Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Trioscapes
‹Digital Dream Sequence›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDigital Dream Sequence
Wykonawca / KompozytorTrioscapes
Data wydania19 sierpnia 2014
Wydawca Metal Blade
NośnikCD
Czas trwania42:02
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dan Briggs, Walter Fancourt, Matt Lynch
Utwory
CD1
1) Digital Dream Sequence07:34
2) Stab Wounds03:50
3) From the Earth to the Moon08:40
4) Hysteria06:47
5) The Jungle15:11
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: W dźwiękowej digitalnej dżungli
[Trioscapes „Digital Dream Sequence” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Dwa lata po swoim znakomitym debiucie, czyli płycie „Separate Realities”, amerykański zespół Trioscapes wraca z nowym materiałem. Jest on kontynuacją tego, co słyszeliśmy już wcześniej. Na „Digital Dream Sequence” mamy więc charakterystyczne połączenie jazzu i free jazzu z rockiem (niekiedy zahaczającym nawet o heavy metal) i elektroniką. I co najważniejsze: muzycy konsekwentnie rezygnują z użycia gitary solowej!

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: W dźwiękowej digitalnej dżungli
[Trioscapes „Digital Dream Sequence” - recenzja]

Dwa lata po swoim znakomitym debiucie, czyli płycie „Separate Realities”, amerykański zespół Trioscapes wraca z nowym materiałem. Jest on kontynuacją tego, co słyszeliśmy już wcześniej. Na „Digital Dream Sequence” mamy więc charakterystyczne połączenie jazzu i free jazzu z rockiem (niekiedy zahaczającym nawet o heavy metal) i elektroniką. I co najważniejsze: muzycy konsekwentnie rezygnują z użycia gitary solowej!

Trioscapes
‹Digital Dream Sequence›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDigital Dream Sequence
Wykonawca / KompozytorTrioscapes
Data wydania19 sierpnia 2014
Wydawca Metal Blade
NośnikCD
Czas trwania42:02
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dan Briggs, Walter Fancourt, Matt Lynch
Utwory
CD1
1) Digital Dream Sequence07:34
2) Stab Wounds03:50
3) From the Earth to the Moon08:40
4) Hysteria06:47
5) The Jungle15:11
Wyszukaj / Kup
Kiedy debiutowali przed dwoma laty, nie byli wcale żółtodzióbami. Każdy z nich miał mniejszy bądź większy, bardziej lub mniej ceniony, ale jednak jakiś dorobek artystyczny. Basista Dan Briggs udzielał się (robi to zresztą po dziś dzień) w metalowo-awangardowej formacji Between the Buried and Me oraz zahaczającej o rock progresywny i post-hardcore supergrupie Orbs. Perkusista Matt Lynch dał się poznać jako członek działającej od początku lat 90. ubiegłego wieku alternatywnej grupy Snail, eksperymentalnego Hermit Thrushes oraz indie progrockowego Eyris. Z kolei saksofonista i flecista Walter Fancourt związany był przede wszystkim z kapelami o proweniencji jazzowej, jak chociażby Casual Curious czy Brand New Life. Inicjatywa powołania do życia Trioscapes wyszła latem 2011 roku od Briggsa, który zaproponował pozostałym muzykom wspólny projekt w stylu… Mahavishnu Orchestra. Gdy jednak przyjrzymy się nieco bliżej twórczości obu zespołów, dostrzeżemy zasadnicze różnice. Formacja Johna McLaughlina nie odważała się mimo wszystko na tak radykalne skoki do świata rocka, a nawet heavy metalu.
Trio, mające za bazę wypadową miasto Greensboro w Karolinie Północnej, tam właśnie – w studiu Legitimate Business, pod okiem producenta Krisa Hilberta – nagrało następcę debiutanckiego „Separate Realities” (2012). Materiał, który ostatecznie zatytułowany został „Digital Dream Sequence”, światło dzienne ujrzał w połowie sierpnia nakładem, działającej w Los Angeles, wytwórni Metal Blade Records; na początku września do sprzedaży powinna trafić również wersja winylowa albumu, sygnowana przez firmę Hogweed and Fugue, która jest nowym przedsięwzięciem biznesowym basisty Trioscapes. Utwory zawarte na krążku zmiksował Jamie King, co jest o tyle istotne, że do tej pory pracował on głównie z formacjami i muzykami znanymi z artystycznej bezkompromisowości, jak Devin Townsend, Scale the Summit czy wspomniane już Between the Buried and Me. Można więc było spodziewać się, że, przeszedłszy przez jego ręce, kompozycje Briggsa, Fancourta i Lyncha nie tylko, że nie stracą, ale wręcz zyskają na dynamice i agresywności. Tak też się stało!
„Digital Dream Sequence” zawiera pięć utworów, trwających w sumie czterdzieści dwie minuty. Co jest na pewno bardzo dobrą informacją dla wielbicieli płyt winylowych, którzy kupując nowy produkt Trioscapes na tym właśnie nośniku, nie zostaną pozbawieni ani sekundy muzyki w porównaniu z edycją kompaktową. Otwierający album numer tytułowy z miejsca ustawia słuchacza w pionie: potężne uderzenie sekcji rytmicznej i szybko dołączający do niej saksofon tenorowy Fancourta sprawiają, że od pierwszych sekund muzyka tria wdziera się w świadomość i sieje spustoszenie. Oczywiście w granicach rozsądku – do takiego stopnia, by jednak w pełni rozmyślnie chłonąć artystyczną propozycję zespołu. Trioscapes z jednej strony dba o progresywny rozmach kompozycji i nie unika aranżacyjnych fajerwerków, z drugiej natomiast – dalekie jest od wirtuozerskich popisów instrumentalnych. Bas najczęściej jest sfuzzowany, lekko zabrudzony, a zamiast pełnych przestrzeni keyboardów (co charakterystyczne jest dla prog-rocka), tło wypełniają głównie dźwięki generowane elektronicznie.
W „Digital Dream Sequence” obecne jest w zasadzie to wszystko, co wracać będzie w kolejnych utworach. Mamy więc nałożone na siebie ścieżki saksofonu, mamy dialogi dęciaka z gitarą basową i partie solowe, których celem nie jest jednak, o czym zostało już wspomniane, zauroczenie słuchacza – niepodlegającymi wątpliwości – umiejętnościami muzyków, ale głównie wzbogacenie poszczególnych kompozycji. „Stab Wounds”, choć najkrótsze na całej płycie, skrzy się pomysłami. Najwięcej do „powiedzenia” ma tutaj Fancourt, który najpierw serwuje freejazzowe solo saksofonu, by następnie ukoić zgruchotane nerwy subtelną partią fletu; w finale jednak po raz kolejny pozwala sobie na prawdziwie szaloną improwizację. Podczas nagrywania „From the Earth to the Moon” znacznie więcej pracy miał natomiast Matt Lynch, który nie tylko siedział za bębnami, ale także w dużym stopniu „zabawiał” się elektroniką (samplując dźwięki przeróżnych instrumentów). Pewnie też dlatego jest to tak mocno zróżnicowany kawałek, w którym fragmenty hardrockowe sąsiadują z progresywno-etnicznymi (spod znaku Jade Warrior), a jazz nieustannie miesza się z rockiem. I chociaż nie jest to może Mahavishnu Orchestra, ale duch tego klasyka amerykańskiego fusion unosi się na Trioscapes.
Zawartość czwartego w kolejności numeru, czyli „Hysterii” (nie mylić z Def Leppard!), odpowiada dokładnie jego tytułowi. Częste zmiany tempa, połączone z improwizacjami saksofonowymi, wprowadzają w nieco neurasteniczny nastrój. Jeśli następuje uspokojenie, to tylko chwilowe – po to, by zespół mógł zaatakować ze zdwojoną siłą. Końcówka należy ponownie do Fancourta, który na tle rozdygotanego basu Dana Briggsa, daje takiego czadu, że na odpowiednio nagłośnionym koncercie mogłyby popękać bębenki uszne. Wieńczący krążek, najdłuższy, bo ponad piętnastominutowy, „The Jungle” zaczyna się w sposób stonowany – od etnicznych bębenków i klasycznego podkładu rockowo-jazzowego, który jednak szybko ustępuje miejsca dynamicznej partii gitary basowej i agresywnemu saksofonowi. Dużo ciekawego dzieje się także w tle; w niektórych momentach szeroko zastosowana elektronika przenosi nas do świata krautrockowej psychodelii. Ale to tylko smaczki, które nie odwracają w szczególny sposób uwagi od zasadniczej linii przyjętej przez Trioscapes, czyli mariażu rocka (progresywnego) i (free) jazzu.
Amerykanie, zdając sobie zapewne sprawę z tego, że podobną muzykę należy odpowiednio dawkować, nie przesadzili z długością trwania płyty (podobnie zresztą jak w przypadku „Separate Realities”). Czterdzieści dwie minuty to akurat tyle, by nasycić się ich twórczością bez poczucia zmęczenia czy znużenia. Tyle, by chcieć do tego krążka wracać i za każdym kolejnym przesłuchaniem odnajdywać muzyczne perełki, kryjące się w partiach saksofonu, basu (nierzadko traktowanego jako instrument solowy) czy elektroniki.
koniec
28 sierpnia 2014
Skład:
Dan Briggs – gitara basowa
Walter Fancourt – saksofon tenorowy, flet
Matt Lynch – perkusja, instrumenty perkusyjne, instrumenty elektroniczne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.