Gleb Panfiłow: Wojna i miłość, pasja i szaleństwo [Gleb Panfiłow „Trzeba przejść i przez ogień” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Po Aleksandrze Sokurowie, Grigoriju Kozincewie oraz Aleksieju Germanie 35mm proponuje kolejny boks cenionego radzieckiego/rosyjskiego reżysera – Gleba Panfiłowa. Tym razem zawiera on jedynie dwa filmy: wojenne „Trzeba przejść i przez ogień” oraz obyczajowy „Początek”, od których zaczęła się kariera tego twórcy. Dzisiaj przyglądamy się pierwszemu z nich – nieortodoksyjnej opowieści z czasów wojny domowej w Rosji.
Gleb Panfiłow: Wojna i miłość, pasja i szaleństwo [Gleb Panfiłow „Trzeba przejść i przez ogień” - recenzja]Po Aleksandrze Sokurowie, Grigoriju Kozincewie oraz Aleksieju Germanie 35mm proponuje kolejny boks cenionego radzieckiego/rosyjskiego reżysera – Gleba Panfiłowa. Tym razem zawiera on jedynie dwa filmy: wojenne „Trzeba przejść i przez ogień” oraz obyczajowy „Początek”, od których zaczęła się kariera tego twórcy. Dzisiaj przyglądamy się pierwszemu z nich – nieortodoksyjnej opowieści z czasów wojny domowej w Rosji.
Gleb Panfiłow ‹Trzeba przejść i przez ogień›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Trzeba przejść i przez ogień | Tytuł oryginalny | В огне брода нет | Reżyseria | Gleb Panfiłow | Zdjęcia | Dmitrij Dolinin | Scenariusz | Jewgienij Gabriłowicz, Gleb Panfiłow | Obsada | Inna Czurikowa, Michaił Kononow, Anatolij Sołonicyn, Michaił Głuzski, Maja Bułhakowa, Wadim Bierojew, Jewgienij Lebiediew, Anatolij Marienicz, Władimir Kaszpur | Muzyka | Wadim Bibergan | Rok produkcji | 1967 | Kraj produkcji | ZSRR | Czas trwania | 89 min | Gatunek | dramat, psychologiczny, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Dziesięć filmów nakręconych w ciągu czterdziestu pięciu lat nie daje Glebowi Anatoljewiczowi Panfiłowowi najwyższej średniej (choć i tak wypada on pod tym względem nieporównywalnie lepiej niż na przykład Aleksiej German), ale przecież – wie o tym doskonale każdy inteligentny odbiorca kultury – nie ilość jest najważniejsza, lecz jakość. A w tym przypadku narzekać nie ma na co; Panfiłow, nawet jeżeli przytrafiał mu się spadek formy, nigdy nie schodził poniżej bardzo przyzwoitego poziomu. Gleb Anatoljewicz urodził się w grudniu w 1934 roku w Magnitogorsku (w polskiej literaturze unieśmiertelnionym dzięki politycznie zaangażowanemu wierszowi Władysława Broniewskiego). Jego ojciec był dziennikarzem, którego wysłano na Ural, aby przyglądał się z bliska, jak z zasiedlonej przez Kozaków wiejskiej osady w ramach pierwszej stalinowskiej pięciolatki (w latach 1928-1932) powstaje potężny ośrodek przemysłowy. Mając dwadzieścia trzy lata, Panfiłow ukończył studia na Państwowym Uralskim Uniwersytecie Technicznym w Swierdłowsku (dzisiejszym Jekaterynburgu), po czym podjął pracę w fabryce produkującej sprzęt medyczny. O zmianie jego drogi życiowej zdecydował poniekąd przypadek, a mówiąc precyzyjniej – wizyta w kinie na wojennym melodramacie „ Lecą żurawie” (1957) Michaiła Kałatozowa. To pod jego wpływem wybrał się do siedziby swierdłowskiego Komsomołu i zaproponował, aby przy wydziale propagandy i agitacji tej organizacji utworzyć amatorskie studio filmowe, którym zresztą później kierował. Pierwsze nakręcone przez Gleba Anatoljewicza – i jego przyjaciół – dokumenty (1958-1959) zwróciły na niego uwagę pracowników regionalnego ośrodka telewizji, którego szef zaproponował młodemu filmowcowi-amatorowi pracę. Jednocześnie Panfiłow rozpoczął zaocznie studia na wydziale operatorskim moskiewskiego Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), który ukończył w 1963 roku; następnie dorzucił do tego dyplom Wyższych Kursów Reżyserskich. W tamtym czasie Panfiłow zrealizował także swoje pierwsze krótkometrażówki fabularne – „Sprawę Kurta Clausewitza” (1963) z Anatolijem Sołonicynem w roli głównej oraz, oparte na opowiadaniu Aleksandra Sołżenicyna, wojenne „Zdarzenie na stacji Kreczetowka” (1964) – które z kolei otworzyły mu drogę do etatowej pracy w wytwórni „Lenfilm”. W 1966 roku został zatrudniony w Leningradzie, choć nadal pozostawał w Swierdłowsku, gdzie przygotowywał się do realizacji debiutanckiego pełnego metrażu (miał spore szczęście, że nie musiał u nikogo terminować ani jako asystent, ani nawet drugi reżyser). Po latach wspominał: „Szukałem tematu dla swojej pracy dyplomowej. (sic!) W starym czasopiśmie „Krasnaja Now’” z 1936 roku natknąłem się na krótkie opowiadanie Jewgienija Gabriłowicza „Zdarzenie na froncie”. Jaka dziewczyna, jaki charakter – nieoczekiwany, paradoksalny. Zadzwoniłem do pisarza i poprosiłem, aby napisał scenariusz. Gabriłowicz odmówił. Ale ostatecznie zgodził się na taki układ, że ja mam napisać scenariusz i jeśli mu się spodoba, on jest gotów zostać współautorem; jeżeli nie – rozstajemy się bez żalu. Zacząłem pisać i w ciągu czterdziestu trzech dni scenariusz był gotowy”. Gabriłowiczowi tekst musiał się spodobać, skoro jego nazwisko ostatecznie pojawiło się w napisach tuż obok Panfiłowa. Powstał za to inny problem. Kto ma zagrać Tatianę Tiotkinę – tę „nieoczekiwaną dziewczynę” obdarzoną „paradoksalnym charakterem”? Reżyserowi pomógł przypadek, który tak oto opisał: „Pracowałem w Swierdłowsku nad scenariuszem i przyglądałem się, szukałem aktorki do głównej roli. Widziałem ją tak wyraźnie, że nawet narysowałem. I oto pewnego dnia włączam telewizor i nagle na ekranie pojawia się twarz dziewczyny tańczącej z młodym człowiekiem. To była ona, Tania Tiotkina! Transmisja się kończy, napisów nie było. I tak zostałem z tym swoim wrażeniem. Ja w Swierdłowsku, a transmisja z Moskwy. Krótko potem znajomym z Moskwy i Leningradu dałem zdjęcie swojego rysunku i poprosiłem, żeby szukali. Równocześnie dobierałem innych aktorów. Do roli komisarza zaprosiłem Rołana Bykowa. Zajęty był jednak swoim „Ajbolitem” i odmówił. Ale scenariusz mu się podobał i oznajmił, że zna aktorkę, która zagra Tiotkinę: to Lidia Czurikowa z moskiewskiego Teatru Młodego Widza. Natychmiast wysłałem tam swojego asystenta. Ten przywiózł nie Lidię, ale Innę. Pamiętam ten moment jak teraz: wchodzę, siedzi dziewczyna, podnosi głowę – ona! Ta sama twarz co w telewizji. Tak poznałem Innoczkę. To był dar niebios”. Należy wybaczyć Panfiłowowi tę niewielką dozę ekscytacji, albowiem kilka lat później, urodzona w Baszkirii w 1943 roku, Inna Czurikowa – znana między innymi z „ Chodząc po Moskwie” (1963) Gieorgija Danieliji oraz „ Spalonych słońcem 2: Cytadela” (2011) Nikity Michałkowa – której Rołan Bykow niechcący zmienił imię na Lidię, została drugą żoną i największą muzą reżysera (i jest nią po dziś dzień). W sumie zagrała w dziewięciu – na dziesięć – pełnometrażowych obrazach swojego męża. Radziecka premiera debiutanckiego „Trzeba przejść i przez ogień” (z podtytułem: „Tania Tiotkina i jej rysunki”) miała miejsce 1 czerwca 1968 roku; rok później natomiast dzieło Gleba Anatoljewicza zostało pokazane na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym we włoskim Locarno, gdzie nagrodzono je Złotym Lampartem. Akcja filmu rozgrywa się w 1918 roku gdzieś na wschodzie europejskiej części Rosji. Tania Tiotkina – prosta dziewczyna, nie za ładna i niezbyt lotna – jest sanitariuszką w pociągu szpitalnym, który jeździ wzdłuż frontu i zewsząd zbiera rannych (głównie żołnierzy, ale trafiają się także i cywile), aby udzielać im pomocy medycznej. Cała ekipa pracuje pod okiem doktora Mrozika; Tania jest najmłodsza i najmniej doświadczona, na tle dużo od siebie starszej, ale za to znacznie atrakcyjniejszej i przede wszystkim w pełni świadomej swojej kobiecości, Marii wypada blado. Ochronę będącemu w ciągłym ruchu szpitalowi zapewnia Fokicz – chłop, który dał się uwieść rewolucji, stając się wiernym, choć chyba nie do końca świadomym idei, której służy, czerwonoarmistą. Możemy się tylko domyślać, że jest ciężko doświadczony przez los i to właśnie traumatyczne przeżycia z czasów wojny spowodowały, że stał się tak zapiekłym wrogiem wszystkiego, co „wsteczne” i niebolszewickie. W swej nienawiści i zajadłości przebija nawet komisarza politycznego szpitala (na kółkach) Iwana Ignatycza Jewstriukowa, który wykazuje się zaskakującą – oczywiście jak na funkcję, którą pełni – wyrozumiałością. Jewstriukowa zresztą to stanowisko bardziej uwiera niż przynosi chwałę; jako żołnierz marzy głównie o tym, aby jak najszybciej dojść do siebie po odniesionej kontuzji i wrócić na front. Dla młodziutkiej Tani praca sanitariuszki to prawdziwa szkoła życia. O samej dziewczynie niewiele się jednak dowiadujemy – ani skąd pochodzi, co przeżyła wcześniej, jak trafiła pod skrzydła doktora Mrozika. Jakby nie miała żadnej przeszłości. Zresztą gdy przyjrzeć się jej dokładniej, widać, że to osobowość, która dopiero się kształtuje pod wpływem innych. Z jednej strony życia uczy ją Maria, z drugiej Fokicz i Jewstriukow, którzy wieczorami prowadzą ze sobą zażarte dysputy na tematy polityczne. Ile z nich rozumie niewykształcona – prawdopodobnie – chłopka, trudno ocenić. Gdy pewnego dnia Tiotkina poznaje niewiele od siebie starszego żołnierza-harmonistę Aloszę Siemionowa, który pracuje w ekipie wspomagającej szpital, zakochuje się w nim na swój specyficzny sposób. Bo bardzo by chciała, ale też boi się – czym wprawia młodzieńca w konsternację. Zaskakuje go zwłaszcza jej bezinteresowność. Tania jest bowiem gotowa sprzedać swoją najlepszą bluzkę, aby kupić Aleksiejowi nową kurtkę; sprawia mu też inne prezenty, nie oczekując niczego w zamian. Jest zupełnie inna od kobiet, które spotkał wcześniej lub o których słyszał od swoich kolegów. Zastanawia się więc, czy dziewczyna nie jest przypadkiem… chora psychicznie. Z biegiem czasu dostrzega w niej jednak dobroć i altruizm, który – w przeciwieństwie do wielu innych ludzi – nie jest na pokaz; przekonuje się, że to z nią może czy wręcz powinien spędzić resztę życia. Dlatego też scena ich pożegnania na dworcu, gdy Siemionow odjeżdża na front, porusza do głębi. W tym samym czasie daje o sobie znać jeszcze jedna cecha Tiotkinej – jej talent artystyczny, na którym poznaje się przysłany z dowództwa malarz Wasilij Mostenko. Tania pomaga mu malować propagandowe obrazki na wagonach szpitalnych, później, nieco bardziej ośmielona, pokazuje Wasi własne rysunki. Nie są one doskonałe, charakteryzuje je prostota typowa dla twórczości prymitywistów, ale mają one w sobie wewnętrzny żar. To, czego dziewczyna nie potrafi wyrazić słowem, wyraża za pomocą farb i pędzla. Rysuje zaś to, co widzi dokoła albo o czym słyszy od innych – krasnoarmiejca zamordowanego widłami przez kułaków czy sielski portret kilku par, panien z żołnierzami (jedną z nich tworzą zapewne ona z Aloszą); jeszcze inny rysunek można odczytać jako profetyczną wizję jej dalszego losu.
|