Pierwsza „Anatomia” – oparta na oryginalnym pomyśle i wzbudzająca momentami prawdziwe dreszcze grozy – była niemal rasowym horrorem. „Anatomia 2” jest już raczej ugrzecznionym thrillerem medycznym, i zawartością (bo nie wykonaniem) bliżej jej do „Purpurowych rzek” niż do swojej poprzedniczki.
Pacjencie, lecz się sam
[Stefan Ruzowitzky „Anatomia 2” - recenzja]
Pierwsza „Anatomia” – oparta na oryginalnym pomyśle i wzbudzająca momentami prawdziwe dreszcze grozy – była niemal rasowym horrorem. „Anatomia 2” jest już raczej ugrzecznionym thrillerem medycznym, i zawartością (bo nie wykonaniem) bliżej jej do „Purpurowych rzek” niż do swojej poprzedniczki.
Stefan Ruzowitzky
‹Anatomia 2›
Plagą wszelkich kontynuacji jest ścisłe trzymanie się oryginalnego konceptu, który – prócz rozwodnienia – podlega kosmetycznej modyfikacji (wynikającej głównie z niższego budżetu), co ma na celu zamydlenie widzowi oczu i ukrycie faktu, że realizatorzy drugi raz biorą pieniądze za tę samą robotę. W przypadku „Anatomii 2” sprawa ma się jednak inaczej (nie znaczy to, że korzystniej). Zdawałoby się, że - w związku z niespodziewanym sukcesem pierwszego filmu - w kontynuacji wystąpią ci sami bohaterowie lub przynajmniej akcja będzie się działa znowu w Heidelbergu, którego mury z całą pewnością kryją jeszcze niejedną tajemnicę. Jednak nic z tego. Nowy film łączy z pierwowzorem tylko motyw Loży Antyhipokratejskiej, organizacji zrzeszającej lekarzy, którzy nad dobro pacjenta przedkładają dobro nauki.
W pierwszej „Anatomii” główna bohaterka, Paula Henning (Franka Potente, znana z „Biegnij Lola, biegnij”, a ostatnio obecna na ekranach kin w „Lęku”), była ambitną studentką medycyny, która – ku uciesze umierającego dziadka (i poniekąd dzięki jego nazwisku) dostała się na elitarną uczelnię w Heidelbergu. Niestety, dość szybko przekonała się, że w murach gmachu dzieje się coś dziwnego – a to ktoś zniknie, a to umrze „na serce” ktoś, kto akurat serca nie miał chorego, w dodatku profesorowie ewidentnie lekceważą takie przypadki, sugerując, by Paula nie mieszała się w nie swoje sprawy. Wkrótce dziewczyna odkrywa istnienie tajemniczej Loży Antyhipokratejskiej. Przekonuje się też, że jej życiu zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo.
„Anatomia 2” naświetla nam natomiast dzieje Loży w jednym z berlińskich szpitali. Bohaterem opowieści jest przyjęty na staż młody lekarz z prowincji (Barnaby Metschurat) – ambitny, szlachetny i chcący nieść pomoc potrzebującym, choćby i bezinteresownie. Bardzo szybko jednak wyzbywa się ideałów (w sumie nie wiadomo, dlaczego) i odtrąca ledwo co poznaną, sympatyczną dziewczynę z Filipin, by ochoczo rzucić się w objęcia wulgarnej, dyszącej żądzą seksu asystentki profesora Müllera-LaRousse’a (Herbert Knaup). Aby zostać pełnoprawnym członkiem ekipy dążącego do zdobycia nagrody Nobla profesora, a także dostać się do Loży Antyhipokratejskiej, decyduje się eksperymentalnie wszczepić sobie w łydkę sztuczne, kontrolowane za pośrednictwem chipa ścięgno. Jest zachwycony wynikami. Nie zwraca uwagi na uzależnienie od silnych środków farmakologicznych, ignoruje obserwowane u kolegów skutki uboczne, nie przejmuje się też zbytnio tajemniczymi zgonami osób z otoczenia profesora. Mimo ostrzeżeń brnie w eksperymenty coraz głębiej. Podpisuje też własną krwią akces do Loży. Wszystko zaczyna wskazywać, że na bunt jest już za późno...
