Z filmu wyjęte: Zatokaman i wspólnicyCzyli jak wspólnym wysiłkiem ujść morskiej nawałnicy.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Zatokaman i wspólnicyCzyli jak wspólnym wysiłkiem ujść morskiej nawałnicy. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią dziś grande finale tajlandzkiego filmu „Computer Superman” z 1977 roku. Kadr przedstawia herosa z obszernymi nosowymi zatokami w jedynej w filmie sensownej akcji, w dodatku zbiorczej – z trzema pozostałymi dziwakami. Otóż gdy całą czwórkę złapała na środku morza burza, a inteligent z ogonem przysiadł na ławeczce z takim impetem, że zrobił w dnie łodzi dziurę, istotne stało się szybkie i bezpieczne dotarcie do lądu. Na przodzie łodzi zasiadł heros z wielkimi grabami, robiąc za napęd. Dżentelmen z wielkimi uszami napiął się i powiększył swoje małżowiny, łapiąc w nie wiatr jak w zwyczajne żagle. Sprawca przedziurawienia łodzi zasiadł na rufie i użył ogona jako steru. Natomiast zatokaman… zaczął siąkać glutami w dziurę w łodzi, co chwila ją zalepiając i powodując, że przez wybity otwór praktycznie nie dostawała się do środka woda. Jak już nadmieniałem – nie mam bladego pojęcia, czy film był kręcony na serio, czy może jednak jako zwariowana zgrywa. Z pewnością wart jest jednak rzucenia nań okiem. Takie szaleństwa nie zdarzają się w kinie zbyt często… 5 listopada 2018 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz