Z filmu wyjęte: Bujany samochodzik w wersji budżetowejNie zawsze marketowe bujadełko dla dzieci musi działać na prąd. Jak udowadniają Indonezyjczycy, są też inne sposoby…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Bujany samochodzik w wersji budżetowejNie zawsze marketowe bujadełko dla dzieci musi działać na prąd. Jak udowadniają Indonezyjczycy, są też inne sposoby… Większość z Was chyba pamięta bujane samochodziki, helikopterki czy zwierzątka ustawione na prostokątnej podstawie gdzieś na terenie wesołego miasteczka czy w pobliżu wejścia do centrum handlowego bądź większego marketu. Wystarczyło zainstalować pociechę w kabinie pojazdu/na grzbiecie zwierzęcia i wepchnąć w otwór wrzutni monetę, żeby przez minutę czy dwie dziecko mogło się przez chwilę poczuć jak na rodeo. Zdawałoby się, że rozrywka tego typu ma ten sam kształt na całym świecie, nawet w najdalszych zakamarkach, gdzie prąd do jej zasilania może być dostarczany jedynie przez przewoźny generator, i tak przecież obsługujący inne atrakcje. Wychodzi jednak na to, że nie wszędzie można liczyć nawet i na to. W Indonezji zaradzono jednak problemowi i niektórzy przedsiębiorcy proponują bujane przejażdżki na samochodzikach napędzanych siłą ludzkich mięśni. Gdy rikszarz dopedałuje na teren festynu czy targu, zaciąga hamulec i przekłada nogi na drugi zestaw pedałów, wprawiający w ruch mechanizm bujający cztery samochodziki naraz. Wystarczy przed „jazdą” wręczyć monetę rikszarzowi. Film, z którego pochodzi ten kadr – notabene absolutnie niezwiązany z samą fabułą – to nakręcony w 2010 roku „Hantu tanah kusir”, czyli po polsku „Woźnica z nawiedzonej ziemi”. Jest to klasyczna, niezbyt zabawna głupawka grozy, jakich co roku kręci się tam przynajmniej tuzin. Przy czym nawet nie sposób stwierdzić, ile konkretnie, bo część filmów – i owszem – trafia do kin, ale większość krąży albo wyłącznie w telewizji, albo wręcz wychodzi tylko na płytach dodawanych do gazet. Ten akurat film opowiada o chłopaku obwożącym turystów odziedziczoną po starszym bracie dwukółką. Pewnej nocy, podczas rozmowy z dziewczyną, jego koń odjeżdża znudzony, zaś bohater wsiada do stojącej w tym samym miejscu widmowej dwukółki, od dawna nawiedzającej okolicę cmentarza i należącej do ducha nieszczęśliwej dziewczyny (wypiła z ukochanym truciznę, ale jego odratowano, podczas gdy ją specjalnie zostawiono na śmierć, bo zadbała o to rywalka do serca amanta). Odtąd bohater ma wielu klientów, aczkolwiek po nocach niektórzy widzą, że z tyłu wozu siedzi duch. Do kompletu dochodzą amory do krewnej kumpla, przybyłej do wioski na wakacje. Amory dość nieudane, bo dziewczyna ciągle przyłapuje ich w dziwnych pozach, sugerujących, że są gejami. Film jest słaby, niezbyt zabawny i błyskawicznie ulatuje z pamięci – poza jednym. Ową krewną gra Maria Ozawa, japońska niezbyt utalentowana, ale urocza gwiazdka porno, dzięki której film nabiera chwilami leciutko erotycznego posmaku. Ten film to zresztą jedna z ledwie kilku prób – notabene zupełnie nieudanych – wyjścia Ozawy poza poletko porno. 3 września 2018 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz