Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Esensja ogląda: Październik 2013 (3)
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Kolejna solidna porcja recenzji – z kina „Kongres” Folmana według Lema, nieco starsze „Blue Jasmine” i całkiem świeże „Życie Adeli” z DVD cała plejada „osiągnięć” polskiego kina od „Dnia kobiet” poprzez „Bejbi Blues” aż po „Tajemnicę Westerplatte”.

Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Październik 2013 (3)
[ - recenzja]

Kolejna solidna porcja recenzji – z kina „Kongres” Folmana według Lema, nieco starsze „Blue Jasmine” i całkiem świeże „Życie Adeli” z DVD cała plejada „osiągnięć” polskiego kina od „Dnia kobiet” poprzez „Bejbi Blues” aż po „Tajemnicę Westerplatte”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kongres
Konrad Wągrowski [60%]
Jak wiadomo powszechnie, Stanisław Lem (z nielicznymi wyjątkami) nienawidził ekranizacji swych powieści. Do sfilmowania przez Ariego Folmana „Kongresu futurologicznego” nie dożył, ale można się spodziewać, że i tej filmowej wersji swego dzieła by nie polubił. Folman robi bowiem to, czego Lem nigdy nie znosił – odchodzi od litery i w oparciu o nią snuje swą własną opowieść. Zamiast Ijona Tichego mamy tu aktorkę Robin Wright grającą siebie samą, która otrzymuje propozycję zeskanowania własnej postaci na poczet przyszłych, komputerowo generowanych filmów – z czym musi się wiązać także rezygnacja z jej prawdziwej aktorskiej kariery. Osoby znające pierwowzór będą przecierały oczy ze zdumienia – pierwsza połowa filmu nie ma bowiem z Lemem nic wspólnego. To nieco satyryczna, gorzka opowieść o współczesnym show biznesie, nieco zbyt rozciągnięta, nie potrafiąca utrzymać uwagi widza. Dopiero od połowy zaczynają się nawiązania do „Kongresu futurologicznego” – Robin Wright jedzie na wspomnianą imprezę, konwencja filmu zmienia się na animację, a fabuła zaczyna powielać treść Lema, z dokładnością do „kryptochemiokracji”, czyli przyszłego ustroju opartego na samooszukiwaniu się chemicznymi iluzjami w wyniszczonym świecie. Te część może urzec animacją, nawiązującą do klasyki tej techniki spod znaku zapomnianych już dziś dzieł Fleisher Studios (m.in. „Betty Boop”), ale pozostaje niespójna tematycznie z pierwszą częścią filmu i nie doczekuje się dobrego zwieńczenia. Cały film jest bardzo nierówny – niespójny, mający sceny bardzo dobre i rozczarowujące, próbujący chyba upchnąć w jedną treść zbyt wiele tematów. Po twórcy „Walca z Baszirem” spodziewałem się jednak więcej.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Blue Jasmine
Konrad Wągrowski [70%]
Taka tam wesoła komedyjka Woody’ego Allena – jak by chciał polski dystrybutor. A w rzeczywistości jeden z najbardziej ponurych filmów neurotyka z Manhattanu ostatnich lat, który można postawić obok „Wszystko gra” czy „Snu Kassandry”, choć w fabule nie pojawia się żadne morderstwo. Niesamowita jest filmowa żywotność Allena – ciągle obwieszcza się jego koniec, a on ciągle potrafi powrócić i zaskoczyć, nawet jeśli krytycy będą się doszukiwać stałych elementów jego twórczości. Których oczywiście tu nie brakuje, ale przecież w wymowie film jest pewnym novum, pozostając wnikliwą analizą psychologiczną swej bohaterki, jej skłonności do autodestrukcji i jej zachowania, gdy nagle zostaje wyrwana ze swego spokojnego świata i kompletnie nie potrafi odnaleźć się w nowym. Świetna Cate Blanchett, ale przecież też znakomita Sally Hawkins, a w tle nieco wielkiego kryzysu, jego przyczyn i efektów.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Życie Adeli: Rozdział 1 i 2
Konrad Wągrowski [80%]
Najlepiej chyba o jakości dzieła Abdelatifa Kechiche’a świadczy fakt, że kilka miesięcy po seansie wcale nie słynne sceny erotyczne najsilniej pozostały mi w pamięci. Oczywiście, sceny erotyczne są doskonałe – nieocenzurowane, realistyczne, estetyczne i fabularnie umotywowane, bo chyba tylko w taki sposób można było pokazać, jak bardzo silna namiętność łączy bohaterki, ale są jedynie dodatkiem do fabuły, bo i bez nich „Życie Adeli” byłoby filmem wartym uwagi. Filmem, dodajmy, będącym przede wszystkim świetnie zrealizowaną historią miłosną, filmem o wzajemnej fascynacji, silnym, nacechowanym erotyzmem uczuciu, oczekiwaniach co do związku i analizą owego związku rozpadu… To, że jest to związek homoseksualny też w gruncie rzeczy jest mniej istotne, choć akurat ważne w innym aspekcie filmu – opowieści o dojrzewaniu i odkrywaniu samej siebie. Aktorstwo jest tu rewelacyjne! Świetna Léa Seydoux, ale absolutnie genialna, praktycznie debiutantka Adèle Exarchopoulos, która, mamy wrażenie, sama przeżywa emocje swej bohaterki (scena rozstania, późniejsza rozmowa w kawiarni to absolutne mistrzostwo świata). A przy tym wiele rzeczy jest tu pokazanych jakby mimochodem, między wierszami, pozwalając na późniejszą analizę przyczyn takich a nie innych zachowań bohaterów. Tak czy inaczej – trzy godziny seansu mijają jak z bicza strzelił.
• • •
DVD i BR
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Obecność
Piotr Dobry [90%]
„Obecność” to horror co się zowie! Ile go trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto w ostatniej dekadzie natknął się na takie wykwity jak „Egzorcysta: Początek”, „Egzorcyzmy Emily Rose”, „Egzorcyzmy Dorothy Mills”, „Demon: Historia prawdziwa”, „Ostatni egzorcyzm”, „Exorcismus: Opętanie Amy Evans” i pewnie jeszcze kilka równie badziewiastych, których teraz nie pomnę. Tymczasem śmiem twierdzić, że tak dobrego horroru egzorcystycznego jak film Jamesa Wana nie było od czasu oryginalnego „Egzorcysty” Friedkina z 1973. Co więcej, od bardzo dawna nie było też tak dobrego horroru o nawiedzonym domu, bo „Obecność” z powodzeniem łączy obie konwencje. Akcja rozgrywa się w ’71, co scenografia i filtry retro pięknie oddają. Znakomita jest czwórka odtwórców głównych ról, z Verą Farmigą i Lily Taylor na czele. I najważniejsze – ten film NAPRAWDĘ straszy. Jasne, że z definicji powinien, ale wbrew pozorom w ostatnich latach przeraża głównie liczba nieudanych rimejków mniej lub bardziej klasycznych filmów grozy.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Dzień kobiet
Jarosław Loretz [30%]
Problematyka poruszona w tym filmie jest ważka i społecznie pożyteczna, ale wykonanie wręcz woła o pomstę do nieba. Maria Sadowska, która zasiadła na reżyserskim stołku, najwyraźniej naoglądała się zbyt wielu mydlanych oper, interwencyjnych reportaży oraz fabularyzowanych rekonstrukcji zdarzeń i skroiła historyjkę będącą wypadkową tych konwencji. Co więcej – historyjkę po brzegi wypchaną niskimi, heblem rzezanymi gierkami na emocjach, a także chwytami rodem z najbardziej prymitywnej propagandy, zupełnie jakby nie wierzyła, że pozbawiona takich wodotrysków fabuła mogłaby w wystarczającym stopniu poruszyć widza. Dzięki temu była kierowniczka, która miała odwagę rzucić wyzwanie Biedronce (tu: Motylkowi), w „Dniu kobiet” jest nijaką, wiecznie niezdecydowaną, zahukaną kurą domową, która z niczym sobie nie radzi i niczemu tak naprawdę nie potrafi skutecznie stawić czoła. No chyba że jest to silnik czyjegoś samochodu (!). Naturalnie walą się na nią kolejne plagi egipskie, będące zgrubnym przeglądem różnorakich wywlekanych przez prasę całego kraju sklepowych skandali ostatnich lat oraz zwyczajowych bolączek trawiących mieszkańców biedniejszych regionów kraju, a wszystko to jest dogniecione scenami mającymi wyszydzić wyścig szczurów i zdemonizować zagranicznych inwestorów, którzy w razie kłopotów z pracownikami chętnie najmują zwyczajnych zakapiorów od mokrej roboty. Przy czym rozgraniczenie postaci jest wyjątkowo proste: jeśli ktoś nie grzeszy nadmiernie urodą i nosi jasną koszulę lub sweterek, to jest to postać pozytywna, zaś jak jest elegancki i nosi się na czarno – to bezduszna szuja. A ponieważ w międzyczasie ktoś z twórców sobie jednak przypomniał, że znajduje się na planie filmu fabularnego, a nie reportażu, na chybcika dorzucono kuriozalny wątek romansu bohaterki z wymoczkowatym przełożonym. W efekcie wyszedł sztuczny, propagandowy paszkwil wymierzony przeciwko sieciom marketów, w dodatku podany jako historia kobieca, bowiem facetów tu jak na lekarstwo, zrealizowany jednak na tyle zręcznie, że mimo notorycznych chwytów poniżej pasa można od czasu do czasu poczuć coś na kształt współczucia dla bohaterki.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Tajemnica Westerplatte
Jarosław Loretz [10%]
Twórcy z innych krajów robią filmy gloryfikujące męstwo swoich żołnierzy, my natomiast z jakąś masochistyczną przyjemnością uwielbiamy taplać się w błotku źle pojętej martyrologii, a ostatnio nabraliśmy zwyczaju oblepiania gównem wszystkiego, co się jeszcze do niedawna lśniło. Bo przecież nie może tak być, że w oceanie gówna coś lśni. Lśnienie jest podejrzane. Lśnienie jest niedobre. Trzeba to koniecznie odelśnić. „Tajemnica Westerplatte” jest właśnie taką kulą nieczystości, która ma oblepić hołubioną dziesięcioleciami legendę obrony malutkiego skrawka polskiego Gdańska przed teutońską nawałą. Pokazać, że oficerowie albo byli niepewnymi swej pozycji, niezdecydowanymi miernotami, albo durniami, dla których życie podkomendnych nic nie znaczy. Że zwykli żołnierze byli bandą rozlazłych tchórzy i nieudaczników, nie potrafiących się odpowiednio zachować w obliczu frontowej walki. I w imię czego to wszystko? Prawdy historycznej? Jakiej? Czyjej? Skoro nie ma praktycznie żadnych dokumentów i siłą rzeczy rekonstrukcja tamtejszych zdarzeń opiera się głównie na wspomnieniach paru osób? A już w ogóle wstyd, że tylu znanych aktorów połasiło się na gażę i zagrało w tym tandetnym zbuku. Szczęście w nieszczęściu, że film wygląda jak tania produkcja telewizyjna (ewidentnie komputerowe samoloty i statki; śmiechu warte pociski, drążące w powietrzu jakieś kuriozalne świetliste tunele; przeciętne, odbarwione zdjęcia; pretensjonalne dialogi; gra aktorska od marnej po katastrofalną) i istnieje szansa, że ze względu na jego przaśność mało kto będzie chciał z nim obcować, dzięki czemu pokraka przepadnie gdzieś w odmętach magazynów. Tam zaś – daj Boże – zjedzą ją rozsmakowane w celuloidzie szczury.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Mój rower
Jarosław Loretz [60%]
Miłe rozczarowanie. Najnowszy film Piotra Trzaskalskiego, reżysera „Ediego” i „Mistrza”, to kameralna, ciepła i po prostu sympatyczna opowieść o wyprawie dziadka (Michał Urbaniak), ojca (Artur Żmijewski) i syna (Krzysztof Chodorowski) na Mazury, gdzie zamierzają odszukać i ściągnąć z powrotem do domu babcię, która najwyraźniej zwiała z kochankiem. W trakcie tej wyprawy panowie, których od lat dzieliły różne zadawnione urazy, powoli przekonują się, że charakterologicznie są do siebie bardzo podobni. Zaczyna nawiązywać się nić zrozumienia i pojawia się szansa zasklepienia przepaści, która spowodowała zupełny rozpad rodziny i rozrzucenie jej po całej Europie. Film jest nad wyraz porządnie zrobiony i ogólnie dobrze zagrany (ogólnie, bo Michał Urbaniak miewa jednak problemy tak z grą aktorską, jak i z dykcją), a jednocześnie tym przyjemniejszy w odbiorze, że nie ma tu żadnych przekombinowanych dramatów, wydumanych wątpliwych moralnie postępków czy innych tego typu cudactw, którymi rodzime produkcje od lat uwielbiają bombardować polskiego widza.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Bejbi blues
Jarosław Loretz [10%]
Pozbawiony sensu, wydumany, czysto abstrakcyjny film dla nikogo i o niczym, w dodatku zrobiony w sposób rozbrajająco nieudolny. Fabuła – początkowo jeszcze próbująca przejąć widza losem nieprzygotowanej do macierzyństwa nastolatki, z biegiem czasu wzbudza coraz więcej wątpliwości (głównym problemem dziewczyny jest wymyślenie, jaki ciuch sobie kupić, a nie co do gara włożyć), by na koniec już tylko śmieszyć wyssaną z palca psychologią postaci. Dialogi – często z pupy wzięte i średnio naturalne. Gra aktorska – nie taka znowu najgorsza na tle innych „dokonań” naszego współczesnego kina, potwierdzająca jednak smutną prawdę, że dla młodego pokolenia aktorów coś takiego jak wyraźna dykcja jest passé, niczym duży fiat albo barchanowe gacie. Scenografia – kuriozalna to za mało powiedziane, że wymienię tylko lumpeks udający ultramodny i ultradrogi salon odzieżowy, „ubogą” bohaterkę, która ciągle kupuje sobie jakieś idiotycznie drogie ciuchy i stać ją na amfetaminę, ale tak na co dzień to turla bachora po ulicach w wózku z końca lat 70-tych (skąd oni go w ogóle wytrzasnęli?!), czy w końcu kompletnie chaotyczny wystrój mieszkania. Kostiumy – istna masakra, festiwal bezguścia i tandety. Szmaty z lumpeksu robią za modne, ekskluzywne kreacje, przydzielane aktorom zupełnie bez ładu i składu. Główna bohaterka na przykład została obdzielona czarnymi, koronkowymi, króliczymi uszami, które nosi podczas ulicznych spacerów z dzieckiem, natomiast podczas wypadu do modnego klubu ma na grzbiecie ekstrawaganckie wdzianko, zaś na tyłku… podartą dżinsową miniówę, pasującą do kompletu jak nietoperz do baru mlecznego. Natomiast jej chłopak, również niezbyt majętny, co i rusz ma na sobie coś innego, zarówno w kroju, kolorze jak i wielkości, a nic z tego, co nosi, nie pasuje do emploi skatera, którym szczyci się być. Zupełnie, jakby obsada wpadła w objęcia jakiegoś ubraniowego tornada, które chwilę wcześniej pożywiło się na magazynie taniej odzieży.
A przecież jeszcze jest montaż, dzięki któremu co parę minut serce widzowi truchleje, że coś się stało z odtwarzaczem albo z płytą, bo obraz niespodziewanie się rwie, zawiesza, i znowu skacze do przodu, niemal w tym samym miejscu, co się urwał. Są zdjęcia, na widok których pojawia się marzenie, że może ktoś w końcu odkultowi ideę kręcenia obrazu z ręki i przywróci do łask zwyczajny, poczciwy statyw. Jest charakteryzacja, dzięki której film jawi się jako parada durniów i dziwaków wygarniętych nie wiadomo, skąd. Bo po co było malować tylu osobom usta fosforyzująco niebieską czy żółtą szminką? Po co jeden z nastolatków ma – za przeproszeniem – fiutka na głowie (z włosów, żeby nie było)? Czemu główna bohaterka notorycznie chodzi umalowana na „pandę”? No i kto wpadł na pomysł, żeby w filmie, którego akcja ewidentnie osadzona jest w Warszawie, dziewczyna szła na huczną imprezę techno do… kościoła? I żeby dało się od ręki oddać dzieciaka do żłobka? Czy my naprawdę żyjemy w tej samej rzeczywistości, co reżyserka? Co to miało znaczyć? Co pokazać? A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że jak zwykle produkcję współfinansował PISF. A później branża filmowa skrzeczy, że ludzie nie chcą chodzić na polskie filmy…
koniec
24 października 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja ogląda: Listopad 2014 (2)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Kwiecień 2014 (1)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Marzec 2014 (2)
— Krystian Fred, Jarosław Loretz

Esensja ogląda: Styczeń 2014 (2)
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Konrad Wągrowski

Co nam w kinie gra: Życie Adeli: Rozdział 1 i 2
— Kamil Witek

Espoo Ciné 2013: Kobieta na skraju załamania nerwowego
— Marta Bałaga

Skończyła się boża chwała, teraz wódka by się zdała
— Gabriel Krawczyk

Duch z piwnicy
— Ewa Drab

13. T-Mobile Nowe Horyzonty: Relacja pierwsza
— Kamil Witek

Esensja ogląda: Listopad 2012 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Alicja Kuciel, Patrycja Rojek

Z tego cyklu

Marzec 2018 (2)
— Sebastian Chosiński, Grzegorz Fortuna, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski

Marzec 2018 (1)
— Piotr Dobry, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Luty 2018 (2)
— Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Luty 2018 (1)
— Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Styczeń 2018 (1)
— Jarosław Loretz

Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski

Grudzień 2017 (3)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Grudzień 2017 (2)
— Sebastian Chosiński

Grudzień 2017 (1)
— Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk

Listopad 2017 (3)
— Jarosław Loretz, Kamil Witek

Tegoż twórcy

Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Nie graj już tego więcej, Woody
— Kamil Witek

Wojna w przestworach oceanu
— Sebastian Chosiński

Nie tylko klata
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Duchowa biografia erotyczna
— Gabriel Krawczyk

Egzorcyści
— Jarosław Robak

Nic już nie gra
— Grzegorz Fortuna

Samochody (nie) latają
— Ewa Drab

Rozsądek i romantyczność
— Jarosław Robak

Rzut kośćmi i sekrety Freuda
— Ewa Drab

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.