Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

ENH 08: Horyzonty na trzy głosy

Esensja.pl
Esensja.pl
Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
« 1 2 3

Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

ENH 08: Horyzonty na trzy głosy

„Funny Games US” („Funny Games”, reż. Michael Haneke)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Ocena: 70%
Największym zaskoczeniem dla widza, który zna austriacką wersję “Funny Games” z roku 1997 będzie to… jak mało wersja amerykańska różni się od pierwowzoru. Michael Haneke właściwie skopiował swój głośny film scena po scenie, tyle że z innymi aktorami i w nieco innych, bardziej efektownych sceneriach. Sens takiego podejścia był oczywisty – przyciągnięcie uwagi amerykańskiego widza, który miał zostać zwabiony do kin nazwiskiem Naomi Watts w obsadzie i informacją, że jest to amerykański thriller, w którym mówi się po angielsku i nie trzeba czytać napisów. Bo przecież „Funny Games” jest filmem testującym odniesienie widza do przemocy w kinie, a jaki widz do takiego eksperymentu jest bardziej predestynowany niż amerykański? Jak się okazało, całe to podejście okazało się niewypałem, bo widz z USA i tak nie poszedł na „Funny Games”, uznając film za zbyt odbiegający od jego thrillerowych przyzwyczajeń. W sumie więc mamy film dla nikogo, bo po co oglądać tę samą treść w nieco innej oprawie? Co nie zmienia faktu, że pod względem sztuki filmowej jest to robota bardzo dobra, dzieło spójne, dobrze wyreżyserowane, zagrane i pod tymi względami niczym nie ustępujące pierwowzorowi.
„Goodbye Pork Pie” (reż. Geoff Murphy)
Ocena: 60%
Sympatyczne nowozelandzkie anarchistyczne kino drogi. John przyjeżdża do Nowej Zelandii, bo przybyła tu wcześniej jego dziewczyna, zerwawszy znajomość nie mogąc znieść niezdecydowania swojego faceta. John nie ma zbyt wiele kasy na dalszą podróż. Na miejscu spotyka lekko świrniętego nastolatka Gerry’ego Austina, który właśnie znalazł prawo jazdy obcej kobiety i za jego pomocą wynajął samochód, by trochę zaszaleć. Obaj zaczynają tworzyć zabawnie niezgrany duet, pokonują Nową Zelandię kradzionym samochodem, zasilanym kradzioną benzyną, popalając nielegalną trawkę i dobrze bawiąc się z poznaną po drodze równie rozrywkową dziewczyną. Wkrótce cała nowozelandzka policja rusza ich śladem, ale dla szarych mieszkańców stają się ludowymi bohaterami. Film dość stary, z 1981 r., przywodzi na myśl amerykańskie filmy z tamtej epoki takie jak „Konwój”, „Mistrz kierownicy ucieka”, a także nieco wcześniejszego „Butcha Cassidy’ego i Sundance Kida”. Humor momentami nieco niedzisiejszy, aktorstwo też trochę się zestarzało, ale zabawa w sumie całkiem niezła, ze świetnym motywem ucieczki samochodem w kolejowym wagonie.
„Intruz” („O invasor”, reż. Beto Brant)
Ocena: 70%
Brazylijskie kino przywodzące na myśl filmy braci Coen i… „Dług” Krauzego. Współczesna Brazylia, trzech wspólników prowadzi wspólnie firmę budowlaną. Trwa bezwzględna walka o kontrakty, ale także rywalizacja wewnątrz firmy. Dwóch wspólników postanawia zlecić morderstwo trzeciego z nich, wyraźnie w czymś im brużdżącego. Problem polega na tym, że wynajęty zabójca nie zadowala się zapłatą i pragnie przy okazji na dłużej podnieść swą pozycję społeczną… Z braci Coen „Intruz” czerpie pomysł na intrygę kryminalną z drugim dnem i właściwym dla nich motywem przewijającej się ironii i przewrotności losu. Z „Długiem” zaś film ma wspólne krytyczne spojrzenie na kształtujący się kapitalizm w kraju bez wielkich kapitalistycznych tradycji. Seans interesujący, momentami zaskakujący, bezczelnie amoralny i przewrotny. Nie wiem tylko, co kryje się za złą jakością straszliwie ziarnistego obrazu. Co gorsza, wyglądało na to, że jest to celowy zabieg artystyczny. Dla widza w pierwszym rzędzie raczej mocno męczący.
„Milczenie Lorny” („Le silence de Lorna”, reż. Jean-Paul i Luc Dardenne)
Ocena: 80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Pozytywne zaskoczenie. Wiedząc, że idę na film o trudnym losie albańskiej emigrantki w Belgii, spodziewałem się ciężkiego kina społecznie zaangażowanego. No i dostałem kino społecznie zaangażowane, ale poza tym angażującą emocjonalnie opowieść o kobiecie, która w parszywym świecie próbuje zachować choć odrobinę dobra, uczciwości, szlachetności, nawet gdy będzie musiała zaryzykować całe swoje życiw. Nagroda w Cannes, jak to zwykle u Dardenne’ów, ale tym razem nie główna (uznano pewnie, że trzecia Złota Palma byłaby przesadą). Niech jednak nie odstrasza was od tego filmu, gdy zawita (zapewne) na nasze ekrany szyld kina artystycznego. „Milczenie Lorny” może zapewnić również naprawdę szczere wzruszenie.
„Nagle” („Out of the Blue”, reż. Robert Sarkies)
Ocena: 80%
Świetne kino znanego u nas z filmu „Zapach trawki, smak wolności” reżysera Roberta Sarkiesa. W swym drugim obrazie na warsztat wziął historię najbardziej krwawego masowego morderstwa w Nowej Zelandii, które miało miejsce w spokojnej nadmorskiej wiosce Aramoana w 1990 roku. Od strony fabularnej film jest bardzo wierny faktom (co po seansie deklarował reżyser), ale właściwie wszystkie elementy sztuki filmowej w tym dziele świadczą o wysokim profesjonalizmie twórców. Znakomite wprowadzenia widza do filmu – nie tylko jest on w stanie na tyle poznać jego bohaterów (nie zawsze przecież bardzo sympatycznych), by przejmować się ich losami, ale i udziela mu się nastrój wiejskiej sielanki, przy której rozpoczęcie zabijania jest sceną rzeczywiście zaskakującą i szokującą, „jak grom z jasnego nieba”, jak raczej powinien być przetłumaczony tytuł. Sceny morderstw przejmujące, ale pokazane z taktem, zwłaszcza w drastycznych chwilach, gdy ofiarami były dzieci. W pełni rozumiemy również zachowanie zagubionych policjantów, dla których do tej pory najtrudniejszymi sprawami były kradzieże kóz i nocne hałasy. Podczas obławy na nadal zabijającego szaleńca cały czas udaje się utrzymać napięcie i niepokój o osoby do tej pory ocalałe. Intrygujące próby wejścia do głowy szalonego strzelca. Próba zrozumienia tego, co się stało i próba spojrzenia na to, co po tragedii pozostało w głowach osób biorących w niej udział.
W sumie silne emocjonalne doświadczenie, ale poza tym naprawdę znakomite kino.
„Nie dotykać siekiery” („Ne tochez pas la hache”, reż. Jacques Rivette)
Ocena: 30%
Nie rozumiem, nie pojmuję, nie kumam. A może – cytując popularne na festiwalu stwierdzenie – po prostu zabrakło mi narzędzi do oceny „Nie dotykać siekiery”. Nie rozumiem, po co właściwie powstał ten film i jaki jest jego sens, ale wiem, że wymęczyłem się niebywale podczas dwóch i pół godziny seansu. Jacques Rivette, szacowny weteran francuskiej Nowej Fali (czyli nurtu filmowego sprzed półwiecza) tworzy rozciągniętą do granic przyzwoitości opowieść o XIX-wiecznym tragicznym romansie, szereg nużących scen przetykając tablicami ilustrującymi uczucia i przemyślenia bohaterów. On jest generałem napoleońskim i CIERPI. Cierpi straszliwie przez cały film, a przy okazji utyka. Ona jest księżną i też nieco cierpi, ale poza tym raczej nie wie, o co jej chodzi w życiu. Ich romans nie obchodzi kompletnie nikogo, zapewne również reżysera, dla którego film jest chyba jakimś stylistycznym ćwiczeniem, bo sama treść przypomina tanie kostiumowe romansidła. Publiczność na seansie była wyrozumiała, nie wybuchając śmiechem w bardziej napuszonych scenach. A szkoda.
„Obca ziemia” („Terra estrangeira”, reż. Walter Salles, Daniela Thomas)
Ocena: 60%
Jeden z wielu rozjazdów między opisem filmu w festiwalowym katalogu a tym, co w rzeczywistości można było zobaczyć na ekranie. Katalog zapowiadał coś w rodzaju obrazu obyczajowo-publicystycznego o trudnych losach współczesnych emigrantów: Brazylijczyków w Portugalii i Portugalczyków w Brazylii. W rzeczywistości film okazał się być stylizowanym kryminałem, z przewijającym się motywem emigracji i trudności odnalezienia się na tytułowej obcej ziemi, ale także z wątkami przemytu diamentów, zemsty, przekrętu etc., etc. Artystowski początek sugerował dość ciężki seans, ale na szczęście film w miarę szybko łapie normalny kryminalno-sensacyjny rytm i przestaje przeszkadzać, że został nakręcony na czarno-białej taśmie. Bonusowo kilka ładnych występów muzyki fado i brak happy endu.
„Obcy we mnie” („Das Fremde in mir”, reż. Emily Atef)
