Kino totalitarne: Na czerwoną Ukrainę – prowadź, towarzyszu Szczors!
[Aleksander Dowżenko „Szczors” - recenzja]
Premiera „Szczorsa” odbyła się w wyjątkowy dzień – 1 maja 1939 roku. Stalin był z filmu bardzo zadowolony, co udowodnił nadając jego twórcom kilka nagród swego imienia (gdyby nie był, obraz zapewne nigdy nie trafiłby do rozpowszechniania). Autor nie spoczywał jednak zresztą zbyt długo na laurach. Cztery i pół miesiąca później Armia Czerwona, jako lojalny sojusznik III Rzeszy, wkroczyła na wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej. Aleksandr Pietrowicz wraz ze swoją ekipą został wysłany w ślad za bohaterskimi krasnoarmiejcami. Zadanie miał jasne: nakręcić film dokumentalny, który pokazywałby wielką radość okazywaną przez ukraińskich i białoruskich chłopów i robotników z faktu włączenia ich do wielkiej rodziny narodów radzieckich. Tak powstało „Wyzwolenie” („Oswobożdienije”, 1940) – najbardziej haniebne, przynajmniej z polskiego punktu widzenia, dzieło Ukraińca. W czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej pułkownik Dowżenko – z takim stopniem wojskowym odkomenderowano go bowiem na front – kręcił kolejne propagandowe dokumenty sławiące heroizm żołnierzy spod znaku Czerwonej Gwiazdy: „Bitwa za naszu Sowietskuju Ukrainu” (1943) oraz „Strana rodnaja” i „Pobieda na Prawobierieżnoj Ukrainie” (oba z 1945 roku). Chciał nakręcić również film fabularny, ale scenariusz zatytułowany „Ukraina w ogniu” nie spodobał się ani Biuru Politycznemu Komitetu Centralnego Partii, ani generalissimusowi Stalinowi. Podobnie rzecz się miała z kolejnym projektem artysty – napisaną w 1944 roku poetycką biografią słynnego rosyjskiego hodowcy i sadownika Iwana Miczurina. Trafił jednak w zły moment. Stalin postawił bowiem wówczas na jego głównego konkurenta Trofima Łysenkę, którego uczynił nawet dyrektorem Instytutu Genetyki Akademii Nauk ZSRR, choć był on jedynie przebiegłym pseudonaukowcem i hochsztaplerem. Film „Miczurin” (1949) wprawdzie powstał, ale niewiele miał wspólnego z pierwotnymi założeniami. Po licznych zmianach i ingerencjach cenzury nie pozostało w nim nic poza nieznośnym patosem. Swoje artystyczne niepowodzenie reżyser przypłacił zawałem serca.
„Na razie daruję wam życie, zdrajcy!”
Kiedy wrócił do zdrowia zabrał się za pracę nad pamfletem politycznym „Proszczaj, Amierika!” („Żegnaj, Ameryko!”), którego pierwowzorem były wspomnienia dziennikarki Anabell Backard, która „wybrała wolność”, uciekając ze Stanów Zjednoczonych do Związku Radzieckiego. W ojczyźnie proletariatu stała się bohaterką, a jej demaskatorska książka zatytułowana „Prawda o amerykańskich dyplomatach” miała nawet zostać przeniesiona na ekran. Tuż przed ukończeniem filmu Dowżenko otrzymał jednak nakaz natychmiastowego przerwania zdjęć. Okazało się bowiem, że sprytna żurnalistka, gdy tylko rozeznała się w sytuacji, uciekła z powrotem do domu, wybierając – zamiast komunistycznego raju – kapitalistyczne piekło. Niedokończony obraz trafił na półkę, gdzie przeleżał prawie pół wieku. Publicznie pokazano go po raz pierwszy dopiero w 1995 roku. Zniechęcony reżyser zajął się teraz literaturą; zaczął pisać epopeję „Zołotyje worota”. Wykładał również na WGIK-u, czyli Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii, i co jakiś czas zwracał się do nowych władz Kraju Rad – miało to miejsce już po śmierci Stalina – o zgodę na powrót na Ukrainę, której notabene nigdy nie dostał. Na 1956 rok zaplanował realizację kolejnego filmu – „Poematu o morzu” („Poema o morie”). Tuż przed rozpoczęciem zdjęć doznał jednak kolejnego zawału i 25 listopada zmarł. Film dokończyła dwa lata później żona Dowżenki Julia Sołncewa. Poznali się prawie trzy dekady wcześniej na planie „Burzy” Pawła Dolina (filmu, który do dzisiaj się nie zachował). Aleksandr Pietrowicz był tak zafascynowany urodą niespełna trzydziestoletniej wówczas aktorki (tytułowej Aelity, marsjańskiej księżniczki, w klasycznym filmie Jakowa Protazanowa), że pozostał związany z nią – artystycznie i prywatnie – już do końca swego życia. Była jego asystentką przy „Aerogradzie” i drugą reżyserką „Szczorsa”. Po śmierci męża nie tylko dokończyła „Poemat o morzu”, ale przeniosła na ekran także inne jego scenariusze: „Powiest’ płamiennych liet” (1961), „Zaczarowannaja Diesna” (1964), „Niezabywajemoje” (1967) oraz „Zołotyje worota” (1969). Zmarła w 1989 roku.
