„Krzesło” niezbicie dowodzi, że siłami szczupłej, amatorskiej obsady da się jednak zrobić strawny film. To całkiem miłe zaskoczenie.
Dalekie echa Poego
[Brett Sullivan „Krzesło” - recenzja]
„Krzesło” niezbicie dowodzi, że siłami szczupłej, amatorskiej obsady da się jednak zrobić strawny film. To całkiem miłe zaskoczenie.
Brett Sullivan
‹Krzesło›
EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Krzesło |
Tytuł oryginalny | The Chair |
Dystrybutor | IDG |
Data premiery | 2009 |
Reżyseria | Brett Sullivan |
Zdjęcia | Kiarash Sadigh |
Scenariusz | Michael Capellupo |
Obsada | Alanna Chisholm, Lauren Roy, Nick Abraham, Paul Soren, Nickolas Tortolano, Adam Seybold, David Kim, Michael Capellupo |
Muzyka | Kurt Swinghammer |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | Kanada |
Czas trwania | 89 min |
Gatunek | dramat, groza / horror, thriller |
EAN | 5907583192663 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Gros amatorskich produkcji to kręcone przez garstkę pasjonatów zbuki. Mają słabiutkie zdjęcia, śmiechu warte efekty specjalne (za cały warsztat speca od efektów robi najczęściej kilka kilo świńskiej rąbanki, parę butelek ketchupu i komputer kolegi), dziurawy jak ser szwajcarski scenariusz oraz coś, co nawet z dużą dozą przejawianej wobec ekipy życzliwości trudno w ogóle nazwać grą aktorską. W ostatnich latach najwięcej takich knotów robi się w czterech podstawowych nurtach tematycznych – wampirycznym (w końcu wystarczy mieć pod ręką plastikowe kły), zombie (trochę gumy na twarz, na grzbiet podarte ciuchy i voilà, truposz jak malowany), slasherowym (bierze się gumową siekierę i już można kręcić historię opartą na życiu któregoś ze znanych morderców lub ganiać „młodzież” przez zagajniki) oraz nawiedzeniowym (grupa ludzi zostaje zamknięta w domu zamieszkanym przez ducha; tu obejdzie się nawet bez efektów i bez makijażu). Takich filmów powstaje co roku grubo ponad setka, przy czym praktycznie wszystkie dożywotnio grzęzną w najciemniejszych kątach zaoceanicznych wypożyczalni DVD. No chyba że połakomi się na nie polski dystrybutor, liczący na szybki zarobek kosztem wiecznie głodnych najświeższego kina grozy krajowych fanów.
Wśród morza amatorskiego chłamu od czasu do czasu trafiają się jednak i produkcje zaskakująco zjadliwe. Jak na przykład „Krzesło”, nakręcona w Kanadzie mieszanka nurtu nawiedzeniowego i morderczego. Oczywiście – film wciąż nie przypomina pełnoprawnej produkcji, ale jak na horror czysto amatorski robi niezłe wrażenie zarówno spójnym scenariuszem, całkiem znośnym zachowaniem aktorów na planie oraz rozsądnym rozłożeniem akcji, która potrafi trzymać widza przy ekranie praktycznie do ostatniej minuty. Co więcej – twórcom udało się uniknąć popularnych schematów i klisz, co już samo w sobie dobrze świadczy o tej produkcji.
Zawiązaniem fabuły jest przeprowadzka kończącej terapię psychiatryczną dziewczyny do samodzielnego mieszkania w starym, jednorodzinnym szeregowcu. Bardzo szybko jednak okazuje się, że z domem jest coś nie tak. Drobne, przeważnie metalowe przedmioty same zmieniają miejsce położenia, słychać jakieś szepty, a nocami po pokojach snuje się dziwny opar. W końcu bohaterka znajduje za jedną ze ścian malutkie pomieszczenie, a w nim pozytywkę oraz wałek z bardzo starym nagraniem. W wyniku internetowych poszukiwań dowiaduje się wkrótce, że dom należał do słynnego na początku XX wieku mesmerysty, który postanowił w bardzo specyficzny sposób ukarać mordercę swojego wnuka. Mogę nadmienić, że sposób ten ma bardzo wiele wspólnego z klasyczną, napisaną przez Edgara Allana Poego nowelą „Przypadek P. Waldemara”. „Krzesło” nie jest jednak ekranizacją tego opowiadania, ale co najwyżej swobodną wariacją na ten temat, posiadającą niemal bliźniaczy pomysł wyjściowy.
Z chwilą odkrycia pomieszczenia dziwne zjawiska w domu ustają, natomiast pogłębiają się problemy psychiczne bohaterki, tracącej na coraz dłuższe odcinki czasu świadomość i wykonującej osobliwe czynności, jak na przykład masowe składanie papierowych ptaszków. Siostra bohaterki, starająca się z grubsza kontrolować jej poczynania, zbyt późno orientuje się, że coś niedobrego dzieje się z dziewczyną i uświadamia sobie nagle, że może mieć problemy z odkręceniem całej sprawy.
Temperaturę rozgrywki podgrzewają leciutko erotyzowane sceny z główną bohaterką (Alanna Chisholm jest i sympatyczna, i zgrabna; szkoda tylko, że gdy lata po domu na golasa, kamerzysta uprzejmie rozregulowuje ostrość obrazu), a także wątki sugerujące niecne wykorzystanie dzieciaka z sąsiedztwa. Przy czym dzięki temu, że film jest z Kanady i nie dotyczyły go amerykańskie obostrzenia, rola dziecka nie ogranicza się wyłącznie do sugerowania widzowi niepokojących zdarzeń z nieletnim. Te zdarzenia rzeczywiście – zwłaszcza w finale – mają miejsce.
Ponieważ jednak film – jak już nadmieniłem na początku – jest produkcją amatorską, trapią go klasyczne dla tego typu kina bolączki i trudno podnieść mu ocenę choć o oczko wyżej. Zdjęcia są ewidentnie cyfrowe i ze względu na kiepskie oświetlenie planu (albo wręcz jego brak) pozbawione żywszych kolorów, ujęcia zewnętrzne kręcone są ze słabiutkim zbliżeniem, w związku z czym mało co na nich widać, a tytułowe krzesło jest jakieś takie… bo ja wiem… toporne i mało wyrafinowane? Są to jednak niezbyt poważne zarzuty jak na tego kalibru produkcję, dzięki czemu film jest w stanie zapewnić parę kwadransów interesującej rozrywki. Trzeba jedynie pamiętać, że nie ma co się nastawiać na szczególnie wysoką jakość techniczną wykonania.
"co nawet z dużą przejawianej wobec ekipy życzliwości"
Nawet z dużą przejawianej wobec autora życzliwości nie jestem w stanie zrozumieć tego zdania...