Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku

Esensja.pl
Esensja.pl
Postanowiliśmy pociąć nasz ranking 100 najlepszych filmów XXI wieku na kawałki, wybrać z niego podzbiory gatunkowe i spojrzeć, jak przy okazji wyszły nam wybory bardziej zbliżone tematycznie. Dziś zobaczcie zestawienie 15 najlepszych filmów superbohaterskich nakręconych po 2000 roku. A ponieważ to kino rozkwitło właśnie w XXI stuleciu, możemy chyba mówić o rankingu wszech czasów.

Esensja

15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku

Postanowiliśmy pociąć nasz ranking 100 najlepszych filmów XXI wieku na kawałki, wybrać z niego podzbiory gatunkowe i spojrzeć, jak przy okazji wyszły nam wybory bardziej zbliżone tematycznie. Dziś zobaczcie zestawienie 15 najlepszych filmów superbohaterskich nakręconych po 2000 roku. A ponieważ to kino rozkwitło właśnie w XXI stuleciu, możemy chyba mówić o rankingu wszech czasów.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
15. Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz
(2014, reż. Anthony Russo, Joe Russo)
Tym, co wyróżnia „Zimowego Żołnierza” na tle pozostałych filmów o przygodach Avengersów jest interesujący scenariusz, przywodzący na myśl raczej kino szpiegowskie niż pretekst do pociesznej rozwałki: przez niemal cały film Steve Rogers jednocześnie odkrywa skalę spisku zagrażającego ludzkości i ucieka przed wysłanymi w pogoń za nim agentami. Tak skonstruowana fabuła sprzyja ograniczeniu – na ile to oczywiście w tego typu produkcjach możliwe – CGI. Choć eksplozji komputerowo generowanej maszynerii w filmie nie brakuje, nowa odsłona przygód Kapitana Ameryki cieszy przede wszystkim znakomitymi scenami pościgów i walki wręcz. „Zimowy Żołnierz” to również pierwszy film cyklu, który tak wyraźnie podejmuje „dorosłe” problemy, wcześniej zarezerwowane dla komiksowego kina z najwyższej półki – kwestia inwigilacji pojawiała się wcześniej w „Mrocznym Rycerzu”, pytanie, czy poświęcić miliony dla pokoju i bezpieczeństwa miliardów to oczywiście „Watchmen”. Nawet jeśli konkluzje do jakich film braci Russo dochodzi, okazują się pewnymi unikami (wszak to ci źli chcą szpiegować i poświęcać), to już sam fakt, że takie wątpliwości się pojawiają, należy uznać za cenny, tym bardziej, że udaje się tu przemycić myśl, iż rozdęty w imię bezpieczeństwa aparat kontroli to patologia, a nie zło konieczne. Nowy „Kapitan Ameryka” to jednak przede wszystkim doskonała rozrywka, z akcją mknącą tak szybko, że nie zdążamy zapytać o jej logikę. Film nie jest może aż tak zabawny, jak ostatni „Thor” czy „Iron Man”, ale na brak humoru i ciekawych aluzji nie można narzekać.
WASZ EKSTRAKT:
70,0 (65,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
14. Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów
(2016, reż. Anthony Russo, Joe Russo)
Znakomita i wybijająca się przed szereg inkarnacja Spider-Mana w uniwersum Marvela nieco tuszuje wiele niedostatków „Wojny bohaterów”. Akcję dawkuje tu się w sposób rwany: raz spowalnia do nazbyt leniwego tempa, by dać wybrzmieć nieco poważniejszym tonom filmu, potem rusza w widowiskowym pędzie, do jakiego uniwersum Marvela zdążyło już nas wielokrotnie przyzwyczaić. Orbitujący wokół konfliktu bohaterów tajemniczy pułkownik Zemo sprawia wrażenie dodanego na siłę, tak aby skłóceni wewnętrznie bohaterowie mieli argument, by się przeciw komuś ostatecznie zjednoczyć. Braciom Russo nie można jednak zarzucić konstruowania obrazu w sposób nierównomierny. Trzecia odsłona „Kapitana Ameryki” pokazuje konsekwentnie bohaterów w maskach z innej, krytycznej perspektywy. Bacznym okiem bada nadludzi, którzy balansują na granicy społecznego altruizmu, arogancji wywołanej własnymi możliwościami i przeświadczeniem o potrzebie niesienia światu nieustannej pomocy. „Wojna bohaterów” odmalowuje także alegoryczny portret podziałów z pogranicza polityki i socjologii. Roztoczona przed widzem i skutecznie przekuta na kino popularne wizja współczesności wypełnionej różnicami kulturowymi, społecznymi i poglądowymi wykracza poza kinowy ekran. Spełnia rolę wskazówki i swoistej lekcji pokory dla tych, którzy w dyskusjach w obliczu aktualnych konfliktów, wyzwań i problemów nie widzą potrzeby porozumienia i dialogu. Bo nawet zamaskowanym nadludzkim mścicielom nie jest obce hasło, że na tyle są silni, na ile są zjednoczeni, i na tyle słabi, na ile podzieleni.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
13. Czarna Pantera
(2018, reż. Ryan Coogler)
„Czarna Pantera” to zaskakująca mieszanka gatunkowa. Jest to bowiem nie tylko film superbohaterski (co oczywiste, biorąc pod uwagę rodowód głównej postaci), ale także science fiction (vide zaawansowanie technologiczne Wakandy możliwe dzięki wykorzystaniu na masową skalę vibranium) i szpiegowski w stylu przygód agenta 007 (patrz: gadżety, w jakie wyposaża T’Challę jego nastoletnia siostra Shuri, jak również scena rozgrywająca się w nielegalnym kasynie w południowokoreańskim Pusan i późniejszy pościg ulicami miasta za superłotrem Ulyssesem Klaue’em). I nic w tym oczywiście złego. Przeciwnie! Dzięki temu udaje się Cooglerowi uniknąć wielu schematów, jakie pojawiały się we wcześniejszych kinowych produkcjach Marvelowskich.
Konflikt z całą mocą wybucha dopiero, kiedy na arenie pojawiają się dwaj superłotrzy: znany już z „Wojny bohaterów” Klaue (Andy Serkis, który w końcu odzyskał swą prawdziwą twarz) oraz tajemniczy Killmonger (Michael B. Jordan, który wcześniej zaistniał jako Ludzka Pochodnia w „Fantastycznej Czwórce”). Zwłaszcza druga z wymienionych postaci wywołuje spore zamieszanie fabularne, a jednocześnie służy scenarzystom do zasiania wątpliwości dotyczących nieskazitelności niektórych z bohaterów. Elementy fantastyki naukowej, szpiegowskiego filmu akcji oraz kina superbohaterskiego zostają w „Czarnej Panterze” idealnie zrównoważone. A jeżeli dodamy do tego jeszcze postmodernistyczno-futurystyczną wizję Wakandy i świetną etniczną – opartą na rytmach bębnów – muzykę, pojmiemy z jak urzekającym wizualnie i dźwiękowo dziełem mamy do czynienia.
WASZ EKSTRAKT:
85,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
12. X-Men: Pierwsza klasa
(2011, reż. Matthew Vaughn)
„Pierwsza klasa” po nieudanym „X-Men Geneza: Wolverine” kontynuuje koncepcję początków bohaterów, ale podchodzi do tematu w zupełnie inny sposób, a przede wszystkim bierze na tapetę zupełnie inny zestaw bohaterów. Podobno kolejnym filmem z serii „Geneza” miała być historia Magneto. I rzeczywiście, nie tylko dzięki fabule, ale też poprzez znakomite aktorstwo Michaela Fassbendera, mistrz magnetyzmu wybija się na pierwszy plan. Ale zgodnie z tytułem film Matthew Vaughna to historia zbiorowa – nagle okazało się, że za Profesorem X i Mystique też kryje się ciekawa historia, a drobną cegiełkę dokłada też Beast ze swoimi problemami. A przecież to tylko jedna strona medalu: po drugiej mamy przerażającego w swej pozornej przeciętności Sebastiana Shawa i ponętną Emmę Frost (zresztą film oferuje miłośnikom kobiecego piękna wyjątkowo dużo wrażeń). Jednak to za sprawą Magneto wygrany jest najważniejszy motyw filmu, który sprawia, że „Pierwsza klasa” jest w równej mierze doskonałym kinem akcji jak i dramatem. Chodzi oczywiście o motyw odmienności i walki z postrzeganiem mutantów przez ludzi jako potworów. Tutaj, pozornie, źródłem cierpienia młodego Erika Lehnsherra jest inny mutant, ale wszystkie wydarzenia, które rozgrywają się w jego życiu, a przede wszystkim kontekst II wojny światowej i obozów zagłady, kształtują tę postać. Tę drogę, a także rosnącą siłę i przede wszystkim samoświadomość własnych umiejętności genialnie zagrał Fassbender. Ale to do Jennifer Lawrence i jej Mystique należy mocne credo podsumowujące dramat odmieńców – „Mutant and proud!”. I to wolta tej postaci w dużej mierze ustawia „Pierwszą klasę” jako genezę przyszłych starć pomiędzy superbohaterami, rozstawiając pionki po różnych skrajach szachownicy. Szkoda tylko, że nigdy później (wcześniej – i wcześniej, biorąc pod uwagę chronologię kręcenia filmów) spór pomiędzy Profesorem X a Magneto – jako starcie osobowości i ideologii – nie był tak trzymający w napięciu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
11. Strażnicy Galaktyki vol. 2
(2017, reż. James Gunn)
Kwintesencja kiczu i tandety, pełna rewelacyjnej muzyki ze złotych lat 1970., kosmicznych strzelanin, cementowych żartów Draxa i gremialnego deptania praw fizyki. I gdy zdaje się, że po potworze rzygającym tęczowymi bąbelkami i rasie idealnych, złotych ludzi, używających kabin do komputerowych gier jako śmiercionośnej broni nic już nas nie zaskoczy – nadchodzi czas wizyty na planecie Ego. Powiem tylko tyle – grafiki Rodneya Matthewsa to przy tym wyblakłe, ubogie wizualne gryzmoły, a do pełni szczęścia zabrakło tam jedynie jelenia na rykowisku. Stężenie słodkości, kolorowości i obłości posunięte do takiego etapu, że nie pozostaje nic innego, jak utonąć w feerii barw i dać się ponieść akcji. Nie fabule, której tu praktycznie nie ma, a właśnie akcji, pełnej wrednego humoru, zagrywek poniżej pasa, Kurta Russela robiącego za swego rodzaju wcielenie Davida Hasselhoffa oraz miniaturowego Groota zachowującego się jak mały kociak. Mam gorącą nadzieję, że trzecią część też nakręci Gunn, i że nadal będzie potrafił dostarczyć rozrywkę tej jakości – uroczą, dowcipną, wartką i jednocześnie potrafiącą zupełnie mimochodem przemycić kilka życiowych prawd.
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
10. Kick-Ass
(2010, reż. Matthew Vaughn)
„Kick-Ass” (2010) Matthew Vaughna satysfakcjonuje od pierwszej do ostatniej minuty. Nic tu nie jest tandetne (o co bardzo łatwo w tego typu produkcji), niedorobione czy – z drugiej strony – przesadzone. Filmowy „Kick-Ass” jednocześnie gloryfikuje i wyśmiewa superbohaterskie schematy, etos i estetykę – i robi to zaiste błyskotliwie. Po tym filmie niejeden dzieciak zapragnie włożyć maskę i rajtuzy, zastanawiając się jednakże, czy naprawdę warto. Na jednej ze swych licznych płaszczyzn znaczeniowych film Vaughna zbliża się do „Historii przemocy” (2005) Cronenberga – testuje reakcje i poziom przyzwolenia widza na przemoc – tak ekranową, jak i realną. W siódmym niebie powinni być też popkulturyści, a to za sprawą licznych nawiązań i cytatów – bez popadania w tanią parodię czy shrekowatość – to wprost niewiarygodne, że ktoś może jeszcze twórczo sparafrazować „Człowieka z blizną”, „Leona zawodowca” czy „Kill Billa”, o „Matriksie” nie wspominając. Co jeszcze? Obsada wy-mia-ta! Kapitalny jest Aaron Johnson jako nerd z ambicjami zbawiania świata, dużo humoru wnoszą Christopher Mintz-Plasse (co normalne) i Nicolas Cage (co dość niespodziewane), Chloe Moretz wyrasta na najciekawszą dziecięcą aktorkę od czasu sióstr Fanning, Mark Strong jest idealnym złoczyńcą, a śliczna Lyndsy Fonseca – wymarzoną dziewczyną z sąsiedztwa.
WASZ EKSTRAKT:
85,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
9. Avengers 3D
(2012, reż. Joss Whedon)
Wbrew pozorom zebranie w jednym filmie kilku indywidualnych bohaterów nie stworzyło wrażenia przesytu, a wręcz przeciwnie – „Avengers” niosą ze sobą wartość dodaną i są lepsi niż każda wcześniejsza przygoda dowolnego marvelowskiego superbohatera z osobna. Ale „Avengers” nie są w żadnej mierze filmem budowanym wokół jednego bohatera – ich siłą jest równy i inteligentny podział czasu ekranowego. U Whedona każda postać ma swoje pięć minut, ale też każda integruje się z pozostałymi – jest czas na wzajemne docinki i na walkę ramię w ramię. Takie podejście sprawdza się też doskonale w scenach akcji, bo twórcy „Avengers” za cel postawili sobie przedstawienie DRUŻYNY. Doświadczony reżyser, producent i scenarzysta filmów oraz komiksów, miłośnik tych ostatnich, stworzył idealnego letniego blockbustera, z sympatycznymi i dobrze znanymi postaciami, pełnego humoru, znakomitych efektów specjalnych i nieprzesadnie patetycznego. A przy tym nakręcił film wyjątkowo wierny komiksowemu oryginałowi, co przecież nie jest prostym zadaniem. Chapeau bas!
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
8. Batman – Początek
(2005, reż. Christopher Nolan)
„Batman – Początek” znokautował i pozamiatał wyczyny Burtona i kontynuatorów. Nolan odciął się całkowicie od karykaturalnej postaci Batmana otoczonego zgrają cyrkowych przebierańców z poprzednich ekranizacji, tu wszystko miało być tak urealnione, mroczne i oddalone od scenariuszowych schematów kina superherosów, jak to tylko możliwe. Reżyser podaje uzasadnienie każdego gadżetu związanego z człowiekiem-nietoperzem i genezą jego narodzin; wyjaśnienia są mniej lub bardziej naiwne, ale działają! Wreszcie możemy w postaci Bruce’a Wayne’a dostrzec człowieka. Plejada aktorów-wyjadaczy kojarzących się z „poważniejszym” kinem (Oldman, Caine, Freeman, Hauer) jeszcze bardziej ściąga film w kierunku dramatu, Bale sprawdza się jako Wayne, choć jako Batman lekko przeszarżował, to i tak najlepsza dotychczasowa kreacja tej postaci.
„Batman – Początek” miał niebagatelny wpływ na kino superbohaterskie, pokazał jak atrakcyjna może być ekranizacja zeszytowych komiksów na poważnie, wyprana z komiksowo-kreskówkowej umowności. Film byłby najlepszym z dotychczasowych filmów o Batmanie… gdyby w kontynuacji nie pojawił się Joker.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Thor: Ragnarok
(2017, reż. Taika Waititi)
Powiedzmy to jasno: „Thor: Ragnarok”, wbrew dramatycznemu, kojarzącemu się z końcem czasów tytułowi, jest po prostu komedią. Naprawdę zabawną komedią. Znajdziemy tu humor sytuacyjny (na różnym poziomie, ale przeważnie przyzwoitym), humor słowny (dialogi są naprawdę nieźle napisane), mnóstwo żartów będących mrugnięciami do fanów i przewrotnymi nawiązaniami do poprzednich części i całego uniwersum, nierzadko nabijających się z samej superbohaterskiej konwencji, mamy tu niezłe postacie pełniące rolę wyłącznie komediową, jak świetny Kord, czy groteskowy Wielki Mistrz (Jeff Goldblum). Znajdą się w filmie żarty też nieco bardziej wyszukane, odgrywane na poziomie meta, jak choćby w scenie, gdy Matt Damon, Luke Hemsworth i Sam Neill wcielają się w aktorskie odpowiedniki Lokiego, Thora i Odyna. Wszystko jest uroczo eskapistyczne, choć ktoś pewnie mógłby doszukiwać się pewnych odniesień do tematu światowych migracji i uchodźców. Ale to raczej na siłę. Gdyby komuś zabrakło atrakcji komediowych, może liczyć na inne. To chyba najbardziej kolorowy z filmów Marvela, o jakości scen akcji i efektów specjalnych nie trzeba raczej wspominać. Ale przecież atrakcją jest też zestawienie ze sobą Chrisa Hemswortha i Toma Hiddlestona jako dwóch wzorców męskiej urody z obowiązkową prezentacją oszałamiającej muskulatury tego pierwszego w scenie bezkoszulowej. Dla równowagi znajdzie się miejsce na solidną rolę dla atrakcyjnej Tessy Thompson w roli Walkirii, która nie tylko wygląda doskonale, ale też całkiem nieźle gra, z pewnością nie będąc jedynie seksownym ozdobnikiem.
WASZ EKSTRAKT:
85,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
6. Logan: Wolverine
(2017, reż. James Mangold)
W 10 minutach „Logana” mamy więcej emocji niż w całym Avengerowskim cyklu. Zwieńczenie opowieści o Wolverinie to nareszcie film godny tej postaci. Nareszcie pojawiły się tu mrok, przemoc, czyli to, co powinno zawsze być elementem filmów o najemniku zabijającym swe ofiary stalowymi szponami. Fabularnie przy tym „Logan” nie jest żadną wielką rewolucją. To nadal ta sama opowieść – o prześladowaniu mutantów przez siły rządowe i armię, o konieczności budowania własnego azylu, o poszukiwaniu własnej tożsamości. O sile tego filmu świadczą inne elementy – kreacje głównych bohaterów, odniesienie do całości historii X-Menów, szacunek dla cyklu, ale też odwaga, by poprowadzić film w nieco inny sposób, niż wszystkie dotychczasowe. Symbolem tego odejścia od Marvelowych standardów jest tu brak cameo Stana Lee czy sceny po napisach, ale to oczywiście drobiazgi. Najważniejsze jest więc to, że nie tylko bohaterowie pozytywni nie są nietykalni, ale i to, że nie ma taryfy ulgowej dla sympatycznych bohaterów drugoplanowych. Poziom brutalności filmu jest także czymś nowym w cyklu. Rating R miał już „Deadpool”, ale tam przemoc była dużo bardziej umowna. A „Logan” rozlał więcej krwi niż cały dotychczasowy filmowy Marvel. Film w swych scenach akcji jakby manifestacyjnie odcina się od rozbuchanego wizualnie stylu marvelowskich ekranizacji. Jest oczywiście efektownie, jest dynamicznie, ale nie ma tu walących się budynków, niszczonych miast, spadających z nieba superlotniskowców. Mamy tylko ostrą walkę wręcz, a scena nakręcona z największym rozmachem jest sceną statyczną. A to kolejne podkreślenie ambicji nakręcenia czegoś innego niż dotychczas. Filmu superbohaterskiego, w którym ważniejsze od tego, kto ma jakie moce, jest to, że ktoś zapomniał wziąć odpowiednich pigułek.
WASZ EKSTRAKT:
86,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. Iniemamocni
(2004, reż. Brad Bird)
Zaczyna się jak zwyczajny film o superbohaterach (no dobrze, animowanych superbohaterach): Iniemamocny jest megasilny, szybki i inteligentny, Elastyna jest żeńskim odpowiednikiem Mr. Fantastica, a Mrożon… mrozi. Ale to jedynie wstęp. Kiedy superbohaterom zaczynają zewsząd grozić procesy sądowe za kontuzje doznane przez uratowanych, a w życiu rodzinnym trzeba płacić czynsz i chodzić na wywiadówki superdzieci, herosi poznają prawdziwy znój i prawdziwych złoczyńców. A są to: Biurokrata, Prawnik i Szef (niekoniecznie w tej kolejności). Więc gdy Iniemamocnemu trafi się okazja na małą akcyjkę na boku, bez dzieci, korków i trosk, chwyta ją obiema megasilnymi rękami, ślepy na wszelkie wątpliwości co do tożsamości pracodawcy. Superbohaterskich akcji jest w filmie mnóstwo – od wstępu osadzonego w idyllicznych czasach American Dream, przez przewagi Iniemamocnego na tropikalnej wyspie, po zespołową grę całej superrodzinki. Ale poza tym film porusza (jak to zrobiło się normą) poważniejsze tematy: lojalność w związku, wartości rodzinne, nieludzkie korporacje, niechęć społeczeństwa do nadnaturalnych obrońców, no i niebezpieczne aspekty superpelerynki. Wyśmienita rozrywka, bardzo dobry dubbing (Fronczewski jako Iniemamocny, Kora Jackowska jako projektantka kostiumów Edna Mode, poza tym Segda, Adamczyk, Gruszka, Gąsowski, Stenka), trochę wzruszeń, mnóstwo nawiązań i pastiszu.
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Watchmen: Strażnicy
(2009, reż. Zack Snyder)
Jedna z najlepszych ekranizacji komiksów i jeden najlepszych filmów superbohaterskich… a jednak o krok od klapy! Może to i przesada, do klapy „Strażnikom” daleko, ale obraz Zacka Snydera nie był takim hitem, jak chcieliby producenci. Wpływy poza USA na poziomie przeciętnym (jak na tak wysoki budżet), na forach mieszane uczucia, recenzenci w pierwszym okresie też niespecjalnie zachwyceni. My w Esensji jednak zawsze staliśmy po stronie „Strażników” i tego wyrazem było pierwsze miejsce w naszym rankingu najlepszych filmów superbohaterskich i miejsce na liście 100 najlepszych filmów XXI wieku.
Nie da się ukryć, że duża część chwały spływającej na film pochodzi z komiksowego pierwowzoru – jednej z najgenialniejszych powieści graficznych w całej historii gatunku, z pewnością najciekawszej, najmądrzejszej historii o superbohaterach wszech czasów. Ale przeniesienie na ekran było dużym wyzwaniem (znana jest ponad dwudziestoletnia historia takich prób). Wydawało się, że zekranizowanie „Strażników” Alana Moore’a to mission impossible. Złożoność, wieloznaczność, narracja tego komiksu czynią z niego dzieło wyjątkowe i niekoniecznie filmowe. Tymczasem Zack Snyder poradził sobie doskonale. Nie kombinował, wziął scenariusz jak najwierniej oddający fabułę powieści graficznej Moore’a i dał radę opowiedzieć o tym samym co legendarny twórca komiksowy, dodając od siebie znakomity, świetnie spasowany z filmem soundtrack i wyrazistą przemoc. Ogromny plus za uwspółcześnienie scenografii, a zwłaszcza kostiumów. Jedyna większa zmiana fabularna w stosunku do pierwowzoru – finałowa intryga Ozymandiasza – wychodzi też w sumie filmowi na korzyść. „Watchmen” stali się ważną pozycją kina komiksowego, tak jak pierwowzór inteligentnie rewidując mit superbohaterski i budując zajmującą i złożoną rzeczywistość alternatywną. W rezultacie powstała jedna z najlepszych ekranizacji komiksu w historii.
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Scott Pilgrim kontra świat
(2010, reż. Edgar Wright)
„Scott Pilgrim kontra świat” to film-pomnik dla każdego, kto kiedykolwiek czuł się choć na krótko geekiem lub nerdem. Reżyser Edgar Wright przełożył kultowy komiks na język filmowy w sposób, jakiego oczekiwał tego każdy fan jakiegokolwiek dzieła popkultury – z prawdziwym szacunkiem do oryginału. Przede wszystkim nie pozbawił go charakterystycznej otoczki, dając jej wybrzmieć pełnym dźwiękiem w nowym, żywszym medium. Dlatego na ekranie pojawiają się co chwila pisane dźwięki, spadające monety w roli bonusa i inne komiksowo-growe efekty. Cała reszta to skomasowany atak barw, akcji i niesamowitej rozrywki, od której nie można się oderwać. W „Scottcie Pilgrimie” świadomie przewartościowano schematy nerdowej kultury, jednocześnie drwiąc i gloryfikując niektóre jej aspekty. Tytułowy z pozoru nieco zahukany bohater (Michael Cera w roli życia) funkcjonuje w quasi-realnym świecie, gdzie niemal wszystko może się zdarzyć, gra na gitarze; gdy trzeba, zna sztuki walki, a przede wszystkim ugania się za dziewczyną, dla której musi pokonać (dosłownie!) jej Siedmiu Nikczemnych Eksów. Choć już na pierwszy rzut oka zdecydowanie nie jest to kino dla każdego, to zarzucać filmowi Wrighta zawartość kiczu na milimetr taśmy filmowej grubo ponad przeciętną to jak krytykować stare gry wideo za to, że wyświetlają tylko 16 kolorów. Tak po prostu musi być. Jeśli kogokolwiek dziwi obecność Scotta Pilgrima w zaszczytnym gronie superbohaterów to niech sobie przypomni, którykolwiek z jego pojedynków z Nikczemnymi eksami. Nie dość, że za każdym razem nabywa nowych mocy, do tego walczy lepiej od na miecze od Jasona Schwartzmana, potrafi poradzić sobie z sobowtórami Chrisa Evansa i udaje mu się pokonać prawdziwego Wegana. Na dodatek ma w jednym czasie dwie dziewczyny, co też mimo wszystko nie jest czymś szczególnie zwyczajnym…
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. Strażnicy Galaktyki
(2014, reż. James Gunn)
Jeśli rację ma Jim Jarmusch, mówiąc, że w sztuce nic nie jest oryginalne, a twórca powinien kraść ze wszystkiego, co przemawia do jego duszy, reżyser James Gunn okazuje się złodziejem doskonałym. W „Strażnikach Galaktyki” nie ma nic, czego już nie widzielibyśmy wcześniej (no, może z wyjątkiem scen tanecznych w momentach tak kluczowych dla istnienia wszechświata), od Star-Lorda, który przecież jest współczesną inkarnacją postaci granych przez młodego Harrisona Forda, przez fabułę, w której (pozornie) niedobrana grupa wyrzutków okazuje się zdolna do rzeczy wielkich, po kosmiczno-awanturniczy klimat rodem z „Gwiezdnych Wojen” czy „Firefly”. W dodatku Vin Diesel podkłada tu głos pod postać, którą właściwie już kiedyś grał: Groot ma nawet zbliżony zasób słownictwa do Stalowego Giganta z pamiętnej animacji Brada Birda. Gunn lepi z tej kolekcji zapożyczonych motywów i tropów wspaniałą, ekscentryczną (scena po napisach!), cudownie bezpretensjonalną przygodę – tym ciekawszą, że z nieopatrzonymi jeszcze bohaterami, którzy w typowej Marvelowskiej produkcji mogliby liczyć najwyżej na komediowe epizody.
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Mroczny Rycerz
(2008, reż. Christopher Nolan)
„Mroczny rycerz” to świetne kino akcji, thriller nieuciekający od problemów i poważniejszych tematów, wielopoziomowe, epickie kino z ambicjami, którego ogrom wydaje się w niektórych momentach rozsadzać ekran. Nolan nawiązuje do klasyki filmu, tworząc dynamiczne sceny akcji, takie jak otwarcie z napadem na bank a la „Gorączka”, próbuje zgłębić ludzką naturę i rozłożyć na czynniki pierwsze dychotomię dobra i zła. Co czyni nas bohaterami, a co łotrami? Czy jeden uczynek wystarczy, żeby przeważyć szalę?. Owszem, można narzekać, że pytania o istotę dobra i zła, o konsekwencje swoich wyborów, o odpowiedzialność ciążącą na stojącym ponad prawem mścicielu przepuszczone zostały przez wysokobudżetową maszynkę z Fabryki Snów. Ale i tak Nolan postawił ich – jak na blockbuster o facecie przebierającym się w kalesony i maskę – wystarczająco wiele. Za sprawą znakomitego scenariusza i z pomocą postaci Jokera (nagrodzony pośmiertnie Oscarem za rolę Jokera, Heath Ledger, całkowicie skupia na sobie uwagę i przydaje całemu filmowi pesymistycznego posmaku) Nolan chwyta widza i przez cały film powoli, acz skutecznie, wyciska jak cytrynkę. Seans „Mrocznego rycerza” to 152 minuty spędzone na krawędzi fotela, ponad dwie godziny buzującej adrenaliny i kołowrotek emocji. I to wcale nie za sprawą wybuchów i skoków między wieżowcami, których też nie brakuje (wielkie brawa za nienadużywanie komputera przy efektach specjalnych), ale głównie dzięki fabule i reżyserii. Genialne filmy tak właśnie mają.
• • •
Czytaj też:
koniec
19 października 2018

Komentarze

30 X 2018   17:53:14

Pominęliście "Hellboya", który w rankingu znalazł się wyżej niż "Batman - Początek". :) Chyba że to nie kino superbohaterskie?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.