Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Z. Bordowicz
‹Handlarze jabłek›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHandlarze jabłek
Data wydania1974
Autor
Wydawca Iskry
SeriaEwa wzywa 07…
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: „Grom” i „Wertep” – wrogowie władzy ludowej
[Maciej Z. Bordowicz „Handlarze jabłek” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Handlarze jabłek” Macieja Z. Bordowicza byli ciekawym, choć zmarnowanym artystycznie eksperymentem. Chociaż tekst ukazał się w milicyjnym cyklu „Ewa wzywa 07…”, jego akcja rozgrywała się jesienią 1944 roku, a więc jeszcze w czasie drugiej wojny światowej, gdy MO i SB stawiały dopiero pierwsze, bardzo nieporadne kroki. Czy można zatem dziwić się, że tak kiepsko idzie im śledztwo w sprawie „Groma”, podlaskiego „żołnierza wyklętego”?

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: „Grom” i „Wertep” – wrogowie władzy ludowej
[Maciej Z. Bordowicz „Handlarze jabłek” - recenzja]

„Handlarze jabłek” Macieja Z. Bordowicza byli ciekawym, choć zmarnowanym artystycznie eksperymentem. Chociaż tekst ukazał się w milicyjnym cyklu „Ewa wzywa 07…”, jego akcja rozgrywała się jesienią 1944 roku, a więc jeszcze w czasie drugiej wojny światowej, gdy MO i SB stawiały dopiero pierwsze, bardzo nieporadne kroki. Czy można zatem dziwić się, że tak kiepsko idzie im śledztwo w sprawie „Groma”, podlaskiego „żołnierza wyklętego”?

Maciej Z. Bordowicz
‹Handlarze jabłek›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHandlarze jabłek
Data wydania1974
Autor
Wydawca Iskry
SeriaEwa wzywa 07…
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Przyznam, że nie do końca rozumiem, dlaczego mikropowieść Macieja Z.(enona) Bordowicza (1941-2009) „Handlarze jabłek” ukazała się w serii Iskier „Ewa wzywa 07…”. W zdecydowanej większości przypadków akcja wydawanych tam tekstów prozatorskich rozgrywała się bowiem w Polsce Ludowej, która formalnie powstała dopiero w 1952 roku. Rzadko, chociaż zdarzało się, autorzy sięgali do czasów wcześniejszych (tak zrobił na przykład sam Bordowicz w „Toccacie” opublikowanej dwa lata wcześniej). Tyle że w tym przypadku fabuła została umieszczona jeszcze podczas… drugiej wojny światowej. Wszak na pierwszej stronie można przeczytać wyraźnie: „Jesień tego roku była ostatnią jesienią wojny”. Minęło więc kilka miesięcy od ogłoszenia manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który stał się dokumentem założycielskim nowej komunistycznej Polski. To właśnie na jego podstawie powołano do życia Milicję Obywatelską, co ostatecznie „przyklepał” dekret z 7 października 1944 roku.
W 1974 roku, w którym „Handlarze jabłek” ukazali się drukiem, świętowano więc oficjalnie trzydziestolecie istnienia MO i Służby Bezpieczeństwa (będącej niechlubną spadkobierczynią Urzędu Bezpieczeństwa), co zresztą – choć w odwrotnej kolejności – podkreślono również na obwolucie zeszytu (przy okazji od razu podkreślono, która z tych dwóch służb mundurowych jest dla władz państwowych ważniejsza). Tekst Bordowicza wpisuje się w szerszy kontekst ubecko-milicyjnego bałwochwalstwa, jakie w tamtym czasie – czytaj: w epoce Gierkowskiej – było uprawiane przez ludzi sztuki: pisarzy, scenarzystów i reżyserów. Aczkolwiek trzeba przyznać, że palmę pierwszeństwa dzierży pod tym względem Zbigniew Nienacki, autor wpisującego się w ten trend „Worka Judaszów” (1961). W latach 70. (i jeszcze na początku następnej dekady) nastąpił jednak prawdziwy wysyp podobnych książek i filmów.
W przypadku tych ostatnich należy wspomnieć o: rozgrywającej się na Lubelszczyźnie „Ciemnej rzece” (1973) Sylwestra Szyszki (według książki byłego funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa Jerzego Grzymkowskiego), opowiadającym o dramatycznych wydarzeniach na Żywiecczyźnie „Znikąd donikąd” (1975) Kazimierza Kutza (na podstawie osobistych wspomnień scenarzysty Ryszarda Kłysia), o bieszczadzkich „Wszyscy i nikt” (1977) Konrada Nałęckiego (według powieści Janusza Przymanowskiego) czy „Wiernych bliznach” (1981) Włodzimierza Olszewskiego (ponownie na podstawie tekstu Grzymkowskiego). Do tego dochodzą także beletrystyczna „Twarz pokerzysty” (1972) Józefa Hena, która rok później doczekała się telewizyjnej inscenizacji teatralnej w reżyserii Stanisława Wohla, oraz wspomniani „Handlarze jabłek” Bordowicza, którzy – dla odmiany – swój żywot zaczęli właśnie od spektaklu.
Bordowicz dokonał zresztą dwóch adaptacji tej historii. Pierwsza, teatralna, autorstwa Jana Kulczyńskiego, zatytułowana nieco bardziej wyrafinowanie niż mikropowieść – „Będą was grzebać w zapachu jabłek”, miała premierę 18 marca 1971 roku, a główne role zagrali w niej: Stanisław Niwiński (porucznik Marian), Piotr Pawłowski (ubek Jeżewski), Emil Karewicz (prokurator Jazgarz) oraz Tomasz Zaliwski i Arkadiusz Bazak. Czternaście lat później natomiast na podstawie scenariusza Bordowicza film kinowy – pod tytułem „Dłużnicy śmierci” – nakręcił Włodzimierz Olszewski, które najważniejsze role powierzył Krzysztofowi Kołbasiukowi (porucznik Marian), Tomaszowi Zaliwskiemu (ubek Jeżewski), Karolowi Strasburgerowi (prokurator Jazgarz), Andrzejowi Precigsowi („Wertep”), Henrykowi Talarowi (milicjant Kołdak) i Wiesławowi Gołasowi (milicjant Listwa). Przy okazji akcję przeniesiono w okres powojenny, to jest do 1946 roku, i doprecyzowano, że rozgrywa się ona na Białostocczyźnie.
Z powyższego wynika zatem jasno, że – podobnie jak było to wcześniej w przypadku „Toccaty” – najpierw Maciej Z. Bordowicz napisał scenariusz przedstawienia Teatru Telewizji, a dopiero później przerobił go na tekst beletrystyczny. Tyle że… nie do końca. Sposób narracji (stosowanie przede wszystkim czasu teraźniejszego), krótkie zdania (a czasami wręcz równoważniki zdań), liczne dialogi (niekiedy niepotrzebnie rozdęte) – wskazują na to, że zmiany nie były wcale daleko idące. Można więc, bez obaw o przesadę, zarzucić autorowi pójście – i to po raz trzeci, ponieważ ta sama uwaga dotyczy rozgrywającej się współcześnie, czyli na początku lat 70. ubiegłego wieku mikropowieści „Fikcja” – na łatwiznę. Cóż, wychodzi na to, że Bordowicz był mistrzem literackiego recyklingu. Choć wcale nie jest to tytuł zaszczytny.
Mamy więc jesień 1944 roku. Armia Czerwona i (ludowe) Wojsko Polskie wyzwalają spod okupacji niemieckiej kolejne terytoria Rzeczypospolitej. Nie wszyscy jednak przyjmują niesioną na sowieckich bagnetach nową władzę z otwartymi ramionami (i przynajmniej w tym Bordowicz nie dopuścił się kłamstwa ani nadużycia). Dawni żołnierze Armii Krajowej czy Narodowych Sił Zbrojnych (w „Handlarzach jabłek” nazwy te nie padają) pozostają w konspiracji i od tej pory walczą z komunistami i ich sługusami. Posterunkiem Milicji Obywatelskiej w Podcieniach, niewielkiej miejscowości zapewne gdzieś na Podlasiu, kieruje porucznik Marian. Sen z powiek spędza mu grasująca w okolicach banda „Groma”. I chociaż jego samego nie udało się dotąd złapać, w ręce Mariana wpadł jednak jeden z jego podwładnych – „Wertep”, czyli Wiktor Malarczuk, syn przedwojennego nauczyciela (o poglądach zbliżonych do Polskiej Partii Socjalistycznej), sam mający wykształcenie „prawie średnie”. Dlatego też na posterunku w Podcieniach pojawia się kapitan z powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Jan Jeżewski, bohater wojenny.
Jeżewski ma zamiar przesłuchać „Wertepa” i wyciągnąć od niego informacje, które pozwolą zidentyfikować i w efekcie złapać „Groma”. W niedalekich Strzekocianach w areszcie siedzi bowiem pięciu mężczyzn. Zajmujący się nimi prokurator powiatowy kapitan Kazimierz Jazgarz jest przekonany, że wśród nich znajduje się osławiony bandyta-antykomunista. Problem w tym, że nie ma nikogo, kto mógłby go zidentyfikować. Ostatnią nadzieją milicjantów i ubeków jest właśnie „Wertep”. Trzeba go tylko przetransportować z Podcieni do Strzekocian. Tyle że wiąże się to z wieloma niebezpieczeństwami; po drodze mogą na nich bowiem czyhać ludzie „Groma”. Jeżewski i Marian wymyślają więc fortel, który ma im pomóc wywieść w pole bandziorów. Kwestią otwartą pozostaje jeszcze, jak skłonić Malarczuka do wyjawienia prawdy. W tym przypadku jednak, jak się okazuje, Jeżewski trzyma asa w rękawie.
Kiedy szykują się do drogi, następuje skrytobójczy atak. Ktoś rani nożem „Wertepa”. Nie wiadomo, czy rzucono go przez uchylone drzwi, czy przez otwarte okno. A może zrobił to któryś z milicjantów-zdrajców odpowiedzialnych za pilnowanie Malarczuka? W każdym razie ranny żołnierz z oddziału „Groma” w każdej chwili może wyzionąć ducha, tym szybciej należy więc dostarczyć go do aresztu w Strzekocianach. Pod względem fabularnym to w zasadzie wszystko. Mamy więc do czynienia z umieszczoną w realiach końca wojny historią sensacyjną. MO i SB starają się rozprawić z „żołnierzami wyklętymi”, wykorzystując do tego jednego z nich. Autor stara się jednak rzucać im co chwilę kłody pod nogi, względnie pod koła ciężarówki. Im bliżej są celu, tym więcej pojawia się kłopotów z dotarciem do niego. W finale natomiast dochodzi do wielkiej katastrofy. Bordowicz chce prawdopodobnie w ten sposób zrekompensować czytelnikom wcześniejsze mielizny. Robi to jednak w sposób niezamierzenie karykaturalny.
„Handlarze jabłek” wpisują się w ówczesną, bardzo toporną propagandę Polski Ludowej. Wszyscy, którzy nie chcą zaakceptować władzy komunistycznej, są bandytami mordującymi niewinnych ludzi. Nie ma w nich krzty empatii. Co ciekawe, często brakuje im także odwagi, zabijają więc podstępnie, skrytobójczo. W najlepszym wypadku okazują się, jak „Wertep”, ślepcami – którzy poznawszy prawdę – przejrzeli na oczy. By jednak odkupić wcześniejsze winy, również oni muszą cierpieć. Zasługuje na to każdy, kto choć przez chwilę wątpił w logikę dziejów, która mówiła jasno i prosto – przyszłość należy do towarzysza Stalina, wodza wszechświatowego proletariatu, i idących przetartym przez niego szlakiem. Gdyby Maciej Z. Bordowicz postarał się bardziej, rozwinął fabułę do pełnoprawnej powieści, zniuansował motywacje głównych bohaterów (jak zrobił to chociażby Józef Hen w przywołanej powyżej „Twarzy pokerzysty”), być może udałoby się całość obronić pod względem artystycznym. Niestety, autorowi wcale na tym nie zależało.
koniec
27 października 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.