Tu miejsce na labirynt…: Żydowskie korzenie współczesnego free-jazzu [Riverloam Trio „Inem Gortn” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W ostatnim czasie gdański saksofonista Mikołaj Trzaska podejmuje coraz odważniejsze próby podbicia rynków zachodnich. Każdego roku ukazuje się przynajmniej kilka płyt, w powstaniu których miał on wydatny udział. Część z nich nagrywanych jest w składach międzynarodowych i publikowanych przez specjalizujące się w jazzie improwizowanym wytwórnie spoza Polski. Jak chociażby sygnowany nazwą Riverloam Trio krążek „Inem Gortn”.
Tu miejsce na labirynt…: Żydowskie korzenie współczesnego free-jazzu [Riverloam Trio „Inem Gortn” - recenzja]W ostatnim czasie gdański saksofonista Mikołaj Trzaska podejmuje coraz odważniejsze próby podbicia rynków zachodnich. Każdego roku ukazuje się przynajmniej kilka płyt, w powstaniu których miał on wydatny udział. Część z nich nagrywanych jest w składach międzynarodowych i publikowanych przez specjalizujące się w jazzie improwizowanym wytwórnie spoza Polski. Jak chociażby sygnowany nazwą Riverloam Trio krążek „Inem Gortn”.
Riverloam Trio ‹Inem Gortn›Utwory | | CD1 | | 1) Grasping Ivy | 08:24 | 2) Beware of the Porter, Part 1 | 01:56 | 3) Beware of the Porter, Part 2 | 11:00 | 4) Danzig Blues | 04:20 | 5) Grub Party | 09:07 | 6) Elephant Trees | 05:52 | 7) Inem Gortn | 12:58 |
Mikołaj Trzaska – przed laty współtwórca i główna gwiazda polskiego yassu (możecie go pamiętać z takich formacji, jak NRD, Tymon i Trupy, Łoskot czy Miłość) – powoli zbliża się do pięćdziesiątki. Inwencji twórczej ma w sobie jednak więcej niż niejeden początkujący twórca. W każdym razie swoją dyskografią mógłby obdzielić przynajmniej kilku artystów, a i tak sporo by jeszcze dla niego zostało. Oprócz albumów sygnowanych własnym nazwiskiem, ma w swym dorobku również nagrania z grupami prowadzonymi przez legendarnego amerykańskiego saksofonistę Kena Vandermarka (vide Reed Trio i The Resonance Ensemble); poza tym stoi na czele kwartetu Ircha (złożonego z instrumentalistów grających jedynie na dęciakach) oraz specjalizującego się w interpretowanej na jazzowo muzyce klezmerskiej zespołu Shofar („ Ha-Huncvot”). Jednym z najmłodszych „dzieci” Trzaski jest formacja Riverloam Trio, którą współtworzy z dwoma Brytyjczykami: kontrabasistą Oliem Brice’em oraz perkusistą Markiem Sandersem. Obaj są artystami od dawna już uznanymi na anglosaskiej scenie jazzu improwizowanego. Brice chętnie angażuje się w projekty awangardowo-jazzowe. Nagrywał między innymi z flecistą Neilem Metcalfem („Brackish”, 2011), w triu z saksofonistą Mikiem Fletcherem i bębniarzem Tymoteuszem Jóźwiakiem („Nick of Time”, 2014), z zespołem Catacumbo („Catacumbo”, 2012) oraz kwartetem Nicka Malcolma („Glimmers”, 2012; „Beyond Those Voices”, 2014). Ostatnio stanął także na czele własnego kwintetu, do którego pozyskał między innymi polskiego klarnecistę Wacława Zimpla; efekty ich kooperacji możemy usłyszeć na wydanym przez poznański Multikulti Project albumie „Immune to Clockwork” (2014). Sanders z kolei jest jednym z najbardziej rozchwytywanych w środowisku perkusistów. Miał zaszczyt grać u boku Eltona Deana, Frodego Gjerstada, Kena Vandermarka, Paula Dunmalla oraz Jah Wobble’a. jego nazwisko odnajdziemy też w składach takich ansamblów freejazzowych, jak Foils Quartet, Deep Whole Trio, Asunder Trio (które jedną ze swoich płyt wydało w należącej do Mikołaja Trzaski wytwórni Kilogram Records), Lunge, Paura, Predicate, Speeq, ZFP Quartet oraz Trio Nang Naah. Sporo, prawda? Ale to i tak jeszcze nie wszystko. Biorąc to pod uwagę, można się zdziwić, że tak zapracowani muzycy znaleźli czas, aby stworzyć kolejny skład. Bo nawet jeśli występują ze sobą okazjonalnie, to i tak wymaga to ogromnego nakładu pracy. Trio Trzaska, Brice i Sanders grywają ze sobą od czterech lat. Pierwszy wspólny ich album, zatytułowany… „Riverloam Trio” – będący rejestracją sesji, która odbyła się w Birmingham w końcu maja 2011 roku – ujrzał światło dzienne rok później nakładem litewskiej firmy NoBusiness Records. I jest to prawdziwy fonograficzny rarytas. Wydawnictwo opublikowano bowiem na dwóch krążkach winylowych w kolekcjonerskim nakładzie trzystu egzemplarzy. Na szczęście kolejna produkcja zespołu jest już dostępna dla zainteresowanych bez większych problemów, a ma ją w swoim katalogu brytyjska wytwórnia FMR Records. Dodajmy jeszcze, że album „Inem Gortn” zawiera w pełni improwizowany materiał, jaki Trzaska, Brice i Sanders nagrali w ciągu dwóch sierpniowych dni trzy lata temu. Nie oznacza to wcale, że się zestarzał. Free-jazz ma przecież to do siebie, że choć mijają lata, nie traci nic a nic na świeżości (o czym dobitnie przekonują chociażby krążki Ornette’a Colemana czy Johna Coltrane’a sprzed półwiecza). Płytę otwiera ponad ośmiominutowy utwór „Grasping Ivy”, który z miejsca wprowadza – głównie dzięki partii kontrabasu – bardzo niepokojący nastrój. Przykuwa on uwagę na tyle, że saksofonowi Trzaski udaje się niepostrzeżenie wybić na plan pierwszy, a następnie zawładnąć niemal całą przestrzenią. To on wkrótce pociąga za sobą cały zespół, który po raz pierwszy – i oczywiście nie ostatni – uderza w mocny improwizacyjny ton. Solówka Polaka tchnie na dodatek klimatami żydowskimi, co wydaje się o tyle zrozumiałe, że muzyka klezmerska od dawna gości w jego sercu. Dalej następuje dwuczęściowa kompozycja „Beware of the Porter” (czy to ostrzeżenie przed Cole’em Porterem?). Otwierająca ją dwuminutowa introdukcja może zaskakiwać minimalistycznymi dźwiękami, kojarzonymi raczej z dokonaniami Johna Cage’a niż jazzem (nawet o posmaku awangardowym), ale w części obcujemy z już dużo bardziej klasycznym obliczem tria. Ton ponownie nadaje saksofon, chociaż mamy tu również solową partię basu (zahaczającą o ethno); oba te instrumenty wymieniają się zresztą rolami do samego końca, a ostatnie słowo należy Trzaski. „Danzig Blues” z bluesem ma, co prawda, niewiele wspólnego, więcej już z psychodelią – o tym świadczyłby w każdym razie powolny i kontemplacyjny, wręcz hipnotyczny rytm nadawany przez kontrabas i perkusję, do którego w tempie dostosował się grający na klarnecie Mikołaj Trzaska. Początek kolejnego numeru – „Grub Party” – sugerowałby rozwijanie tej medytacyjno-refleksyjnej myśli. Ale to tylko zmyłka, ponieważ z czasem muzycy dają upust swej artystycznej zadziorności, eksplodując wręcz energią w kolejnych szalonych improwizacjach. Rozedrgane brzmienie saksofonu czy smyczek przemykający po strunach kontrabasu – udanie budzą słuchaczy ze swoistego odrętwienia, w jakie mogli oni wpaść w trakcie „Gdańskiego bluesa”. W tym samym kierunku Trzaska, Brice i Sanders podążają w „Elephant Trees”: saksofonista dialoguje sobie z kontrabasistą, a bębniarz stara się „podgryzać” to jednego, to drugiego, co wywołuje w nich jeszcze większą złość i wymusza głębsze zaangażowanie. Choć zakończenie zwiastuje raczej uspokojenie niż burzę. Zamykająca album kompozycja tytułowa znów pobrzmiewa muzyką klezmerską, głównie za sprawą klarnetu basowego, na którym gra Trzaska. Wrażenie to potęguje jeszcze partia Brice’a, który ponownie sięga po smyczek, aby przemianować swój kontrabas na instrument smyczkowy. Linia melodyczna rozwija się powoli i długo, dzięki czemu „Inem Gortn” może poszczycić się – w porównaniu z pozostałymi utworami – najbardziej przyjazną słuchaczowi nieobytemu z jazzem improwizowanym fakturą. Chociaż i tutaj nie brakuje typowych freejazzowych zagrywek. Ba! doczekujemy się nawet krótkiej solówki bębniarza, którego miejsce szybko jednak zajmuje zazdrosny o uwagę saksofon. Gdy Trzaska snuje swoją opowieść (również na klarnecie), w tle Brice i Sanders dokonują prawdziwych ekwilibrystycznych wyczynów, udowadniając tym sposobem, że gdyby pewnego dnia zgłosili się po nich z ofertą pracy muzycy z grup rockowych, sprostaliby bez problemów powierzonemu im zadaniu. „Inem Gortn” to, jak do tej pory, ostatnia produkcja tria. Należy jednak mieć nadzieję, że niebawem trafi na płytę kolejny program zespołu – prezentowany podczas koncertów już w 2013 roku, w bardzo dużym stopniu inspirowany folklorem żydowskim, „Babcia’s Memory” (sic!). Aż dziw, że do tej pory nikt go nie wydał. Skład: Mikołaj Trzaska – saksofon altowy, klarnet, klarnet basowy Olie Brice – kontrabas Mark Sanders – perkusja
|