Wariacje literackie: Koło hermeneutyczneAnegdota mówi, że kiedy Søren Kierkegaard chciał posłuchać symfonii Beethovena, szedł w tym celu – jak większość ludzi w jego czasach – do filharmonii. Jednak zamiast wysłuchiwać całe dzieło, filozofowi wystarczyło ledwie jego parę pierwszych taktów. Resztę utworu „odtwarzał” sobie w głowie po powrocie do domu.
Michał FoersterWariacje literackie: Koło hermeneutyczneAnegdota mówi, że kiedy Søren Kierkegaard chciał posłuchać symfonii Beethovena, szedł w tym celu – jak większość ludzi w jego czasach – do filharmonii. Jednak zamiast wysłuchiwać całe dzieło, filozofowi wystarczyło ledwie jego parę pierwszych taktów. Resztę utworu „odtwarzał” sobie w głowie po powrocie do domu. Czy macie czasem ochotę porzucić ledwo co rozpoczętą książkę i nie poznawać dalszych losów opisanych w niej postaci? Albo podczas oglądania filmu – wyjść z kina po pierwszych piętnastu minutach, w obawie, że reżyser zepsuje dobrze zapowiadającą się fabułę? W moim przypadku takie pragnienie pojawia się najczęściej już po przeczytaniu książki czy zobaczeniu filmu. Żałuję, że nie potrafiłem poprzestać na pierwszych minutach „Strażników” Zacka Snydera albo początkowym rozdziale „Adama Kłakockiego i jego cieni”. Cała zabawa opiera się na koncepcji koła hermeneutycznego. Owa kategoria przydaje się nie tylko wykładowcom, żeby zadręczać studentów na zajęciach z teorii literatury. Koło hermeneutyczne1) pokazuje, że zawsze mamy jakieś wyobrażenia na temat poznawanego przedmiotu. Nie przystępujemy do lektury nieuprzedzeni, zazwyczaj wiemy już co nieco na temat autora, potrafimy określić gatunek książki itd. Owe przekonania rzutują później na lekturę, ale też sama lektura prowadzi do ich zmiany. Tak więc kto sięgnął po „Zbrodnię i karę” przekonany, że to kryminał, po przeczytaniu powieści zapewne będzie miał już inne zdanie. Dobrze zapowiadające się powieści najczęściej… tylko dobrze się zapowiadają. Ostatnio taką lekturą była „Miłość i sen” Johna Crowleya, drugi tom tetralogii „Aegipt”. Po wciągającej pierwszej części („Samotnie”), autor pozwolił sobie na snucie dość nudnych opowieści o dzieciństwie głównego bohatera. W założeniu „Miłość i sen” miały pokazywać korzenie poglądów i przekonań Pierce’a Moffeta. Dobrze ilustruje to początek powieści, kiedy bohater opowiada o swoim stosunku do ojczyma. To klasyczna gnostycka wizja Boga-demiurga, który uważa się za jedynego stwórcę, podczas gdy jest, by tak rzec, jedynie podwykonawcą. Niestety, takie fragmenty przytrafiają się Crowleyowi rzadko; może więc lepiej poprzestać na pierwszym tomie? Inny przykład to wspomniany już „Adam Kłakocki”. Opowieść o historyku, który postanowił zbierać białoruskie sny to wspaniały koncept. Ale książka Ihara Babkou dobra jest tylko przez pierwsze trzy strony, później rozłazi się w rękach, rozmienia na drobne opowiastki, które nie potrafią zadowolić czytelnika. Chciałoby się przerwać lekturę w najlepszym momencie. Problem w tym, że książkę już przeczytałem – a nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Może więc należałoby stworzyć coś na kształt rankingu: przez ile stron należy czytać daną powieść, żeby nie stracić przyjemności? No bo oprócz książek, które trzeba przeczytać i tych, których nie warto czytać, są także lektury leżące gdzieś w połowie. Taki „Święty Wrocław” powinno się przerwać po pierwszych dwóch-trzech rozdziałach, a „Dwanaście” Świetlickiego tuż przed zakończeniem. „Opętani” Chucka Palahniuka dobrzy są jedynie gdzieś do 50 strony, zaś z „Gwiazd epoki lodowcowej” warto znać jedynie tytuł. A inne książki? Zapraszam do tworzenia własnego rankingu. 24 stycznia 2010 1) W ujęciu Martina Heideggera. Nie odnoszę się tutaj do innych koncepcji, chociaż też są ciekawe. |
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wiewiórki Nabokova
— Michał Foerster
A momenty były?
— Michał Foerster
Jak nie zostałem wielkim pisarzem science fiction
— Michał Foerster
Dobry czytelnik
— Michał Foerster
Szaleńcy boży Flannery O’Connor
— Michał Foerster
Literatura a życie
— Michał Foerster
Dlaczego nie lubimy poezji
— Michał Foerster
Autor i słowo
— Michał Foerster
Zabawy z Carrollem
— Michał Foerster
Najlepsza książka 2009 roku
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster
Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster
Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster
Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster
Tak, idąc tą drogą mogę całkowicie przyznać sobie słuszność przeczytawszy "Ludzi bezdomnych" ledwie do 20. strony, z "Lalki" tylko dwa rozdziały, a i nawet "Krzyżaków" wymęczyłem niewiele ponad 200 stron. Prawda, jest to wspólna kategoria: Lektury szkolne. Lecz nuda, ciężki język, wtórność - to się tyczy przecież wszystkich książek. Zależy oczywiście od czytelnika, kiedy będzie miał dość, ale czy nie po to sięgamy po książki, aby poszerzyć swoje horyzonty - bardziej niż dla przyjemności? Rozpisałbym się zanadto, powiem więc krótko: Dzieło sztuki, w tym też literatury trzeba oceniać i rozumieć całościowo. Może więc rzeczywiście lepiej nie zaczynać niektórych powieści, bo fragment nie świadczy o całym dziele - tylko o samym fragmencie właśnie.
Czytelniczy zawód jest częścią procesu poznawania.