Z filmu wyjęte: A w zaświatach tańce i swawoleNie wszyscy twórcy uważają, że dom, w którym mieszka Śmierć, musi być posępny i pełen grzechotu kości domownika. Na przykład Ernesto Cortázar z Meksyku uznał, że często trwa tam huczna balanga…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: A w zaświatach tańce i swawoleNie wszyscy twórcy uważają, że dom, w którym mieszka Śmierć, musi być posępny i pełen grzechotu kości domownika. Na przykład Ernesto Cortázar z Meksyku uznał, że często trwa tam huczna balanga… Dzisiejszy kadr przedstawia grupę szkieletów grających na rozmaitych instrumentach (siedzący pośrodku muzyk dmie w saksofon sporządzony z ręki szkieletu, zaś jego kolega po lewej dmucha w czaszkę jakiegoś większego zwierzęcia, traktując ją jak dużą okarynę). Scena wygląda umiarkowanie normalnie, bowiem twórcy z lat 1950. i 1960. wcale nie tak rzadko miewali pomysły z tańcami szkieletów, czyli aktorów przebranych w czarny strój, na którym wymalowano białe, niekiedy fosforyzujące kości. Jej normalność zaburza jednak stojący obok muzyków szkielet byka lub krowy. Ów element scenografii jest o tyle zaskakujący, że do niczego nie służy, stojąc sobie tam i drażniąc oko samą swoją obecnością. Trudno też zgadnąć, po co Śmierć miałaby trzymać w szeroko pojętym domu szczątki rogacizny… Cała sekwencja koncertu i tańców (tak, są do tego tańce, i to nie tylko w wykonaniu szkieletów-mężczyzn) jest wykonana ze sporym rozmachem i ładnie urozmaica wyczuwalnie już stary film. A mowa o meksykańskiej komedii „La muerte enamorada” (w luźnym tłumaczeniu „Zakochana Śmierć”) z roku 1951. Film jest do odłowienia na Youtubie, choć raczej w podłej jakości – co zresztą widać po niezbyt urodziwym kadrze – i bez jakichkolwiek napisów. A że w sieci praktycznie nie sposób znaleźć szerszego streszczenia, akcja filmu chwilami jest mocno zagadkowa. Z grubsza jednak chodzi o to, że w biurze sprzedawcy ubezpieczeń na życie, wiodącego dość szczęśliwy, choć niezbyt bogaty żywot, pojawia się Śmierć – żeby nie było: w wersji kobiecej – i obwieszcza, że przyszła kryska na matyska. Bo bohater wielokrotnie mówił, że z chęcią oddałby trochę lat, żeby mieć lepsze życie. No i tak się stało, choć wyszło to na jaw dopiero podczas wizyty Śmierci. Kobieta proponuje więc kilka dni życia ekstra w zamian za zakwaterowanie jej w domu bohatera i pokazanie codziennego życia tak domowego, jak i zewnętrznego. Oczywiście nikt z domowników – a w ich poczet wchodzi żona z może 10-letnią córką, dwie służące i jakiś krewniak, być może szwagier – nie ma pojęcia o prawdziwej naturze gościa. Co więcej, krewniak zaczyna romansować ze Śmiercią, i nawet zaciąga ją do nocnego klubu na popijawę. Film wyraźnie się już zestarzał i chwilami drażni przesadną manierą slapstickową, ale mimo wszystko posiada sporo uroku. Przede wszystkim – bo w rolę Śmierci wcieliła się Miroslava (Sternova) – Czeszka z pochodzenia, bardzo piękna i zakochana w Meksyku, z wzajemnością zresztą. Niestety, w związkach nie miała szczęścia (pierwszy ukochany zginął na wojnie, drugi – poślubiony – okazał się homoseksualistą, co po paru miesiącach skończyło się rozwodem; potem romansowała jeszcze z meksykańskim aktorem, kubańskim torreadorem, a w końcu hiszpańskim impresariem), w karierze też (przez długi czas bardziej ceniono jej urodę niż talent; w dodatku ze względu na akcent dostawała przeważnie role obcokrajowców), i gdy w końcu zaczęła zdobywać laury i zwróciła uwagę samego Luisa Buñuela, który obsadził ją w głównej roli w „Zbrodniczym życie Archibalda de la Cruz” – popełniła samobójstwo na dwa miesiące przed premierą. Miała wówczas niemal równo 30 lat. Sporo uroku zapewnił filmowi też Fernando Fernández, posiadający bardzo plastyczną twarz i dobry głos – w końcu był aktorem i śpiewakiem. Natomiast tym, co po prostu urzeka, są dwa świetne kawałki muzyczne (z ogólnej liczby trzech czy czterech). Pierwszy – to wspomniany na początku taniec szkieletów, zaserwowany jako powitanie władczyni w jej domenie (Śmierć bowiem na chwilę wyślizgnęła się w nocy z domu jako dym, żeby zerknąć, co też tam u niej w domu się wyprawia). Drugi – klasycznie latynoski, lamentacyjny zaśpiew bohatera, opłakującego swój los w knajpie. Oczywiście zaraz dołącza się do niego chórek podpitych bywalców i wszyscy wspólnie zaczynają szlochać nad jego nieszczęściem: 29 lipca 2019 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz