Tu miejsce na labirynt…: Fosforyzujące sny [Univers Zero „Phosphorescent Dreams” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Belgijski perkusista Daniel Denis pozostaje muzykiem aktywnym na awangardowej scenie rockowej od… ponad czterdziestu lat. W tym czasie udzielał się w zespołach Art Zoyd i Present, nagrywał albumy solowe, ale przede wszystkim – kontynuował dzieło swego życia z formacją Univers Zéro, która właśnie opublikowała swój najnowszy studyjny krążek – „Phosphorescent Dreams”.
Tu miejsce na labirynt…: Fosforyzujące sny [Univers Zero „Phosphorescent Dreams” - recenzja]Belgijski perkusista Daniel Denis pozostaje muzykiem aktywnym na awangardowej scenie rockowej od… ponad czterdziestu lat. W tym czasie udzielał się w zespołach Art Zoyd i Present, nagrywał albumy solowe, ale przede wszystkim – kontynuował dzieło swego życia z formacją Univers Zéro, która właśnie opublikowała swój najnowszy studyjny krążek – „Phosphorescent Dreams”.
Univers Zero ‹Phosphorescent Dreams›Utwory | | CD1 | | 1) Shaking Hats | 09:45 | 2) Vocation | 04:48 | 3) Très Affables | 07:31 | 4) Rêve Mécanique | 12:30 | 5) Les Voleurs d’Ombre | 09:57 | 6) L’Espoir Perdu | 05:25 | 7) Phosphorescent Dream | 12:43 |
Zaczął, gdy miał lat siedemnaście. Wraz z kolegą szkolnym, grającym na klawiszach Jean-Lukiem Manderlierem, założył awangardowy zespół Arkham (nazwa w oczywisty sposób nawiązywała do miasta wymyślonego przez amerykańskiego pisarza grozy H.P. Lovecrafta), do którego dokooptowali jeszcze multiinstrumentalistę Patricka Cogneaux. Byli zauroczeni brytyjską sceną Canterbury, więc pełnymi garściami czerpali inspiracje z twórczości takich formacji jak Soft Machine i Egg. Zrealizowane wówczas półamatorskie nagrania ujrzały jednak światło dzienne dopiero trzydzieści lat później na archiwalnym krążku zatytułowanym po prostu „Arkham”, który pozostał jedyną pamiątką po tamtych latach aktywności Daniela Denisa. Zespół bowiem szybko się rozpadł, a jego dwaj liderzy – Denis i Manderlier – dołączyli w 1972 roku do koncertowego składu legendarnej już dzisiaj francuskiej Magmy. Ten drugi zakotwiczył u boku Christiana Vandera na dłużej, perkusista natomiast odszedł po zakończeniu trasy, by związać się na krótko z holenderską kapelą progresywną Supersister (pojawił się w niej podczas jednego tylko występu). Ale to nie było to, czego oczekiwał; poza tym chciał działać na własny rachunek. W efekcie jeszcze w tym samym 1973 roku do spółki z trębaczem Claude’em Deronem (który także przewinął się przez skład Arkham) Denis powołał do życia nową kapelę – Necronomicon (jak widać, fascynacja Lovecraftem nie przeminęła), która po roku została przemianowana na Univers Zéro. Zespół dość długo musiał przebijać się ze swoją muzyką. I nic dziwnego, bo przecież oferował twórczość trudną w odbiorze dla przeciętnego słuchacza, nawet takiego, który był przyzwyczajony do krautrockowych i „Magmowych” szaleństw lat 70. XX wieku. Od samego początku dokonania Belgów oscylowały bowiem wokół rocka progresywnego mocno zabarwionego jazz-rockiem (w stylu wspomnianej już sceny Canterbury) oraz klasyczną kameralistyką. Do momentu rozwiązania kapeli w 1987 roku wydała ona pięć „pełnometrażowych” albumów: „Univers Zéro” (później znane jako „1313”, 1977), „Heresie” (1979), „Ceux du Delors” (1981), „Uzed” (1984) oraz „Heatwave” (1986); po latach do tych rozmiarów poszerzona została również EP-ka „Crawling Wind” (1983). Jeszcze za czasów istnienia pierwszej odsłony Univers Zéro Daniel Denis chętnie nagrywał z innymi zespołami, jak chociażby z Art Zoyd („Musique pour l’odyssée”, 1979) czy założonym przez byłego kolegę z kapeli, Rogera Trigaux, Present („Triskaidékaphobie”, 1980; „Le poison qui rend fou”, 1985). W latach 90. wydał z kolei dwa albumy solowe („Sirius and the Ghost”, 1991; „Les eaux troubles”, 1993) oraz na kolejnych siedem lat związał się z francuskimi awangardzistami z Art Zoyd. Wspomógł ich w realizacji trzech albumów: zawierającego muzykę do niemego horroru Friedricha Wilhelma Murnaua „Fausta” (1996), będącego ścieżką dźwiękową do obrazu Benjamina Christensena „Häxan” (1997) i inspirowanego twórczością Philipa K. Dicka „u.B.I.Q.U.e” (2001). Gdy powstawał ten ostatni, istniało już odrodzone w 1998 roku Univers Zéro. Przez następnych piętnaście lat Belgowie opublikowali, wraz z tą najnowszą, sześć oficjalnych płyt: „The Hard Quest” (1999), „Rhythmix” (2002), „Implosion” (2004), „Live” (2006), zawierającą nieznane wcześniej archiwalia z połowy lat 80. „Relaps” (2008), „Clivages” (2010) oraz „Phosphorescent Dreams” (2014). W tym czasie krystalizował się również obecny skład formacji. Grający na instrumentach dętych Kurt Budé (notabene absolwent konserwatorium w Brukseli) dołączył do grupy podczas trasy koncertowej, która została upamiętniona płytą „Live”. Basistę Dimitriego Eversa po raz pierwszy można usłyszeć na „Clivages”, natomiast gitarzysta Nicolas Dechêne i klawiszowiec Antoine Guenet zostali członkami Univers Zéro bezpośrednio przed nagraniem „Phosphorescent Dreams”. Ten ostatni przeniósł się pod skrzydła Daniela Denisa bezpośrednio z szeregów znanego już czytelnikom „Esensji” jazzrockowego The Wrong Object („ After the Exhibition”, 2013). Najnowszy album powstał w ciągu zaledwie dwóch tygodni – nagrano go pomiędzy 1 a 15 lipca ubiegłego roku w studiu Dingo Production w belgijskim Soignies; miksy i mastering odbyły się natomiast w październiku i listopadzie, a do sklepów płyta trafiła – za pośrednictwem japońskiej wytwórni Arcangelo – w lutym tego roku. Co zawiera? Siedem instrumentalnych kompozycji (trwających w przybliżeniu sześćdziesiąt minut), których należało się spodziewać, a więc będących mieszanką rocka, jazzu i muzyki klasycznej. Otwierający album utwór „Shaking Hats” zaczyna się jazzrockowo, dynamiczny podkład rytmiczny pozwala wyeksponować partie klarnetu i saksofonów. Po tym wstępie jednak zespół po raz pierwszy przekonuje słuchaczy, że świetnie sprawdziłby się również na każdym koncercie muzyki klasycznej jako kwintet kameralny, do głosu dochodzą bowiem – na razie jeszcze na krótko – fortepian, klarnet i przypominająca w brzmieniu kontrabas gitara basowa bezprogowa (tak zwany fretless bass). W dalszej części następuje powrót do bardziej dynamicznego oblicza Univers Zéro, choć w tle przez cały czas słyszalne są nawiązujące do stylistyki minimalizmu lat 60. XX wieku dęciaki. W podobnym klimacie utrzymane jest także „Vocation”, któremu ton nadają ponownie fortepian i klarnet, a pozostałe instrumenty, jak chociażby