Tak się złożyło, że dwa pierwsze zeszyty opublikowane w serii „Ewa wzywa 07…” przez Helenę Skuteli pod pseudonimem Sekuła (wcześniej był jeszcze jeden podpisany nazwiskiem Turbacz) doczekały się ekranizacji w ramach serialu „07 zgłoś się”. Były to „Ślad rękawiczki” oraz „Kartka z notesu”, którą Krzysztof Szmagier w wersji filmowej przechrzcił na „Wisior”.
PRL w kryminale: Jeden mały wisiorek, a tyle komplikacji
[Helena Sekuła „Kartka z notesu” - recenzja]
Tak się złożyło, że dwa pierwsze zeszyty opublikowane w serii „Ewa wzywa 07…” przez Helenę Skuteli pod pseudonimem Sekuła (wcześniej był jeszcze jeden podpisany nazwiskiem Turbacz) doczekały się ekranizacji w ramach serialu „07 zgłoś się”. Były to „Ślad rękawiczki” oraz „Kartka z notesu”, którą Krzysztof Szmagier w wersji filmowej przechrzcił na „Wisior”.
Helena Sekuła
‹Kartka z notesu›
Zmarła przed trzema laty Helena Sekuła (a właściwie Skuteli) była jedną z najpopularniejszych autorek „powieści milicyjnych” w czasach Polski Ludowej. Na jej rozpoznawalność złożyły się między innymi mikropowieści publikowane w serii Iskier „Ewa wzywa 07…”. W sumie ukazało się ich siedem: począwszy od opublikowanego jeszcze pod pseudonimem Helena Turbacz „Świecznika Maurów” (1969), poprzez zekranizowany w połowie lat 80. „
Ślad rękawiczki” (1972), „Kartkę z notesu” (1973), „
Siedem diabłów dziadka Osiornego” (1974), „Srebrną monetę” (1975), aż po mało udanych „
Ośmiu gwardzistów w czarnych bermycach” (1979) i – wydaną po niemal dziesięcioletniej przerwie – „Noc bliskiego księżyca” (1988). „Kartka z notesu”, której czas poświęcam dzisiaj, również doczekała się ekranizacji i, podobnie jak to miało miejsce w przypadku „Śladu rękawiczki”, w formie jednego z odcinków serialu kryminalnego „07 zgłoś się”. Tyle że pod zmienionym tytułem – „Wisior”, co może nieco utrudniać identyfikację. Aczkolwiek w przypadku fabuły, poza tożsamościami najważniejszych bohaterów, zmieniło się niewiele.
Autorzy polskich „powieści milicyjnych” nie mieli szczęścia do filmowców. Nawet rekordziści, tacy jak
Zygmunt Zeydler-Zborowski,
Jerzy Edigey czy Anna Kłodzińska, przenoszeni byli na ekran okazjonalnie. A gdyby nie powstało „07 zgłoś się”, można by wręcz stwierdzić, że w formie szczątkowej. Sekuła miała jeszcze to szczęście, że jeden z jej scenariuszy – „
Przerwana gra” (1977) – doczekał się inscenizacji w ramach Teatru Sensacji „Kobra”. I tyle. Co chyba pozwala stwierdzić, że potencjał warszawskiej autorki został jednak zmarnowany. Z drugiej strony można cieszyć się, że chociaż coś. Zwłaszcza że akurat filmy Krzysztofa Szmagiera można uznać za całkiem udane.
Porównując wersję książkową i filmową, nasuwa się oczywisty wniosek – scenarzysta, którym również był Szmagier, odniósł się do pierwowzoru literackiego z szacunkiem i pietyzmem. Co jest o tyle zrozumiałe, że Sekuła stworzyła zajmującą intrygę. Zaczyna się – zgodnie z radą Alfreda Hitchcocka – od fabularnego „trzęsienia ziemi”. W centrum Warszawy, przy ulicy Targowej, w biały dzień, około południa, dochodzi do bandyckiego napadu na sklep jubilerski. Dwaj napastnicy są uzbrojeni i nie wahają się użyć broni. Nie wszystko jednak idzie po ich myśli. Zostają spłoszeni i uciekają. Jednemu udaje się wmieszać w tłum w okolicach Bazaru Różyckiego, drugi ma znacznie mniej szczęścia – wpada na niego milicjant-wywiadowca (można się więc domyślać, że w cywilu) porucznik Jacek Klimas. Złodziej próbuje się bronić, ostatecznie nawet popełnić samobójstwo, ale i to mu się nie udaje.
Sukces? Mimo wszystko umiarkowany. Złapany bandzior został bowiem ranny w gardło i nawet gdyby chciał „śpiewać”, to nie może. Nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów tożsamości, jego linie papilarne nie znajdują się w kartotekach milicyjnych, a broń, której użył podczas napadu (parabelka z czasów niedawnej wojny), też nigdy wcześniej nie została odnotowana. Jedyny ślad to luźna – tytułowa – kartka z notesu z prostym rysunkiem i niewiele mówiącym stróżom prawa opisem „W. 7/16”. Porucznikowi Klimasowi i kapitanowi Adamowi Zakrzewskiemu nie pozostaje nic innego, jak pójść tropem łupu, jaki zgarnął ten złodziej, któremu udało się uciec. A zabrał on ze sobą między innymi pochodzący z końca XIX wieku złoty wisior ze szmaragdem. Wyceniany na 270 tysięcy złotych, co w tamtym czasie – mówimy o pierwszej połowie lat 70. XX wieku – było dla każdego mieszkańca PRL-u olbrzymią kwotą.
Do tego momentu fabuła opowieści jest prosta. Ale teraz zaczyna się bardzo mocno komplikować. Helena Sekuła nie obawia się – w zasadzie już na samym początku intrygi – wprowadzić na arenę wydarzeń zleceniodawcę kradzieży. Robi to jednak w sposób na tyle wyrafinowany, że niczego szczególnego nie zdradza. Na dodatek, plącząc bandytom szyki, gmatwa wszystko jeszcze bardziej. Oto bowiem przenosimy się do nocnego lokalu – takiego z szemranymi „biznesmenami” i „córami Koryntu” – gdzie swoje interesy ubija niejaki Tymon (dopiero pod koniec okazuje się, że to nie imię, lecz nazwisko). To on ma opchnąć cenne precjoza dalej. Tyle że w chwili nieuwagi sam zostaje okradziony. Wisior zwija mu „doliniarz” (czyli złodziej kieszonkowy) Rajmund Gabor, który bojąc się wpadki, podrzuca go przypadkowo poznanej w lokalu kobiecie, sekretarce w biurze projektów Celii Kowalskiej. To ona, zupełnie nieświadoma tego faktu, ma wynieść trefny fant z lokalu.
I rzeczywiście wraca z nim do domu; krótko potem składa jej wizytę Gabor, który chce odzyskać swoją zdobycz. Wtedy okazuje się, że Kowalska nie ma wisiora; na dodatek nie ma pojęcia, o czym mówi złodziej. Jakby komplikacji było mało, Gabora napada młody kochanek (i jednocześnie kolega z pracy) Celii, Michał Dereń, który, myśląc, że zabił Rajmunda, umieszcza jego bezwładne ciało w windzie. Co z kolei widzi taksówkarz Józef Dołmontowicz, który wcześniej wiózł kobietę z lokalu do domu i teraz chce jej oddać rzecz, jaką zostawiła w jego wozie. Efekt całego zamieszania jest taki, że… znika wisior i znika Gabor; później okazuje się również, że zniknął Tymon. A to dopiero, choć może być w to trudno uwierzyć, zawiązanie intrygi.
Helena Sekuła doskonale poradziła sobie z tą gmatwaniną fabularną, jaką wcześniej sama wywołała. Wprowadziła na arenę wydarzeń mnóstwo postaci, ale każdej poświęciła odpowiednio dużo uwagi. „Kartka z notesu” przypomina tym sposobem dobrze zaplanowaną partię szachów, w której każdy pion i każda figura mają do odegrania istotną rolę. Nikt nie pojawia się przypadkowo; nikt nie szwenda się po scenie bez celu, tylko po to, aby napompować objętość. Nawet kiedy kapitan Zakrzewski zaczyna grzebać w przeszłości i odbywa podróż do więzienia w Sztumie – ma to bardzo konkretny cel. Wszystkie te zabiegi sprawiają, że Sekule udaje się do samego końca skrywać odpowiedzi na najważniejsze pytania. A w finale – zaskoczyć nie tylko czytelników, lecz także milicjantów prowadzących dochodzenie.
"centrum Warszawy, przy ulicy Targowej"- mało nie spadłem z krzesła, w konwulsjach śmiechu. Ulica Targowa leży w centrum, ale warszawskiej Pragi, i nawet obecnie nie kojarzy się z ulicą, gdzie napad w biały dzień byłby wielką sensacją. A ówczesny Bazar Różyckiego to była główna siedziba szarej strefy handlowej.