Z filmu wyjęte: Żeby lepiej słyszećWbrew pozorom dzisiejszy kadr nie pochodzi z „Czerwonego Kapturka”.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Żeby lepiej słyszećWbrew pozorom dzisiejszy kadr nie pochodzi z „Czerwonego Kapturka”. Bywa – choć rzadko – że filmowcy rzeczywiście postanowią dać widzom bohatera o wielkich uszach. Tak się stało choćby w roku 1977, kiedy światło dzienne ujrzał tajlandzki „Computer Superman”, kiczowata groteska o czwórce urodzonych pewnej burzowej nocy dzieci. Jedno z nich ma właśnie takie wielgachne, ewidentnie sztuczne uszy, przyczepione do głowy jak najbardziej widoczną gumką. W dorosłym życiu bohater potrafi dzięki owym uszom doskonale słyszeć oraz używać ich choćby do wachlowania się. Drugi z bohaterów ma wielgachne, gumowe graby – bo dłońmi trudno to już nazwać. Trzeci dysponuje sztywnym, krótkim ogonem, przypominającym z wyglądu róg nosorożca – tyle że przyczepiony z niewłaściwej strony nad niewłaściwym otworem. Trudno stwierdzić, czy z posiadania ogona wynikały jakieś pozytywy. Czwarty z kolei został obdarzony… khem… no cóż… Czwartego zostawię na „zatydzień”. Jest perełką sam w sobie. Jak by nie było, dżentelmeni – cóż za zaskoczenie! – nie cieszą się zbyt dużą popularnością w swojej wiosce i pewnego razu, po tym, jak oddali cały swój połów grupie ładnych dziewczyn i wrócili do domu z pustymi rękami ze względu na rozszalały nagle sztorm, zostają wygnani precz. Zaraz potem osadę napadają bandyci i zamykają większość kobiet w chatce, mężczyzn zaś pędzą do pracy na plantacji jakiegoś narkotycznego zielska. Mimo to jednej z dziewczyn, które otrzymały ryby, udaje się nawiązać romans z naszym ogoniastym przystojniakiem. A gdy tylko zadowolony z rozwijającej się znajomości chłopak zapada w słodkie senne rojenia, dziewczę chwyta za maczetę i… odcina lubemu ogon. Krwawiący z tyłka jak zarzynane prosię bohater wybiega na zewnątrz i chwilę później pada trupem. Jednak – jakżeż szczęśliwie! – znajduje go szalony naukowiec-wojskowy, prowadzący w okolicy jakieś podejrzane eksperymenty, każe dwóm usługującym mu tępym pomagierom zabrać go do swojego laboratorium, tam zaś… patroszy go. Właśnie tak. A potem funduje mu plastikowy korpus, wypchany kłębami drutu i elektronicznego śmiecia, czyniąc z niego supersilnego i superszybkiego… no, powiedzmy, że androida. Szczerze mówiąc – to trzeba zobaczyć na własne oczy. Jedyny mankament jest taki, że – o ile wiem – film nie posiada wersji w zrozumiałym języku i nie sposób zgadnąć, czy był kręcony na serio, czy jednak była to może całkiem świadoma zgrywa. 22 października 2018 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz