Jeśli jakaś seria ukazuje się przez długie lata, naturalną koleją losu jest to, że wokół jej głównego bohatera zaczynają narastać postaci, których potencjał fabularny, choć całkiem spory, nie zostaje – z przyczyn oczywistych – odpowiednio wykorzystany. W „Trzynastce” pojawiło się ich tak dużo, że ostatecznie wyewoluowały w osobny cykl, „XIII – Mystery”. Czwarta jego odsłona przybliża czytelnikom pułkownika Samuela Amosa.
Mędrzec Syjonu
[Alcante, François Boucq „XIII - Mystery: Pułkownik Amos” - recenzja]
Jeśli jakaś seria ukazuje się przez długie lata, naturalną koleją losu jest to, że wokół jej głównego bohatera zaczynają narastać postaci, których potencjał fabularny, choć całkiem spory, nie zostaje – z przyczyn oczywistych – odpowiednio wykorzystany. W „Trzynastce” pojawiło się ich tak dużo, że ostatecznie wyewoluowały w osobny cykl, „XIII – Mystery”. Czwarta jego odsłona przybliża czytelnikom pułkownika Samuela Amosa.
Alcante, François Boucq
‹XIII - Mystery: Pułkownik Amos›
Polscy wielbiciele komiksu zapoczątkowanego w latach 80. ubiegłego wieku przez Jeana Van Hamme’a i Williama Vance’a mają w ostatnich miesiącach powody do zadowolenia. Taurus Media po kilku latach przerwy postanowił wydawać nie tylko kolejne tomy głównego nurtu opowieści (vide „
Dzień Mayflower” i „
Przynęta”), ale również reaktywować, porzucony przez Egmont po publikacji dwóch początkowych tomów, oficjalny spin-off serii – „XIII – Mystery” („
Little Jones”). Ten ostatni liczy już dziewięć części; nad Wisłą ukazała się właśnie czwarta – „Pułkownik Amos” (wcześniej były jeszcze „
Mangusta” oraz „Irina”). Zgodnie z przyjętym założeniem, każdy kolejny tom cyklu pobocznego miał wychodzić spod ręki innej pary twórców. Pod opowieścią o Samuelu Amosie podpisali się bardzo ceniony francuski rysownik (i scenarzysta) François Boucq (w naszym kraju znany głównie ze znakomitej „
Czarciej mordy” oraz dwóch serii powstałych we współpracy z Alexandro Jodorowskym: „Księżycowa Morda” i „Bouncer”) oraz belgijski scenarzysta Didier Alcante (mający na koncie między innymi trylogię science fiction „Jason Brice”).
Samuel Amos to kolejny z drugo- czy nawet trzecioplanowych bohaterów „XIII”, który doczekał się własnego albumu. Chociaż został wprowadzony do fabuły przez Van Hamme’a już na samym początku opowieści – pojawił się bowiem w otwierającym ją tomie „Dzień Czarnego Słońca” (1984) – czytelnicy niewiele się o nim wówczas (jak i później) dowiedzieli. „Pułkownik Amos” diametralnie zmienia ten stan rzeczy. I choć przesadą byłoby stwierdzenie, że Boucq wykłada nam tego oficera FBI na tacy, prawdą pozostaje, że przedstawia kilka bardzo istotnych wydarzeń z jego przeszłości, przy okazji zdradzając wielką tajemnicę osobistą, z której istnienia nie zdawał sobie sprawy nawet on sam. A to już wystarczająco dużo, by z zaciekawieniem sięgnąć po komiks francusko-belgijskiego duetu, później zaś z rosnącym zainteresowaniem wczytywać się w kolejne plansze. Otwarcie historii zostało skonstruowane zgodnie z receptą mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka – następuje trzęsienie ziemi, w powietrze wylatuje siedzący w swoim samochodzie prokurator generalny stanu Nowy Jork. Człowiek, który wykonując uczciwie swoją pracę, musiał narazić się niejednemu wpływowemu przestępcy. Kto jednak ważyłby się podnieść rękę na tak wysokiego funkcjonariusza państwa? Odpowiedź na pewno Was zaskoczy.
W tym samym czasie ekipa Federalnego Biura Śledczego robi nalot na opuszczoną kamienicę. Polują na szpiega, który okazuje się jednak sprytniejszy. Nie tylko udaje mu się uciec, ale na dodatek detonuje bombę, która zaciera ślady jego aktywności. Na szczęście – nie wszystkie. Oględziny miejsca zdarzenia przynoszą niezwykłe odkrycie: kopię poufnego dokumentu FBI oraz napisaną w języku hebrajskim notatkę, której adresatem jest szef Mossadu, czyli izraelskiej agencji wywiadowczej. To nie pozostawia wątpliwości co do tego, dla kogo pracuje człowiek, który właśnie wymknął się kierującemu akcją pułkownikowi Amosowi. Ten zaś, nie zwlekając kontaktuje się z szefem kontrwywiadu USA, po czym obaj panowie odwiedzają siedzibę CIA w Langley, gdzie czeka już na nich zniecierpliwiony Carl Giordino. Od niego Amos dowiaduje się o żydowskim szpiegu o pseudonimie Dovev, który już od dawna gra amerykańskim służbom na nosie. Jest to dla nich tym bardziej denerwujące, że przecież Izrael to główny sprzymierzeniec Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, co sprawia, że całą sprawę trzeba załatwić po cichu, aby uniknąć międzynarodowego skandalu, który mógłby zachwiać sojuszem.
Giordino chce, aby śledztwo w sprawie Doveva przejął Samuel Amos, a gdy ten się wymiguje, nakłania samego prezydenta Williama Sheridana do wydania pułkownikowi odpowiedniego rozkazu. Dlaczego szefowi CIA tak bardzo na tym zależy? Jest przekonany, że Amos – kierowany przede wszystkim pobudkami osobistymi – dołoży wszelkich starań, dosłownie stanie na głowie, by dorwać Doveva. Ma bowiem z Mossadem do wyrównania stare rachunki. I w tym momencie opowieść wiedzie w przeszłość, dzięki czemu poznajemy początki kariery pułkownika, który do Nowego Jorku przybył z… Izraela. Więcej zdradzić nie można. W każdym razie możecie być pewni, że fabuła niejeden raz Was zaskoczy. François Boucq, jak na wytrawnego scenarzystę przystało, trzyma w rękawie kilka asów, które w najbardziej odpowiednich momentach rzuca na stół, wprawiając czytelników w – jak najbardziej pozytywne – zakłopotanie. Pamiętajmy bowiem, że mamy do czynienia z opowieścią czysto szpiegowską; w trakcie lektury „Pułkownika Amosa” zostajemy wciągnięci w bardzo specyficzny świat, w którym nic nie jest takie, jakim wydaje się na początku. Sekret goni sekret, a jedna tajemnica skrywa kolejną. Nie ma żadnej pewności, kto jest sojusznikiem, a kto wrogiem. Nawet przyjaciel może okazać się tym, który wbije nóż w plecy.
Fabuła komiksu, choć wywiedziona z przeszłości (nie bez powodu istotną rolę odgrywają w niej retrospekcje), wpisuje się jednak również w aktualną sytuację polityczną na Bliskim Wschodzie (przypomnijmy: oryginalnie „Pułkownik Amos” opublikowany został przez Dargaud przed czterema laty, kiedy prezydentem Iranu był jawnie antyamerykański Mahmud Ahmadineżad). Mamy więc wyeksponowaną sprawę konfliktu amerykańsko-irańskiego, któremu – nie bez pewnych obaw – przygląda się także Izrael. Wzmożona od jakiegoś czasu działalność szpiegów Mossadu na terytorium sojuszniczego państwa nie jest więc dziełem przypadku, ale raczej przejawem kucia żelaza, póki gorące. Swoją drogą: przyszłość dopisała do tekstu Francuza epilog, który w pewnym sensie potwierdził obawy żywione przez władze w Jerozolimie. Graficznie „Pułkownik Amos” wpisuje się w klimat serii, choć Didier Alcante nie byłby sobą, gdyby nie przydał postaciom komiksu charakterystycznych rysów; wystarczy przyjrzeć się twarzom (głowom), by zdać sobie sprawę, na czym ta osobność Belga polega. To zabieg o tyle trafiony, że odziera bohaterów z aury superbohaterstwa, czyniąc ich na tyle zwyczajnymi i – przynajmniej z wyglądu – nieporadnymi, że nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem. Świetnie kontrastuje to z nader poważną wymową albumu, chroniąc go jednocześnie od nieznośnego patetyzmu.
Boucq to bardzo znany RYSOWNIK.Pisze też scenariusze, ale nie do XIII.