Ocena: 60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Film reżyserki, której „Drogą Molly” z polskim motywem mogliśmy oglądać na festiwalu dwa lata wcześniej, a w kinach w zeszłym roku, i który to film nie przypadł nam specjalnie do gustu. Tym razem jest wyraźnie lepiej, choć film raczej zyskuje w kategoriach wagi tematu i zacięcia edukacyjnego niż w kategoriach czysto artystycznych. Reżyserka jasno mówi, że „Obcego we mnie” nakręciła, ponieważ nie znała wcześniej żadnego filmu podejmującego temat depresji poporodowej i odrzucenia przez kobietę własnego dziecka. Rebecca urodziła ślicznego chłopca. Wszyscy oczywiście zachwycają się dzieckiem. Wszyscy – poza jego własną matką. Ona jest zmęczona, przygnębiona, zagubiona, przerażona swą nową rolą i nie potrafi w sobie wzbudzić miłości do dziecka. Co gorsza, całe jej otoczenie uważa, że zaangażowanie z jej strony jest oczywiste i nie dostrzega narastającego problemu. Całość jest przekonująca, naprawdę dobrze zagrana (zwłaszcza przez odtwórczynię głównej roli, Susanne Wolff), ale z pewnością będzie lepiej odebrana przez osoby rozumiejące, z czym może wiązać się pojawienie w domu dziecka. Dla innych będzie to zapewne jedynie informacja o tym, że istnieje coś takiego jak depresja poporodowa i może pojawić się w zupełnie normalnym otoczeniu. A dla mnie jeszcze będzie to informacja, że są kraje, w których istnieje zorganizowane lecznictwo takich schorzeń (np. Niemcy), w przeciwieństwie do ograniczenia się do oskarżeń o bycie wyrodną matką (a taka byłaby zapewne reakcja w 90% przypadków w naszym kraju).
„Rumba” („Rumba”, reż. Dominique Abel, Fiona Gordon, Bruno Romy)
Ocena: 50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nieco ryzykowna francuska zwariowana komedia o parze nauczycieli z małego miasteczka, których pasją są tańce towarzyskie. Dlaczego ryzykowna? Ano dlatego, że połowa filmu oparta jest na żartach z ludzkich nieszczęść, dowcipach o kobiecie bez nogi i mężczyźnie z utratą pamięci. Nieco slapsticku, humor nierówny, ale dowcipy zgrane i nietrafione przeplatane są scenkami autentycznie zabawnymi. W sumie – przy odpowiednim podejściu i wprowadzeniu się w odpowiednią fazę, można się na „Rumbie” całkiem nieźle bawić. Nie każdy niestety taką fazę będzie w stanie osiągnąć.
„Wypadek” („Crush”, reż. Alison Maclean)
Ocena: 70%
Jak dowiedzieliśmy się przed seansem, „Wypadek” to obok „Niebiańskich istot” Jacksona, „Fortepianu” Campion i „Once were warriors” Lee Tamahori jeden z eksportowych produktów nowozelandzkiego kina lat 90. Co nie zmienia faktu, że dzieło Alison Maclean (notabene wciąż przedstawianą przez tłumacza jako… Alistair MacLean) nie jest bardzo głośne, ani bardzo znane. Ale jest całkiem interesujące.
Dwie kobiety – Amerykanka Lane i Nowozelandka Christina – jadą, aby przeprowadzić wywiad z pewnym głośnym pisarzem. Podczas podróży łatwo daje się wyczuć panujące między nimi napięcie. Jeden błąd kierowcy – i samochód koziołkuje w dół skarby. Amerykanka wychodzi z katastrofy bez szwanku, Nowozelandka ma ciężki uraz mózgu. Lane dociera do domu pisarza, ale wcześniej poznaje jego szesnastoletnią córkę Angelę. Powstaje specyficzny trójkąt – najpierw ojciec rywalizuje z córką o względy atrakcyjnej Lane, potem sytuacja się zmienia – Lane i Angela walczą o pisarza. Angela wykorzystuje dochodzącą powoli do zdrowia Christinę, przypominając jej wciąż, kto jest sprawcą jej nieszczęścia.
Wszystko to jest bardziej złożone niż w tym opisie i nie daje się opowiedzieć w kilku słowach. Mamy tu napięcie erotyczne, mamy swego rodzaju femme fatale, mamy osoby zagubione w swym życiu i rozpaczliwie czegoś poszukujące. W klimacie filmu nieco wczesnego Lyncha, nieco Weira, trochę przychodzi do głowy niedawne „Lato miłości” Pawlikowskiego. Ciekawy, niejednoznaczny seans.
Konrad Wągrowski
• • •
Byłeś na Nowych Horyzontach w tym roku? Masz inne wrażenia? Podziel się nimi na Forum Esensji.
Czytaj też:
koniec
« 1 2 3
6 sierpnia 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Co nam w kinie gra: Perfect Days
— Kamil Witek

Co nam w kinie gra: Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek

14. American Film Festival: Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek

Co nam w kinie gra: Poprzednie życie
— Kamil Witek

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.