WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
50… 40… 30… 20… 10…: Październik 2012W „50… 40…” coraz bliżej okrągłego jubileuszu. Zanim jednak przyjdzie pora na świętowanie, miejsce w naszym cyklu znalazły roczniki z „zerami” na końcu. Spośród artystów nagrywających w tych latach nieprzeciętne krążki wybraliśmy: Guru Guru, Ego on the Rocks, Fields Of The Nephilim, Iron Maiden oraz Charred Walls of the Damned.
Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Przemysław Pietruszewski50… 40… 30… 20… 10…: Październik 2012W „50… 40…” coraz bliżej okrągłego jubileuszu. Zanim jednak przyjdzie pora na świętowanie, miejsce w naszym cyklu znalazły roczniki z „zerami” na końcu. Spośród artystów nagrywających w tych latach nieprzeciętne krążki wybraliśmy: Guru Guru, Ego on the Rocks, Fields Of The Nephilim, Iron Maiden oraz Charred Walls of the Damned. 1970 – Guru Guru, „UFO”
Wyszukaj / Kup Jak na tytuł przystało, muzyka zawarta na albumie jest prawdziwie kosmiczna i odlotowa. Łatwiej byłoby zresztą napisać, czego na „UFO” nie ma, niż co jest. Psychodelia i progres? Proszę, jak najbardziej. Awangarda i free jazz? Też znajdziecie, bez obaw. Zagrywek ze świata hard rocka również nie brakuje. Wszystko zaś podlane zostało rebelianckim anarchizmem, zacięciem do eksperymentatorstwa oraz… regularnie zażywanymi halucynogenami. Efekt nie mógł być inny. Pięć instrumentalnych kompozycji trwa w sumie trzydzieści siedem minut – niewiele jak na współczesne standardy, prawda? Ale zagęszczenie dźwięków, atonalnych brzmień i skrajnych emocji jest tak wielkie, że słuchacza mniej zaprawionego w bojach z rockową awangardą debiut płytowy Guru Guru może przyprawić o zawrót głowy, ba! o gigantyczne psychiczne zmęczenie. Tu nie ma zmiłuj. Począwszy od „Stone In” poprzez tytułowe „UFO” aż po zamykający krążek „Der LSD – Marsch” mamy do czynienia ze sfuzzowanymi gitarami i rozimprowizowaną sekcją rytmiczną, która momentami popada w takie połamańce, że panowie z Dream Theater i Primusa mogliby pozazdrościć inwencji niemieckim weteranom. I choć od tamtej pory Guru Guru wydało jeszcze kilkadziesiąt płyt, chyba żadna nie charakteryzowała się taką dozą artystycznego szaleństwa. Co wcale nie znaczy, że były one bardziej strawne dla mniej wyrobionych odbiorców. Sebastian Chosiński 1980 – Ego on the Rocks, „Acid in Wounderland”
Wyszukaj / Kup Na oryginalnym winylu znalazło się osiem kompozycji, w których autorzy z jednej strony zgrabnie wpisali się w progresywną tradycję Eloy, z drugiej zaś – odważnie sięgnęli po zdobywające wtedy wielką popularność brzmienia nowofalowe i synthpopowe; nie zabrakło również nieco lżejszej od proponowanej przez Brytyjczyków z Hawkwind odmiany space rocka. W klimacie Eloy utrzymane są otwierające krążek „7 to 7 or 999 to 99 Hope” (z głosem Adolfa Hitlera na dobry początek) oraz znakomite „Unallgemeine Bestürzung” (z najostrzejszą na całej płycie solówką gitary); w „Erected Error” i „Mystik †1†9†8†0” na plan pierwszy wybijają się już przede wszystkim nowofalowe syntezatory. „Asylum” i „Hazard” zaprawione są szczyptą psychodelii, a efekty wykorzystane w drugim z kawałków od razu przywodzą na myśl „Money” Pink Floyd; „Godbluff” z kolei równie dobrze mógłby wyjść spod ręki Edgara Froese (w okresie gdy Tangerine Dream zaczęło skręcać w stronę popu). Zamykający album numer „Civilization Song 1” skrzy się natomiast od kosmicznych brzmień i przestrzennych klawiszy. Sporą ciekawostką dla fanów mogą być bonusy dodane do kompaktowej edycji „Acid in Wounderland” wytwórni Second Battle (z 1997 roku). Jest ich pięć, w tym liczące sobie ponad dziewiętnaście minut eksperymentalne „Once in Africa 1”, w którym panowie z Ego on the Rocks udanie kontynuują psychodeliczno-awangardowe tradycje krautrocka z przełomu lat 60. i 70. Pozostałe kawałki prezentują bardzo różne oblicza duetu: synthpopowe w „Destroy the Gun” i „Another Saturday Night” oraz ambientowe i spacerockowe w „Losers and Finders” i „Civilization Song 2”. Sebastian Chosiński 1990 – Fields Of The Nephilim, „Elizium”
Wyszukaj / Kup Zapoczątkowane na „The Nephilim” spowite muzyczną mgłą melodie znalazły swoje rozwinięcie na opisywanej płycie. To dramatyczna, ale także euforyczna podróż w głąb śmiertelności, gdzie jak śpiewa McCoy: „the night has become elizium”. I jak Sisters Of Mercy łączyli gotycką nutę z popową syntetyką, tak ekipa McCoya postawiła na rozwlekłe gitarowe kompozycje, w których czuć ducha nagrań Pink Floyd. Nie ma się zresztą co dziwić, bowiem „Elizium” zostało wyprodukowane przez Andy’ego Jacksona, który odpowiadał również za dźwięk na płytach Brytyjczyków z Cambridge. Przestrzenne brzmienie „At The Gates Of Silent Memory” może przywodzić na myśl „Echoes” z płyty „Meddle” wspomnianych muzyków i jawi się niczym hołd dla supergrupy. Mastering tej płyty wskazuje także na konotacje z Cocteau Twins, ale w przypadku „Elizium” oniryczna atmosfera wypełniona jest, wspomnianą wcześniej, zatrważającą wędrówką duszy po niezbadanych dźwiękowych pustyniach. Linia basu, tak wyeksponowana na poprzednim krążku w „Celebrate” czy fenomenalnym „Last Exit For The Lost”, jawi się tutaj jako doskonały przykład spójności i klarowności, co można usłyszeć w „Submission”. Tony Pettitt, niczym prawdziwy alchemik, przekuwa delikatne uderzenia gitarowych strun w nieskazitelnie czysty podkład pod profetyczny wokal McCoya. I nawet kiedy gitara z perkusją zaczynają nabierać jazgotliwego tempa, bas jedynie lekko przyspiesza, stymulując harmonię całości. To samo tyczy się następnego „Sumerland (What Dreams May Come)”, w którym rytmicznie wystukiwany rytm gitary i perkusji buduje momentami wręcz floydowski klimat. Nie ma sensu opisywać każdego utworu, każdy na swój sposób jest wyjątkowy. „Elizium” to ciągła walka ze słuchaczem. To najwyższy stopień wtajemniczenia muzycznej Thelemy, który nawet największym zespołom gotycko-metalowym lat 90. nie jest dostępny. Przemysław Pietruszewski 2000 – Iron Maiden, „Brave New World”
Wyszukaj / Kup Piotr „Pi” Gołębiewski 2010 – Charred Walls of the Damned, „Charred Walls of the Damned”
Wyszukaj / Kup „Charred Walls of the Damned” to klasycznej długości album z równie tradycyjną zawartością. Dziewięć wykonanych z wirtuozerską precyzją utworów w stylistyce thrashowo-powermetalowej porywa od pierwszego przesłuchania, zachwycając poziomem kompozycyjnym. Trudno, żeby było inaczej, skoro mamy tu do czynienia z prawdziwymi weteranami – choć mimo wszystko z młodszego pokolenia. „Ripper” okazał się w całkiem wysokiej formie, radząc sobie z łatwością z niezbyt banalnymi partiami wokalnymi. Z drugiej strony, studyjne sztuczki potrafią zdziałać cuda… Jeśli jednak nie wykorzystano na tym albumie dobrodziejstw techniki w znacznym stopniu, to Owensowi należą się gromkie brawa za świetne wykonania. W przypadku gitary elektrycznej – na tym polu szczególnych uniesień brak. Po prostu mnóstwo melodyjnych, sprawnie zagranych, osadzonych w thrash i powermetalu riffów. Najbardziej na debiutanckiej płycie supergrupy błyszczy sekcja rytmiczna, co od początku nie było zaskoczeniem, a najprawdopodobniej tego właśnie oczekiwali fani Richarda Christy’ego i Steve’a DiGiorgio. Nietrudno wychwycić charakterystyczny styl basisty, który można było podziwiać chociażby na dwóch legendarnych już albumach Death – „Human” i „Individual Thought Patterns”. Mistrzostwo to mało powiedziane. Nie inaczej jest z jego młodszym kolegą – Christy jak zwykle powala pomysłowością i techniką. Jak już wspominałem na początku – dla fanów Death absolutny mus, dla pozostałych miłośników ciężkich brzmień właściwie również. Dawid Josz 26 października 2012 |
Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.
więcej »Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Koncert marzeń: Iron Maiden
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Podsumowanie
— Esensja
Listopad 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Mateusz Kowalski, Przemysław Pietruszewski
Wrzesień 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna
Sierpień 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz
Lipiec 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Michał Perzyna
Czerwiec 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Michał Perzyna
Maj 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Kwiecień 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Marzec 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Luty 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Tu miejsce na labirynt…: Niesamowity świat Maniego Neumeiera
— Sebastian Chosiński
Długość i jakość
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Tu miejsce na labirynt…: Mesjasze w Państwie Środka
— Sebastian Chosiński
Esensja słucha: Trzeci / czwarty kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Kuba Sobieralski, Jakub Stępień
Ostateczna granica?
— Przemysław Dobrzyński
Pot i Kreff – Made in Poland: Polska dla niego krzyczała!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Pot i Kreff: Na pokładzie lotu „666”
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Klasyka kina radzieckiego: Bawełna czeka na wodę
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Wpływ tykwy na rozwój światowej muzyki
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Ciemne chmury nad Anatewką
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
— Sebastian Chosiński
Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
PRL w kryminale: Nie bądź jak kura w Wołominie!
— Sebastian Chosiński
W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
— Sebastian Chosiński
Zabawne jest przywoływanie The Cure (sic!) czy Bauhaus (sic!!) przy okazji The Nephilim, a ignorowanie dwóch najbardziej oczywistych inspiracji McCoya i spółki, czyli The Sisters of Mercy i Motorhead. Od Lemmy'ego nawet kapelusz ukradł :>
I jeszcze Guru Guru jako "lewicowa komuna". LOL.