenosa - samego Ksenofonta.
Jeden ze strategów, Chejrisofos, zaproponował, by główne dowodzenie przekazać Ksenofontowi, ale ten się na to nie zgodził i zaproponował owego Chejrisofosa - nie tylko najstarszego ze strategów, ale też najbardziej doświadczonego (a poza tym Spartanina). Siebie zaś i innego młodego stratega, Timasjona Dardanejczyka, wyznaczył na wodzów straży tylnej. Takie ustawienie zostało zaakceptowane przez wiec.
Następny dzień zastał Greków gotowych do działania. Aby nie opóźniać marszu, spalili swoje namioty i tabory oraz pozbyli się zdobytych wcześniej łupów. Postawili wszystko na jedną kartę - albo się przedrą, albo zginą. Obrali też drogę inną od proponowanej przez Tyssafernesa - postanowili iść na północ, ku Pontus Euxinus (Morzu Czarnemu), które znajdowało się znacznie bliżej od Egejskiego.
Przez najbliższe dni szli równinami Mezopotamii, cały czas będąc atakowani przez podjazdy Tyssafernesa. Szczególnie dużo pracy miała straż tylna Ksenofonta - szczegóły tych walk podamy później.
Po jakimś czasie poczęli wchodzić w kraj pokryty wzgórzami, a potem coraz wyższymi górami - tam też stoczyli dwie małe bitwy z miejscowymi Persami, ci jednak ani razu nie odważyli się ich zaatakować w polu, uderzali tylko z zaskoczenia, niezbyt dużymi siłami. Po kilku dniach Hellenowie znów wkroczyli na równiny i znów rozpoczęły się podjazdy konnicy Tyssafernesa.
Grecy podążali wzdłuż Tygrysu, aż dotarli do miejsca, które wydało im się pułapką - na zachodzie rozlewał się szeroko Tygrys, którego nie mogli sforsować; na północy i wschodzie zaczynały się bardzo wysokie góry, zamieszkane przez dzikich Karduchów (jak się przypuszcza, przodków dzisiejszych Kurdów), którzy nie uznawali władzy Wielkiego Króla i zabijali wszystkich obcych (przed laty w górach tych zaginęła bez wieści perska armia, licząca 120 tys. żołnierzy!); od południa zaś czyhała armia Tyssafernesa. Po naradzie strategowie wybrali drogę desperacką, ale jedyną możliwą - postanowili wejść do krainy Karduchów.
Przez góry przebijali się siedem dni, Ksenofont uznał je za znacznie cięższe niż te spędzone pomiędzy Persami na równinach. Karduchowie opuszczali wsie, chronili się w górach i nieustannie atakowali Greków - nie było dnia, by nie zginęło kilkunastu Hellenów. W końcu, dzięki przemyślnej taktyce, Dziesięciu Tysiącom udało się wyjść z Gór Karduchów i wkroczyć do wyżynnej Armenii, która podlegała władzy Wielkiego Króla.
Tamtejsze wsie okazały się bogate, Grecy odpoczęli po ciągłych walkach i uzupełnili zapasy. Zawarli też układ z miejscowym wicesatrapą, Tiribadzosem, pozwalający im na bezpieczny przemarsz, jeśli nie będą łupić wsi, a jedynie pobierać niezbędną ilość jedzenia. Oczywiście, Tiribadzos ani myślał wypuszczać Greków z własnej krainy i zastawił na nich pułapkę, ale i ją udało im się szczęśliwie ominąć.
Zarówno w północnej części Armenii, jak i na terenach położonych dalej na północ, Grecy musieli stawić czoło wrogowi, który okazał się znacznie niebezpieczniejszy od armii perskiej: ze śniegiem i mrozem. Nie przyzwyczajeni do śniegu sięgającego po pas, z ledwością przebijali się przez zaspy, zapadali na „przemór” (rodzaj choroby, zwanej na Syberii histerią polarną), cierpieli z powodu odmrożeń i głodu. W śniegach pozostało na zawsze wielu Hellenów.
Potem weszli do kraju Chalibów, Taochów i Fasjan, górskich plemion, nie uznających zwierzchnictwa Wielkiego Króla. I tutaj znów zaczęły się kłopoty, tak dobrze znane z Gór Karduchów - ciągłe walki o przekroczenie każdej przełęczy.
W końcu dotarli do zagubionego pośród gór miasta Gymnias, z którego władcą zawarli przymierze - w zamian za spalenie kilku okolicznych, wrogich Gymnias wsi, dostarczono im przewodnika, który miał ich doprowadzić do miejsca, skąd było widać morze.
Przewodnik spełnił swe zadanie - po pięciu dniach marszu stanęli na szczycie góry, skąd dostrzegli bezmiar Pontus Euxinus. Radości Greków nie da się opisać - padali na kolana, płakali, śmiali się, modlili, gratulowali sobie sukcesu. Z kamieni ustawili dziękczynny kopiec, który przykryli zdobycznymi tarczami, skórami wołów i laskami podróżnymi - pozbycie się tych ostatnich było symbolem zakończenia wędrówki.
Mimo że morze wydawało się o wyciągnięcie ręki, w rzeczywistości Greków czekało jeszcze kilka dni ciężkiego marszu oraz bitwa - wprawdzie bez walki przeszli przez kraj początkowo wrogo nastawionych Makronów, ale zaraz potem napotkali na swej drodze sporą armię Kolchów. W końcu jednak i ich udało się pokonać.
Po dalszych dwóch dniach Hellenowie dotarli wreszcie do miejsca, które należało już do ich ekumeny osadniczej - znaleźli się w założonym przez Greków handlowym mieście portowym, Trapezuncie. Tam się najęli do walk z Kolchami, za co dostali wikt i opierunek oraz postarano się urządzić im transport na zachód.
Koniec eksodusu Grecy uczcili w sposób sobie właściwy: urządzili uroczyste zawody sportowe, poprzedzone wielkimi ofiarami dziękczynnymi dla Zausa i Heraklesa. Kiedy skończyli modły, ruszyli na igrzyska - konkurencje obejmowały biegi, zapasy, walkę na pięści, pankration (połączenie boksu z zapasami) oraz wyścigi konne.
« 1 4 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.