Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Pot i Kreff: Dwadzieścia sześć minut orgazmu

Esensja.pl
Esensja.pl
Kiedyś to były koncerty. Zespoły jak się rozkręciły, to potrafiły wokół jednego utworu improwizować nawet po pół godziny. Wydawało się, że te czasy bezpowrotnie minęły. Nic bardziej mylnego, czego dowodzi formacja Greta Van Fleet.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Pot i Kreff: Dwadzieścia sześć minut orgazmu

Kiedyś to były koncerty. Zespoły jak się rozkręciły, to potrafiły wokół jednego utworu improwizować nawet po pół godziny. Wydawało się, że te czasy bezpowrotnie minęły. Nic bardziej mylnego, czego dowodzi formacja Greta Van Fleet.
Gdybym mógł cofnąć się w czasie, poszedłbym na koncert jednej z gwiazd rocka w latach 70., kiedy to improwizowane partie były standardem, a nie fanaberią twórcy. Niestety nie jest to możliwe, więc pozostaje jedynie rozkoszować się nagraniami z płyt. Na przykład wplecionymi innymi utworami w „Whole Lotta Love” z „How the West Was Won” (oryginał trwa ponad 5 minut, zaś jego wersja koncertowa blisko 25), szalonym chaosem „Space Truckin’” Deep Purple z „Made in Japan” (4 i pół minuty rozciągnięte do blisko dwudziestu), czy nieposkromioną wyobraźnią muzyków Emerson, Lake and Palmer, którzy sześciominutowy jazzowy standard Dave’a Brubecka rozciągnęli do blisko 19 minut, co można usłyszeć na koncertówce „Live at the Mar Y Sol Festival ’72”.
Choć dinozaury rocka wciąż hołdują tradycji improwizowania w czasie występów, nie szaleją już tak z przeciąganiem w nieskończoność swoich jamów. Z kolei młodsza gwardia skupia się raczej na tym, by w czasie swojego show zmieścić jak najwięcej przebojów, nie zostawiając sobie miejsca na tak dużą porcję szaleństwa. Na szczęście wraz z przyjściem mody na granie w stylu retro, odradza się też formuła improwizacji. A ponieważ największą obecnie medialną gwiazdą stylu vintage jest Greta Van Fleet, chłopakom tworzącym zespół nieobce jest także szalone popisy i solówki.
Co prawda rodzeństwo Kiszka i ich kumpel Danny Wagner nie zawsze dają się aż tak bardzo ponieść na scenie, prezentując bardziej zwarte wersje swoich utworów, to jednak potrafią także zaszaleć, czego dowodem jest trwająca ponad 26 minut wariacja na temat kawałka „Lover, Leaver (Taker, Believer)”. W oryginale, na ich debiutanckim albumie „Anthem of the Peaceful Army” trwa dokładnie sześć minut, choć w nieco okrojonej wersji trafił też na trzeci singel promujący wydawnictwo.
Interesujący nas występ miał miejsce 24 czerwca 2018 roku w Jon Anson Ford Theatre w Los Angeles i pokazał zespół jako prawdziwą sceniczną petardę, która bez kompleksów potrafi zahipnotyzować publiczność swoim graniem. Każdy z trzech instrumentalistów ma tu swój moment, choć bezapelacyjnie najwięcej uwagi przykuwa gitarzysta Jake Kiszka, będący na scenie skrzyżowaniem Keitha Richardsa i Jimmy’ego Page’a. Co ciekawe, obdarzony mocnym, charakterystycznym głosem Josh Kiszka, nazywany reinkarnacją Roberta Planta, pomimo, że swobodnie radzi sobie z wokalizami, pozostaje z tyłu, tworząc tło dla popisów braci i kolegi. Nie wiem, czy taki miał zamysł, czy może scena go onieśmiela, ale to jedyne, co można zarzucić niniejszemu wykonaniu. Zastanawia to jednak tylko w czasie oglądania nagrania, bo gdy włączy się jedynie opcję audio, nic nie przeszkadza rozkoszować się tą w pełni wyzwoloną muzyką.
koniec
16 października 2019

Komentarze

16 X 2019   15:47:05

Zero stage presence, że tak się wyrażę :)

16 X 2019   18:38:46

Ten jamniczek jest wyjątkowo długi, ponieważ ma w środku trzy Kiszki.

17 X 2019   09:56:06

Ale za to 1000% music presence (~_~)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Puk… puk…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Jak zdobywano dziką miłość
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Strzelając z bombowca
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Rozmowa dwóch stołków
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

25 minut sacrum
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Debeściaki bestii
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Made in Heaven
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

10 najlepszych płyt koncertowych 2014 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

10 najlepszych płyt koncertowych 2013 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

10 najlepszych płyt koncertowych 2012 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.