Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matt Codd
‹Zaginiona kolonia›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZaginiona kolonia
Tytuł oryginalnyWraiths od Roanoke
ReżyseriaMatt Codd
ZdjęciaAnton Bakarski
Scenariusz
ObsadaAdrian Paul, Frida Farrell, Rhett Giles, Michael Teh, Mari Mascaro, Alex McArthur, George Calil, Doug Dearth, Atanas Srebrev
MuzykaJohn Dickson
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiBułgaria, USA
Czas trwania95 min
Gatunekfantasy, groza / horror, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Norweskie upiory a początki Stanów Zjednoczonych
[Matt Codd „Zaginiona kolonia” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Trochę to dziwne, że zagadka kolonistów z wyspy Roanoke, od stuleci rozpalająca umysły Amerykanów (i nie tylko), tak rzadko bywa podstawą filmów fabularnych. „Zaginiona kolonia” poniekąd naprawia ten błąd, aczkolwiek tak naprawdę chyba lepiej by było, żeby w ogóle nie powstała.

Jarosław Loretz

Norweskie upiory a początki Stanów Zjednoczonych
[Matt Codd „Zaginiona kolonia” - recenzja]

Trochę to dziwne, że zagadka kolonistów z wyspy Roanoke, od stuleci rozpalająca umysły Amerykanów (i nie tylko), tak rzadko bywa podstawą filmów fabularnych. „Zaginiona kolonia” poniekąd naprawia ten błąd, aczkolwiek tak naprawdę chyba lepiej by było, żeby w ogóle nie powstała.

Matt Codd
‹Zaginiona kolonia›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZaginiona kolonia
Tytuł oryginalnyWraiths od Roanoke
ReżyseriaMatt Codd
ZdjęciaAnton Bakarski
Scenariusz
ObsadaAdrian Paul, Frida Farrell, Rhett Giles, Michael Teh, Mari Mascaro, Alex McArthur, George Calil, Doug Dearth, Atanas Srebrev
MuzykaJohn Dickson
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiBułgaria, USA
Czas trwania95 min
Gatunekfantasy, groza / horror, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Zaginiona kolonia” to kolejna stricte telewizyjna produkcja, która miast grzecznie gnić w magazynach TV Plus, stacji celującej w wygrzebywaniu najgorszych zbuków ze śmietniska zwanego Sci-Fi Channel, została wypuszczona u nas na DVD. A że film powstał na zlecenie właśnie Sci-Fi Channel, z miejsca wiadomo, że nie ma co liczyć na zbyt wysoki poziom rozrywki. Jeśli dodać do tego, że rzecz była kręcona w Bułgarii i miała na tyle niski budżet, że zamiast 150 kolonistów na ekranie przewija się ich maksimum 50, zaś za Indian robią bułgarscy statyści, stanie się jasne, jakiej klasy jest to produkt.
Sam temat jednak z pewnością godzien jest uwagi, choć oczywiście niekoniecznie w takim wykonaniu. Legendy, jakie narosły wokół wyspy Roanoke, powodują, że jest to jedna z większych i do dziś nierozwiązanych tajemnic związanych z początkami kolonizacji Północnej Ameryki. Pokrótce: w roku 1585 Anglicy zakładają na tej wyspie fort, mający w założeniu być bazą wypadową przeciw Hiszpanom. Ze względu na rozpętany z Indianami zatarg muszą jednak poniechać działalności na kontynencie i ekspedycja, po zostawieniu w forcie kilkunastu żołnierzy, których zadaniem jest zaakcentowanie angielskiej przynależności terytorium, wraca w następnym roku do ojczyzny, przywożąc ze sobą tytoń, kukurydzę i ziemniaki. 22 lipca 1587 przybywa na Roanoke wyprawa 150 kolonistów, zastając jednak na miejscu wymarły fort, w którym znaleziony zostaje pojedynczy ludzki szkielet. Z różnych powodów, mimo że pierwotnie zamierzano założyć osadę na stałym lądzie, przybysze decydują się zasiedlić na powrót fort. A ponieważ Indianie są już zdecydowanie wrogo nastawieni do Anglików i mnożą się różne incydenty, z końcem lata do ojczyzny wysłany zostaje po niezbędne zaopatrzenie statek z gubernatorem Roanoke na pokładzie. Z powodu wchodzącej w nową fazę wojny z Hiszpanią oraz przygotowań do starcia z Wielką Armadą wraca on na wyspę dopiero w lecie roku 1590. Fort jest już wówczas opuszczony, zaś na jego palisadzie widnieje wycięte słowo CROATOAN. W teorii miało to oznaczać, że koloniści przenieśli się na wyspę o takiej nazwie, zamieszkaną ponoć przez plemię Indian przyjaznych Anglikom, praktycznie jednak nikt już więcej kolonistów nie widział i po dziś dzień nie wiadomo, co tak naprawdę się z nimi stało.
„Zaginiona kolonia” jest wariacją na temat tej legendy, ale wariacją dość abstrakcyjną, nie tyle dającą ewentualne wyjaśnienie tajemnicy, ile będącą czymś w rodzaju rozprawki na temat „wymyśl najgłupszą i najmniej prawdopodobną rzecz, jaka mogła spowodować zniknięcie kolonistów z Roanoke”. Historia zaczyna się od sceny, jak jakiś skrzeczący, widmowy szkielet w rogatym hełmie i rozwianym płaszczu rozchlapuje o bramę fortu jednego z żołnierzy pozostawionych tam przez pierwszą angielską ekspedycję. Zaraz potem inny żołnierz – ostatni, jak się po chwili okazuje – przezornie wiesza się na najbliższej belce, mając gorącą nadzieję, że nadfruwający upiór nie przyspieszy mu drogi w zaświaty.
Jego wciąż wiszący szkielet znajdują po roku koloniści i lekceważąc wypisany krwią na belce złowieszczy cytat zabierają się do pracy, porządkując zapuszczony fort i szykując sobie miejsce do życia. Gdy gubernator odpływa do Anglii zorganizować większą ilość sprzętu i zapasów, panujący w osadzie optymizm zaczyna powoli zanikać. W lesie nie ma żadnych zwierząt, uprawy w szybkim tempie zdychają, wskutek czego ludzie zaczynają mrzeć z głodu (w co akurat trudno uwierzyć, skoro wszyscy wokół wyglądają i zachowują się jak syci po wrębki), zaś Indianie nie chcą mieć do czynienia z kolonistami, co wyklucza przenosiny na stały ląd. Na dodatek dość szybko pojawia się kwestia tajemniczych duchów, które nie dość, że mordują wszystkich, którzy zapuszczą się do lasu, to jeszcze dręczą sennymi koszmarami żonę zastępcy gubernatora (w tej roli Adrian Paul, Brytyjczyk jako żywo przypominający wyglądem młodego Seana Connery’ego) i przyspieszają rozwiązanie jej ciąży.
Koloniści siedzą więc w forcie zastraszeni tak przez Indian, jak i wikińskie upiory i kombinują, co zrobić, żeby przeżyć do powrotu gubernatora. I w tej sytuacji trafia się taki kwiatek: strażujący na palisadzie żołnierz zauważa po zmroku wychodzącą z fortu zakapturzoną kobietę i idzie za nią w las, o którym wiadomo, że jest zabójczy, zostawiając otwarte na oścież wrota i nie dbając o to, że palisady chyba nikt w tym momencie nie pilnuje. Gdy dogania kobietę, bez zastanowienia zabiera się do jej całowania, mimo że jej NIE ZNA, co samo w sobie powinno być alarmujące, skoro na całym amerykańskim kontynencie nie ma innych białych osadników poza grupą zamkniętych w forcie kolonistów. A po wielomiesięcznej podróży morskiej i borykaniu się z trudnym życiem na wyspie doprawdy trudno nie kojarzyć przynajmniej z twarzy tej mniej więcej setki towarzyszy niedoli, wśród których każda kobieta to trudny do przeoczenia rodzynek. Co więcej, nie był to pierwszy taki przypadek, bo wcześniej, też w nocy, jeden z trzech strażników – naturalnie podsypiających, bo czemuż by nie – zobaczył na krawędzi lasu Indianina i zamiast wszcząć alarm, poleciał za nim w te pędy W POJEDYNKĘ w gąszcz, w sumie nie wiadomo nawet, po cholerę.
Nie lepiej jest ze sceną ze snem ciężarnej kobiety, która nagle orientuje się, że jest cała we krwi. Zrywa się wówczas z łóżka i wybiega na dwór, krzycząc, że ktoś jej zabrał dziecko. Że niby jak mógł to zrobić niepostrzeżenie, skoro było w jej brzuchu? Licho wie. No ale chyba można to złożyć na karb głupiego (BARDZO głupiego) koszmaru. Problem w tym, że dziwnie zachowują się nie tylko koloniści, ale nawet i duchy, które tak na zdrowy rozsądek mogły już pierwszej nocy rozprawić się swobodnie z całym towarzystwem, ale czemuś wolały siedzieć grzecznie w lesie i co najwyżej rozdzierać komputerowymi mackami śmiałków zapuszczających się między drzewa. Gdy zaś w końcu ruszają się z lasu i niosą śmierć, mordowani przez nich ludzie giną każdy na inny sposób. Po co tak było to udziwniać? Czemu miało to służyć? Nie wiadomo.
Gdyby nie te bzdury, film można by swobodnie uznać za niezbyt wystrzałowe, ale dość przyjemne kino przygodowe o grupie ludzi, którzy zostają postawieni wobec przerastających ich wyobrażenie zjawisk i próbują wypracować drogę postępowania, która już nawet nie tyle pozwoli im poprawnie ułożyć życie, ile po prostu przetrwać. A tak dostajemy sprawnie się oglądającą i nawet solidnie zrealizowaną od strony technicznej bzdurkę, która i owszem, zapewnia trochę rozrywki i nie odstręcza grą aktorską, ale momentami przyprawia wręcz o ból głowy absurdalnym zachowaniem wszystkiego, co się rusza, wliczywszy w to drzewa.
koniec
4 lutego 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kosmiczny palec Boży
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.