Romantyczny bohater Nikołaj Szczors
Tytułową rolę zagrał w filmie Dowżenki Jewgienij Samojłow (notabene ojciec znanej z melodramatu Michaiła Kałatozowa „
Lecą żurawie” aktorki Tatiany Samojłowej). Pochodzący z Petersburga aktor był absolwentem leningradzkiego technikum artystycznego, jego prawdziwa kariera zaczęła się jednak dopiero po przeprowadzce do Moskwy w połowie lat 30. ubiegłego wieku. W kinie zadebiutował w 1936 roku w komedii romantycznej Igora Sawczenki „Słuczajnaja wstrieczia”. Po występie w obrazie Aleksandra Pietrowicza pojawił się jeszcze między innymi w tak głośnych produkcjach, jak muzyczno-wojenna komedia Iwana Pyriewa „W szest’ czasow wiecziera poslie wojny” (1944), „Żywi i martwi” (1964) Aleksandra Stolpera oraz trzech epopejach Siergieja Bondarczuka: „Waterloo” (1970), „Oni walczyli za ojczyznę” (1975) i „Borys Godunow” (1986). Zmarł przed trzema laty, dożywając jakże słusznego wieku 94 lat. W postać jego wiernego towarzysza Wasilija Bożenki wcielił się Iwan Skuratow, urodzony na Syberii syn zesłańca. Grał głównie w teatrze, w filmie pojawiając się niezwykle rzadko. Poza „Szczorsem” warto wspomnieć jedynie o jego udziale w propagandowym „Kutuzowie” (1943) Władimira Pietrowa. Debiutantem na ekranie był odtwórca roli młodego Piotra Czyża Fiodor Iszczenko. Wielkiej kariery nie zrobił, ale chwalono jego kreacje w opartej na powieści Aleksieja Tołstoja „Gadjuce” (1965) Wiktora Iwczenki oraz wojennej komedii Leonida Bykowa „W boj idut odni stariki” (1973). Po raz ostatni stanął przed kamerą w 1977 roku; od tamtej pory cieszy się zasłużoną emeryturą. Dzisiaj ma już 97 lat. Tylko o rok młodsza jest od niego Nina Nikitina, w „Szczorsie” grająca Nastię. Później zagrała jeszcze w dramacie historycznym „Minin i Pożarski” (1939) Wsiewołoda Pudowkina oraz – to ciekawostka – włosko-radzieckiej koprodukcji Giuseppe de Santisa i Dmitrija Wasiliewa „Oni szli na Wostok” (1965), który to film opowiadał o nieszczęsnych italskich żołnierzach zmuszonych do walki z Armią Czerwoną na froncie wschodnim. W epizodach pojawili się natomiast znani później Aleksandr Chwylia (pamiętny Siemion Budionny z „
Pierwszej Konnej”, potem w „
Wesołym jarmarku” i „
Braciach Karamazow” Iwana Pyriewa) oraz Nikołaj Kriuczkow („
Czterdziesty pierwszy” i „
Ballada o żołnierzu” Grigorija Czuchraja).
Niewiele jest elementów, które zasługują w „Szczorsie” na szczególną pochwałę. Na pewno jest nią jednak muzyka autorstwa Dmitrija Kabaliewskiego – majestatyczna, najczęściej zaaranżowana na orkiestrę symfoniczną i chór. Ale też kompozytor był artystą dużego formatu. Mimo że urodził się w Petersburgu, karierę zrobił w Moskwie. Ukończył stołeczne konserwatorium, na którym wykładał później – od 1932 roku – przez prawie pół wieku. Tworzył opery, suity, utwory fortepianowe i na wiolonczelę. Komponował dla teatru i filmu. Z Dowżenką współpracował już przy „Aerogradzie”, po wojnie ozdobił swoją muzyką kinową wersję „Drogi przez mękę” (1958-1959) Aleksieja Tołstoja w reżyserii Grigorija Roszala. Autorem zdjęć był natomiast Jurij Jekielczik, absolwent wydziału operatorskiego technikum filmowego w Odessie. Zadebiutował u Dowżenki, pracując przy „Iwanie”. Największym jego osiągnięciem była jednak monumentalna „Bitwa stalingradzka” (1949) Władimira Pietrowa, za którą otrzymał Nagrodę Stalinowską I stopnia. Po raz ostatni kierował zdjęciami, pomagając Michaiłowi Kałatozowowi zrealizować „Pierwyj eszelon” (1955). Zmarł rok później. Większości twórcom „Szczorsa” film ten otworzył wrota do wielkiej kariery. Czy później wykorzystali swą szansę, to już zupełnie inna sprawa. Sam Aleksandr Pietrowicz po latach musiał wspominać ten obraz z dużym rozrzewnieniem – po nim już nigdy nie osiągnął tak znaczącej pozycji, jaką zajmował wcześniej w radzieckiej kinematografii. Apoteoza kontrowersyjnego bohatera rosyjskiej wojny domowej nie przyniosła mu więc, wbrew pozorom, szczęścia. Umierał rozżalony i, choć trudno w to uwierzyć, w biedzie. Ciekawe swoją drogą, czy wiedział, że wykreowany przezeń na polecenie Stalina na komunistycznego świętego Ukrainy Nikołaj Szczors prawdopodobnie nie był nawet Ukraińcem, ale Białorusinem…