Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Kadath
‹Rengoku Gakudan (The Band of Purgatory)›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRengoku Gakudan (The Band of Purgatory)
Wykonawca / KompozytorKadath
Data wydania9 listopada 2016
NośnikCD
Czas trwania35:54
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hiromi Sugawara, Taiji Yagi, Koji Ishii, Takashi Itoh
Utwory
CD1
1) Rengoku [Purgatory]05:53
2) Kitsune [Fox]04:36
3) Shinigami [The Reaper]04:43
4) Oni08:21
5) Tsuki no uragawa07:34
6) Kawakiyuku tabibitu04:47
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Kadath z Kraju Kwitnącej Wiśni
[Kadath „Rengoku Gakudan (The Band of Purgatory)” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Twórcy literatury grozy i fantasy to od lat wdzięczni inspiratorzy dla zespołów rockowych, zwłaszcza tych o proweniencji metalowej. Jednym z cieszących się w tym względzie większym powodzeniem jest Amerykanin Howard Phillips Lovecraft, którego proza przed laty zafascynowała japońskiego gitarzystę Hiromiego Sugawarę. I to do tego stopnia, że gdy powołał do życia własny zespół – nazwał go Kadath. Właśnie ukazał się jego drugi album – „Rengoku Gakudan”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Kadath z Kraju Kwitnącej Wiśni
[Kadath „Rengoku Gakudan (The Band of Purgatory)” - recenzja]

Twórcy literatury grozy i fantasy to od lat wdzięczni inspiratorzy dla zespołów rockowych, zwłaszcza tych o proweniencji metalowej. Jednym z cieszących się w tym względzie większym powodzeniem jest Amerykanin Howard Phillips Lovecraft, którego proza przed laty zafascynowała japońskiego gitarzystę Hiromiego Sugawarę. I to do tego stopnia, że gdy powołał do życia własny zespół – nazwał go Kadath. Właśnie ukazał się jego drugi album – „Rengoku Gakudan”.

Kadath
‹Rengoku Gakudan (The Band of Purgatory)›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRengoku Gakudan (The Band of Purgatory)
Wykonawca / KompozytorKadath
Data wydania9 listopada 2016
NośnikCD
Czas trwania35:54
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hiromi Sugawara, Taiji Yagi, Koji Ishii, Takashi Itoh
Utwory
CD1
1) Rengoku [Purgatory]05:53
2) Kitsune [Fox]04:36
3) Shinigami [The Reaper]04:43
4) Oni08:21
5) Tsuki no uragawa07:34
6) Kawakiyuku tabibitu04:47
Wyszukaj / Kup
W styczniu 1927 roku po trzech miesiącach pracy samotnik z Providence, jak często zwykło nazywać się Howarda Phillipsa Lovecrafta, ukończył pisanie mikropowieści „W poszukiwaniu nieznanego Kadath”. Niestety, na ukazanie się w druku musiała ona poczekać jeszcze szesnaście lat. Kiedy wreszcie trafiła do rąk czytelników, jej autor od sześciu lat spoczywał już w grobie. Książka spotkała się z uznaniem krytyków specjalizujących się w literaturze grozy i do dzisiaj wymieniana jest w gronie najwybitniejszych dzieł Amerykanina. Jej popularność, jak się okazuje, z czasem dotarła aż do dalekiej Japonii, do położonego na wyspie Honsiu miasta Yamaguchi (stolicy prefektury), gdzie sięgnął po nią młody artysta-muzyk Hiromi Sugawara. Zrobiła ona na nim tak wielkie wrażenie, że kiedy w 2009 roku postanowił założyć zespół rockowy, nazwał go… Kadath, a wydaną parę miesięcy później debiutancką płytę zatytułował „The Dream-Quest of Unknown Kadath”, czyli dokładnie tak, jak Lovecraft swą mikropowieść.
Oprócz grającego na gitarze (i odpowiedzialnego za kompozycje) Sugawary w składzie Kadath znaleźli się jeszcze trzej muzycy: wokalista i basista Taiji Yagi, klawiszowiec i saksofonista (jak również autor tekstów) Koji Ishii oraz perkusista Takashi Itoh. Twórczość Japończyków od samego początku wyrasta z gleby progresywnej, ale sięga także po inspiracje innymi stylami – głównie hard rockiem, ale i – co może być pewnym zaskoczeniem – nową falą oraz jazz-rockiem. Jeszcze wyraźniej słychać to na drugim albumie zespołu, który do szerokiej dystrybucji trafił w listopadzie tego roku. „Rengoku Gakudan (The Band of Purgatory)” wydała mało znana firma JPRG Records, co może sprawić, że krążek nie dotrze do tak wielu fanów, ilu mógłby (czy też powinien) zainteresować. Tym bardziej należy więc dołożyć starań, aby do wydawnictwa tego dotrzeć, albowiem zasługuje ono na szczególną uwagę, będąc jedną z ciekawszych płyt progresywnych 2016 roku. I to nie tylko tych, które nagrane zostały poza Europą.
Album nie należy do przesadnie długich. Biorąc pod uwagę, że czekano na niego siedem lat, można się nawet zdziwić, że wypełnia go zaledwie trzydzieści sześć minut muzyki. Ale przecież liczy się przede wszystkim jakość zawartych na krążku utworów. A w tym przypadku trudno się do czegokolwiek przyczepić. Płytę otwiera instrumentalna kompozycja zatytułowana „Rengoku (Purgatory)”. Przez pierwszą minutę docierają do słuchacza jedynie nastrojowe dźwięki gitary i perkusji; kiedy dołączają pozostali muzycy, z miejsca robi się bardzo progresywnie, co w sporej mierze jest zasługą klawiszowca (odpowiedzialnego za tło). Kropkę nad „i” stawia tu jednak lider, którego kapitalna solówka – po części dzielona z saksofonistą (rozwijającym zapoczątkowany przez Hiromiego wątek) – przywodzi na myśl dokonania najwybitniejszych gitarzystów progresywnych pokroju Steve’a Hacketta (Genesis i solo), Jana Akkermana (Focus) czy Steve’a Rothery’ego (Marillion, The Wishing Tree).
O ile „Rengoku” nawiązuje do stylistyki rockowej lat 70. XX wieku, o tyle następujący po nim utwór „Kitsune (Fox)” brzmi tak, jakby powstał na początku następnej dekady. Stąd skojarzenia ze święcącym wówczas największe triumfy new wave i podobieństwo chociażby do podążającego tą samą progresywno-nowofalową drogą – założonego przez dwóch „uciekinierów” z niemieckiego Eloy, Detleva Schmidtchena oraz Jürgena Rosenthala – zespołu Ego on the Rocks. Dzieje się tak głównie za sprawą obsługującego syntezatory Kojiego Ishii, który partie solowe dzieli sprawiedliwie pomiędzy siebie i Sugawarę. W podobnym nastroju utrzymany jest trzeci w kolejności „Shinigami (The Reaper)” – zagrany bardzo energetycznie i w szybkim tempie, oparty na brzmieniach syntezatorów i rozpędzonej perkusji. Gitarzysta zostaje tu zepchnięty na plan drugi; istotniejszą rolę odgrywa jedynie we wstępie, kiedy gra partię zahaczającą o stylistykę funk.
Na triumfalny powrót lidera nie trzeba jednak długo czekać. W najdłuższym, trwającym ponad osiem minut, numerze „Oni”, Sugawara sięga aż po trzy gitary, których ścieżki zostają na dodatek nałożone na siebie. Na planie pierwszym rywalizują ze sobą gitary elektryczne – solowa i rytmiczna – w tle natomiast pojawiają się smaczki dograne na akustycznej. Z biegiem czasu Hiromi ustępuje miejsca Kojiemu, który również wykorzystuje całą paletę dostępnych w studiu instrumentów klawiszowych, znacznie tym samym wzbogacając brzmienie. Obaj raczą również słuchaczy klasycznie progresywnymi, a więc podniosłymi i powłóczystymi, solówkami. Fortepianowy (z gitarą akustyczną na drugim planie) początek „Tsuki no uragawa” sugerowałby, że będziemy mieć do czynienia z balladą. Ale tak jest tylko do pewnego momentu; dalej zespół wyraźnie się rozkręca, zmierzając, zdawałoby się, konsekwentnie w stronę progresywnego jazzu (vide Hackettowska partia gitary oraz saksofonowe wejście Ishii). Tym większym zaskoczeniem są pojawiające się mniej więcej w połowie wstawki czysto metalowe. Ale finał na powrót jest nastrojowy.
Co do balladowej proweniencji zamykającego płytę „Kawakiyuku tabibitu” nie ma już najmniejszych wątpliwości. Wzruszający głos Taijiego Yagi (słyszany również w dwóch poprzednich kompozycjach) pojawia się bowiem na tle akompaniamentu fortepianu; w tle słychać natomiast delikatne syntezatorowe smyczki, które przydają całości symfonicznego posmaku. Nawet gdy sekcja rytmiczna podkręca tempo, a Sugawara przypomina sobie o swych inklinacjach hardrockowych, utwór ten nic nie traci na zwiewności, która dodatkowo podkreślona zostaje jeszcze natchnioną melodeklamacją wokalisty (w języku japońskim). Ile w muzyce Kadath jest patronującego zespołowi Lovecrafta? Okładka płyty sugerowałaby, że dużo. Muzyka jednak już taka mroczna nie jest. Niestety, nie znając japońskiego, trudno też ocenić, w jakim stopniu do twórczości Amerykanina nawiązują teksty autorstwa Kojiego Ishii. Na słowo wierzyć należy, że w dużym.
koniec
15 listopada 2016
Skład:
Hiromi Sugawara – gitary elektryczne (solowa i rytmiczna), gitara akustyczna, efekty komputerowe, muzyka
Taiji Yagi – śpiew, gitara basowa
Koji Ishii – syntezatory, fortepian, organy, saksofony, stick, teksty
Takashi Itoh – perkusja, elektroniczna perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.