Z filmu wyjęte: 22 tancerzy i świński pęcherzDziś coś dla sympatyków piłki nożnej. Czyli ranna piłka na noszach i „samolot” w wykonaniu jednego z zawodników.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: 22 tancerzy i świński pęcherzDziś coś dla sympatyków piłki nożnej. Czyli ranna piłka na noszach i „samolot” w wykonaniu jednego z zawodników. Dzisiejszy kadr nie jest może zbyt imponujący, ale doprawdy trudno wybrać ten jeden konkretny z całej sekwencji, trwającej coś koło dwóch minut. Praktycznie co ujęcie, to scena godna zapamiętania. Problem w tym, że rzadko która sekwencja zatrzymana w stopklatce jest jakoś szczególnie urodziwa. A to bramkarz dźwigający kolegę w dość karkołomnej pozycji trafia się gdzieś w rogu kadru, a to tuptający „konno” piłkarze przebiegają akurat na tle innych tańcujących, gubiąc czytelność sceny – przez co wybrałem w końcu widok dwóch zawodników niosących nosze z „ranną” piłką, flankowanych przez „lotnika” oraz kręcącego piruety „tancerza”. Całe te piłkarskie brewerie trafiają się we francuskim filmie „Zielona piękność”. Obraz pochodzi z 1996 roku i w zamierzeniu był głosem za ekologią, wegetarianizmem i powrotem do natury. Niestety, wyszła z tego dość naiwna bajeczka, z upływem lat rażąca coraz bardziej, i bardziej. Jej sednem jest wyprawa mieszkanki rajskiej planety, gdzie ludzie żyją w zgodzie z przyrodą – na Ziemię. Tu kobieta przekonuje się, że środowisko jest zniszczone (spaliny samochodowe, beton, mało roślinności), woda i żywność są skażone, mnożą się konflikty o różnorakim podłożu, a ludzie gonią za absolutnie nieistotnymi rzeczami (na przykład pieniędzmi), zaniedbując rodzinę i przyrodę. Dzięki posiadanym umiejętnościom jest w stanie jednak odłączyć – ruchem głowy – wybrane osoby od społeczeństwa i dać im zupełnie nową perspektywę. Co widać między innymi po piłkarzach, którzy po odłączeniu porzucają bieganie za piłką i zabierają się za realizację górnolotnych pragnień, czyli tańca i śpiewu. Reżyser przekonuje nas, że gdybyśmy zrezygnowali z cywilizacyjnego garbu, żylibyśmy sobie w zgodzie z naturą, ciesząc się telepatią, momentalną nauką języków, powszechną tolerancją i miłością, a także długowiecznością (do trzystu lat) i trzecim garniturem zębów, wyrzynającym się w okolicach stotrzydziestki. Ani słowa jednak nie ma na temat sposobu, w jaki bez pomocy techniki można by zrobić z Ziemi raj na podobieństwo obcej planety – z jednolitą strefą klimatyczną, codziennym, godzinnym deszczem i na tyle ciepłą pogodą, że dałoby się swobodnie spać w rowie, co zresztą jest zalecane przez bohaterów. Nic nie ma też o chorobach, insektach i trujących roślinach, przyroście naturalnym (bohaterka ma piątkę dzieci) i żywieniu nieprzebranej rzeszy ludzi w sytuacji, gdy poletka obrabia się gołymi rękami, bez pomocy najmniejszego nawet narzędzia czy zwierzęcia. Ot, artystyczna sielanka, mająca niezbyt wiele wspólnego z ewentualną rzeczywistością. Mimo to film warto obejrzeć, jest bowiem całkiem sympatyczny, posiada kilka odświeżających gatunkowo koncepcji (podróże kosmiczne odbywa się we wnętrzu swego rodzaju balonów, wytwarzanych myślowo przez wspólnotę), a także oferuje kilka przednich scen – bo oprócz tych dotyczących meczu piłkarskiego, znajduje się jeszcze przednia scena odłączenia czterech muzyków z filharmonii. Na deser wspomniany mecz, który jakaś dobra dusza wrzuciła na Youtube: 8 lipca 2019 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz