Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Joel Soisson
‹Puls 2›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPuls 2
Tytuł oryginalnyPulse 2: Afterlife
ReżyseriaJoel Soisson
ZdjęciaBrandon Trost
Scenariusz
ObsadaTodd Giebenhain, Diane Ayala Goldner, Rachel Robinson, Dodie Brown, Georgina Rylance, Jamie Bamber, Andy Martin, Claudia Templeton
MuzykaElia Cmiral
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania89 min
Gatunekdramat, groza / horror, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Jak głupota wygniotła Amerykę
[Joel Soisson „Puls 2”, Joel Soisson „Puls 3” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Puls 2” i „Puls 3” to kontynuacje godne swojego poprzednika, remake’u japońskiego filmu „Kairo”. Można je porównać do odcinania „kuponów” od papieru toaletowego.

Jarosław Loretz

Jak głupota wygniotła Amerykę
[Joel Soisson „Puls 2”, Joel Soisson „Puls 3” - recenzja]

„Puls 2” i „Puls 3” to kontynuacje godne swojego poprzednika, remake’u japońskiego filmu „Kairo”. Można je porównać do odcinania „kuponów” od papieru toaletowego.

Joel Soisson
‹Puls 2›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPuls 2
Tytuł oryginalnyPulse 2: Afterlife
ReżyseriaJoel Soisson
ZdjęciaBrandon Trost
Scenariusz
ObsadaTodd Giebenhain, Diane Ayala Goldner, Rachel Robinson, Dodie Brown, Georgina Rylance, Jamie Bamber, Andy Martin, Claudia Templeton
MuzykaElia Cmiral
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania89 min
Gatunekdramat, groza / horror, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Kairo” był wspaniale klimatycznym, choć lekko nudnawym japońskim horrorem, w sposób odświeżająco oryginalny podającym koncepcję przelania się w nasz świat za pośrednictwem Internetu czegoś mrocznego i nieznanego. Czegoś, co zabrało się do eliminowania ludzi w cichy, ale zarazem wstrząsający sposób. Naturalnie hollywoodzcy twórcy dość szybko zwęszyli możliwość zarobku i czym prędzej kupili prawa do historii, ale że przy okazji uznali, że w cukrze jest za mało cukru, do kompletu dorzucili jeszcze trochę sacharyny i syropu glukozowo-fruktozowego. Internet nie był już odtąd tajemniczym źródłem grozy, a jedynie medium, przez które po żywych sięgają zmarli (a przynajmniej coś, co ich udaje). A ponieważ tym samym intryga została odarta z lwiej części mistycyzmu i wepchnięta w klasyczny kostiumik horroru z morderczymi duchami wyciągającymi swoje widmowe łapska po niewinne ludzkie dusze, notabene chwilami zauważalnie rozbiegający się z logiką, amerykański „Puls” nie zrobił wielkiej kariery.
Skoro jednak zgarnął z rynku 20 milionów dolarów (inna sprawa, że ledwo starczyło to na pokrycie rachunków), producenci uznali, że grzechem by było nie sięgnąć jeszcze raz, a nawet dwa razy do kieszeni widza. Nie zaryzykowano już jednak puszczenia kolejnych filmów do kin, zadowalając się dystrybucją wyłącznie poprzez sklepy i wypożyczalnie DVD. Co więcej – realizację obu części powierzono Joelowi Soissonowi, wyrobnikowi od kontynuacji różnych – kręconych głównie w Rumunii – cykli, do których najczęściej robił jedynie scenariusze („Dracula 2000” nr 1-3, „Mutant” nr 2, „Nieśmiertelny” nr 4, „Armia Boga” nr 3, „Człowiek widmo” nr 2, „Pirania” nr 3), ale niekiedy zasiadał zarazem i na reżyserskim stołku („Maniakalny glina” nr 3, „Armia Boga” nr 4 i 5, „Dzieci kukurydzy” nr 8). Co tak po prawdzie niewiele zmieniało w kwestii jakości finalnego produktu.
