Esensja czyta: Sierpień 2012 [ - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W sierpniu raczej korzystaliśmy z atrakcji lata, bo w tej edycji mamy dla Was tylko sześć recenzji książek. Ale za to nazwiska nie byle jakie: Cornwell, Mankell, Nesbø, Puzo…
Esensja czyta: Sierpień 2012 [ - recenzja]W sierpniu raczej korzystaliśmy z atrakcji lata, bo w tej edycji mamy dla Was tylko sześć recenzji książek. Ale za to nazwiska nie byle jakie: Cornwell, Mankell, Nesbø, Puzo…
Anna Kańtoch [80%] Pierwsze wrażenie jest kiepskie, bo wszystkie postacie, włącznie z dziećmi, mówią tutaj dziwnym, niemal teatralnym stylem. Jednak mimo budzących wątpliwości dialogów, powieść jest wiarygodną psychologicznie i przejmującą opowieścią o uwięzionych, zdradzonych przez matkę dzieciach. Poza tym mamy tu także dorastanie oraz… kazirodczą miłość dojrzewającą w nienaturalnych warunkach. Dobra, warta przeczytania i zastanowienia się nad nią książka. Anna Kańtoch [50%] Swego czasu zachwyciłam się trylogią arturiańską Bernarda Cornwella – piękną, epicką opowieścią z interesującymi bohaterami. Trylogia świętego Graala tego samego autora napisana została według podobnej recepty – i tu mamy przełomowy dla historii moment, wielkie bitwy, skomplikowaną politykę, wielu bohaterów o sprzecznych interesach oraz odrobinę (a może nawet więcej) mistycyzmu. Wydawałoby się więc, że trylogia Graala będzie równie dobra jak cykl arturiański, a jednak nie jest. Główny bohater z początku jest raczej irytującym, zadzierającym nosa chłopaczkiem, potem na szczęście dorasta (zaczyna na przykład, o nieba! pojmować, że gwałt nie wpływa na samopoczucie kobiety dobrze), nadal jednak daleko mu do sympatycznego Derfela, o niejednoznacznym Arturze nawet nie wspominając. Drugoplanowe postacie zlewają się tu w jeden tłum (najczęściej spotykany typ to mniej lub bardziej szlachetny wojownik o mentalności: dajcie mi konia do jeżdżenia, przeciwnika do zabicia i kobietę do… no, wiadomo). Kiepsko wypadają też wspomniane wyżej wątki mistyczne: w trylogii arturiańskiej miało się momentami wrażenie, że bohaterowie faktycznie ocierają się o odwieczne boskie tajemnice, w trylogii Graala wiara postaci w magiczną moc takiej czy innej relikwii wydaje się już tylko naiwna. Myślę zresztą, że przeciw Cornwellowi do pewnego stopnia zwraca się coś, co można uznać za zaletę książki, a mianowicie wiarygodne ukazanie średniowiecznej mentalności. Z jednej strony to niewątpliwie godne pochwały, z drugiej jednak sprawia, że bohaterowie są dla czytelnika bardzo obcy, a przez to obojętni. Wszystkie te zemsty, niespodziewane sojusze, wyrzynanie się nawzajem, a przede wszystkim głębokie przekonanie, że „Bóg jest po mojej stronie, a mój święty jest lepszy od twojego, palancie 1)” , sprawiają wrażenie obserwowania przepychanek chłopców w piaskownicy – choć oczywiście na o wiele większą i zdecydowanie bardziej krwawą skalę. Bo niby dlaczego miałoby mnie obchodzić prywatne nieszczęście bohatera, któremu wymordowano rodzinną wioskę, skoro i on z radością oraz przekonaniem, że wszystko jest ok, bierze udział w rzeziach? Czemu miałoby mnie obchodzić, kto wygra taką czy inną bitwę, jeśli żadna ze stron nie budzi we mnie ciepłych uczuć? Czy więc trylogia Graala jest złą książką? Jednak nie, bo czytelnik znajdzie tu sporo elementów, które mogą się spodobac. Dynamiczna akcja, malownicze bitwy, rodzinne tajemnice, wielość bohaterów i wspomniane już wiarygodne opisanie dawnej mentalności – wszystko to sprawia, że trylogię niewątpliwie można polecić, z zastrzeżeniem jednak, że jest to cykl dla ludzi, którzy lubią takie historie. A ja… cóż, może zwyczajnie nie jestem targetem, a mój zachwyt nad trylogią arturiańską to był wyjątek? Miłosz Cybowski [50%] Mimo pretensjonalności fabuły, rozwiązań niczym z kiepskich filmów i mało przekonujących relacji między niektórymi bohaterami odnoszę wrażenie, że „Psy z Rygi” to nie tyle nieudany kryminał, ile raczej nieudany eksperyment literacki. Celem autora nie było tu stworzenie skomplikowanej intrygi kryminalnej (tak naprawdę nie dowiadujemy się wcale, kto był zabójcą ludzi z pontonu), chodziło raczej o przedstawienie szwedzkim czytelnikom sowieckiej rzeczywistości po rozpadzie Układu Warszawskiego (powieść w oryginale ukazała się w 1992). Niestety, posłużenie się do tego postacią Wallandera i ciśnięcie go na obcy grunt komunistycznej Estonii nie wyszło książce na dobre. Dla polskiego czytelnika estońska rzeczywistość wczesnych lat 90. ubiegłego wieku jest jeszcze mniej interesująca, bo wszystkie elementy, które Mankell z taką dokładnością stara się odmalować (apatyczne społeczeństwo, wielkie blokowiska, podziemne organizacje sprzeciwiające się panującemu stanowi rzeczy) znamy z historii naszego kraju. Nie tylko fabuła, ale też relacje między bohaterami (w szczególności nagła fascynacja Wallandera estońską wdową) pozostawiają wiele do życzenia. W przeciwieństwie do innych powieści tego autora, ta nie wytrzymuje próby czasu i po dwudziestu latach od pierwszego szwedzkiego wydania stanowi dość męczącą lekturę. Anna Kańtoch [70%] Zabawne, że najnowsza książka Nesbo jest jednocześnie całkiem bliska formule „klasycznego kryminału” (kilku podejrzanych, z których każdy teoretycznie miał motyw i okazję, by zabić młodego narkomana), a jednocześnie bardzo od niej daleka, bo pytanie: „kto zabił?” często przesłania tu sensacyjna rozgrywka w świecie narkotykowego biznesu oraz skorumpowych polityków. Ten ostatni motyw, przyznaję, do moich ulubionych nie należy (wolę klasyczne kryminały), jednak talent Nesbo sprawia, że nawet osoba niebędąca wielbicielem gatunku, pochłania kolejne strony z wypiekami na twarzy (przykład: ja). Trzymająca w napięciu akcja i precyzyjnie skonstruowana intryga to niewątpliwe zalety książki. Poza tym standard, czyli Harry na zmianę to pije, to znów usiłuje zachować trzeźwość, jest tu też sporo rozmyślań na temat miłości, nienawiści czy ogólnie życia – momentami zbliżających się do granicy patetycznego dramatyzmu, ale na szczęście jej nie przekraczających. Dla miłośników cyklu i nie tylko. Miłosz Cybowski [50%] Określana mianem pierwszej rodziny mafijnej, rodzina Borgiów na stałe wpisała się w historię włoskiego renesansu. Pod wodzą swojego „ojca chrzestnego”, kardynała i później także papieża, Borgiowie dążyli za wszelką cenę do zjednoczenia podzielonych Włoch pod rzymskim (a co za tym idzie – papieskim) sztandarem. Swojemu wieloletniemu zainteresowaniu tym tematem Mario Puzo dał wyraz w ostatniej napisanej przez siebie książce. Niestety, „Rodzina Borgiów” daleka jest od ideału. Mimo przedstawienia całkiem realistycznego obrazu życia tego rodu i unikania niepotrzebnego demonizowania ich działań (jak choćby w serii komiksów Jodorowsky’iego i Manary) Puzo nie przekonuje do swojej wizji tych wydarzeń. Nie porywa też czytelnika opisami ich perypetii ani stylem, który, jak stwierdził Daniel Łysek, mógł pasować do „Ojca chrzestnego”, nie zaś do konwencji historycznej. Zauważalny jest też kontrast między pierwszą a drugą połową książki. Z początku interesująca powieść z czasem przeradza się w dość monotonne wymienianie kolejnych podbojów Cezara i dalekosiężnych planów papieża Aleksandra VI. Anna Kańtoch [50%] Przyznaję, skusiłam się na tę książkę wyłącznie z powodu porównania autorki do Camilli Lackberg (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie dał się nabrać na reklamę…) Skusiłam się i rozczarowałam, bo książka Sarenbrant z kryminałami Lackberg ma wspólnego tyle, że i tu na pierwszym planie mamy kobietę (nawet dwie), a macierzyństwo jest jednym z ważniejszych wątków. Jednak autorce „36 tygodnia” brakuje talentu słynniejszej koleżanki – za dużo tu bohaterów (z których większość nie jest zbyt ciekawa), a za mało napięcia, wyjaśnienie zagadki zniknięcia ciężarnej kobiety nie zaskakuje, całość zaś, w dość schizofreniczny sposób, sprawia wrażenie jednocześnie zbyt pośpiesznej i przegadanej. I jeszcze jedna uwaga – Czarna Owca zdecydowanie powinna zainwestować w dobrego redaktora, który potrafiłby opanować szalejące w książkach tego wydawnictwa podmioty. W powieściach Lackberg czasem nijak nie można się zorientować, o kim właściwie mówi narrator, a w „36 tygodniu” mamy taki oto fragment: „Duży siwy koń przebiegł obok niego kłusem. W głowie kłębiły mu się różne myśli.” Prawda, że ładne? 1) No dobrze, od palantów nikt tam nikogo nie wyzywał, ale sens się zgadza.
|
no proszę was "Kwiaty na poddaszu" to niezły gniot, ledwo dałam radę to skończyć...