gitara, są jedynie smakowitym dodatkiem. Początek „Très Affables” też zdaje się zapowiadać ten sam kierunek poszukiwań, na co może wskazywać chociażby wykorzystanie, w duecie z fortepianem, gitary akustycznej, ale z czasem cały zespół rozwija skrzydła i w pewnym momencie brzmi już jak klasyczna formacja progresywna. Interesującą ciekawostką jest tu natomiast improwizacja Antoine’a Gueneta. Liczący sobie ponad dwanaście minut „Rêve Mécanique” to kolejny numer, który powinien przypaść do gustu wielbicielom fuzji rocka i jazzu z muzyką współczesną. Oparty na akustycznych kontrastach – lekki i zwiewny fortepian kontra wprowadzający nieco grobowy nastrój klarnet basowy – nie stroni też jednak od mocniejszego uderzenia, a bardzo selektywne brzmienie pozwala cieszyć ucho każdą, choćby nawet kilku- czy kilkunastosekundową, partią poszczególnych instrumentów (warto dodać, że wśród zaproszonych do nagrania tej kompozycji gości są trębacz Hugues Tahon i puzonista Adrien Lambinet). „Les Voleurs d’Ombre” zaczyna się progresywnie – z jednej strony mamy do czynienia z delikatnym, rozkołysanym rytmem, z drugiej jednak nie brakuje mocniejszych uderzeń perkusji. Nastrój dzięki temu zmienia się „co krok” – muzycy płynnie przechodzą od klasycznego wyciszenia, poprzez rockowy pazur, aż po niemal freejazzową improwizację na saksofonie. Całość kończy się prawdziwie progresywnym odjazdem w stylu King Crimson bądź Franka Zappy. „L’Espoir Perdu” nawiązuje w linii prostej do „Vocation”, choć ma zdecydowanie odmienny klimat. W swej podniosłości przypomina kameralną muzykę dawną. Na tle marszowego rytmu zostajemy uraczeni piękną, wpadającą w ucho melodią powtarzaną i rozwijaną przez dęciaki – puzon, trąbkę i saksofon. Podobnie wygląda pierwsza, ponad siedmiominutowa, część utworu tytułowego (a raczej: niemal tytułowego, bo tu „sny” występują w liczbie pojedynczej) „Phosphorescent Dream”. Ton nadają jej saksofony i klarnet, z rzadka tylko wspomagane gitarą i organami. W drugiej połowie ster przejmują już jednak Daniel Denis, Dimitri Evers i Nicolas Dechêne, co oznacza tyle, że Univers Zéro „przepoczwarza” się z zespołu kameralnego w prawdziwą rockową orkiestrę. Progres miesza się z zagrywkami typowymi dla doom metalu (ta majestatyczność) i jazz-rocka (podziały rytmiczne i wykorzystanie instrumentów dętych); smaczku dodają też kościelne organy na drugim planie. Utwór robi ogromne wrażenie i w tym kontekście nie może dziwić fakt, że zaserwowano go na zwieńczenie płyty. Bo nawet kiedy już zapada cisza, w uszach wciąż jeszcze wybrzmiewają gitary, trąbka i klarnet. Po lekturze najnowszego dzieła Belgów jedno można stwierdzić bez najmniejszych wątpliwości: artyści spod znaku Rock in Opposition (RIO), choć nierzadko mają już na karku ponad sześćdziesiąt lat, wciąż trzymają się mocno i mają dużo do zaoferowania. Skład: Nicolas Dechêne – gitara elektryczna, gitara akustyczna Kurt Budé – klarnet, klarnet basowy, saksofon altowy, saksofon tenorowy, instrumenty perkusyjne Antoine Guenet – instrumenty klawiszowe Dimitri Evers – gitara basowa, gitara basowa bezprogowa Daniel Denis – perkusja, instrumenty perkusyjne gościnnie: Nicolas Denis – perkusja, instrumenty perkusyjne (3) Hugues Tahon – trąbka (4,6,7) Adrien Lambinet – puzon (4,6)
|