Problem w tym, że to, czy bohater się zbuntuje i wygra, czy też pójdzie na dno z usiłującą sprokurować nadczłowieka organizacją, jest nam najzupełniej obojętne. Motywacje, jakie kierują większością jego wyborów, do końca pozostają słodką tajemnicą reżysera i scenarzysty w jednym (Stefan Ruzowitzky). Zastanawia na przykład szalenie łatwe i szybkie porzucenie przez stażystę ponoć mocno zakorzenionych ideałów lekarskiego miłosierdzia na rzecz wikłania się w wątpliwe etycznie i rozsądkowo eksperymenty, które miast służyć ratowaniu życia, zapewniają raczej bazę finansową przyszłej elicie światka lekarskiego. Szczerze mówiąc, psychologia większości pokazanych w „Anatomii 2” postaci, o ile nie wręcz wszystkich, jest jak „pukana” kukurydza – niespecjalnie atrakcyjna i pełna różnych, trudnych do strawienia śmieci. Zdziwienie budzi też wątek filipińskich pielęgniarek – jak na zaakcentowanie problemów mniejszości narodowych w Niemczech (bo obie „Anatomie” są filmami niemieckimi) jest zbyt płytki, by pokazać cokolwiek więcej niż egzotyczną urodę aktorek, a jako akcent humorystyczny – na ogół mało zabawny. W sumie nie miałoby dla fabuły żadnej różnicy, czy pielęgniarki będą Niemkami, Tajkami, czy nawet myślącym budyniem z Tau Ceti. Podobnie przedstawia się ledwo zaznaczona kwestia wielkiej szansy dla młodego lekarza z ubogich landów wschodnich (gdzie jest brudno, nieciekawie i ludzie wciąż mają wysypkę na słowo „proletariat”), jaką jest staż w stołecznym szpitalu. Te i podobne akcenty (np. szpitalna biurokracja), wrzucone do scenariusza hojną ręką Ruzowitzky’ego, nie potrafią zbudować rzetelnego klimatu ani przekazać jakieś konkretnej idei, przez co sprawiają wrażenie chorobliwej purchli, zawieszonej w próżni i nietworzącej spójnej całości z pozostałymi elementami fabuły.
Podstawowym mankamentem filmu jest jednak sama fabuła – niezbyt emocjonująco skonstruowana, nad rozsądek porozgałęziana i pozbawiona zauważalnego punktu kulminacyjnego, co powoduje, iż film ciągnie się jak guma, mimo że nie brakuje w nim potencjalnie atrakcyjnych pościgów, bójek i morderstw. W efekcie, mniej więcej w połowie filmu, zaczyna narastać znużenie obrazem, zwłaszcza że druga „Anatomia” jest zdecydowanie słabsza od pierwszej, wzbudzającej dreszcze koncepcją preparowania uczelnianych modeli anatomicznych z żywych, uśmiercanych w trakcie preparacyjnego procesu, osób.
„Anatomii 2” nie pomaga też – pewnie niezamierzone – podobieństwo do „Purpurowych rzek”. W obu filmach tajemna, praktycznie faszystowska organizacja (bazująca na naukowcach akademickich), nie szczędząc środków ani ludzi, usiłuje stworzyć nadczłowieka, który zapanuje nad przyszłym światem. Cóż jednak z tego, skoro „Anatomia 2” wypada w tym porównaniu wręcz siermiężnie – ma kulawą konstrukcję, brakuje jej pięknych plenerów, a wątek sensacyjny co i rusz ma zadyszkę. Jedynym solidniej rozbudowanym elementem fabuły jest sam eksperyment i jego wpływ na ludzkie ciało, aczkolwiek rola jego twórcy nie jest w wystarczająco mocny sposób podkreślona (ta postać pojawia się raczej w losowo wybranych momentach), zaś młodzi członkowie Loży Antyhipokratejskiej zachowują się co najmniej dziwnie (brak u nich cech charakterystycznych dla członków tajnych bractw – bezgranicznego oddania idei, braterstwa, etc.). Zastanawia też zawieszenie całej tej konspiracji w próżni, mimo że mowa była o ogólnokrajowej, mocno rozgałęzionej organizacji, wzorowanej konstrukcją na loży masońskiej.
W świetle wszystkich tych potknięć, a także wobec tego, że pierwsza „Anatomia” była znacznie lepszym filmem (i była de facto horrorem, podczas gdy kontynuacja jest co najwyżej thrillerem medycznym, i to marniutkim), zastanawia działanie polskiego dystrybutora, który zdecydował się puścić na rynek DVD właśnie „Anatomię 2”, rezygnując z prezentowania pierwowzoru. Dość dziwne to posunięcie, ale wszyscy już chyba przyzwyczaili się do pokręconej logiki, według której funkcjonują krajowi dystrybutorzy...