Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julian Woźniak
‹Strzały w mrokach nocy›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStrzały w mrokach nocy
Data wydania25 maja 2021
Autor
Wydawca Wielki Sen
CyklPorucznik Stanisław Zawartko
SeriaSeria z Warszawą
Cena25,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Mroki Podkarpacia
[Julian Woźniak „Strzały w mrokach nocy” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Nie wymagajmy od Juliana Woźniaka zbyt dużo. Autorem „powieści milicyjnych” (i opowiadań także) został trochę z przypadku. Zaczął tę karierę jako dziennikarz „Nowin Rzeszowskich”, opisując lokalne sprawy kryminalne. W ciągu trzech lat opublikował na łamach prasy trzy teksty, które dopiero po sześciu dekadach doczekały się przypomnienia. Z dzisiejszej perspektywy są one raczej ciekawostką historyczną niż pełnoprawną beletrystyką.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Mroki Podkarpacia
[Julian Woźniak „Strzały w mrokach nocy” - recenzja]

Nie wymagajmy od Juliana Woźniaka zbyt dużo. Autorem „powieści milicyjnych” (i opowiadań także) został trochę z przypadku. Zaczął tę karierę jako dziennikarz „Nowin Rzeszowskich”, opisując lokalne sprawy kryminalne. W ciągu trzech lat opublikował na łamach prasy trzy teksty, które dopiero po sześciu dekadach doczekały się przypomnienia. Z dzisiejszej perspektywy są one raczej ciekawostką historyczną niż pełnoprawną beletrystyką.

Julian Woźniak
‹Strzały w mrokach nocy›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStrzały w mrokach nocy
Data wydania25 maja 2021
Autor
Wydawca Wielki Sen
CyklPorucznik Stanisław Zawartko
SeriaSeria z Warszawą
Cena25,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Julian Woźniak – jako autor „powieści milicyjnych” – był do niedawna postacią kompletnie nieznaną. I pewnie taką by nadal pozostał, gdyby nie inwencja członków Klubu Mord i jego prezesa Grzegorza Cieleckiego, który jednocześnie stoi na czele wydawnictwa Wielki Sen – niszowej oficyny specjalizującej się w przypominaniu zapomnianych peerelowskich kryminałów. To dzięki jego inicjatywie przed czterema laty ukazała się w wydaniu książkowym powieść Woźniaka „Akcja «Małgosia»”, która swój pierwodruk miała w 1959 roku na łamach „Nowin Rzeszowskich” – regionalnego dziennika, który wtedy ukazywał się już od dziesięciu lat jako organ prasowy Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Rzeszowie. Przed rokiem natomiast w tym samym wydawnictwie światło dzienne ujrzały zebrane w jednym niezbyt obszernym tomiku dwa gazetowe opowiadania pisarza z Podkarpacia – „Na tropie zbrodni” (1957) oraz „Śmierć w mrokach nocy…” (1958).
Kim był Julian Woźniak? To bardzo interesująca postać. Urodził się w 1930 roku w Mielcu. Jeszcze przed wojną zaangażował się w działalność harcerstwa, a w czasie drugiej wojny światowej był członkiem Szarych Szeregów. W drugiej połowie lat 40. rozpoczął studia, dzięki którym został dziennikarzem: najpierw w Polskim Radiu w Warszawie, a potem w Rzeszowie (1952). W tamtym czasie była jednak profesja, która go bardziej pociągała – aktorstwo. Na kolejne dwa lata (1952-1954) zakotwiczył więc w zespole Teatru Ziemi Rzeszowskiej. Wystąpił w tym czasie w siedmiu przedstawieniach, wśród których znalazły się sceniczne adaptacje „Świętoszka” Moliera, „Domku z kart” Emila Zegadłowicza oraz „Lasu” Aleksandra Ostrowskiego. Gdy nie musiał uczestniczyć w próbach i spektaklach, dorabiał, pisując właśnie do „Nowin Rzeszowskich” i współpracując z miejscową rozgłośnią radiową (w której zajmował się między innymi realizacją słuchowisk radiowych).
Był etatowym pracownikiem radia rzeszowskiego w latach 1962-1971 i 1973-1981. Ba! w 1970 roku pierwszym redaktorem naczelnym świeżo powstałego Rzeszowskiego Ośrodka Telewizyjnego. Zdobyte wcześniej doświadczenie aktorskie wykorzystywał, pełniąc przez lata funkcję konferansjera – w tej roli prowadził koncerty, festiwale, akademie, a nawet – pochody pierwszomajowe. Mimo swego zaangażowania politycznego, po wprowadzeniu stanu wojennego, musiał zrezygnować z pracy w radiu i gazecie, co w dużej mierze „zawdzięczał” zaangażowaniu politycznemu swego syna, Jacka. Woźniak junior był bowiem działaczem rzeszowskiej „Solidarności” i wydawał pismo satyryczne o mało subtelnym tytule „Wryj”. W latach 80. wrócił do pisania książek. W serii Krajowej Agencji Wydawniczej „Miniatury lotnicze” wydał trzy pozycje: „Jasionka: ludzie i samoloty” (1985), „«M» – jak Mielec” (1986) oraz „Orły z Podkarpacia” (1987); w 1989 roku ukazał się jego kolejny kryminał – „Żółty łabędź”. W wolnej już Polsce opublikował natomiast wspomnienia „Byłem przy tym…: Fakty z rozwoju radia i TV w regionie południowo-wschodnim kraju… i nie tylko” (2000) oraz dość specyficzny tom reportaży „Nasi w świecie: Kronika rzeszowskiego eksportu budownictwa 1967-1988” (2000). Zmarł trzy lata później.
Przygoda Woźniaka z „powieścią milicyjną” była krótka i, szczerze mówiąc, średnio udana. Pomysł na to, aby „Nowiny Rzeszowskie” także publikowały swoje kryminałki zrodził się, jak w wielu innych gazetach tej epoki, po przełomie październikowym (do 1956 roku było to nierealne). Sama forma beletrystyczno-reportażowa była zapewne wzorowana na „Starym zegarze” (1955-1956) Andrzeja Piwowarczyka, choć nie ma co ukrywać, że twórca postaci kapitana Gleba był – jako pisarz – znacznie bardziej utalentowany niż jego kolega z Podkarpacia. Dwa najwcześniejsze teksty sensacyjne Juliana Woźniaka mają taką samą formułę: narratorem jest sam autor – lokalny dziennikarz, który postanawia nie tylko przyjrzeć się bliżej ciężkiej pracy Milicji Obywatelskiej, ale w miarę możliwości również pomóc w śledztwach. Drugim głównym bohaterem opowiadań jest natomiast funkcjonariusz Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie – porucznik Stanisław Zawartko.
Umieszczonym w książce jako drugi, ale chronologicznie pierwszym tekstem jest „Na tropie zbrodni” – i od niego zaczniemy. Do redakcji „Nowin Rzeszowskich” dociera lakoniczna informacja o tym, że 9 grudnia 1956 roku na wiejskiej drodze z Kalatowej do Maciejowa Górnego została napadnięta Maria Bułat. Nieznany jeszcze sprawca uderzył kobietę w głowę tępym narzędziem, w wyniku czego doznała ona pęknięcia czaszki i wylewu krwi do mózgu. Obrażenia okazały się na tyle poważne, że w drodze do szpitala zmarła. Wielu dziennikarzy zapewne zadowoliłoby się taką notką, ale nie alter ego Juliana Woźniaka; żurnalista dzwoni więc do naczelnika wydziału śledczego i prosi o zgodę na „uczestnictwo” w dochodzeniu, by następnie móc je szczegółowo opisać. Brzmi to bardzo fantastycznie, biorąc pod uwagę, jak wielką tajemnicą otaczano wówczas działalność milicji. Ale kto wie, może z dala od centrum kraju takie sytuacje rzeczywiście zdarzały się. Wszak brzmi to tak nierealistycznie, że trudno byłoby to od początku do końca wymyśleć.
W każdym razie naczelnik Szczurkiewicz wyraża zgodę i dziennikarz „Nowin Rzeszowskich” dołącza do nieco ponad trzydziestoletniego porucznika MO Stanisława Zawartki. Choć w służbie jest on dopiero od „wyzwolenia”, czyli od 1944 albo 1945 roku, ma już niemałe doświadczenie i uchodzi za zdolnego oficera. Szybko też typuje potencjalną podejrzaną – jest nią sąsiadka zamordowanej Agnieszka Kielar, z którą Bułat była od dłuższego czasu w poważnym konflikcie. Miała nawet kilka dni później zeznawać przeciwko niej w sądzie, ale już nie zdążyła. W jakiej sprawie? Otóż oskarżała ona Kielar o to, że ta cztery lata wcześniej zabiła swojego męża Władysława, po którym rzeczywiście ślad zaginął. Zawartko uznaje tę opcję za wielce prawdopodobną, ale przecież nawet w takim systemie, jaki panował wówczas w Polsce Ludowej – winę trzeba udowodnić. Bo sam motyw nie wystarcza, by kogoś skazać. A jeśli przyjąć, że to naprawdę Agnieszka zabiła Marię, to automatycznie otwiera się druga sprawa – morderstwa popełnionego na Władysławie Kielarze.
Od strony dziennikarsko-reportażowej tekst Woźniaka broni się, ale jako beletrystyka wypada średnio. Narracja jest szarpana, zdarza się zmieniać w kolejnych fragmentach czasy (przechodzi od przeszłego do teraźniejszego i na odwrót), co najprawdopodobniej wynikało z tego, że naprawdę pisał „Na tropie zbrodni” z odcinka na odcinek, z dnia na dzień. Sama historia – napisana przez życie – jest bowiem ciekawa, ma w sobie sporo wiejskiego kolorytu i udanie portretuje specyficzną wiejską mentalność ówczesnych mieszkańców Podkarpacia. Choć podobne zdarzenie tak naprawdę mogło wydarzyć się w każdym innym regionie Polski Ludowej. Aczkolwiek nieco przeczy temu słynna „zbrodnia połaniecka”, do której doszło dwie dekady później na terenie województwa tarnobrzeskiego, które do połowy lat 70. XX wieku, czyli do czasu wielkiej reformy administracyjnej przeprowadzonej za rządów Edwarda Gierka, było częścią województwa… rzeszowskiego. Może więc jest to jakaś lokalna specyfika.
Drugi tekst, „Śmierć w mrokach nocy…”, ukazał się na łamach „Nowin Rzeszowskich” w następnym roku. Jest nieco dłuższy, przedstawia sprawę o większej randze i większym rozmachu – zapewne dlatego więc wybrano go jako opowiadanie tytułowe. Ta historia zaczyna się w pierwszych dniach 1957 roku. Nieopodal stacji kolejowej w miasteczku J. czternastoletni chłopiec znajduje ciało mężczyzny, który zabity został strzałem z bliskiej odległości w głowę. Użyto bardzo popularnego wówczas, w Polsce nazywanego zwyczajowo „tetetką”, pistoletu radzieckiego, który znajdował się na wyposażeniu Armii Czerwonej od początku lat 30. Po wojnie taka broń, zazwyczaj nierejestrowana, znajdowała się nielegalnie w rękach obywateli. Tym razem posłużyła do pozbawienia życia dwudziestodwuletniego Stanisława Kordasa, któremu następnie napastnik zabrał dokumenty, zegarek, skafander, buty narciarskie i pieniądze. Nie ma więc wątpliwości, że motyw był rabunkowy. Dochodzenie początkowo prowadzą milicjanci z powiatu, później trafia ono na biurko funkcjonariuszy z Komendy Wojewódzkiej, a ostatecznie musi zająć się nim – znany już z „Na tropie zbrodni” porucznik Zawartko.
Dlaczego? Okazuje się bowiem, że wcześniej z tej samej broni w Goleniowie (w województwie warszawskim) zastrzelono ogrodnika Wiesława Kopacza. A później jeszcze przychodzi wieść, że ten sam egzemplarz „tetetki” posłużył do pozbawienia życia kolejarza Aleksandra Zająca; wydarzyło się to natomiast niedaleko stacji Roszno w województwie szczecińskim. A potem niewiele brakuje, by do grona ofiar dołączył milicjant, starszy sierżant Jan Bednarski. Na szczęście dla ludowego stróża prawa los okazuje się nader łaskawy. I dla porucznika Zawartki zresztą również, ponieważ morderca popełnia wreszcie pierwszy kardynalny błąd, dzięki czemu śledztwo może w końcu ruszyć z miejsca. W porównaniu z „Na tropie zbrodni” – „Śmierć w mrokach nocy…” ma zdecydowanie większy rozmach fabularny i jest najnormalniej w świecie ciekawsza. Gdyby jednak za ten temat wziął się autor pokroju Jacka Wołowskiego, Zygmunta Sztaby czy Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego, na pewno „wycisnąłby” z niego więcej. Pamiętać jednak należy o tym, jak opowiadanie to powstawało i jakie było jego pierwotne przeznaczenie. Julian Woźniak nie pisał go przecież z myślą o publikacji książkowej; w takim wypadku zapewne przyłożyłby się bardziej.
koniec
20 maja 2022

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.