Druga część „Pulsu” początkowo kontynuuje wątek swojej poprzedniczki, śledząc proces ubierania się jakiegoś faceta w skomplikowane czerwone ciuchy. Faceta, którego już sama obecność na ekranie niemożebnie wkurza widza, bo albo delikwent został nieumiejętnie wklejony na greenboxie w obraz, albo jakiś „programista inaczej” przeholował z komputerowym nasyceniem jego stroju czerwienią. W efekcie krawędzie postaci nadzwyczaj ostro odcinają się od tła i sprawiają wrażenie, jakby oglądało się grę komputerową.
Czerwony nieszczęśnik bardzo szybko jednak ulatnia się z fabuły, ustępując miejsca kobiecie szukającej zaginionej córki. Ta, pchana matczynym niepokojem i odziana jedynie w nocną koszulę (dobrze, że chociaż w nią), udaje się najpierw do szpitala (ciekawe chociaż, czy najbliższego), gdzie po raz pierwszy styka się z „epidemią”, obserwując przewożoną na noszach kobietę z widniejącą na skórze siatką poczerniałych żył. Przestraszona rezygnuje z dobijania się do gmachu (kto w ogóle zamknął w nim drzwi?) i rusza w drogę powrotną, w pewnym momencie będąc świadkiem m.in. samobójczej śmierci człowieka-gumy (wyskoczył ze sznurem oplecionym wokół szyi z co najmniej szóstego piętra wielkiej kamienicy i zaczął robić za wielkie jojo, i to tuż przed nosem bohaterki).
Przybita utratą córki kobieta (bo śmierć faceta-gumy obeszła ją jak letnie mleko) rusza zwiedzać miasto nocą. Spaceruje więc po wyczarowanej w komputerze autostradzie, biegnącej hen wysoko nad kilkupiętrowymi kamienicami (kolejny popisowy numer speca od grafiki), i ogląda sklepowe witryny (tak, jest to możliwe, głównie dzięki swoiście pojętej „magii” kina). Gdy w pewnym momencie zauważa inną spacerowiczkę – nieważne, że kompletnie śniętą i o nieobecnym wzroku – natychmiast się do niej przyczepia zadręczając ją pytaniami o to, co się dzieje. Naturalnie bez efektu. Pokonana milczeniem kieruje swoje kroki do „cioci Carmen”, z którą ucina sobie pogawędkę o tym, jak to źle się na mieście dzieje.
W tym czasie widz – niemal z wypiekami na twarzy (no dobrze, podziewując sobie i co chwila zerkając na zegarek) – kibicuje bohaterce, zastanawiając się, ile czasu zajmie jej wpadnięcie na pomysł zajrzenia na komisariat. Czas nieubłaganie płynie, a jak dotąd „przerażona” zaginięciem dziecka zdołała rzucić okiem na szpital, pozawracać głowę kilku przygodnym osobom i – drepcząc sobie w tempie cierpiącego na podagrę ślimaka – zwiedzić spory kawał miasta.
Nie ma co dalej roztkliwiać się nad bohaterką i załamywać rąk nad jej sieroctwem. Wystarczy napisać, że gdy wreszcie dociera do niej, że tak naprawdę jest już duchem (czemuś czarno-białym), jej córeczka, która nie dołączyła jeszcze do świata nieżywych, wyjeżdża właśnie z ojcem za miasto, kierując się do jednej z odciętych od Internetu enklaw. Niestety, w tym momencie z filmu robi się coś w rodzaju melodramatu o rodzinie rozdartej między świat nasz (tatuś z córeczką) i „tamten” (mamusia), z dodatkowym akcentem w postaci nowej kobiety tatusia, mającej parcie na seks. A ponieważ w domku, do którego wynieśli się żywi, tatuś postawił również laptopa, mamusia-duch zyskuje szansę dołączenia do szczęśliwej rodziny. Czy też raczej ściągnięcia jej do siebie. Reszta jest łatwa do przewidzenia. I nie, do finału wciąż droga daleka.

Joel Soisson
‹Puls 3›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPuls 3
Tytuł oryginalnyPulse 3
ReżyseriaJoel Soisson
ZdjęciaBrandon Trost
Scenariusz
ObsadaNoureen DeWulf, Rider Strong, Lynn Blackburn, Jackie Arnold, Brittany Renee Finamore, Georgina Rylance, Robert Gibson, William Prael
MuzykaElia Cmiral
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania91 min
Gatunekgroza / horror, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Co gorsza, droga ta najeżona jest cierniami chybionych pomysłów scenarzysty, wydłubujących z mózgu widza kolejne kolonie szarych komórek i zarazem zgrabnie deprecjonujących inteligencję Amerykanów, czy też może raczej wyobrażenie o niej prezentowane przez Soissona. Z głębiej zapadających w pamięć scen warto wymienić na przykład tę, w której jadący autostradą bohaterowie zbliżają się do wiaduktu z przymierzającym się do skoku na jezdnię grubym facetem. Na widok samobójcy tatuś zatrzymuje auto i każe córce zamknąć oczy, po czym – gdy grubas wreszcie przelazł przez balustradę i z mozołem uszykował się do skoku – nagle dodaje gazu i mówi: „Trzymaj się, spróbujemy przejechać”. I wcale nie chodzi o próbę dobicia gościa w przypadku, gdyby nie trafił w asfalt. Jeszcze gorzej jest z zawleczonym do enklawy laptopem, który – gdy się już samoczynnie włączył – jest po prostu… obserwowany przez czekających na rozwój wypadków bohaterów. I to w sytuacji, gdy już praktycznie WSZYSCY wiedzą, że z komputerów ZAWSZE wyłazi Złe. Scenarzysta musiał mieć w tej chwili siano w głowie (lub trawę w płucach).
A przecież te bzdurstwa to nie wszystko, co irytuje w „Pulsie 2”. Wspomniałem na początku o lichym greenboxie. Ponieważ większość scen – może poza tymi rozgrywającymi się w dosłownie kilku zamkniętych pomieszczeniach (mieszkanie małżeństwa, dom ciotki wraz z gankiem) i na robiących za boczne ulice podwórzach wymarłych fabryk – była kręcona w sztucznie wykreowanych lokacjach, można do woli nasycić wzrok ostro odcinającymi się od tła konturami postaci, a także kompletnie nieruchomą roślinnością, tak prawdziwą, jak tylko prawdziwe może być drzewo czy trawa na fototapecie. Do tego dochodzi nieodparte chwilami wrażenie, że wszystkie widoczne na ekranie osoby stoją na szkle. Tak jawne partactwo w przypadku bezpośrednich kontynuacji produkcji puszczonych do kinowej dystrybucji zdarza się naprawdę rzadko.
„Puls 2” jest więc mdłą, głupią i kiepsko wykonaną chałturą, tu i ówdzie doprawioną przez naszego dystrybutora kiepskim tłumaczeniem (przykładowo fraza „te drzwi się nie zamykają” pada w sytuacji, gdy postać ma na myśli zepsuty zamek). Film dostaje jednak ode mnie gwiazdkę ekstra za odrobinę erotyki.
Podejrzeń, a w końcu i pewności, że Soisson biorąc się za „Pulsy” wcale nie zamierzał kręcić horroru, można nabrać dopiero podczas seansu trzeciego filmu z serii, nakręconego bodaj równolegle z częścią drugą. Oglądając go nie sposób oprzeć wrażeniu, że przypisanie filmu do kina grozy wynikło li wyłącznie z przekonania, że skoro historia kontynuuje wątki pierwszego „Pulsu”, to nie może być niczym innym, jak horrorem. A to kompletna bzdura, bo nawet jeśli „Puls 2” mógł jeszcze od biedy za kino grozy uchodzić, to „Puls 3” jest już niemal klasycznym kinem postapokaliptycznym i traktowanie go jako horroru jest nieporozumieniem.
Bohaterką historii jest dziewczynka z poprzedniej części, będąca już wyrośniętą nastolatką, buntującą się przeciw rządzącym enklawą regułom i mającą dość tkwienia na pustkowiu. Gdy pewnego dnia znajduje we wraku samochodu zapomniany laptop, wbrew zdrowemu rozsądkowi uruchamia go i praktycznie od razu nawiązuje kontakt z mieszkającym w wyludnionym Houston chłopakiem, który w czołówce filmu stracił wirtualną (bo mieszkającą w Kairze) ukochaną, jedną z pierwszych dotkniętych plagą. Momentalnie zakochana (ech, te filmowe nastolatki…) wciska do plecaczka swój skromny dobytek i rusza przekonać się, jak wygląda samotne życie w mieście. Po drodze jednak trafia na czarnego farmera, z pozoru rozsądnego i przyjaźnie nastawionego do bohaterki.
Niestety, produkcję trapią znane z poprzedniej części kłopoty z greenboxem. I to kłopoty chyba poważniejsze, bo od czasu do czasu odnosi się wręcz wrażenie oglądania rodzimego Teatru Telewizji wczesnych lat 90-tych, z modelowaną w prymitywnym komputerze dekoracją nieledwie lewitującą nad wyraźnie sztucznym tłem. Sprawę pogarszają słabe zdjęcia i wyjątkowo nędzne oświetlenie planu, przez co wszystkie barwy są spłowiałe, a po zmroku mało co widać. Dobrze chociaż, że przy szybszym ruchu nie rozmywa się obraz. Z drugiej jednak strony – co jest zupełnie paradoksalne – ta przaśność wytwarza w dalszej części filmu specyficzny, odrealniony klimat, bardzo pomagający w odpowiednim odbiorze coraz mocniej tonącej w sentymentalizmie historii.
Nie obyło się też bez logicznych potknięć, choć może nie tego kalibru, co w „Pulsie 2”. Nie do końca na przykład wiadomo, jak laptop łapie kontakt z siecią (ja już nawet nie pytam, jak chodzi z zardzewiałą klawiaturą), skoro rzecz dzieje się praktycznie na pustyni, gdzie raczej nie powinno być przekaźników. Trudno też przełknąć widmowy, normalnie grający adapter, który pojawia się wraz z jednym z duchów, podobnie jak i zupełnie namacalną, czerwoną krew, wylewającą się z tegoż ducha. Że o akumulowaniu w sobie prądu nie wspomnę. W świetle finału pojawiają się też niepokojące przesłanki, że duchy – przynajmniej niektóre – są bytami cielesnymi, co stoi w jawnej sprzeczności z ogólnymi założeniami serii.
Mimo to „Puls 3” jest o kilka rzędów lepszy od poprzednika. Warunkiem w miarę udanego seansu jest jednak nastawienie się nie na horror, a na film sf o świecie wyniszczonym przez pochodzącą z Internetu plagę. Bo próbując go odbierać jako kino grozy można się srodze zawieść – nie tylko ze względu na brak zjawisk mających budzić dreszcze, ale i z powodu umiarkowanego tempa akcji.
koniec
29 kwietnia 2015

Komentarze

30 IV 2015   09:43:17

Szkoda, że ta recenzja nie ukazała się jakieś 4 lata temu. W przypływie otumanienia promocją w supermarkecie zakupiłem cała trylogię na DVD. Pierwszy film nawet od biedy dało się oglądać, ale dwa pozostałe... Nie wiem czy do dziś się po nich otrząsnąłem.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Diablo anielskie
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.