Z filmu wyjęte: Coś dla gniazdownikówOczywiście ludzkich gniazdowników, lubiących sobie wić przytulne, domowe gniazdka.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Coś dla gniazdownikówOczywiście ludzkich gniazdowników, lubiących sobie wić przytulne, domowe gniazdka. Każdy z nas pewnie kiedyś natknął się w sklepie czy u znajomych na specyficznego pluszowego węża, zalegającego na łóżku czy na parapecie. Zabawka – najczęściej wyposażona w głowę węża, ale niekiedy uszyta też w formie długiego psa czy smoka – pierwotnie była wymyślona jako jesienno-zimowe uszczelnienie do okien. Obecnie jednak, w epoce styropianu, plastikowych okien i bardzo wydajnych grzejników, ich rola skurczyła się do wyłącznie dekoracyjnej. Okazuje się jednak, że oprócz małych, najczęściej półtora-dwu-metrowych pluszowych węży można też trafić na węże liczące sobie powyżej dziesięciu metrów długości i 30 centymetrów średnicy. Węże pozbawione głów. No dobrze, nie są to już węże per se. To po prostu długie, płócienne rury wypełnione czymś miękkim i przede wszystkim lekkim, bowiem wąż musi dać się przeciągnąć w razie czego w inne miejsce mieszkania, i to w jedną osobę. A do czego może służyć? Och, na przykład można sobie z niego uwić posłanie. Choćby na dachu, w ciepły, słoneczny dzień, jak to zresztą robił bohater opisywanego w zeszłym odcinku tajwańskiego filmu „Pomóż, Erosie”. Żadnego targania materaca – ciężkiego, wyślizgującego się z dłoni, nie mieszczącego się na wąskich schodach, w trakcie podróży strącającego z mijanych szafek drobniejsze przedmioty i mniej ostrożne zwierzęta. Żadnego niewygodnego, trzeszczącego, dmuchanego materaca czy nędznych surogatów łóżka w postaci wąskiej karimaty bądź paru warstw koca. Inna sprawa, że do uprania czegoś takiego potrzeba zapewne baaaardzo dużej pralki… 8 października 2018 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz